Nr 7/2022 Na teraz

Ardeńskie sieci grzybów

Julia Lizurek
Teatr

Czy obserwowałeś/obserwowałaś kiedyś kogoś, kto śpi i śni? Marzenia senne pojawią się w momencie najpłytszej fazy snu, nazywanej fazą REM. Oddech jest wówczas spokojny, ale gałki oczne szybko drgają. Ciało reaguje na bodźce zewnętrzne. Spektakl ten wydaje się jednak niczym wobec tego, co dzieje się w umyśle osoby śniącej. W inscenizacji „Snu nocy letniej” w reżyserii Krzysztofa Garbaczewskiego oglądamy śniących i ich sen, co prezentowane jest na dwóch równoległych planach. Na pierwszym z nich, w psychodelicznej i pastelowej scenografii kojarzącej się z grzybnią, działają aktorzy. Kochankowie z tekstu sztuki pozostają właściwie w jednym miejscu na scenie, w pewnym oddaleniu od siebie: na oczach mają VR-owe gogle, a w rękach joysticki. Ich sen rozgrywa się w rzeczywistości wirtualnej. Podglądamy go dzięki projekcji wyświetlanej na ekranie powyżej proscenium.

Na pierwszy rzut oka „Sen…” to imponujący wizualnie spektakl opowiadający o losach niespełnionych kochanków, którzy nie spotykają się w erotycznym uścisku, tylko w wykreowanej wirtualnie rzeczywistości. Starsi być może skojarzą ten koncept ze sceną z filmu „Człowiek demolka”, w którym grana przez Sandrę Bullock policjantka z przyszłości proponuje policjantowi z przeszłości (Sylvester Stallone) seks, będący rodzajem stymulacji wyobraźni, co wyraźnie nie przypada mężczyźnie do gustu. W przedstawieniu Garbaczewskiego Hermia (Maja Pankowska), Helena (Małgorzata Zawadzka), Lizander (Maciej Charyton) i Demetriusz (Krzysztof Zawadzki) spotykają się, korzystając z pośrednictwa podobnych urządzeń. Ich emocje nie tyle zostają ujawnione, ile wykreowane za pomocą emotikon, jednak dla bohaterów nie jest to wcale dziwne czy nienaturalne. Ot, specyficzne przedłużenie interakcji nawiązywanych w aplikacjach czy na portalach randkowych. Postaci zdają się również świadome tego, że ich wirtualne randki są podglądane – w którymś momencie Hermia i Lizander przenikliwie patrzą w oko kamery. Ten spektakl uczuć tworzony jest specjalnie dla nas: ma nam dostarczyć rozrywki, stymulować, pomóc w odklejeniu się od rzeczywistości.

W drugiej części przedstawienia gra o Helenę ukazana zostaje jako rozgrywka szachowa. Lizander i Demetriusz, poruszając się po wielkiej szachownicy, znajdującej się jakby ponad lasem-grzybnią, przesuwają większe od nich samych figury. Krótka sekwencja prowadzona jest bardzo dynamicznie. Po chwili przestają obowiązywać reguły, a konfrontacja przemienia się w walkę, która okazuje się jednak bezkrwawa i całkowicie niegroźna. W finale obaj jej uczestnicy spadają w przepaść – z powrotem do lasu. Z jednej gry w drugą.

Bohaterowie przeżywają nakreśloną przez Shakespeare’a historię miłosną niczym duże dzieci. Ich gesty są patetyczne, uczucia wydają się błahe, a nawet śmieszne. Dziś kocha się tę, jutro tamtą, dziś jest się przyjaciółką, a jutro rywalką. Właściwy teatr uczuć rozgrywa się na ekranie. W pewnym momencie zachowania postaci i sposób ich postępowania zaczynają irytować, a z pewnością – nużyć, przypominając dramę nastolatków w świecie awatarów.

Drugi rzut oka na śpiących. Ich sen przypomina kolorowy trip po halucynogennych grzybkach. To one namieszają w „romantycznych” relacjach obu ukazanych par. Wyrastają z poszycia Lasu Ardeńskiego, do którego uciekli Hermia i Lizander, gonieni przez pozostałą dwójkę. Niespełnieni kochankowie wkraczają tak na teren, którym władają Królowa Tytania (Marta Ojrzyńska) i jej zazdrosny mąż – Oberon (Paweł Kruszelnicki). Pastelowo-fluorescencyjny świat elfów ukazuje się także na zawieszonym nad sceną ekranie. Śmiertelnie poważny, ale też nieporadny Puk (Roman Gancarczyk) wywoła zamęt w losach kochanków. Przybędzie do nich zaopatrzony w sprzęt przypominający ogrodowy spryskiwacz. W jego zbiorniku znajduje się magiczna mikstura, wywołująca natychmiastowy stan zakochania. Twórcy przewrotnie sugerują, że nie jest to antidotum na rozterki młodych, tylko trucizna na szkodniki.

 

fot. Ryszard Kornecki | materiały Narodowego Starego Teatru im. Heleny Modrzejewskiej

 

Tytania funkcjonuje jako symbol wyzwolonej seksualności. Dzięki wizualizacji, wyświetlanej wewnątrz wielkiej wulwy na horyzoncie sceny, wygląda jak bogini Kali, która według hinduskich wierzeń posiada zdolność demaskowania pozorów i kłamstw oraz wyzwalania od wszelkiego strachu – niemal jak psychodeliki. Jej mąż opowiada, że niezaspokojona Królowa szuka młodego kochanka, mającego postać osła, którego zobaczyła tuż po przebudzeniu i pokochała bez opamiętania. Za chwilę kobieta pojawi się osobiście. Będzie zmysłowa i bezpośrednia, lecz nie wulgarna. Osła, animowanego w VR-ze przez Błażeja Peszka, dostrzeżemy w wirtualnym świecie elfów dopiero za jakiś czas. Wcześniej pojawi się jako jeden z aktorów amatorskiej trupy, która w Lesie Ardeńskim odbywa teatralne próby.

„Sen nocy letniej” Garbaczewskiego jawi się jako wielopłaszczyznowa i odświeżająca lektura dramatu Shakespeare’a, w którym jest wiele nawiązań do – popularnego w całej twórczości stratfordczyka – motywu teatru w teatrze. Jeżeli VR-owe projekcje potraktować jako inscenizacje wewnątrz inscenizacji, otrzymujemy ten motyw podniesiony do kwadratu. Spektakl otwiera ujęcie z kamery skierowanej na publiczność. Po dłuższej chwili wpatrywania się w ekran zauważyłam, że znajduję się tuż poza kadrem, co dało mi poczucie bezpieczeństwa – nie byłam podglądana. Pod koniec spektaklu znów na ekranie ukazani zostają widzowie siedzący w Starym Teatrze. Ich obraz wzbogacają komiksowe chmurki, będące projekcjami wypowiedzi czy myśli pojawiającymi się podczas oglądania tragikomicznej sztuki „Pyram i Tyzbe”, przygotowanej przez amatorską trupę aktorską. Często wyrażają zagubienie i niezrozumienie dla tego, co dzieje się na scenie. A co o sztuce powiedzieli tworzący ją artyści (Bogdan Brzyski, Błażej Peszek, Grzegorz Grabowski)? Zasugerowali, że potrzebny jest prolog, który wyjaśni fabułę. On przygotuje widzów na to, co ma nadejść – czyli na śmierć Pyrama. Wówczas – tracąc iluzję prawdziwości – spektakl nie będzie już tak smutny.

Do spektaklu Garbaczewskiego również włączono prolog. Przeprasza się w nim wszystkich, których (całkowicie fikcyjne) przedstawienie mogłoby urazić. Refleksja nad granicami teatralności i autokreacji często obecna jest w spektaklach tego reżysera, zafascynowanego wirtualnością. Poszukuje on sposobów ekspresji (pragnień, marzeń czy lęków) poprzez sztukę. W „Śnie nocy letniej” dostrzegam dwie takie próby. Pierwsza ma miejsce podczas pełnej radości i szaleństwa, niemal kreskówkowej sceny zbiorowej orgii. Towarzyszy jej przemiana aktora w osła i ekstaza Tytanii, a obraz Lasu Ardeńskiego ukazany zostaje z kosmicznej perspektywy. To, co wyśnione i przewidziane, staje się na chwilę utopijnym uniwersum. Druga sytuacja zdarza się podczas pokazu „Pyrama i Tyzbe”. Zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią Pyram (Błażej Peszek) umiera, leżąc w ramionach Tyzbe (Bogdan Brzyski). W tym obrazie miłości – nie wiadomo, czy heteroseksualnej, czy homoseksualnej – ujawnia się jedna z najbardziej elementarnych zasad teatru: tęsknota za tym, co tak ulotne; za tym, co przeminie, gdy tylko aktorzy odejdą, porzucając swoje role.

Nauka podpowiada, że Ziemia może przetrwać dzięki grzybom, łączącym się w nieskończone sieci przypominające neuronowe połączenia w mózgu, które podobno mają uchronić nas przez katastrofą klimatyczną. Podobną strukturę ma Internet – sieć łącząca ludzi. To tutaj wchodzimy w interakcje, spotykamy się, nawiązujemy relacje i tworzymy alternatywne światy. Garbaczewski i jego zespół ukazują władzę tej sieci i jej moc kształtowania naszych snów, marzeń i wyobrażeń. Równocześnie jednak domaga się ona ujawniania indywidualnych emocji i pragnień. W stworzonym na scenie Starego Teatru Lesie Ardeńskim można, po zażyciu grzybów, na chwilę stać się naprawdę wolnym i wyzwolonym – ślubów w tym „Śnie…” nie będzie.

 

William Shakespeare, „Sen nocy letniej”
przekład: Stanisław Barańczak
reżyseria: Krzysztof Garbaczewski

scenariusz, dramaturgia: Patrycja Wysokińska
scenografia i kostiumy: Aleksandra Wasilkowska
muzyka: Bartosz Zaskórski
choreografia: Tomasz Bazan
reżyseria światła/koordynacja wideo: Robert Mleczko
VR: AnastasiiaVorobiova, Mateusz Korsak

Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie
premiera: 18.02.2022