Początkujący aktorzy stają przed komisją przesłuchującą kandydatów i kandydatki do roli Hamleta. Luźny small talk przed kamerą, następnie profesjonalne nagranie, a w końcu konfrontacja z osobami prowadzącymi przesłuchanie to kolejne kroki ku wymarzonej roli. Tematem wyreżyserowanego przez Agnieszkę Jakimiak i Mateusza Atmana spektaklu dyplomowego studentek i studentów Wydziału Aktorskiego warszawskiej Akademii Teatralnej jest casting – podobny do tych, jakie przechodzi wiele osób w branży teatralnej i filmowej. Również spektakl, który oglądamy, daje adeptkom i adeptom aktorstwa możliwość zaprezentowania się nie tylko przed zwykłymi widzami, ale także przed osobami, które mogą otworzyć im drzwi do kariery zawodowej.
Akcja inicjowana jest poza sceną. Po obu stronach widowni grupa aktorek i aktorów czeka na swój występ przed komisją. Swobodna atmosfera bardziej niż z napięciem przed poważnym przesłuchaniem kojarzy się z naborem do telewizyjnego talent show. Chociaż stawką jest rola w znaczącej produkcji teatralnej, nie wypada tu epatować przesadną powagą. Wskazane są uśmiech, żart i luz. „Casting” w Teatrze Collegium Nobilium – interesujący, choć nie w pełni konsekwentny spektakl stworzony z dużym humorem i dystansem – pozwala krytycznie przyjrzeć się sytuacji młodych aktorów i aktorek wchodzących dzisiaj na rynek pracy.
Zaczyna się od luźnych rozmów. Tworząca relację z wydarzenia reporterka (Helena Rząsa), która pojawia się w pierwszej sekwencji, inicjuje kilka dialogów z uczestniczkami i uczestnikami castingu, ukazując banalność tej telewizyjnej praktyki. Kobieta mówi każdemu, że jest jej najlepszym przyjacielem, a bardziej niż otrzymane odpowiedzi interesują ją pytania, które sama zadaje. Dialogi niewiele wnoszą, służąc jedynie zachowaniu oczekiwanej przez widzów konwencji, a nie wymianie konkretnych opinii czy informacji. Reżyserka i reżyser wykorzystali tu także pomysł odtworzenia sceny z filmu „W trójkącie” w reżyserii Rubena Östlunda – tej, w której zabawnie ukazana zostaje różnica pomiędzy wizerunkiem H&M jako marki, w której reklamach modele i modelki uśmiechają się, a snobistycznej Balenciagi, gdzie zachowują śmiertelną powagę. Studentki i studenci Akademii Teatralnej prezentują się jako aktorzy ubiegający się o miejsce w obsadzie produkcji rozrywkowych, a gdy pogrążają się w skupieniu – jako starający się o role dramatyczne.
Tytuł spektaklu nie tylko określa jego temat, ale jest także metateatralnym komentarzem do sytuacji, w której znajdują się występujące w nim osoby. Przedstawienia dyplomowe – takie, jak oglądane – są w świecie teatru swoistymi castingami. Pozwalają młodym aktorkom i aktorom zaprezentować się, wykazać talentem i umiejętnościami zdobytymi w szkole oraz zareklamować swoje artystyczne osobowości. Takie oczekiwania definiują charakterystyczną formę spektakli dyplomowych, w których każda z występujących osób ma szansę na indywidualne zaprezentowanie się.
Kolejna część spektaklu także korzysta z formy charakterystycznej dla telewizji. W takich formatach liczy się nie tylko talent, ale także show, którego idea opiera się na osobistych historiach i osobowości uczestników programu. Oglądając na ekranach telewizyjnych osoby pretendujące do statusu gwiazd, w gratisie dostajemy historie ich życia, które często decydują o sympatii widzów. Zanim w „Castingu” rozpocznie się właściwe przesłuchanie, wyświetlany jest film, w którym wszystkie postaci opowiadają o sobie. Ich wypowiedzi mają charakter pseudoartystycznych wyznań: każda osoba podkreśla swoją wyjątkowość i – za pomocą parapoetyckich metafor – opowiada o swoim skomplikowanym życiu wewnętrznym. Wydaje mi się, że w ten sposób studentki i studenci, którzy są także współautorkami i współautorami scenariusza, ironicznie odnoszą się do oczekiwań widowni wobec aktorów teatralnych, wymagających od nich szczególnego „uduchowienia”. Niemniej, ta część spektaklu dłuży się najbardziej – osłabia jego dynamikę i zatrzymuje akcję w pół kroku przed wejściem na scenę i prezentacją przed komisją castingową, na co wszyscy czekamy.
Komisji nie widzimy – może jest nią publiczność? Przesłuchanie każdego z czworga aktorów oparte jest na tym samym schemacie. Z offu słyszymy głosy konkretnych, rozpoznawalnych z nazwiska osób reprezentujących różne obszary środowiska teatralnego. Każda z nich prosi aktora/aktorkę o odegranie postaci Hamleta według określonego klucza. Prośby reżyserujących spektakl Jakimiak i Atmana pozostawiają przesłuchiwanym osobom dowolność, co pozwala Emilii Florczak stworzyć bardzo zmysłową scenę choreograficzną. Dramaturg Piotr Gruszczyński prosi o zaprezentowanie aktorstwa performatywnego, do czego parodystycznie podchodzi Kamil Książek. Krytyk teatralny Witold Mrozek zaleca wydobycie wątków politycznych, w odpowiedzi na co Iga Szubelak siada na wielkim bębnie i wygłasza polityczny manifest wykorzystujący fragmenty „Hamletmaszyny” Heinera Müllera. Reżyserka Weronika Szczawińska prosi o osobistą grę, co stara się zrealizować Maciej Karbowski, który cichym głosem, stając bardzo blisko publiczności, cytuje wielki monolog „Być albo nie być” w stylu osobistego zwierzenia. Wszystkie te propozycje mogą znaleźć zastosowanie w spektaklu – nie od dziś wiadomo, że Hamlet, jak gąbka, może wchłonąć wiele.
W pewnym momencie schematyczna forma zaczęła mnie nużyć – ulgę przyniósł powrót wszystkich aktorów i aktorek na scenę oraz przełamanie wcześniejszej konwencji. W dynamicznych scenkach, co chwilę zamieniając prezentowane role i nastroje, młodzi wykonawcy odgrywają fragmenty różnych castingów. To najzabawniejsza część spektaklu Jakimiak i Atmana. Zastanawia mnie jednak, które z prezentowanych sytuacji w rzeczywistości się wydarzyły. Na pewno prawdziwy był wspominany przez aktorów i aktorki kontrowersyjny casting na Hamleta, który w maju zeszłego roku w Teatrze Stu przeprowadził Krzysztof Jasiński. W mediach społecznościowych opisał go Daniel Zawada, którego post cytowany jest w spektaklu (pisownia oryginalna):
Casting do roli Hamleta. Zgłoszenia mailowe na casting, z załączonym CV i aktualnymi fotografiami. Co godzinę grupa 10-15-stu młodych aktorów wchodzi do gabinetu Pana dyrektora, każdy się przedstawia i mówi kilka zdań o sobie. Po przejściu całej kolejki Pan dyrektor tłumaczy dlaczego już wie że „…nie ma wśród państwa Hamleta…”. Wszyscy poza dwoma aktorami wychodzą, oni dostąpili łaski powiedzenia monologów. Casting trwa trzy dni, pojawi się na nim mniej-więcej około stu młodych aktorów z całej Polski ze swoimi interpretacjami monologu „Być albo nie być…”. Szkoda że tylko mały procent będzie mógł je zaprezentować.
Opisana sytuacja stała się w mediach punktem wyjścia dla kolejnego rozdziału dyskusji o szacunku wobec pracy aktora i przypomniała o konieczności zastanowienia się nad zasadami organizacji castingów. Tematy te od dawna interesują Jakimiak i Atmana.
Wyśmiana i wielokrotnie podważana w ich warszawskim spektaklu formuła castingu nie może już powrócić na scenę. Wiodący temat nie ulega zmianie, jednak w końcowych scenach o castingu mówi się krytycznie. Najpierw Helena Rząsa, wygłaszając gniewny monolog, odmawia uczestnictwa w przesłuchaniu. Deklaruje, że nie chce odgrywać klasycznych ról, które już wielokrotnie były interpretowane przez innych aktorów na wielu innych scenach. Woli szukać własnych środków ekspresji. Z kolei o zasadach wielu castingów – zarówno tych sformalizowanych, jak i niepisanych – w bardzo ekspresyjnej formie opowiada Hanna Wojtóściszyn, między innymi zwracając uwagę na decyzje obsadowe warunkowane jedynie wyglądem.
Kiedy wydawać się mogło, że na scenie Teatru Collegium Nobilum zobaczyliśmy już wszystko: byliśmy świadkami samego castingu i – prowadzonej z różnych perspektyw – krytyki jego mechanizmów, zdałam sobie sprawę, że do dopełnienia formy dyplomu zabrakło monologu Michała Kaszyńskiego. Gdy wreszcie wyszedł na scenę, jego partnerki i partnerzy sceniczni zaczęli drapać się i podskakiwać, jakby udawali małpy. To kolejna scena inspirowana filmem Östlunda, tym razem – „The Square”. Radykalny performer odgrywa w nim małpę podczas uroczystej kolacji w snobistycznym gronie osób zainteresowanych sztuką współczesną. Sytuacja szybko zaczyna wymykać się spod kontroli, okazuje się bowiem, że artysta nie respektuje zwyczajowych norm ani barier. Towarzystwo, któremu rzuca wyzwanie, deklaratywnie pragnie radykalnej sztuki, jednak przyjmuje ją tylko w granicach gwarantujących mu bezpieczeństwo i komfort. Artysta nie chce zatrzymać się w swoich działaniach: małpa, którą gra, jest groźnym, nieprzewidywalnym zwierzęciem, które – podobnie jak różne formy radykalnej sztuki – nie pozawala, by je zatrzymano, złapano i ujarzmiono. Kaszyński, nawiązując do tego skojarzenia filmowego, tworzy krytyczny monolog. Odnosi się do opinii, że aktor jest jak małpa, która zagra („zmałpuje”) wszystko.
Casting, będący osią spektaklu Jakimiak i Atmana, jest okazją od podjęcia tematu podmiotowości i sprawczości aktorek i aktorów. Jego twórcy i twórczynie ukazują rywalizację wpisaną w sam spektakl dyplomowy, a jednocześnie proponują szerszą refleksję, dotyczącą wpisanych w teatr hierarchii i niejasnych mechanizmów otwierających drzwi do kariery. Błyskotliwie portretują teatralną rzeczywistość, prezentując ją z dużą dozą celnego humoru. Jednak ich „Casting” pozostaje znacznie bardziej poprawny, a nawet grzeczniejszy niż filmy, do których nawiązuje. Respektowana przez twórców dyplomowa formuła sprawia, że szybko staje się przedstawieniem przewidywalnym – przynajmniej na poziomie formalnym. Trzykrotnie czekamy, aż wszyscy aktorzy się wypowiedzą – podczas rozmowy z reporterką, w filmie oraz wygłaszając monologi – co negatywnie wpływa na dramaturgię prezentacji. Twórcy zatrzymują się jakby w pół drogi: opowiadają o próbach przekroczenia ściśle wyznaczonych ram, a równocześnie podtrzymują je, respektując praktykę typową dla dyplomów wydziałów aktorskich. W efekcie ten „Casting” nie proponuje radykalnej zmiany. Choć efekt jest ciekawy, szkoda, że tak się nie dzieje.