Archiwum
02.08.2016

„Posthumanizm” – w poszukiwaniu utraconej zwierzęcości

Andrzej Marzec
Film

Filmy prezentowane na Nowych Horyzontach we Wrocławiu w ramach cyklu „Trzecie oko” należą zazwyczaj do najbardziej kontrowersyjnych, starają się wyjść daleko poza stereotypowe myślenie, ukazując tym samym nowe, często radykalne ujęcia współczesnych problemów. W tym roku tematem przewodnim sekcji był posthumanizm, dlatego wyświetlane w jej ramach obrazy (dwa dokumenty i dwie fabuły) stawiały przede wszystkim pytanie o to, czym jest zagubiona i wyparta przez ludzi zwierzęcość? Reżyserzy w różny sposób próbowali pokazać międzygatunkowe więzi, relacje między człowiekiem a zwierzęciem – realnym, wyobrażonym albo metaforycznym, zamieszkującym ludzkie wnętrze.

Metamorfozy, czyli jak zostać koniem?

Ludzka wędrówka w kierunku zwierzęcości wiąże się najczęściej z możliwością transformacji i przekroczeniem granic podmiotowości w poszukiwaniu nowego doświadczenia oraz innej wizji tożsamości. Taki punkt widzenia, wysuwający na pierwszy plan zjawisko przemiany, odnajdziemy w ciekawym dokumencie pod tytułem „Koniem być” (reż. Jérôme Clément-Wilz). Francuski reżyser przygląda się pięćdziesięcioletniej Karen, byłej nauczycielce, zafascynowanej wyglądem, siłą i charakterem koni, która pewnego dnia postanawia stać się jednym z nich. Główna bohaterka udaje się na szkolenie do amerykańskiego kowboja, specjalizującego się w pony play, aby jak najlepiej wcielić się w rolę ulubionego zwierzęcia i zrealizować swoje pragnienie. Od tej pory będzie wykonywać wszystkie polecenia swojego tresera, ubierać się jak koń i nosić potężne, pięciokilogramowe buty imitujące kopyta. Gdy jej trudne szkolenie oraz niezwykła przemiana dobiegnie końca, będzie mogła ciągnąć za sobą powóz, co wymaga prawdziwie końskiej siły. Transformacja w tym przypadku ma wymiar kulturowy, gdyż Karen staje się zwierzęciem poprzez wychowanie, a zatem odpowiednią tresurę. Główna bohaterka nie przestaje być człowiekiem, jednak jej doświadczenie rzeczywistości zmienia się, a różnica pomiędzy snem i jawą zostaje zatarta. Zwierzęcość oznacza w filmie Clément-Wilza przede wszystkim wyjście poza siebie, otwartość na przemianę, a zatem również płynność tożsamości płciowej i seksualnej. Stawanie się zwierzęciem wiąże się z uwolnieniem od ludzkiej codzienności, uzyskaniem wolności i autentyczności poprzez realizowanie innego stylu życia.

Zwierzęcość jako bunt

Kolejne dwa filmy fabularne: „Dzika” (reż. Nicolette Krebitz) oraz nagrodzona w Karlovych Varach „Zoologia” (reż. Ivan I. Tverdovsky) ukazują wyzwalającą siłę zwierzęcości, która jawi się nie tyle jako przekroczenie granic człowieczeństwa, ile jako wykroczenie poza społeczne normy. „Zoologia” przedstawia szarą codzienność Nataszy, kobiety w średnim wieku, która pracuje w administracji ZOO i dzieli mieszkanie ze swoją bogobojną matką oraz kotem. Pewnego poranka główna bohaterka z przerażeniem odkrywa, że wyrósł jej zwierzęcy ogon. Najpierw próbuje się go pozbyć, jednak stając w obliczu nieudolności rosyjskiej służby zdrowia, decyduje się go zostawić, a przez to radykalnie zmienić siebie oraz swoje życie. Problematyczny ogon sprawia, że Natasza staje się odmieńcem, inną istotą, która całkowicie wymyka się opisowi, a przez to zyskuje wolność i może sama zadecydować o swojej tożsamości. Zaskakująca przemiana bohaterki w zwierzę stanowi dla niej szansę na wyjście ze świata opresji i konwenansów, który determinuje naszą tożsamość. Tverdovsky, kreśląc pesymistyczny obraz ZOO wypełnionego arsenałem klatek i krat, przyrównuje je do rzeczywistości społecznej tresury, zamieszkiwanej przez zniewolone zwierzęta, skrępowane nakazami i zakazami.

Podobnie w „Dzikiej”, bezkompromisowym obrazie niemieckiej reżyserki, metamorfoza głównej postaci polega na próbie radykalnego wyjścia ze społeczeństwa, zerwania z bezpiecznym życiem wypełnionym hipokryzją i zakłamaniem. Gdy Ania w drodze do swojej pracy spotyka w miejskim parku wilka, w jej uporządkowany świat wkracza pragnienie zwierzęcości, które zaczyna powoli dezintegrować, rozsadzać i w końcu przekształcać jej dotąd stabilną, przewidywalną rzeczywistość. Spotkanie z dziką istotą sprawia, że bohaterka przypomina sobie o wypartym, wewnętrznym, zwierzęcym składniku swojej egzystencji. Zwierzęcość, tak jak w „Zoologii”, stanowi tu rezerwuar sił witalnych, z którymi bohaterowie, wyobcowani i wykluczeni ze społeczeństwa, nawiązują wreszcie kontakt. Stawanie się zwierzęciem wiąże się z dopuszczeniem do głosu rodzącej problemy, dlatego stłumionej do tej pory agresywności, seksualności oraz zmysłowości. Odzyskanie elementów zwierzęcych staje się okazją do buntu przeciwko zastanym normom obyczajowym oraz umożliwia ucieczkę z opresji społeczeństwa, wykluczającego inność. Bohaterki obydwu filmów są do siebie niezwykle podobne, różnią się jednak, jeśli chodzi o akceptację zwierzęcości wywracającej ich życia do góry nogami. Natasza pozbywa się ogona i w ten sposób desperacko próbuje powrócić do odrzucającej ją wspólnoty, gdyż nie jest w stanie znieść swojej odmienności i związanej z nią samotności. Natomiast Ania, gdy odkrywa swoją zwierzęcość, która jest nieprzewidywalna i niebezpieczna również dla niej samej, radykalnie zrywa wszelkie więzi społeczne, aby rozkoszować się swoją dzikością, zachłysnąć się autentycznością i wolnością.

Zwierzęca śmiertelność

Zwierzęcość we wszystkich trzech filmach była związana z eskapistyczną nadzieją, obietnicą innego, lepszego lub bardziej ekstatycznego świata, polegała na próbie wyjścia poza człowieczeństwo/społeczeństwo, które doskonale znamy. Tymczasem ostatni obraz zaprezentowany w cyklu, „Serce psa” (reż. Laurie Anderson), zamiast ucieczki w świat zwierzęcy proponuje zaproszenie zwierzęcia do uczestniczenia w ludzkim świecie, przez co ten zostaje zdefiniowany na nowo. Poruszający film Anderson to właściwie ciąg wspomnień i refleksji reżyserki, nostalgiczna opowieść o miłości oraz odchodzeniu. Jej główną bohaterką jest ukochana przez reżyserkę rat terrierka o imieniu Lolabelle, która w trakcie filmu przyjmuje ludzie cechy i staje się bliska również widzom. Anderson wprowadza nas w historię intymnej międzygatunkowej relacji, jaka łączyła ją z niezwykle kreatywnym psem, który grał na keyboardzie, tworzył odciski swoich łap w gipsie, a nawet malował obrazy. Reżyserka przechodzi od uczucia niesamowitej bliskości, poprzez doświadczenie śmierci, do etapu żałoby po utraconej Lolabelle. Wydaje się, że refleksja nad kruchością życia staje się o wiele bardziej autentyczna, jeśli dotyczy zwierzęcia, któremu ludzki świat odbiera nadzieję na życie po śmierci. Być może ludzka zwierzęcość, często podawana w wątpliwość lub wypierana, ujawnia się najbardziej w momencie śmierci, która najbardziej łączy nas ze wszystkimi ziemskimi istotami i przede wszystkim czyni z nas zwierzęta.