Nr 8/2024 Na moment

Ciekawy przypadek Kurta Cobaina

Maciej Kaczmarski
Muzyka

Na początku kwietnia minęło trzydzieści lat od śmierci Kurta Cobaina – wokalisty i gitarzysty grupy Nirvana. Kultura popularna przerobiła tę historię na setki sposobów (poprzez książki, filmy, artykuły, analizy, wspomnienia, teorie spiskowe) – może nastał więc czas, aby przedstawić ją nieco inaczej (choć nie bez wykorzystania znanej konwencji)?

***

Jesteśmy w drugiej połowie XXI wieku.

Konflikty zbrojne na Ziemi zaczęły się przelewać z kontynentu na kontynent, a ludzkość po raz pierwszy od blisko stu lat stanęła przed realną groźbą całkowitej zagłady atomowej. Wyścig zbrojeń między największymi mocarstwami osiągnął niebotyczne rozmiary: każde z nich wyprodukowało zapas bomb daleko wykraczający poza liczbę potrzebną do unicestwienia wrogich celów. Europejscy naukowcy obliczyli, że poziom „overkill” – nadmiernej niszczycielskiej mocy drzemiącej w głowicach nuklearnych – przekroczył minimum niezbędne do zlikwidowania przeciwnika ponad trzy miliony razy. Imperia mają w arsenałach broń masowego rażenia, zdolną wielokrotnie zniszczyć całą planetę. Badacze odkryli przy tym, że takiego pandemonium i późniejszej zimy nuklearnej nie przeżyłaby żadna złożona forma życia.
Istnieją też obserwatorzy, których perspektywa rozciąga się znacznie dalej niż ziemski punkt widzenia. Prastara rasa Exaybachayan z Frolixa 8 – odległej planety zlokalizowanej w podwójnym układzie słonecznym Cygnus X-1 w Gwiazdozbiorze Łabędzia – przyglądała się rozkwitowi Ziemi od wielu miliardów lat, gdy nie istniały na niej nawet pierwociny istnienia. W ramach ukierunkowanej panspermii Exaybachayanie „zasiali” na naszej planecie życie w całej jego niemal nieskończonej obfitości i różnorodności, a potem dyskretnie wpływali na postęp gatunku ludzkiego, tak jak czynili to z innymi cywilizacjami na innych planetach we wszechświecie. Wiedzieli, że ewentualna zagłada Ziemi zaburzyłaby równowagę Układu Słonecznego i całej Drogi Mlecznej, a tym samym wpłynęła na harmonię całego kosmosu; proces ten trwałby wprawdzie bardzo długo, ale jego skutki byłyby nieuchronne.

Exaybachayanie osiągnęli jednak najwyższy, siódmy typ rozwoju w rozszerzonej skali Kardaszowa, czyli Omega-minus. To oznaczało, że potrafili manipulować nie tylko elementarnymi cząstkami materii, takimi jak kwarki i leptony, ale również fundamentalną strukturą czasoprzestrzeni: tworzyć własne wszechświaty, swobodnie przemieszczać się między nimi a wszechświatami równoległymi i dowolnie zmieniać prawa fizyki w każdym zakątku kosmosu. Ta ostatnia umiejętność była niezbędna, aby odwrócić los Ziemi – i zrobić to dosłownie: Exaybachayanie uznali, że jedynym ratunkiem dla naszej planety jest cofnięcie czasu do momentu, w którym ludzkość rozszczepiła atom, a następnie pokierowanie nią w taki sposób, aby mogła uniknąć widma apokalipsy. Przybysze z Frolixa 8, wykorzystując nieprzebraną wiedzę o wielkoskalowych machinacjach dotyczących prawideł fizycznych, doprowadzili na Ziemi do trzęsienia czasu.

Efekt eksperymentu Exaybachayan był natychmiastowy: na ułamek sekundy ziemska teraźniejszość się zatrzymała, a następnie wszystko, co kiedykolwiek wydarzyło się na Ziemi, zaczęło dokonywać się ponownie, lecz w odwróconej chronologii. Z przeciwstawnym biegiem czasu łysym wyrastały włosy, chorzy zdrowieli, sukcesywnie kurczył się dorobek naukowy (łącznie z wiedzą na temat rozszczepiania atomu, co stanowiło nadrzędny cel Exaybachayan), technologia stawała się coraz prostsza i bardziej przyjazna. „Strzała czasu” Martina Amisa i „Memento” Christophera Nolana wreszcie nabrały sensu.

Jedną z najbardziej niezwykłych konsekwencji płynięcia czasu w odwrotnym kierunku był zaburzony wektor ludzkiego życia: oto bowiem każdy człowiek, który umarł przed trzęsieniem czasu, rodził się ponownie w dniu swojej śmierci – i wiedział, ile lat przeżyje, nim na dobre powróci do matczynego łona.

Gdy zegar zawrócił o pół wieku, do roku 1994, zawróciło życie dwudziestosiedmioletniego Kurta Cobaina. Zaczęło się niemal tak, jak życie wszechświata: od wielkiego wybuchu. Ściślej rzecz biorąc: od wystrzału z samopowtarzalnej strzelby Remington podarowanej muzykowi przez przyjaciela. Zaledwie kilka dni wcześniej prochy Cobaina przetransportowano do krematorium i wsadzono do wielkiego pieca, gdzie pod wpływem malejącej temperatury uformowały jego drobne ciało. Następnie przewieziono je kolejno do zakładu pogrzebowego, prosektorium i w końcu do posiadłości Cobaina w Seattle; tam położono je na podłodze szklarni nad garażem. Pewien elektryk powiadomił władze, że odnalazł zwłoki, a następnie oddalił się z miejsca samobójczych narodzin. Trzy dni później Cobain wyrwał się z rigor mortis i wyciągnął strzykawką heroinę ze swych żył. Był 5 kwietnia.

Sześć dni później Cobain pokonał ogrodzenie ośrodka rehabilitacyjnego Exodus w Los Angeles, aby odwrócić bieg kuracji odwykowej. Wkrótce potem artysta znalazł się w Rzymie, gdzie w hotelu Excelsior „wycofał się” z realizacji planu odebrania sobie życia, wymiotując szampanem i rohypnolem. Mimo wszystko pragnął żyć, choć zdawał sobie sprawę, że jego egzystencja skończy się za niecałe trzy dekady, podczas których będzie cofał się w rozwoju aż do powrotu do macicy.

Macica po łacinie to „Uterus”, a „In Utero” oznacza „W macicy”; takiego sformułowania użyła w swym wierszu żona Cobaina, a on pomyślał, że to znakomity tytuł na pierwszą, a właściwie ostatnią płytę Nirvany – zespołu, w którym Cobain grał na gitarze, śpiewał, pisał teksty i muzykę. Album został wycofany ze sklepów we wrześniu 1993 roku, ale należało go jeszcze wymazać w studiu nagraniowym.
Zaczęto od kasowania singli promujących „In Utero”: najpierw ze sklepowych półek zniknął „All Apologies”, a potem „Heart-Shaped Box”; temu drugiemu utworowi towarzyszył wideoklip, który również zdemontowano klatka po klatce, kadr po kadrze. Wszystkim tym zabiegom towarzyszyły coraz mniej entuzjastyczne recenzje krytyków muzycznych i malejący sukces komercyjny. Muzycy grupy – oprócz Cobaina byli to basista Krist Novoselic i perkusista Dave Grohl – byli zadowoleni z albumu, ale nie mieli wyjścia: w świecie rządzonym przez odwrotny upływ czasu musieli wejść do studia i po kolei rozebrać na części każdą piosenkę do poziomu wersji demo, a potem całkowicie o niej zapomnieć. W sukurs przyszedł im producent Steve Albini, który okazał się bardzo pomocny: usuwał wszystkie ścieżki wokalne i instrumentalne, demontował mikrofony otaczające zestaw perkusyjny, a pod koniec pracy oddał członkom Nirvany sto tysięcy dolarów za swoje usługi.

Po dwóch tygodniach rozbiórka „In Utero” była gotowa – Cobain, Novoselic i Grohl mogli opuścić studio Pachyderm w Cannon Falls w stanie Minnesota, do którego przybyli w lutym 1993 roku, w środku mroźnej zimy. Zbliżała się jednak jesień, a kolejny rok miał upłynąć członkom Nirvany na konsekwentnym wymazywaniu kolejnych piosenek podczas prób w piwnicy domu Grohla. W przeszłej przyszłości Nirvanę czekało apogeum popularności. Najpierw jednak, w lutym 1992 roku, rozpoczęło się tournée obejmujące prawie sto koncertów na czterech kontynentach. Występy na żywo w warunkach odwróconej chronologii miały zresztą bardzo interesujący przebieg: wyczerpani muzycy wchodzili na scenę przy akompaniamencie wiwatów i braw, przez godzinę grali wspak, a z każdym utworem wstępowały w nich nowe siły i pod koniec koncertu byli całkiem wypoczęci.

Trasa koncertowa promowała „Nevermind”, drugi album Nirvany (a ponieważ grupa nagrała tylko trzy longplaye, ta konkretna płyta była druga w kolejności w obydwu wymiarach czasowych). Kiedy około ośmiu milionów nabywców na całym świecie poczęło masowo zwracać krążek do sklepów, ich właściciele zdecydowali się oddać cały nakład do wytwórni płytowej DGC Records – był wrzesień 1991 roku. Podobny los spotkał wideoklipy do przebojowych singli „Smells Like Teen Spirit”, „In Bloom”, „Come As You Are” i „Lithium”: wszystkie zostały zdjęte z anteny MTV i innych stacji, a następnie skrupulatnie odreżyserowane. „Smells Like Teen Spirit” z największego hitu Nirvany stał się zwykłym singlem przerobionym na wersję demo. Przepadł także sam „Nevermind” – trzynaście piosenek znikło z powszechnej świadomości nuta po nucie, takt po takcie, wers po wersie. Masakra na muzyce trwała tylko pięć tygodni, a dokonano jej w Sound City Studios w Los Angeles.

Kurt Cobain in 1993 | photo: Mahesh Sridharan on Flickr

Po kasacji „Nevermind” popularność Nirvany spadła tak drastycznie, że wytwórnia DGC Records zerwała kontrakt z grupą. We wrześniu 1990 roku jej szeregi opuścił Dave Grohl, którego po kilku personalnych przetasowaniach zastąpił Chad Channing. Muzycy przenieśli się wpierw do małej oficyny Tupelo, a następnie do niezależnej tłoczni Sub Pop. Musieli też oddać setki tysięcy dolarów zgromadzonych przed obróceniem w nicość poprzedniego albumu. Byli biedni, ale szczęśliwi, znów przepełniała ich radość życia i pasja do tworzenia muzyki. Aby kontynuować dobrą passę, zabrali się do dekonstrukcji swojego debiutanckiego albumu. W pierwszej kolejności, w czerwcu 1989 roku, „Bleach” zabrano ze sklepów, potem zaś starannie rozkładano na części pierwsze przez cały następny rok 1988. Nie było już ani „About a Girl”, ani okładki z negatywem fotografii zespołu.

Cobain, Novoselic i Channing szybko oddali 606 dolarów i 17 centów pożyczonych na kasowanie „Bleach” i jeszcze szybciej przystąpili do likwidacji debiutanckiego singla Nirvany. „Love Buzz” stanowił przeróbkę piosenki Shocking Blue – holenderskiej formacji z kręgu psychodelicznego rocka, która ostatecznie pozbędzie się jej w 1969 roku. W listopadzie 1988 roku mała płyta zniknęła więc z oferty Sub Pop (proces ten nie był szczególnie trudny, ponieważ wytłoczono zaledwie 1000 egzemplarzy), a w czerwcu podczas jednodniowej sesji muzycy zdekonstruowali cały utwór, który później całkowicie wyparował z ich głów. W tej sytuacji włodarzom wytwórni nie pozostało nic innego, jak zakończyć współpracę z Nirvaną. Cobain był zadowolony z takiego obrotu sprawy: Sub Pop nie przykładał się do dystrybucji płyty ani do promocji zespołu, co miało zbawienny wpływ na lidera zmęczonego dawną sławą oraz pragnącego anonimowości i statusu artysty podziemnego.

Kolejnym krokiem do tego celu – odczarowania niegdysiejszej popularności Nirvany, oderwania się od głównego nurtu i powrotu do podziemia – była radykalna zmiana nazwy. Po raz ostatni grupa wystąpiła pod dawnym szyldem w marcu 1988 roku w Tacomie, później funkcjonowała jako Skid Row, Pen Cap Chew, Bliss i Ted Ed Fred, aż w końcu w ogóle przestała działać. Kolejni członkowie dezerterowali z różnych powodów (osławione „różnice artystyczne”): Chad Channing, jego liczni następcy i zastępcy, w tym Dale Crover z zaprzyjaźnionej grupy Melvins, Dan Peters, Dave Foster oraz ostatni perkusista w krótkiej historii zespołu, czyli Aaron Burckhard, który odszedł w 1987 roku, redukując skład do duetu Cobain–Novoselic. Przez pewien czas przyjaciele grali pod wiele mówiącą nazwą Sellouts (Sprzedawczyki), w ironiczny sposób nawiązującą do ich świetlanej przeszłości. W końcu ich drogi się rozeszły, a Cobain powrócił do swego projektu Fecal Matter.

Równolegle do regresu muzycznej kariery Cobaina poprawiało się jego życie prywatne. Przede wszystkim rozstał się z Courtney Love, którą poślubił w 1992 roku; pół roku wcześniej (lub – jak kto woli – później) z jej łona zniknęło ich jedyne dziecko, córka Frances Bean. W początkowych etapach związek Cobaina i Love był przedmiotem zainteresowania prasy brukowej, ale z czasem ich relacja się zakończyła, uwalniając oboje od medialnego szumu. Po zakończeniu znajomości Cobain nie miał żadnych wspomnień po żonie, zaczął natomiast poświęcać całą swoją uwagę kolejnym partnerkom. Kiedy cofnął się do dziewiętnastego roku życia, na dobre zerwał z heroiną; narkotyki zażywał zrazu z powodu ciężkiego uzależnienia, potem czysto rekreacyjnie, a na sam koniec – tylko po to, aby uśmierzyć ból żołądka. Cobain rzucił nawet palenie, choć w tym wszechświecie papierosy nie były palone, lecz formowane z niedopałków, w które energicznie wdmuchiwało się powietrze.

Czas nadal poruszał się wstecznym torem, a wraz z jego odwróconym upływem malały artystyczne talenty Cobaina, który stopniowo zapominał wszystkie chwyty – aż do kompletnej utraty zdolności gry na gitarze. Doszło do tego, że w swoje czternaste urodziny oddał instrument wujkowi – nie potrafił bowiem uczynić z niego już użytku. Nie mógł jednak narzekać: w tamtym okresie był całkowicie wolny od narkotyków, a już wkrótce jego rodzice mieli wrócić do siebie po anulowaniu rozwodu, który tak niekorzystnie wpłynął na Kurta. W połowie lat 70. coraz mniejszy chłopiec znów żył w pełnej rodzinie, namiętnie rysował i biegał z bębenkiem po mieście. W końcu, 20 lutego 1967 roku, Kurt schował się w łonie Wendy Elizabeth Cobain i już nigdy stamtąd nie wyszedł. Świat zdążył zapomnieć o nim i jego muzyce – zresztą zajmował się wtedy ważniejszymi sprawami: szykował się do wielkiej wojny, podczas której po raz pierwszy miano użyć broni atomowej. Exaybachayanie oczekiwali tego wydarzenia, nie tracąc wiary w skuteczność planu.