Nr 18/2024 Na teraz

Anatomia zemsty

Michał Trusewicz
Literatura

Zaraz po kolejnej lekturze „Wściekłych suk” uważniej przyjrzałem się okładce książki Dahlii de la Cerdy zaprojektowanej przez Martę Konarzewską – ogromna czerwona plama nieodparcie kojarzyła się z krwią. Ze śladem przemocy. Ciała nie ma, świadków nie ma, pozostaje tylko plama, która w swej abstrakcyjności w zaskakujący sposób ujawnia niewidzenie. Stąd ta czerwona plama prowokuje, by pomyśleć o przemocy; o tym, jak prędko ona umyka spojrzeniu. Bo „Wściekłe suki” nie wypierają przemocy, lecz każą ją widzieć. Albo i więcej – troszczyć się mimo niej. Ale nie na przekór albo w unieważnieniu – mimo, czyli tuż obok.

Czytając „Wściekłe suki” w tłumaczeniu Katarzyny Okrasko, wchodzi się prosto w noc. Dahlia de la Cerda prowadzi czytelniczki w ciemność, jednak nie po to, by doznawać w niej migotliwego oświecenia, ale żeby na mrok odpowiedzieć mrokiem. I pokazać wszystko, co najbardziej bolesne, skandaliczne, krnąbrne i niepokojące. To przejmująco skandaliczna książka, której bohaterki nikomu nie chcą się przypodobać ani nie starają się ugrzecznić. Zabierają głos nie tylko jako kobiety, lecz także jak kobiety – „po swojemu i we własnej sprawie w różnych rejestrach języka i wytwarzając własne kody społecznej komunikacji”[1]. Ową różnorodność doskonale widać w językach używanym przez bohaterki, które mówią wielorako: jakby dopiero co wyszły z karceru albo niedokładnie naśladowały katechizmowe sofizmaty, jakby z pamięci przywoływały telenowelowe bon moty albo gorączkowo lamentowały w piecie, albo jakby zauroczyły się dialogami z „Kill Billa”. Nie można zatem przemilczeć przekładu – tę językową mozaikowość świetnie zaadaptowała do polszczyzny Katarzyna Okrasko, doskonale oddając groteskę, ironię, aluzyjność czy humor.

„Wściekłe suki” wyróżniają się bardzo udramatycznioną kompozycją i dość ciekawą strategią narracyjną, mianowicie całą wiedzę o świecie przedstawionym poznajemy za pośrednictwem monologów kobiecych bohaterek. Centralne miejsce zajmuje historia młodej Yuliany, córki potężnego narco, noszącej zegarek zrobiony z resztek Titanica, spodnie od Louisa Vuittona, bluzkę Gucci i buty na obcasie, bo „buty sportowe i bez obcasa są dla starych abnegatek” (s. 22). To właśnie ona – mimo wieku – miała przejąć schedę po ojcu i dalej rozwijać biznes. Pomimo drogich ciuchów i pokończonych elitarnych szkół nie była jednak popularna – jej jedyną przyjaciółką była Regina, córka polityka, z którym przyjaźnił się ojciec Yuliany. Regina jednak ginie z rąk narzeczonego, Yuliana więc obmyśla zemstę, angażując do tego swoją ochroniarkę. Tę historię poznajemy za pośrednictwem kilku świadectw – córki narco, płatnej zabójczyni, siostry Reginy i samej zamordowanej, już post mortem. Zresztą sama opowieść to wręcz szekspirowskie z ducha studium zazdrości, żądzy odwetu, samotności i władzy, które to nakręca spiralę bezwzględnej przemocy.

Kolejne akty historii Yuliany są przerywane innymi głosami – na scenę wkraczają bowiem kolejne dramatis personae. Bezimienne i odrzucone robotnice, kobiety żyjące w nędzy, nastolatki mierzące się z falą przemocy, ofiary gwałtów. To oskarżycielskie stasimony pod przewodnictwem marginalizowanych koryfeuszek, czasami wysiedlonych, „bo byliśmy brzydcy i biedni” (s. 42), mieszkających w koloniach, w zapomnianych nie-miejscach, dokąd „rząd nie przysyła patroli, by czuwały nad bezpieczeństwem, bo nie podlegamy miastu, dlatego ciągle tu kradną i pełno narkomanów na każdym rogu” (s. 41). Chóralne ciało, które oskarża, większość historii bowiem ma wspólny mianownik – kobietobójstwo. Nie dziwi więc, że jedna z bohaterek mówi wprost: „bycie kobietą to stan wyjątkowy”, dodając potem: „nie ma czegoś takiego jak własny pokój, dopóki oni myślą, że nasze ciało należy do nich” (s. 171).

Chór „wściekłych suk” nie tylko opowiada, komentuje, wtrąca się, lecz przede wszystkim żąda zemsty za traumę. Można powiedzieć, nawiązując do teorii feministki i psychoterapeutki Laury Brown, że trauma nie dotyczy tylko wydarzeń outside the range, jakby „nie z tego świata”, które radykalnie przerywają tok „normalnej” egzystencji – należy uwzględnić traumatyzujący charakter codziennej przemocy seksualnej, która pochodzi dokładnie „z tego świata”, dlatego nie przerywa żadnej „normalności”[2]. Cierpienie z nią związane jest powszednią częścią życia meksykańskich kobiet, bowiem „co trzy godziny i dwadzieścia pięć minut w Meksyku ginie kobieta, rozczłonkowana, uduszona, zgwałcona, pobita do nieprzytomności, spalona żywcem, rozpruta ciosami noża, z połamanymi kośćmi i siną skórą” (s. 171).

Aby ujrzeć tę traumę, należy wejść w mrok; czytając, poczuć się nieswojo, poznać charakter działania oprawców i uznać własną podatność na traumę. W tym miejscu zaczyna się prawdziwa literatura, która sprawia, że czytelniczka opuszcza bezpieczne miejsce, by przekonać się, że w każdej chwili „to mogłam być ja”[3].

„Wściekłe suki” prowokują do refleksji nad narzędziami pozwalającymi skutecznie odpowiedzieć na przemoc. Z jednej strony historia Yuliany to narkotyczne gesta, pulpowa opowieść o zemście, konfrontacji i sadystycznej satysfakcji czerpanej z masakry urządzanej spotkanym macho, lecz z drugiej strony jest ona narracją antagonistyczną względem wizerunków kobiecej „ranliwości” [vulnérabilité]. Ale przecież Yulianę stać na to, by odpowiedzieć na przemoc. A co z innymi, biedniejszymi kobietami, które żyją na granicy będącej jak „potwór, dzika bestia, która chce cię pożreć. I nie może przestać, żywi się pracą, seksem, narkotykami i kobietami” (s. 122)? W świecie „Wściekłych suk” różnica między poszczególnymi formami odpowiedzi na przemoc jest przede wszystkim różnicą kapitału. Bogata Yuliana kupuje sobie szansę na odwet, co więcej, korzysta z usług płatnej zabójczyni. Natomiast Meksykanka nazywana przez gringos Brown Sugar, robotnica z fabryki, „wariatka z maquilas”, brutalnie zgwałcona przez piątkę „zwykłych chłopców”, poszukuje Charro Negro, korzysta z magii, regenerując własne ciało, i niczym wampirzyca żywi się krwią swoich oprawców.

Dahlia de la Cerda wykreowała literacką czasoprzestrzeń, w której bohaterki odpowiadają przemocą na przemoc, czasami czerpiąc z tego satysfakcję, jakby czyniąc zadość nie bliźnieniu, lecz własnym bliznom. To natomiast zmusza do zastanowienia się nad tym, czy w przypadku systemowej alienacji ma się jakąś realną alternatywę.

„Wściekłe suki” można czytać również pod naporem pytań: w jakich granicach tworzyć kobiecy empowerment, skoro nie można liczyć na ochronę państwową, a przemoc uległa spowszednieniu? Jak wymierzyć sprawiedliwość i ocalić silną podmiotowość?

De la Cerda w swojej książce porusza – dość rzadko podejmowany – temat samoobrony, jej możliwości i zasięgu. Łatwo byłoby ocenić bohaterki „Wściekłych suk” z perspektywy biurka gdzieś w środkowoeuropejskim kraju, traktując odpłacanie złem za zło niczym hammurabiczne barbarzyństwo, a samodzielne wymierzanie sprawiedliwości (dostępnymi środkami) jak zanegowanie idei państwa prawa – ale co zrobić w świecie, gdzie odwoływanie się do wymiaru sprawiedliwości przynosi efekt podobny do krzyku w próżni?

To prowadzi do następującego wniosku: w książce meksykańskiej pisarki i aktywistki pojawia się dość nietypowa genealogia troski, mianowicie troski, która przydarza się poprzez przemoc i dzięki niej. Poszczególne kobiety – siostry, matki, przyjaciółki – troszczą się o siebie, są ze sobą blisko, ale trudno byłoby ich relacje kategoryzować, opierając się na czułości czy współczuciu. Funkcjonowanie w ramach systemowej przemocy sprawiło, że kobiece bohaterki wzajemnie się sobą opiekują, ale pozostają czujne, a na domiar złego są wyczerpane pozostawaniem w stanie ciągłego niepokoju. W tym świecie zwykła troska nie wystarczy – taka literacka genealogia opieki w ramach przemocy zakłada bowiem użycie takich środków, które mogą budzić odrazę, lecz zarazem pozwolić na ocalenie. Bo czyż właśnie taka nie jest istota przyjacielskiej relacji między Yulianą a Reginą? Dirty care zamiast radykalnej bezsilności. Świadomość, że trudno byłoby oczekiwać od społeczeństwa – gdzie kobiecość jest równa stanowi wyjątkowemu – iż etycznie zatroszczy się o ofiarę przemocy.

I właśnie pod gradem tych pytań rodzi się prawdziwie zaangażowana i wartościowa literatura – dzięki której wkroczymy tam, gdzie nie obowiązuje „umowa bezpieczeństwa” zawierana między obywatelką a państwem, a pełen gniewu samosąd pozwala ocalić podmiot przed redukcją go do bezbronności czy „ranliwości”. „Wściekłe suki” to przejmująca i bolesna opowieść, w której silna podmiotowość jest zdolna przekształcić gniew w sadystyczną rozkosz. Tak rodzi się polityczna filozofia zemsty. Bezsilność zastąpiona mocą erynii.

Dahlia de la Cerda, „Wściekłe suki”
tłumaczenie: Katarzyna Okrasko
Wydawnictwo Filtry
Warszawa 2024


Przypisy:
[1] J. Bednarek, Linie kobiecości. Jak różnica płciowa przekształciła literaturę i filozofię?, Warszawa 2015, s. 37–39.
[2] L.S. Brown, Not Outside the Range: One Feminist Perspective on Psychic Trauma, [w:] Trauma: Explorations in Memory, C. Caruth (red.), Baltimore 1995, s. 100–112.
[3] Tamże, s. 108.