Nr 19/2023 Na moment

Architektura rozdzielonej wspólnoty. Wypiski weneckie

Miłosz Markiewicz
Sztuka Architektura

I

W słowie wstępnym do tegorocznej edycji Biennale Architektury w Wenecji Roberto Cicutto – dyrektor La Biennale di Venezia, a więc instytucji-fabryki zarządzającej całym kompleksem wydarzeń poświęconych rozmaitym dziedzinom sztuki – zwraca uwagę, że ważnym aspektem pracy nad każdą kolejną odsłoną tego typu imprezy jest mierzenie się ze społecznym i branżowym odbiorem edycji wcześniejszej[1]. Dlatego też podkreśla korespondencję między obecną odsłoną a tą z 2021 roku, której kuratorem był libański architekt Hashim Sarkis (tytuł brzmiał wówczas „How Will We Live Together?”). Kuratorka osiemnastej edycji Biennale Architektury, Lesley Lokko, poszła jednak o krok dalej i postanowiła wejść w dialog z odbywającym się rok wcześniej 59. Biennale Sztuki, kuratorowanym przez Cecilię Alemani. Tym, co zwróciło jej szczególną uwagę, był fragment recenzji Aarona Betsky’ego, zajmującego się na co dzień krytyką i teorią architektury. Autor zauważał z żalem, że „wystawa realizuje zadanie […], którym architektura i design wciąż się nie zajmują”, a mianowicie zwraca uwagę na „rozpad granic między podmiotem a jego otoczeniem, […] towarzyszącą temu zmianę naszej koncepcji tożsamości […] oraz eksponuje przeplatanie się technologii, materii organicznej oraz różnych gatunków i form życia zamieszkujących Ziemię”.

Lokko postanowiła więc podnieść rzuconą przez krytyka rękawicę i całą część wystawy głównej („The Laboratory of the Future”) zorganizowaną w przestrzeniach Arsenału opatrzyła podtytułem „Niebezpieczne związki” („Dangerous Liaisons”). Wśród trzydziestu siedmiu prezentowanych tam projektów znajdują się rozmaite przedstawienia sposobów, na jakie architektura może wchodzić w dyskusję z krajobrazem, ekologią, polityką, ekonomią, zdrowiem publicznym, dziedzictwem, sztuczną inteligencją czy kwestiami tożsamościowymi. Choć z pozoru może to brzmieć jak nudny dydaktyzm, ekspozycji Biennale Architektury daleko do takiej formy. Częściej przypomina ona zbiór oryginalnych artystycznych instalacji, które uzupełnione o kontekst (najczęściej związany z lokalnymi historiami z całego świata) pozwalają lepiej zrozumieć rolę, jaką we współczesnym świecie może, a przede wszystkim powinna odgrywać architektura oraz – co szczególnie ważne – namysł nad nią.

II

Kwestia dialogu z 59. Biennale Sztuki przyjmuje jeszcze jedną ważną formę, którą należy podkreślić właśnie w kontekście rozmaitych możliwych związków, w jakie nieustannie wchodzi architektura. Jednym z istotnych tematów tej skali wydarzeń artystycznych są koszty środowiskowe ich produkcji. Powstające na ich potrzeby konstrukcje są tymczasowe, a po kilku miesiącach przygotowań i następnie prezentacji stają się odpadami – które oczywiście mogłyby uczestniczyć w drugim obiegu, nie tylko wystawienniczym, ale po prostu budowlanym, jak to miało miejsce w przypadku ubiegłorocznego documenta. Zazwyczaj jednak „trafiają do kosza”. Tymczasem Lokko zdecydowała, że cała infrastruktura, która powstała w Arsenale rok wcześniej na potrzeby wystawy „The Milk of Dreams”, zostanie wykorzystana również na jej ekspozycji. To niezwykle odpowiedzialny, a jednocześnie odważny gest – osoby odwiedzające Biennale oczekują zaskakujących rozwiązań przestrzennych (zwłaszcza gdy mamy do czynienia z imprezą poświęconą architekturze), a tymczasem dostają konstrukcje ze wspomnianego drugiego obiegu. W tym kontekście kuratorka weneckiego festiwalu poszła nawet o krok dalej niż ruangrupa, decydując się na oszczędność energii potrzebnej do demontażu olbrzymiej infrastruktury ekspozycyjnej. Pozwoliła tym samym na przekierowanie środka ciężkości wystawy, wskazując na treść, a nie formę, jako tę, która w architekturze powinna być najważniejsza.

Co ciekawe, na zbliżony zabieg zdecydował się zespół kuratorski niemieckiego pawilonu (czyli połączone siły ARCH+, SUMMACUMFEMMER i Büro Juliane Greb), prezentowanego w przestrzeniach Giardini. Nie tylko pozostawiono nienaruszoną ubiegłoroczną instalację Marii Eichhorn, odsłaniającą pamięć o ideologicznych ingerencjach w konstrukcję budynku, ale cała ekspozycja „Open for Maintenance” została stworzona wyłącznie z odpadów pozostałych po wystawach przygotowanych na potrzeby 59. Biennale Sztuki. Udało się w ten sposób zarówno zwrócić uwagę na problem setek ton śmieci, które są każdorazowo produktem ubocznym tego typu wydarzeń, jak i wskazać, że wystarczą odrobiny kreatywności i świadomości ekologicznej, by dać obiektom nowe życie. Tytułowe otwarcie na dialog jest możliwe wyłącznie poza wypracowanymi już systemowymi schematami, w jakie wpadają osoby zaangażowane w produkcję (nie tylko masowych) artystycznych imprez.

III

Lokko konsekwentnie unika określenia „architekt”, które ma według niej nie tylko opresyjne konotacje (by znaleźć swoje miejsce w tej definicji, należy spełnić szereg wytycznych poddawanych nieustannej kontroli i regulacjom), ale jest przede wszystkim formą przebrzmiałą, konserwatywną, jednolitą i nieprzystającą do rzeczywistości. Postrzeganie architekta jako projektanta to według kuratorki za mało – nie chodzi bowiem o taśmowe wręcz (realizowane na potrzeby kolejnych konkursów architektonicznych) proponowanie gotowych rozwiązań dla konkretnie usytuowanych problemów, lecz o ich wspólne wytwarzanie w powiązaniu ze wszystkimi kontekstami, w których zanurzona jest architektura. Ta ostatnia, w swoim tradycyjnym rozumieniu, powinna być bowiem postrzegana – jak słusznie wskazuje Dorota Jędruch – jako „przestrzeń relacji […] między tym, co prywatne, a tym, co publiczne, jako narzędzie, które sprawia, że coś staje się widoczne, a coś innego pozostaje ukryte, w znaczeniu zarówno fizycznym i przestrzennym, jak i cielesnym i mentalnym”[2]. Klasyczna architektura nie tylko opiera się na, ale również sama funduje rozmaite infrastruktury opresji.

Dlatego też na potrzeby Biennale Architektury mówi się o praktykach i praktyczkach – osobach, które pracują „na przecięciu architektury i jej rozmaitych Innych […] w celu wytyczania nowych terytoriów dla adekwatnego rozwiązania najpilniejszych potrzeb ludzkości”[3]. Nie znajdziemy tu głośnych nazwisk tak zwanych starchitektów (starchitect), których projekty przyjmowane są wśród społecznego aplauzu, choć bardziej pracują na renomę podpisanego pod budynkiem projektanta niż na rozwiązanie lokalnych problemów. Pozwoliłbym sobie na dookreślenie, że mówimy tutaj o „osobach praktykujących przestrzeń” – zarówno fizyczną, jak i intelektualną. Architektura, urbanistyka czy inżynieria okazują się bowiem niewystarczające, jeśli nie są wsparte refleksją chociażby o planetarnych kosztach, wytwarzanych nierównościach, migrujących społeczeństwach, a przede wszystkim jeśli nie uwzględniają lokalnych i oddolnych głosów. W przeciwnym bowiem wypadku „im bardziej nasza architektura staje się skomplikowana, tym bardziej odległa wydaje się ludziom, którzy w niej żyją”[4]. Nie wspominając już nawet o jej mieszkańcach nie-ludzkich.

IV

Bruno Latour zatytułował jeden ze swoich najsłynniejszych tekstów „Dajcie mi laboratorium, a poruszę świat”. Lokko wydaje się podążać archimedesowym tropem wyzwania rzuconego przez francuskiego myśliciela. Skoro jednak nikt jej takiego narzędzia nie dał, postanowiła sama je sobie zorganizować. Nie bez powodu wszak nazwała swoją wystawę – nadając tym samym tytuł całej edycji Biennale Architektury 2023 – „Laboratorium przyszłości”. Choć na pierwszy rzut oka sformułowanie to może razić banałem i pozwala wysuwać pod adresem kuratorki zarzut narcyzmu, owo laboratorium nie jest tutaj rozumiane wyłącznie jako przestrzeń (naukowych) eksperymentów – Lokko sięga raczej do pojęcia „warsztatu”, z którego „laboratorium” się wywodzi. To, najprościej rzecz ujmując, przestrzeń wspólnej pracy. Znamy ją chociażby z uczelni, gdzie oprócz wykładów, ćwiczeń i konwersatoriów są także laboratoria, których celem jest wspólne wypracowanie czy też namysł nad możliwymi rozwiązaniami dla konkretnego problemu badawczego. I właśnie skupienie na konkrecie stanowi kluczowe zagadnienie tego projektu – pozwala bowiem nadać siłę sprawczą i materialny kształt wyobrażonym (np. w polu sztuki) ideom. Siłą tak rozumianego laboratorium jest więc pojęcie współpracy, które w przypadku architektury prowadzi do zacierania granicy pomiędzy wnętrzem i zewnętrzem. Skojarzenia z Latourem są więc jak najbardziej na miejscu. To właśnie on zauważył, że dychotomia ta zostaje zniesiona poprzez pracę samego laboratorium i charakterystycznych dlań praktyk, w celu rozwiązywania problemów społecznych. „Jeżeli oznacza to przekształcenie społeczeństwa w olbrzymie laboratorium, zatem tak należy zrobić”[5].

Dla Lokko taką przestrzeń laboratoryjną, która może stać się przyczynkiem do zmian o charakterze globalnym, stanowi Afryka. Dlatego też tak silny nacisk na tegorocznym Biennale został położony na praktyków i praktyczki z tego kontynentu, a nawet szerzej – na osoby reprezentujące „afrykańską diasporę”. Obecność tej ostatniej w krajach Globalnej Północy jest bowiem na tyle widoczna, a jednocześnie wciąż marginalizowana, jeśli chodzi o kwestie sprawczości i decyzyjności, że nie dziwi decyzja, by oddać im ponad połowę przestrzeni ekspozycyjnych weneckiej imprezy. Całej okołoafrykańskiej społeczności został oddany pawilon centralny, umiejscowiony w Giardini. To właśnie tam pokazywana jest pierwsza część wystawy głównej, zatytułowana „force majeure” (fr. siła wyższa). Ów idiom, charakterystyczny dla języka prawniczego, pojawia się często w umowach na oznaczenie nieprzewidzianych zdarzeń, którym nie można było zapobiec, a które znacząco wpływają na ostateczny kształt przedmiotu danego kontraktu (lub czasem nie pozwalają go zrealizować). Według kuratorki to właśnie okołoafrykańska praktyka przestrzeni stanowi wciąż rosnącą siłę, której nie da się powstrzymać, a która ma potencjał, by nadać nowy bieg pogrążonemu w kryzysach światu.

ZAO-standardarchitecture, Co-Living Courtyard, materiały organizatora

V

Lokko, urodzona w Szkocji, ale posiadająca ghańskie korzenie, sama jest reprezentantką „afrykańskiej diaspory” i pozostaje w silnym związku z miejscem pochodzenia swojego ojca. Ów laboratoryjny potencjał, który dostrzega w Afryce, jest całkowicie zrozumiały, jeśli weźmie się pod uwagę, że to właśnie populacja tego kontynentu charakteryzuje się dziś najniższą średnią wieku, a jednocześnie najszybszym tempem urbanistycznego i inwestycyjnego wzrostu (na poziomie 4% w skali roku). Choć dziś mamy tam do czynienia raczej z neokolonializmem globalnych korporacji, które oddelegowały do krajów afrykańskich zarówno koszty produkcji, jak i utylizacji swoich produktów, nietrudno sobie wyobrazić, jak zmieni się ta sytuacja w perspektywie starzejących się społeczeństw Globalnej Północy. Wzrost znaczenia „afrykańskiej diaspory” jest więc nieunikniony. To zaś oznacza nie tylko napływ siły roboczej, ale również intelektualnej, a przede wszystkim praktyk przestrzennych, które będą wpływać na kształt naszych sposobów zamieszkiwania planety.

Eksponowana w ramach wystawy głównej sekcja specjalna „Guests from the Future” (Goście z przyszłości) prezentuje projekty architektoniczne dwudziestu dwóch osób afrykańskiego pochodzenia, z których najmłodsza ma zaledwie dwadzieścia cztery lata. Zaproszeni tutaj praktyczki i praktycy nie mieli jeszcze okazji, by wykazać się znaczącymi realizacjami, więc prezentowane przestrzenie mają charakter spekulatywny. Już na pierwszy rzut oka widać jednak zmianę w podejściu do myślenia o architekturze i jej funkcji. Dominuje nastawienie na szeroko zakrojone konsultacje, zarówno społeczne, jak i środowiskowe, ale tym, co zaskakuje najbardziej, jest postrzeganie przestrzeni architektonicznej jako miejsca współzamieszkiwania ludzi z innymi istotami (zwierzęcymi i roślinnymi). I w tym właśnie miejscu dostrzegam największą nadzieję myślenia o „sile wyższej” – świadome podejście do kryzysu ekologicznego to najważniejszy czynnik, który będzie kształtował naszą przyszłość. Już dziś potrzebujemy więc praktyk przestrzennych, które będą go uwzględniać na każdym etapie – nie tylko projektowym, ale również wykonawczym. Architektura nie jest wszak tymczasowa, wytwarza infrastruktury długiego trwania, w których osadzone jest życie zarówno nasze, jak i wszystkich, z którymi je dzielimy.

VI

Jean-Luc Nancy, najważniejszy dla mnie filozof spośród tych, którzy zajmowali się zagadnieniem wspólnoty, stwierdził kiedyś, że jesteśmy „wspólnotą bytów z istoty wytwarzających własną istotę jako swoje dzieło”[6]. To ostatnie rozumie on jako zamknięty projekt, który wykonany jest według jakiegoś idealnego, wyobrażonego wzorca. Chcielibyśmy uważać ludzkość za „ukończoną” i dobrze działającą według raz opracowanego, wypreparowanego z potencjalnych błędów schematu. Tymczasem nie tylko historia naszego gatunku czy cywilizacyjnego rozwoju, ale przede wszystkim kryzys ekologiczny pokazują, że kruchość, zmienność i brak stałości są na trwałe wpisane w istnienie świata. Według Nancy’ego tworzymy wspólnotę ontologiczną, która nie jest projektem ani zjednoczenia, ani też wytworzenia czy zrealizowania czegokolwiek. Należy ją raczej rozumieć jako nieustający proces uzgadniania warunków pomiędzy uczestnikami i uczestniczkami rozmaitych relacji (dodałbym od siebie, że nie-tylko-ludzkich), w których się znajdujemy. Dlatego też francuski filozof proponował myślenie o świecie jako „rozdzielonej wspólnocie” – owo rozdzielenie jest tutaj jednak rozumiane nie tyle jako zerwanie, ile jako niemożność ukończenia ostatecznego dzieła. To wspólnota, która „nie jest dziełem”, która wciąż i zawsze podlega wytwarzaniu.

Ferdinand Tönnies pozostaje wciąż twórcą najbardziej wpływowej pracy dotyczącej ludzkich wspólnot oraz wyłaniających się z nich społeczeństw. Według badacza „stosunek wspólnoty […] jest podtrzymywany i umacniany przez bliskie, trwałe i zamknięte w domowym kręgu współżycie”[7]. To właśnie dom, a więc przestrzeń współzamieszkiwania pod jednym dachem, jedzenia wspólnych posiłków oraz dzielenia trosk i wartości stanowi kluczowy element naszego bycia razem. Tegoroczne Biennale Architektury w Wenecji wskazuje, że przestrzeń tę należy rozumieć poniekąd dosłownie – jako materialny budynek, w którym, poprzez który i dzięki któremu kształtują się ludzkie wspólnotowe relacje ze światem. Stanowi on więc w istocie laboratorium przyszłości, które może czerpać inspirację i natchnienie z Afryki (będącej na dodatek miejscem pochodzenia gatunku ludzkiego, byłby to więc swoisty powrót do korzeni), by następnie przełożyć wypracowane w ten sposób praktyki na skalę globalną.

VII

Tom Dyckhoff zauważał, że architektura XX wieku „mogła się podobać lub nie, ale przynajmniej było wiadomo, że realizowała postawione przed nią cele”[8], gdy tymczasem budynki XXI wieku odgrywają przed nami spektakl, mają nas oszałamiać i robić wrażenie. Starchitekci oczekują poklasku, ale nie angażują się w rozwiązywanie problemów pogrążonego w kryzysach świata. Wykreowany przez nich nurt nazywa on „wowhausem” – jedyny efekt, jaki przynoszą tego typu konstrukcje, to właśnie „efekt wow”, który nie pozostawia po sobie żadnych odczuć poza poznawczym szokiem. O ile jednak trudno nie przyznać mu racji w stosunku do architektury początków bieżącego stulecia, o tyle Biennale Architektury pozostawia mnie z zupełnie inną myślą. W mądrym praktykowaniu przestrzeni nie ma już miejsca na spektakularne budowle, które mają olśniewać swoją oryginalnością. Nie potrzebujemy starchitektów, lecz świadomych praktyków i praktyczek, którzy będą nas uczyć planetarnego współ-życia pod jednym dachem.

Pod tym względem wystawa główna 18. Biennale Architektury wypada o wiele ciekawiej niż ta przygotowana rok wcześniej w ramach 59. Biennale Sztuki. Praktyki artystyczne, nawet jeśli zanurzone w feministycznie ugruntowanym posthumanizmie, swoim horyzontem czynią przestrzenie wyobraźni, które mogą stać się (jedynie) inspiracją dla przyszłych rozwiązań. Praktykowanie architektury czyni natomiast wyobraźnię zaledwie początkiem drogi, stając się tym samym narzędziem do poszukiwania w lokalnych kontekstach rozwiązań globalnych problemów. Nie dziwi więc, że Lokko uczyniła punktem wyjścia swojego działania projekt zrealizowany rok wcześniej przez Cecilię Alemani. Wszak wyobraźnia – główny motyw obu wystaw – stanowi siłę napędową wszelkich zmian.

VIII (albo postscriptum)

Szkoda tylko, że dyrekcja La Biennale di Venezia nie potrafiła powtórzyć pracy intelektualnej zaproszonej przez siebie kuratorki, a skupiła się jedynie na konfrontacji ze społecznym i branżowym odbiorem edycji wcześniejszej. W efekcie zaproponowane przez Lesley Lokko myślenie o architekturze jako praktykowaniu przestrzeni, które musi uwzględniać otaczające ją konteksty, nie wyszło poza wystawę główną. Ucierpiał na tym najoryginalniejszy z projektów zaproponowanych w tym roku przez pawilony narodowe, przygotowany przez Austrię (a dokładniej przez zespół AKT i Hermanna Czecha). „Partecipazione” zakładało bowiem otwarcie austriackiego budynku na weneckie stare miasto w taki sposób, by – nie naruszając zasad komercyjnego wstępu – wszystkie osoby tam mieszkające mogły uczestniczyć w wydarzeniu. Pawilon jest bowiem położony przy murze oddzielającym przestrzenie Giardini od zlokalizowanej na wyspie Sant’Elena dzielnicy Castello. Na kilka tygodni przed otwarciem tegorocznego Biennale Architektury, po wielu miesiącach negocjacji i konsultacji projektów okazało się jednak, że władze instytucji nie zgadzają się na realizację tego działania. W austriackim pawilonie można więc zapoznać się jedynie z historią tej spektakularnej porażki i wspomnieć słowa Dyckhoffa, że współczesna architektura wciąż bywa czymś, czego doświadczamy jedynie „z odległości, za pomocą wzroku – często nawet nie osobiście”[9]. Rozbudowujmy więc to laboratorium czym prędzej.

18. Biennale Architektury w Wenecji
20.05–26.11.2023


Przypisy:
[1] R. Cicutto, Introduction, [w:] Biennale Architettura 2023. The Laboratory of the Future. Short Guide, Venezia 2023, s. 29.
[2] D. Jędruch, Wstęp do wydania polskiego, [w:] P.B. Preciado, Pornotopia. „Playboy”, architektura i biopolityka w czasach zimnej wojny, tłum. G. Piątek, Warszawa 2021, s. 6.
[3] Fragment jednego z opisów kuratorskich na wystawie głównej w Arsenale.
[4] T. Dyckhoff, Epoka spektaklu. Perypetie architektury i miasta XXI wieku, tłum. A. Rasmus-Zgorzelska, Kraków 2018, s. 20.
[5] B. Latour, Dajcie mi laboratorium, a poruszę świat, tłum. K. Abriszewski, Ł. Afeltowicz, „Teksty Drugie” 1/2/2009, s. 189.
[6] J.-L. Nancy, Rozdzielona wspólnota, tłum. M. Gusin, T. Załuski, Wrocław 2010, s. 10.
[7] F. Tönnies, Wspólnota i stowarzyszenie. Rozprawa o komunizmie i socjalizmie jako empirycznych formach kultury, tłum. M. Łukasiewicz, Warszawa 1988, s. 34.
[8] T. Dyckhoff, Epoka spektaklu…, op. cit., s. 16.
[9] Ibidem, s. 311.