Nr 13/2024 Na teraz

GATUNKI TRANSKOBIECOŚCI: Pospolitość istnienia

J. Szpilka
Cykl Literatura

Lektura, którą wybrałam do omówienia w najnowszej odsłonie cyklu, „Little Blue Encyclopedia (for Vivian)” Hazel Plante, to książka o żałobie. Vivian nie żyje, a przyjaciółka-narratorka opłakuje jej odejście. Niejako wbrew oczekiwaniom, za to w zgodzie z najznakomitszymi pozycjami nurtu pisania żałobnego, w trakcie lektury czytelnik nie ma okazji dowiedzieć się, jaka śmierć spotkała tytułową postać. Jedyna informacja, którą podaje narratorka, to zapewnienie, że nie było to samobójstwo: Vivian nie zabiła jej płeć.

W tym zaprzeczeniu – jednym akapicie w całej książce – odbija się wszystko to, co stanowi o sile „Little Blue Encyclopedia…”. Plante nie musi tłumaczyć szczegółów śmierci Vivian nie tylko dlatego, że nie wymaga tego narracja żałoby, ale także dlatego, że ustanawia tym samym gest istotny dla literatury trans: podkreśla kluczową dla całej książki niezgodę na definiowanie życia trans kobiet poprzez odniesienia do wszechobecnego ryzyka cierpienia i śmierci. Śmierć Vivian, każe nam sądzić autorka, była zwyczajna – i to nie ze względu na jej okoliczności warto wspominać życie bohaterki. Zaczynam od tego fragmentu, ponieważ wydaje się on kluczowy dla zrozumienia całej książki i można go postrzegać jako gest samostanowienia czy emancypacji, ale również z przyczyny banalniejszej i bardziej intymnej: czytając go, nie byłam w stanie oprzeć się pospolitemu wzruszeniu.

Śmierć Życie

Zabójcza przemoc stanowi jeden z najpopularniejszych motywów i zarazem głównych powodów, żeby mówić o trans kobietach. Często – zbyt często – pojawiamy się w mediach, kiedy jesteśmy atakowane; kiedy trzeba potępić nasze istnienie albo stanąć w jego obronie. Nawet najbardziej przychylni cis autorzy piszący o naszych losach uwielbiają podkreślać niezliczone zagrożenia, które czyhają na nas i na naszych bliskich. Jeśli nie opowieść potwierdzająca, że życie trans to ciągłe ryzyko transfobicznej przemocy, to lament rodzica trans dziecka nad utratą córki/syna zastąpionego czymś nowym. Nasze są podobno Ciała obce. Kiedy zdarza się nam przemówić własnym głosem, to powiedzieć możemy jedynie: Godność, proszę. Nic dziwnego zatem, że Wszyscy mają w dupie, co stało się z Carlottą, bo przecież prawdopodobnie, jak większość podobnych jej osób, była to tylko kolejna Kurewna. Statystyki na temat naszych prób samobójczych, naszego wykluczenia ze świata godnej pracy, naszej depresji i rozpaczy są przywoływane jako powód, dla którego należy o nas walczyć – jakby stawką było to, czy w ogóle zdołamy przetrwać. W takiej perspektywie życie trans łatwo daje się wyobrazić jako niemożliwość albo przynajmniej heroiczna walka o jeszcze jeden dzień życia. Jakbyśmy budziły się co rano w cieniu obawy, że to właśnie dzisiaj nasze imię zostanie dodane do apelu poległych w następny Transgender Day of Remembrance.

Być może trochę dramatyzuję, a na pewno trochę ironizuję. Jednak wobec całego – naprawdę męczącego – natłoku doniesień o trudach naszego istnienia, ironia pozwala obronić się przed przytłoczeniem. Nie potrafi jednak zapewnić ukojenia, przynajmniej nie tak jak inne podejście – mniej dystansujące, prawdziwe, przez to głęboko mnie poruszające. Jest nim drobny komentarz, który narratorka „Little Blue Encyclopedia…” dodaje tuż po zapewnieniu o tym, że Vivian nie popełniła samobójstwa.

Nie definiuje nas to, jak zdarzyło nam się zginąć. To mój opór wobec tych wszystkich wydarzeń polegających jedynie na wyliczaniu imion transów razem z informacjami o tym, co ich zabiło. A przecież nie byli męczennikami za sprawę. Kolorowe trans kobiety morduje się tylko za to, że próbują żyć. Oczywiście, jest coś istotnego w powtarzaniu ich imion, w pamiętaniu o nich. Ale ja chcę wiedzieć kim były, jak żyły, kogo i co kochały na tym świecie.

Książka Plante jest zatem, jak już rzekłam, o żałobie. To głęboko melancholijny, elegijny tekst po utraconej przyjaciółce i utraconej miłości. Ale przy tym wszystkim nie jest to książka o śmierci, lecz o celebracji życia.

Koleżanki

Anonimowa narratorka „Little Blue Encyclopedia…” kochała Vivian. Jest to oczywiste od pierwszych stron, podobnie jak fakt, że miłość ta była od początku skazana na niespełnienie. Vivian była hetero, ze wszystkimi tego konsekwencjami. Mogła zaoferować jedynie przyjaźń – stąd zresztą gorycz, którą można znaleźć między słowami narratorki.

Gorycz ta jednak nigdy nie dominuje i nigdy nie występuje sama – zawsze towarzyszy jej nie mniej istotna nuta słodyczy. Ciche, niemożliwe zakochanie narratorki w zmarłej przyjaciółce stanowi dla Plante punkt wyjścia do próby opowiedzenia o tym, na co zazwyczaj nie znajduje się miejsca w sztampowych narracjach o trans kobiecym cierpieniu.

Czym właściwie jest owo „to”, o którym mówię? Chyba nie do końca potrafię je wskazać, pozostając w obrębie samego tekstu książki; niełatwo również będzie je nazwać i dookreślić. Rzecz w tym, że większość trans dziewczyn, które znam, przeżywało kiedyś podobne zakochanie. Przyczyny niemożliwości nie zawsze były te same – z lekkim zażenowaniem muszę przyznać, że nie mam w swoim kręgu znajomych zbyt wielu hetero transek – ale poetyka przyjaźni na krawędzi nieszczęśliwej miłości jest nam aż do bólu znajoma. Zresztą, czyż nie jest to ten sam motyw, rozpoznany i dobrze opisany w historiach queerowego zauroczenia: oczarowania innymi podobnymi (ale też nieskończenie różnymi) do nas, w którym tak trudno jest rozplątać pragnienie bycia tą drugą osobą od pragnienia bycia nią?

Wspomnienia o Vivian są więc wielobarwnym portretem przyjaźni między trans dziewczynami, które łączy pewnie trochę mniej, niż dzieli. Jedna z nich to bombastyczna high femme, pewna swojego ciała i uroku, druga jest trochę mysia i przytłoczona światem. Plante opisuje relacje, jakich widziałam mnóstwo – a wręcz w jakich sama mam przyjemność uczestniczyć: w których wspólne, ale niejednolite przeżywanie życia przez transki staje się powodem fascynacji. Chociaż może to tylko projekcja? Czytałam „Little Blue Encylopedia…” w momencie, w którym czułam się trochę jak cień i nie potrafiłam patrzeć na moje bardziej wychodzące do ludzi trans przyjaciółki bez rozdzierająco zazdrosnego uwielbienia.

Takie relacje nie zawsze są jednokierunkowe. Miłość narratorki do Vivian była pochodną tego, że sama Viv postanowiła się trochę nią zaopiekować. Zdolność do przeżywania i wcielania się w swoją płeć – rozumianą tutaj szeroko, nie tylko jako gender, ale jako pewien sposób życia w ogóle – był dla niej rodzajem daru od Vivian. Viv służyła jako wzór trans życia – choćby i taki, którego nigdy nie będzie się w stanie samodzielnie ucieleśnić. Jednocześnie jednak dar ten był jakoś odwzajemniany. Między narratorką i Vivian istniała przyjaźń w mocnym tego słowa znaczeniu, a nie jedynie jako relacja między akolitką i kapłanką świątyni high femme.

Plante łatwo mogłaby popaść w kliszę opisywania tej przyjaźni za pomocą zbyt dużych słów – może nawet podniosłych kategorii, na przykład „rodziny z wyboru”. Ale jej proza nie uderza w tego rodzaju tony. Relacje między transkami, które odnajdują w sobie nawzajem to, czego nie potrafi im zapewnić cis świat, nie są w jej ujęciu niczym szczególnym. Nie jest to ani rewolucyjne praxis, ani powód do świętowania queerowej antynormatywności. To po prostu proza życia. Plante opisuje codzienność trans kobiet wiedzących, że skandowane na protestach hasło Kiedy państwo nas nie chroni, moje siostry będę bronić wymaga realizacji w banalnej codzienności: wprowadzania tego sloganu w życie w mikroskali.

To właśnie owa bliskość i znajomość jest tym, co w „Little Blue Encyclopedia…” urzeka. Mogę otworzyć tę książkę na właściwie dowolnej stronie i trafić na wyśmienity opis czegoś wprost wyjętego z moich własnych doświadczeń. Działa tak, ot, chociażby komentarz formułowany przy okazji wspomnień na temat upodobania Vivian do pigułek i proszków:

Kiedyś facet, z którym Viv randkowała, zaoferował mi kokainę. Bardzo ją to rozbawiło, śmiała się do rozpuku. Rzuciła tylko, że niczego takiego nie potrzebuję, że jestem „dobrą dziewczynką”. Następnie ścisnęła jego twarz dłonią i dała mu całusa. Zazwyczaj uwielbiałam, kiedy Viv nazywała mnie „dobrą dziewczynką”, ale akurat wtedy zabolało. Od wspólnego znajomego słyszałam, że zdarzało się jej nieraz mówić niemiłe rzeczy na mój temat. Że jestem snobką, pretensjonalna, że bez przerwy chcę się przytulać. Wszystko racja, ale nie podobało mi się, że opisywała mnie swoim znajomym jako nieumiejącą się bawić porządną panią.

Czuję się, jakby to było o mnie. I uwielbiam ten fakt.

Special interest

Skupiam się w niniejszym tekście na mechanizmach, które sprawiły, że zakochałam się w „Little Blue Encyclopedia…”. Mogę wprost powiedzieć, że obok „Summer Fun” Jeanne Thornton to moja ulubiona trans kobieca powieść ostatnich lat.

To, co Plante mówi o trans życiu, nie miałoby jednak takiej mocy, gdyby nie specyficzny chwyt, za pomocą którego to robi. Chodzi o to, że co prawda mamy do czynienia z opowieścią o relacjach między trans dziewczynami, ale relacje te zostają zawiązane nie na gruncie transpłciowości, lecz poza nią.

Tytułowe „Little Blue” to fikcyjny serial, którego fanką była Vivian – i którego fanką Vivian uczyniła (trochę pod przymusem) samą narratorkę. Według książki to dziwaczny, nieco awangardowy projekt znanego reżysera, który zakończył się gigantyczną finansową klapą, szybko przechodząc z obrębu kultury popularnej w rejestr kultowości. Narratorka składa w hołdzie Vivian tytułową encyklopedię – przegląd bohaterów „Little Blue”. Wspomina zmarłą przyjaciółkę z pomocą losów fikcyjnych (dla czytelniczki to już podwójna fikcyjność) postaci, ponieważ nie potrafi – albo nie chce – rozdzielić historii wspólnego oglądania „Little Blue” od historii wspólnego życia.

Nie mam wątpliwości, że amatorzy amerykańskiego kina i telewizji byliby w stanie odnaleźć dziesiątki intertekstualnych odniesień, które dla mnie pozostaną nierozwikłanym szyfrem. Mimo to sam mechanizm jest mi niesamowicie znajomy – co wiele mówi o relacjach między trans dziewczynami (o czym standardowe i publicystyczne relacje na temat naszego życia milczą): trans dziewczyny, które znam, również uwielbiają wymieniać się swoimi zainteresowaniami, często dość dziwacznymi i niszowymi. Nie chcę wnikać w etiologię samego zjawiska – być może to kwestia powszechnej wśród nas neuroróżnorodności? Być może wynika to z faktu, że wspólne (choć niekoniecznie tożsame) doświadczenia bycia transkami dają pewną podstawę porozumienia i bliskości, na której można swobodnie budować gmach z naszych nerdowskich zainteresowań? Tak naprawdę nieszczególnie interesuje mnie pytanie, dlaczego to jeden z podstawowych sposobów naszej relacyjności. Ważniejsze jest przypuszczenie (a może przeświadczenie), że istnieje pewien specyficznie transkowy sposób podchodzenia do kultury, który trudno jest mi dobrze opisać, ale który jest natychmiast rozpoznawalny. To relacja, w której przyjaźń i miłość do siebie nawzajem wędruje okrężnymi ścieżkami przedziwnych zainteresowań i fascynacji, którymi dzielimy się jako tym, co jest najintensywniej nasze.

„Little Blue Encyclopedia…” to opowieść o składaniu hołdu takiej relacji. Plante ujmuje to, co transkowe, w sposób, który jest oczywiście transkowy; jak mało inna autorka jest świadoma, że materia życia trans kobiet nie składa się tylko z ich transpłciowości czy też z ich specyficznej relacji do płci w ogóle. Trans kobiecość, którą opisuje, to coś dużo większego, bardziej rozproszonego, migotliwego: to pewna perspektywa na życie w ogóle, która przy wszystkich swoich drobnych potknięciach, przy wszystkich swoich niezdarnościach i koniecznie nieudanych zakochaniach pozostaje zatrważająco piękna.

Nie udało mi się uniknąć w tym tekście dużych słów i banałów; ale też jeszcze zanim estrogen nauczył mnie na nowo płakać, Plante wyciskała ze mnie łzy. Bo „Little Blue Encyclopedia…” to książka niezwykła i intymna. Jeśli celem trans lit, której poświęcam ten cykl, miało być stworzenie literatury t4t – od transów dla transów – dzieło Plante należy uznać za jedną z najpełniejszych tego nurtu realizację. Przyjemność ze ściskającej gardło lektury nie polega na tym, że rozpoznaję siebie i swoje doświadczenia w narracji, ale na wrażeniu, że tekst znał mnie jeszcze zanim chwyciłam po tę książkę. Zna mnie ona lepiej, niż ja siebie samą. Zna mnie tak, jak znają mnie moje przyjaciółki, które kocham, którymi pragnę być, które czynią życie trans pięknym i wartym przeżywania.

Hazel Plante, „Little Blue Encyclopedia (for Vivian)”
wydawnictwo: Metonymy Press
Montreal, Quebec
data wydania anglojęzycznego: 2019

GATUNKI TRANSKOBIECOŚCI

Cykl poświęcony współczesnej, anglojęzycznej literaturze transkobiecej – tekstom, które nie zostały jeszcze przełożone na język polski. Prezentuje literaturę celowo mniejszościową, pisaną – żeby użyć sformułowania MacKenzie Wark – przez „dziewczyny takie jak my” dla innych takich dziewczyn. W tej przestrzeni gatunki transkobiecości ujawniają się w swojej wielości i polifonii, nie dającej zredukować się do dydaktycznych wywodów dla cis odbiorców, quasi-muzealnych prób klasyfikacji i ujarzmienia transkobiecej kreatywności.