Nr 2/2022 Na teraz

Wszystko o moim kraju

Michał Piepiórka
Film

Pedro Almodóvar w „Matkach równoległych” wszedł na obszar do tej pory przez niego nierozpoznany. W jego najnowszym filmie odnajdziemy, rzecz jasna, wiele elementów, z których reżyser czerpał do tej pory: postaci kobiece w centrum opowieści, relacje matek z córkami, melodramatyczne uczucia, intensywne kolory. Ale tym razem cały autorski i świetnie rozpoznawalny sztafaż służy czemuś całkowicie innemu: Hiszpan wykorzystuje go do opowiadania o przeszłości – i to nie własnej, autobiograficznej, lecz swojego poranionego kraju.

Nie tylko matki są w jego najnowszym filmie równoległe, ale również ścieżki fabularne. Łączą się one ostatecznie i przenikają, zresztą jak losy paralelnych matek, zrastając się finalnie ze sobą ściślej, niż mogłoby się to na pierwszy rzut oka wydawać. Zaczyna się od sesji zdjęciowej, na której fotografka Janis poznaje sądowego antropologa Arturo, zajmującego się między innymi ekshumacją ofiar dyktatury Franco. To spotkanie rozszczepia fabułę na dwa wątki. Pierwszy dotyczy sprawyzamordowanego dziadka Janis, którego kobieta chce ekshumować ze zbiorowej mogiły znajdującej się w jej rodzinnej miejscowości. Drugi natomiast to historia romansu, który jest jedynie wstępem do opowieści o dwóch kobietach (Janis i Anie), które rodzą córki dokładnie w tym samym czasie.

To, co z wydawało się początkiem płomiennego uczucia, niemal natychmiast zostaje zakończone. Okazuje się bowiem, że narodziny bardziej połączą Janis z Aną niż przelotnych kochanków, między którymi stoi żona Arturo. Janis nie ma pretensji, niczego od niego nie chce, postanawia wychować córkę samotnie. W tym momencie rozpoczyna się zupełnie inny film. Dopiero w finale dawne uczucia rozkwitną na nowo, a zarzucony na wstępie wątek ekshumacji powróci, by wybrzmiała semantyczna paralelność obu fabularnych ścieżek. Okazuje się bowiem, że opowieść o dwóch matkach odtwarza na metaforycznym poziomie niedawną historię Hiszpanii.

Główną oś fabuły wydaje się stanowić nasycona melodramatycznymi emocjami historia dwóch kobiet, które niespodziewanie los związał wyjątkowo silną więzią. Janis, kobieta w średnim wieku decydująca się na późne macierzyństwo, spotyka w szpitalu Anę – nastolatkę, która rodzi córkę z gwałtu. Być może dzieli je wszystko; ale pozory często mylą, a Almodóvar jest czuły na punkcie oswajania tego, co pozornie inne. Potencjał melodramatyczny filmu budowany jest na podstawie emocji płynących z faktu bycia rodzicem. To właśnie te uczucia komplikują to, co wydaje się proste. Banalnie zapowiadająca się opowieść o różnych kobietach dzielących podobne doświadczenia rozrasta się w historię o nieoczekiwanej stracie i jeszcze mniej spodziewanej miłości. Prostota fabuły, na którą składa się jedna tajemnica i trochę kłamstw, zostaje jednak nasączona charakterystycznymi dla tego reżysera emocjami: od przyjaźni, przez miłość, do nienawiści. A punktem wyjścia nie jest, jak zwykle u Almodóvara bywa, pożądanie, lecz macierzyństwo.

Struktura filmu jest więc dość zawiła i złożona. Rozwiązania fabularne natomiast, przeciwnie, dość proste, momentami wręcz oczywiste. Te przeciwieństwa sprawiają, że finalnie ma się poczucie obcowania z dziełem kunsztownym, narracyjnie przemyślanym, zachowującym przy tym krystaliczną jasność przekazu, ale niekoniecznie angażującym na poziomie emocjonalnym.

Almodóvar opowiadał już o relacjach córek i matek – dwadzieścia dwa lata po „Wszystko o mojej matce” ponownie komplikuje rodzicielskie relacje. O ile jednak wówczas stawiał w samym sercu filmu kwestię rodzicielstwa, tak teraz ją (jak się ostatecznie okazuje) instrumentalizuje, podporządkowując tematowi nadrzędnemu: historii. To sprawia, że fabuła nie działa tak, jak powinna. Tragiczny los kobiet, zaskakująca paralelność ich życiowych dróg – to wszystko na papierze scenariusza musiało robić ogromne wrażenie. Jest w tej opowieści ogromny potencjał dramatyczny – miłość, nowe życie, śmierć i niespodziewane zwroty akcji. Przytrafiające się kobietom zdarzenia powinny buzować uczuciami, rozdzierać serca, sprawiać melodramatyczny ból. Tak się jednak nie dzieje. Almodóvar bowiem rozpisał ten wątek zbyt mechanicznie – pod większy koncept, by idealnie nakładał się na drugą ścieżkę fabularną, związaną z przeszłością Hiszpanii. Ta scenariuszowa perfekcja odebrała uczuciom spontaniczność i autentyzm, wiemy bowiem doskonale, że uczucia kobiet są zaledwie dalekim pogłosem sprawy znacznie donośniejszej – ludobójstwa.

fot. materiały prasowe Gutek Film

Źródło tego niepowodzenia może tkwić też w czymś innym. Almodóvar jest twórcą kobietocentrycznym i podpisuje się obiema rękami pod hasłem dumnie noszonym przez Janis na koszulce: „Wszyscy powinniśmy być feministami”. Tym razem jednak jego empatia go zawiodła, a przynajmniej nie udało mu się przenieść na ekran emocji matek konfrontujących się z czymś najgorszym, czego najprawdopodobniej sam nie mógł sobie wyobrazić. Podejmowane przez nie decyzje, choć w scenariuszu wyglądają dramatycznie, na ekranie tak nie wypadają. Co więcej, są nie do końca zrozumiałe, na poziomie nawet nie racjonalnym, ale czysto emocjonalnym.

Z tego względu to właśnie wątek – wydawałoby się – poboczny, dochodzący do głosu z całą mocą dopiero pod koniec filmu, jest najbardziej satysfakcjonujący. Almodóvar upomina się w ten sposób o przeszłość, której nie chcą wspominać dzisiejsi politycy. Hiszpan personalnie oskarża o zaniedbania na terenie polityki historycznej Mariana Rajoya, który rządził w czasach współczesnego wątku fabularnego – w 2016 roku. Nie licząc na pomoc ze strony rządzących, zwraca się do zwykłych ludzi i odwołuje się do ich latami dławionego bólu. Właśnie dlatego Janis bierze się do odnalezienia ciała dziadka sama, a wraz z nią czyni to lokalna społeczność, której nie przyświeca żaden polityczny cel, lecz zwykła tęsknota za zamordowanymi ojcami, mężami i dziećmi.

Almodóvar natomiast pragnie przede wszystkim sprawiedliwości, chce głośno mówić o prawdzie, która przez lata była uciszana. Wie bowiem, jak wielką ma wartość i moc. Właśnie z tego powodu wkłada w usta Janis słowa, które są bliskie i jemu – że nie można odwracać się do przeszłości tyłem, bo dzięki niej możemy się dowiedzieć, w jakim kraju żyjemy dziś i w jakim będziemy jutro.

Przeszłość dla Almodóvara to jednak nie tylko frankistowskie czystki, ale również, a może właśnie przede wszystkim, konkretni ludzie, którzy chcieli żyć własnym życiem, w zgodzie z własnymi sumieniami i pragnieniami – jak matka-hipiska Janis, która nadała córce takie imię nie bez powodu. Szkoda jedynie, że z taką empatią, jak do duchów nawiedzających tę historię gdzieś na marginesach, nie podszedł do swoich głównych bohaterek.

Film o równoległych matkach okazuje się więc opowieścią o kolejnych pokoleniach, które nie mogą o sobie wzajemnie zapominać. Powinny szanować swoje wybory, style życia i starać się wzajemnie rozumieć. Dopiero gdy przemówią miłość i szczerość, przyszłość kraju będzie dla Almodóvara do zaakceptowania.

 

„Matki równoległe”
reż. Pedro Almodóvar
premiera: 18 lutego 2022