Najpierw czytywało się Almodóvara na ekranie, gdy polskie napisy tłumaczyły sens dialogów z jego filmów. Jako że postaci z reguły mówiły u niego dużo – były to lektury intensywne i zajmujące, w trakcie których trzeba było być szczególnie uważnym, by załapać się na każde ze zdań. To głównie przy pomocy słów, posiłkujących się treścią z tanich oper mydlanych, Pedro Almodóvar potrafił najpełniej oddać gorączkowe emocje pojawiające się między bohaterami – żar, nienawiść, wybuch tłumionych przez lata napięć.
Kolejną z lektur był wydany w Polsce scenariusz „Złego wychowania”. Towarzyszyło temu specyficzne wrażenie odtwarzania konkretnych wspomnień, które pozostały po seansie niedocenionego filmu. Po drodze pojawiły się jeszcze między innymi zbiór „Patty Diphusa” ze słynnym monologiem o fotonowelowej gwieździe porno, wydanym wraz z tekstami kontekstowymi tworzącymi „rodzaj kpiącej artystycznej autobiografii”, oraz zbiór „Almodóvar. rozmowy”, w których reżyser opowiadał o sobie, swoich filmach i swoich przemyśleniach, mieszając fakty z fikcją (filmową).
„Ostatni sen” – zbiór tekstów, czy też (jak wolałby sam autor) opowiadań – ukazuje się niemal równolegle w Polsce i za granicą. Do lektury zachęca fantastyczna okładka (znów: taka sama w wydaniu hiszpańskim i polskim), ale przede wszystkim słowa samego Almodóvara, który stwierdza, że zbiorowi najbliżej do autobiografii fragmentarycznej, dzięki której osoby czytające uzyskają „pełny obraz” jego jako filmowca i opowiadacza historii. Lektura pozwoli zrozumieć, jak te dwie role mieszają się ze sobą i łączą w życiu autora.
W „Ostatnim śnie” zebrano kilkanaście utworów pochodzących z bardzo różnych okresów życia autora „Matadora” – od wczesnej młodości po te spisane w okresie kręcenia jego ostatniego krótkiego filmu w 2022 roku. Pośród nich znajdują się zapisy ważnych emocjonalnie wydarzeń, przypominające fragmenty dziennika czy notatek (tekst tytułowy, „Żegnaj, wulkanie”, „Kronika pustego dnia”, „Zła powieść”), monologi („Wyznania seksbomby”, czyli ponownie Patty Diphusa), opowiadania oryginalne („Ceremonia lustra”, „Joanna świrnięta królewna”, „Życie i śmierć Miguela”, „Gorzka gwiazdka”, „Odkupienie”) i bardzo zbliżone do fragmentów filmowych (szczególnie „Wizyta”, poniekąd także „Zbyt wiele tranzycji”). Jest to więc miks bardzo różnych form, które najciekawiej, choć w złożony sposób, rezonują w bezpośrednim odniesieniu do ich autora. Ten właśnie kontekst wykorzystam jako narzędzie mojej lektury.
Osobom znającym choć część filmografii Almodóvara czytanie jego tekstów może przypominać obcowanie z niezrealizowanymi filmami lub z zapisem stenograficznym usuniętych scen z powstałych obrazów. Mimo że utwory literackie autora „Bólu i blasku” są nieszczególnie gęste, a opisy świata przedstawionego niezbyt szczegółowe, ich lektura niemal automatycznie zostaje poszerzona o wrażenia zmysłowe: gotowej scenografii, palety kolorów, konkretnej obsady, charakterystycznie głośnego poziomu dialogów względem reszty atmosfer dźwiękowych i podniosłej muzyki Alberto Iglesiasa. Wyobraźnia osób czytających ma więc nikłe szanse w starciu z wyrazistym stylem reżysera – i nie jest istotne, czy lektura dotyczy opowiadania będącego nieomal literalnym zapisem kilku scen z powstałych filmów (tak ma się „Wizyta” do „Złego wychowania”), utworu niepublikowanego, czy wręcz konceptu nieujawnionego dotąd w żaden sposób. W kontekście silnej tożsamości twórczej i estetycznej autora oraz znanych z jego twórczości filmowej motywów teksty fabularne składające się na „Ostatni sen” okazują się brać udział w szczególnego rodzaju zwrotnej adaptacji.
Jest więc w tym gotowym zagospodarowaniu wyobraźni coś podejrzanego. Działa to jak pewna forma półlektury, efekt niezamierzonego hochsztaplerstwa autora, od czego osobie czytającej nie sposób się uwolnić. I oczywiście nie musi to być problem – to po prostu nieczęsty przypadek, jak bardzo wyrazisty styl artystyczny może się odbić pod powiekami jego odbiorcy. Samo rozszerzenie lektury o elementy składowe filmów Almodóvara wpływa raczej pozytywnie na opowiadania składające się na „Ostatni sen”. Bez kontekstu twórczości kinematograficznej autora ani nie miałyby większej racji bytu w formie tak wydanego zbioru, ani nie byłyby w dużej części – i muszę to przyznać z żalem – dziełami szczególnie wartymi uwagi.
Jakim beletrystą jest więc Almodóvar?
Fascynują go wyraziste ustawienia fabularne, lubuje się w literackiej stylizacji, czasami także parodii, konsekwentnie uprawia intertekstualność, z reguły dość umiejętnie pod względem dramaturgicznym odsłania kolejne informacje o świecie przedstawionym i bohaterach, nie przepada za mocnymi puentami. Z dzisiejszej perspektywy bywa też dość zachowawczy – nie szokuje fabularnie, nie eksperymentuje formalnie. Czerpie z różnych gatunków i konwencji, choć nie rozgaszcza się w nich za bardzo – albo korzysta tylko z części środków oferowanych przez dany gatunek, albo wymienia go na inny. Z reguły jest więc w swym podejściu bardzo postmodernistyczny. Być może też dlatego przy części tekstów odnosi się zasadne wrażenie obcowania z utworami wyjętymi z szuflady po latach, a powstającymi w kontekście odkrywania postmodernizmu jako nowego, uwalniającego prądu.
W trakcie lektury całości dość osobliwie wypada zestawianie krótkich tekstów konfesyjnych samego Almodóvara z opowiadaniami fabularnymi traktującymi o rzeczach rozmaitych – a to o szczególnej relacji mnicha i wampira, a to o Synu Bożym i Barabaszu zamkniętych wspólnie w celi więziennej; o śpiącej królewnie i nieobecnej królowej; o mężczyźnie, który, jak fitzgeraldowski Benjamin Button, rodzi się dojrzały i wraz z upływem lat młodnieje. Te utwory, którym najbliżej do postmodernistycznych gier z konwencją realizmu magicznego, są z kolei przeplatane z całkiem realistycznymi historiami o zawirowaniach emocjonalnych twórców teatru i filmu. Znany z filmografii reżysera ironicznie podniosły melodramatyzm miesza się w książce z tonacją serio. Opowiadania nie są równe: świetne, choć znajome już „Wyznania seksbomby” – soczysty monolog pornogwiazdy, alter ego autora – sąsiadują chociażby ze szkatułkową i jednocześnie monotonną „Joanną, świrniętą królewną”. W istocie wpływy miejsc, które ukształtowały Almodóvara i o których wspomina we wstępie – zaludnione pracującymi kobietami podwórka La Manchy, rewolucyjna, wolnościowa Movida i edukacja religijna w szkole salezjanów – to tematy i obrazy, które najsilniej są odczuwalne w jego filmach. „Ostatni sen” to tylko ich dalsze powidoki.
Zbiór ten nie ma więc ramy poza tą, którą podtrzymuje sam autor. To, że Almodóvar nie uznaje podziałów gatunkowych i uważa wszystkie swoje teksty za opowiadania, nie musi jednak zobowiązywać osób czytających, by – mimo sympatii do twórcy – sądziły podobnie. Lektura tego tomu jest więc doświadczeniem dialektycznym – z jednej strony czuje się, że zawarte w nim teksty wyszły spod ręki tego samego „słonecznego” twórcy, a z drugiej odnosi się wrażenie sporej przypadkowości w ich doborze.
W tym kontekście intrygująco – by nie powiedzieć ironicznie – wypadają w „Ostatnim śnie” fragmenty metatematyczne, w których Almodóvar pochyla się nad własną twórczością oraz nawiązuje do trendów pojawiających się wśród twórców z branży. Bywa w tym bezpośredni, bywa też przewrotny. W „Kronice pustego dnia” pisze o dziennikach Andy’ego Warhola, wyznając przy tym, z jakim trudem przychodzi jemu samemu podejmowanie jakichkolwiek prób literackich. Przyznaje jednocześnie, że nie starczyło mu cierpliwości, by przeczytać nużące dzienniki swego idola.
Jest coś ujmującego także i w tym, gdy we wstępie do zbioru siedemdziesięciotrzyletni dziś reżyser pisze, że wszystkie zamieszczone w zbiorze teksty uznaje za inicjacyjne („nie uważam tego etapu za zamknięty”), zarazem przyznając, że część z nich jest efektem walki z dopadającym go marazmem. Prześwituje z tej deklaracji pewna postawa światopoglądowa: twórcą nigdy nie jest się do końca; tworzenie to za każdym razem nauka; nie jesteśmy w stanie dosięgnąć naszych ambicji, ciągle tylko próbujemy, zabiegamy, staramy się, nigdy nie będąc spełnionymi. A jednocześnie Almodóvar mówi także, choć zapewne w sposób niezamierzony, i o jakości zamieszczonych w zbiorze utworów.
Podobnie dzieje się, gdy w „Złej powieści” poświęca kilka paragrafów analizie beletryzacji. Proces, który można byłoby zestawić ze wspomnianym przeze mnie wcześniej mechanizmem zwrotnej adaptacji, autor analizuje następująco:
Istnieje proces zwany beletryzacją – na książki przerabia się scenariusze, na przykład niektórych seriali telewizyjnych; żeby daleko nie szukać sam wielki Quentin Tarantino wraz ze swoim ostatnim filmem, Pewnego razu… w Hollywood, wydał powieść pod tym samym tytułem i z tymi samymi bohaterami. […] W większości przypadków beletryzacja służy odcinaniu kuponów od sukcesu filmu – wystarczy przerobić go na książkę, a na pewno znajdą się zainteresowani. […] Jeśli jednak zapomnimy o odbiorcy i skupimy się na autorze, okaże się, że beletryzacja jest samooszukiwaniem się, nawet w kategorii autofikcji.
Rozumienie beletryzacji spróbowałbym nieco rozszerzyć i potraktować jako gest ponownego przerabiania na literaturę całego, sprawdzonego w innym medium dorobku twórczego. Wykonuje go także i sam Almodóvar, który publikacją przekrojowego, nie dość spójnego „Ostatniego snu” odcina na poletku literatury kupony od swego filmowego nazwiska. I choć nie jest w tym wyrachowany, niektóre, szczególnie dwa najnowsze, nieco bardziej konfesyjne teksty „Kronika pustego dnia” i „Zła powieść” wydają się na siłę dołączone do zbioru, by ten nie składał się głównie ze zwietrzałych prób literackich ich autora.
Przy tym wszystkim udaje się Almodóvarowi pozostać rozbrajająco szczerym – już chwilę po rozważaniach na temat beletryzacji stwierdza, że zajęło mu sporo czasu i wiele filmów, by przyznać przed samym sobą, iż nie nadaje się na pisarza.
Pisząc więc o innych, Almodóvar paradoksalnie wyraża napięcia tkwiące w samym „Ostatnim śnie”. W istocie zbiór ten wydaje się, jak pisał autor, zestawem opowiadań inicjacyjnych. Można w nich wytropić zajmujące twórcę motywy, które w innych, dojrzalszych dziełach będą coraz ciekawiej rozwijane. W tym wypadku jednak za ich pełną realizację – często zwrotną, bo wcześniejszą niż niektóre zamieszczone tu teksty – uznałbym osiągnięcia autora w pierwotnym dla niego medium. „Ostatni sen” sprawdza się więc przede wszystkim jako pewnego rodzaju namysł nad charakterem i podwalinami własnej twórczości; jako ciekawostka, które nabiera rumieńców, gdy tylko przyłoży się do niej szablon konkretnej filmografii.