Wbrew powszechnej opinii oraz na przekór rozsądkowi Ateny w czasach kryzysu ekonomicznego przeżywają kulturalny rozkwit i nie chodzi tutaj jedynie o wyjątkowo dynamicznie rozwijające się nowe greckie kino, lecz również o przestrzeń muzyki alternatywnej. Stolica Grecji okazuje się niezwykle inspirującym miejscem dla muzycznych twórców, których można posłuchać, gdy tylko przekroczy się progi najlepszych ateńskich klubów (Six d.o.g.s, BIOS czy Romantso).
The Boy, czyli Alexandros Voulgaris, rozpoczął swoją przygodę z muzyką w 2004 roku, tworzył wówczas głównie w zaciszu domowym, pisał utwory, które nagrywał na kasety magnetofonowe. W tym samym czasie założył grupę Mary and the Boy wykonującą piano punk. Ich występy na żywo, odbywające się w atmosferze skandalu, polegały w głównej mierze na wykrzykiwaniu przekleństw w stronę publiczności. Voulgaris kładł nacisk na nieprzewidywalny, performatywny charakter swoich koncertów, podkreślając ich teatralny aspekt. Najważniejszym celem grupy było poszukiwanie nowych form wyrazu i przekraczanie granic (np. jeden z artystów w trakcie występu wyciągał nóż i grał nim na syntezatorze), co do tej pory nie było powszechne wśród greckich twórców muzycznych. Po pewnym czasie jednak publiczność zaczęła mieć ich dość i przestała przychodzić na koncerty. The Boy przyznaje, że przyczyna tej porażki tkwiła najprawdopodobniej w braku technicznych umiejętności, nie byli po prostu na tyle dobrzy, żeby przyciągać fanów, gdy atmosfera skandalu zdążyła już spowszednieć. 6 grudnia 2008 roku Voulgaris zdecydował się zakończyć współpracę z Mary, dokładnie kilka godzin przed tym, gdy piętnastoletni Alexandros Grigoropoulos został zastrzelony przez dwóch policjantów w dzielnicy Exarchia. Wspomniane wydarzenie doprowadziło do jednej z największych demonstracji oraz rozruchów ulicznych w historii Aten, które stanęły wówczas w płomieniach ognia, powstałych z koktajli mołotowa ochoczo rzucanych przez niekryjących swego oburzenia i gniewu mieszkańców. Uliczne zajścia stały się następnie inspiracją do nakręcenia filmu „Wasted Youth” (2011, reż. A. Papadimitropoulos, J. Vogel).
Właśnie w tym czasie The Boy zdecydował się rozpocząć solową karierę albumem „Please make me dance”. Charakterystycznym elementem łączącym wszystkie utwory zawarte na krążku jest stały, gwałtowny rytm, wywoływany przez uderzenia perkusji. Muzyk starał się w ten sposób wytworzyć hipnotyczną atmosferę, jednocześnie próbując uciec od banalności elektronicznego brzmienia. Voulgaris twierdzi, że album został bardzo dobrze przyjęty przez krytyków, co jednak wcale nie oznaczało sukcesu ekonomicznego: „dobra prasa nie zawsze przekłada się na ilość podpisanych kontraktów”. To jeden z powodów, oprócz niezwykłej kreatywności muzyka, dla których Voulgaris angażuje się w niezliczone, różnorodne projekty artystyczne. Zanim nagra swój drugi album „Koustoumaki” (Κουστουμάκι), rusza w trasę koncertową wraz z Felizolem (Yannis Veslemes), promującą ich wspólny album „Timemachine” prezentujący, w jaki sposób współczesna muzyka za pomocą bardziej lub mniej świadomych zapożyczeń jest w stanie przenieść nas w przeszłość.
Skąd artystyczny pseudonim Voulgarisa? The Boy w swojej muzycznej twórczości usiłuje przekonać nas o tym, że nigdy nie będziemy (w stanie być) dorośli. Co więcej, artysta wskazuje na głęboką porażkę tkwiącą w samym wymaganiu i projekcie dorosłości, której według niego po prostu nie sposób osiągnąć. Ta ogólnie sformułowana teza płynie przede wszystkim z jego osobistych doświadczeń, lektur książek J.D. Sallingera oraz niezwykłej fascynacji nieudanym, skazanym na niepowodzenie procesem dorastania. Prawdopodobnie właśnie dlatego okładki albumów tego wiecznego chłopca prezentują zdjęcia młodego Voulgarisa, który stara się za wszelką cenę przybierać dorosłe pozy. Temat lęku przed dorastaniem zostaje przez niego podjęty również wprost w albumie „When you grow up your heart dies”, w którym wykorzystuje fragmenty dialogów z „Klubu winowajców” Johna Hughesa (1985).
Teksty Voulgarisa budzą kontrowersje, gdyż są pełne autobiograficznych wątków, seksualnej przemocy, a jednocześnie politycznie zaangażowane. Słuchając ich, możemy mieć wątpliwości, czy ich bohater jest mężczyzną, czy kobietą; zazwyczaj jest to niejednoznaczne, niepewne, gdyż artysta uwielbia manipulować płcią oraz wyprowadzać słuchaczy z przestrzeni komfortu. The Boy pragnie przestraszyć swoich słuchaczy, w tym celu potęguje atmosferę dziwności i niesamowitości, co sprawia, że nie jesteśmy w stanie przejść obojętnie obok jego twórczości. Utwory Voulgarisa nie są wcale przyjemne czy relaksujące, według niego każdy tekst jest czymś osobistym, stanowi osobliwe połączenie przerażenia i podniecenia, podobnie jak w kinie Davida Cronenberga (np. „Videodrome”). Artysta, zapytany o poruszaną przez niego tematykę, odpowiada: „trzy przymiotniki, które doskonale określają moją twórczość, to: straszne, seksualnie podniecające, absurdalnie idiotyczne”. Muzyce Voulgarisa towarzyszy specyficzny rodzaj humoru, który trzeba samemu wydobyć, gdyż nie jest dostępny na wyciągnięcie ręki. Ten perwersyjny i niejednoznaczny odcień jego twórczości sprawia, że oscyluje wokół wielu przeciwstawnych uczuć, które doskonale pokazują, czym właściwie jest ludzkie życie.
The Boy kładzie duży nacisk nie tylko na osobisty wymiar swoich utworów oraz na zawarty w nich element prowokacji, lecz stara się również pisać swoje teksty w języku greckim. Uważa, że jego pokolenie chce znaleźć nowy sposób na mówienie o tym, czym Grecja jest dzisiaj – to jeden z powodów, dla których rzadko sięga po język angielski. Z tej zasady wyłamuje się na „American Unicorn”, na którym próbuje pokazać, co oznacza dorastać w kraju przesiąkniętym amerykańską popkulturą.
Yannis Veslemes mniej więcej od 1995 roku tworzył różne szkolne grupy muzyczne. Jednak jego twórczość artystyczna ujrzała światło dzienne po raz pierwszy, gdy w trakcie edukacji w szkole filmowej potrzebował muzyki do swoich krótkich metrażów. Właśnie wtedy kupił pierwszy syntezator oraz kamerę Super 8. Jak sam twierdzi, właściwie zajmuje się wciąż tym samym już prawie 20 lat (nadal tworzy muzykę do filmów). Jego pierwsze publiczne nagranie pojawia się w 2005 roku i składa się przede wszystkim z muzyki tanecznej. Artysta na początku posługiwał się swoim nazwiskiem i chciał podpisywać nim bardziej poważną twórczość (muzyka akustyczna), natomiast w przypadku elektronicznej muzyki rozrywkowej, która według niego nosiła plastikowe brzmienie, używał pseudonimu Felizol (φελιζολ – styropian, polistyren). Dzisiaj Felizol to nazwa, której wciąż jeszcze używa w odniesieniu do muzyki, natomiast jako reżyser posługuje się swoim nazwiskiem. Obecnie Veslemes pracuje nad porzuceniem swojego pseudonimu artystycznego, stara się uśmiercić Felizola, gdyż ten przylgnął do niego zbyt mocno i odnosi się jedynie do części jego twórczości. Felizol w języku greckim brzmi zbyt cukierkowo i nie pasuje już trochę do 36-letniego artysty, który – jak twierdzi – wyszedł daleko poza bycie słodkim.
Muzyka Felizola jest przede wszystkim abstrakcyjna, nierealna, pochodzi z pogranicza snu, który czasami staje się spełnieniem ludzkich marzeń, a innym razem jest po prostu przerażającym koszmarem. Najbardziej interesuje go los starzejących się ludzi, przed którymi nie ma już młodości, dlatego zachowują się w dziecinny sposób, by odzyskać ją chociaż symbolicznie. Fascynację Felizola starością można zauważyć zarówno w jego muzyce, jak i filmach. W ostatnim obrazie („Norwegia”, nazwana prze reżysera musicalem bez piosenek i z marną choreografią) przedstawia przygody podstarzałego wampira, który przybywa do Aten w 1984 roku, pragnąc spędzić noc z kobietą i poczuć odrobinę ciepła. W końcu poznaje odpowiednią dziewczynę, jednak relacje między nimi przypominają bardziej ciepło rodzinne, niż żar seksualnego doświadczenia kochanków. Według Felizola dorośli są obsesyjnie uwięzieni świecie dziecięcych wspomnień, stąd postać wampira doskonale pokazuje ich pragnienie wyssania z innych życia i odzyskania młodości. Artysta sam zachowuje się w ten sposób, sięga do czasów swojej młodości (lat 70. i 80. XX wieku), a następnie stara się je wskrzesić – chce sprawić, by dźwięki tamtych lat brzmiały jak najbardziej współcześnie.
Felizol twierdzi, że jego twórczość rozpoczyna się od poczucia nostalgii, wspomina jego fascynację elektropopem i podkradanie albumów starszemu bratu (Pet Shop Boys, Madonna, Duran Duran). Proces tworzenia, jego zdaniem, na początku wynika ze świadomej muzycznej nekrofilii, chęci grzebania w resztkach przeszłości, lecz artysta tworzy z nich własny, niepowtarzalny styl. Podobnie jak inni współcześni twórcy muzyki, jest zakochany w analogowych dźwiękach, przestarzałych instrumentach (obsesyjnie kupuje syntezatory), które jednak służą mu do tworzenia zupełnie nowej, współczesnej muzyki.
Veslemes pracuje obecnie nad soundtrackiem do swojego najnowszego filmu: historii żyjących w połowie lat 80. XX wieku w Nowym Jorku trzech braci, maniaków komputerowych, którzy postanawiają skonstruować w piwnicy swoich rodziców maszynę do przenoszenia się w czasie. Felizol będzie się starał połączyć typową bajkową muzykę kina Hollywoodu tamtych lat z niemiecką muzyką syntezatorową lat 70.