Nr 2/2024 Na teraz

Apoteoza zwykłego życia

Dominika Gracz-Moskwa
Komiks

Linda Medley opowieści w „Zamku Śpiącym” snuje powoli, bez pośpiechu, niczym nić, którą nawijać można na wrzeciono. Punktem wyjścia jest przywołanie historii Śpiącej Królewny – ale to jedynie wstęp do czegoś o wiele bardziej zwyczajnego. Zresztą także dalej baśniowość służy innemu nastrojowi i innej opowieści. Karty komiksu zamieszkują co prawda czarownice, demony, chochliki i cała reszta fantastycznego bestiariusza, ale są one jedynie tłem dla codzienności członków pewnej (nie)zwykłej społeczności zamku.

Zaczyna się znajomo: za górami, za lasami było królestwo, w którym wszystkim żyło się przyjemnie i dostatnio. Tylko dwie osoby trapiło wielkie, niespełnione pragnienie – król i królowa, choć bardzo chcieli dziecka, nie mogli go począć. Gdy skorzystali z pomocy magii, na świat przyszła królewna. Dalszy ciąg również znamy: urażona przez królewską parę czarownica nałożyła na dziecko klątwę, w wyniku której dziewczynka w przyszłości ukłuje się igłą wrzeciona i umrze; klątwę udaje się złagodzić, zamieniając śmierć na stuletni sen. Gdy królewna w dniu swoich piętnastych urodzin kaleczy się w palec, zapada – a razem z nią wszyscy mieszkańcy zamku – w sen, który trwa równo wiek. Po stu latach zjawia się przystojny książę, budzi dziewczynę pocałunkiem prawdziwej miłości. Szczęśliwa para wspolnie odjeżdża w kierunku wspaniałej przyszłości – zostawiając zdziwionych i zmieszanych dworzan samym sobie. Co dalej będzie z nimi i z zamkiem? W tym punkcie – nieznanym z żadnej wersji baśni, lecz prowokującym kłopotliwe pytania co do ich współczesnych wersji – autorka komiksu zaczyna snuć ciąg dalszy.

Zaczyna się więc też nieznajomo: Lady Jain – z twarzą obrzękłą i posiniaczoną po ostatnim spoktaniu z mężem – z pomocą wiernego sługi ucieka ze swojego domu. Rozpoczyna podróż w poszukiwaniu schronienia dla siebie i dziecka, którego się spodziewa. Obiera kierunek – Zamek Śpiący, który na mapie odziedziczonej przez bohaterkę po ojcu oznaczony został jako „bezpieczny azyl”. Dość szybko dociera do murów gościnnych dla wszystkich szukających spokoju i bezpieczeństwa. Ni to przytułek, ni to wesoła komuna. Zamek prowadzony przez Boćka Adiutanta i Dinah Lucinę zamieszkuje cała menażeria postaci, które nie miały się gdzie podziać: skrywający tragiczną przeszłość małomówny Żelazny Henryk, nieco nierozgarnięty, ale niezwykle pomocny syn Luciny, Szymon, siostra Miła z zakonu Pocieszycielek, tajemniczy Doktor Czuj, trzy służki Śpiącej Królewny – Cierpliwa, Roztropna i Obfita – oraz Rycerski Rumak Sir Szacha. Poza nimi także cała masa chochlików i innych płochliwych, magicznych stworzeń.

Szybkie „rozwiązanie” głównego problemu Lady Jain – osadzenie jej w bezpiecznym zamku, w którym, co tu dużo mówić, za wiele już nie może się wydarzyć – zbija z tropu. Pod względem konstrukcji „Zamek Śpiący” nie jest z pewnością klasyczną narracją: po mocnym początku próżno szukać tu punktu kulminacyjnego czy rozwiązującego i podsumowującego wątki zakończenia. Rezygnacja z wyraźnej linii narracyjnej pozwoliła autorce stworzyć komiks polifoniczny: jest on zbiorem różnych opowieści, wplatanych w rytm codziennego życia mieszkańców zamku czy też snutych przez nich samych. Brak tutaj wielkich konfliktów czy zagrożeń i spektakularnych zwycięstw. Sporo natomiast przesiadywania w zamkowej kuchni, zapoznawania się z kolejnymi osobliwościami zamku czy beztroskiego spędzania czasu wolnego.

Takie rozwiązanie konstrukcyjne może przemawiać zarówno na korzysć komiksu – jako rys charakterystyczny i spory atut – jak i przeciw niemu. Brak schematu narracyjnego opartego na konflikcie i jego rozwiązaniu bądź na podróży bohatera usuwa z opowieści jakiekolwiek napięcie, co obciąża fabularność. Zarazem ten sam zabieg pozwala skupić się na portretowaniu postaci – a bohaterowie stanowią siłę komiksu. Dzięki nim „Zamek Śpiący” okazuje się zaskakująco przyjemny – bowiem zdecydowana większość postaci na kartach komiksu to bohaterowie pozytywni (nawet jeśli na pierwszy rzut oka na takich się nie zapowiadają). Baśniowy świat komiksu napawa więc optymizmem i przywraca wiarę w ludzi. Szczęśliwe zakończenia poszczególnych historii – a tych nie brakuje – napawają czytelniczkę autentyczną radością. „Zamek Śpiący” to lektura z gatunku comfort read.

Nie jest to jednak ani komiks dla dzieci, ani nawet postmodernistyczna zabawa zakładająca, że utwór dekonstruujący baśń na różnych płaszczyznach skierowany jest „do wszystkich”: dzieci i ich rodziców. Autorka skupia się nie tylko na dorosłych postaciach, ale przede wszystkim na dorosłej perspektywie i tematach. Pośród problemów i dylematów odnajdziemy aranżowane małżeństwa, ciążę wynikająca z romansu, przemoc domową, osobistą wolność i niezależność, miłość i pożądanie. Choć na kartach komiksu nie zobaczymy scen brutalnej przemocy ani seksu, widzimy czy to ich następstwa (wisielec), czy też oznaki (napięcie erotyczne). Dodatkowo całość okraszona jest dość „dorosłym”, czasem dwuznacznym, a często sarkastycznym poczuciem humoru.

Zamek zaludniają przede wszystkim postaci kobiecie – to bohaterki są podmiotkami snutych narracji. Chyba wszystkie przewijające się na kartach komiksu kobiety swoją postawą, podejmowanymi decyzjami czy po prostu charakterem prezentują ogromną siłę i niezależność. Zarazem, trzeba dodać, są skrojone wedle znanych już reguł popkulturowego rozumienia postaci feministycznych. Lady Jain ucieka od przemocowego męża i zrywa z dotychczasowym życiem – nie boi się podejmować ryzykownych decyzji i stawiać czoła przeciwnościom losu, by osiągnąć upragniony cel. Siostra Miła z zakonu Pocieszycielek mogłaby być główną bohaterką każdego filmu awanturniczego: niezwykle pewna siebie, szuka kolejnych przygód i zdaje się niczego nie bać. Zamiast prawić morały, woli zakasać rękawy i działać bezpośrednio. Jej ulubionym partnerem do przekomarzań jest demon. Cały zakon Pocieszycielek wraz z jego założycielkami, św. Wilgefortis i jej sześcioma siostrami, sprawia wrażenie jednostki do zadań specjalnych. Jednocześnie autorka nie pozbawia bohaterek cech kojarzonych z kobiecością – są czułe, empatyczne, kochają i zdradzają, często portretowane są jako obiekt westchnień i pożądania (mimo swojego niekonwencjonalnego wyglądu – sporo tu bohaterek z brodami), wspierają się wzajemnie (co wielu przywiedzie na myśl kategorię siostrzeństwa). Nie ma tu jednak afirmacji podmiotowości słabej i kruchej, co świadczyłoby o pogłębieniu feministycznego rysu świata przedstawionego.

W tym momencie należy jednak wspomnieć o czasie powstania komisku: choć w recenzji opisuję pierwsze polskie wydanie „Zamku Śpiącego”, pierwsze wydanie oryginału opublikowane zostało w 1996 roku. Od tego czasu dostaliśmy wiele narracji – chociażby w animacji filmowej czy w książkach dla dzieci – dekonstruujących klasyczne baśniowe narracje czy reinterpretujących je przez pryzmat feminizmu. Mimo to „Zamek śpiący” po niemal trzydziestu latach wciąż broni się niczym propozycja świeża.

Być może dlatego, że komiks nie stanowi retellingu baśni ani jej prostej dekonstrukcji. Przywołana w prologu historia Śpiącej Królewny przytoczona jest dość wiernie, choć z dozą charakterystycznego humoru – natomiast właściwa opowieść zbiera historie oryginalnych postaci osadzone w baśniowo-fantastycznym świecie pełnym kontekstów. Szybko wypatrzymy trzy małe świnki czy też związek między Bremą a festiwalem muzycznym, ale są to jedynie elementy tła. Pod tym względem „Zamek Śpiący” nie jest komiksem pokroju „Rewolucji według Ludwika” Kaori Yuki, „Grimm Fairy Tales” Joego Tylera i Ralpha Tedesca czy zamieniającym baśnie na greckie mity „Lore Olympus” autorstwa Rachel Smythe.

Pewne westchnienie rozczarowania czy znużenia wywołuje warstwa graficzna. Owszem, „Zamek Śpiący” jest absolutnie przepiękny. Dokładny, szczegółowy rysunek idealnie balansujący między realizmem a uproszczeniem może zachwycać. Urzekają zwłaszcza plansze prezentujące szersze perspektywy. Medley przyznaje się do inspiracji sztuką z początku XX wieku, zwłaszcza art nouveau, co wyraźnie widać w zdecydowanych obrysach i silnej kresce. Jednak czarno-biały rysunek pozostawia pewien niedosyt, zwłaszcza gdy widzimy przepiękną, kolorowa ilustrację zdobiącą okładkę i zaczynamy zdawać sobie sprawę, jak mógłby wyglądać „Zamek Śpiący”.

Zawierające dziewiętnaście rozdziałów polskie wydanie bazuje na wydaniu amerykańskim, które doczekało się kontynuacji. Ale wokół premiery tomu drugiego było wiele zamieszania związanego ze współpracą na linii autor-wydawca oraz uznaniem podmiotowości autorki, która w konsekwencji kazała usunąć swoje nazwisko z okładki. Trzydzieści lat później, gdy jesteśmy już w innym miejscu uważności, jeśli chodzi o prawa autorskie i podmiotowość twórców, warto o tym kontekście pamiętać, gdyby ewentualnie miało pojawić się tłumaczenie tomu drugiego.

„Zamek Śpiący” nie będąc opowieścią fantasy, jest zarazem fantazją – zbiorem obyczajowych historii, w których spełnia się marzenie o prostym, ale szczęśliwym i spełnionym życiu, pełnym dobrych, pomocnych, wspierających ludzi. O bezpiecznej przystani – zamku, który jest domem dla każdego, kto tego potrzebuje. O świecie, w którym każda historia ma szczęśliwe zakończenie. Może najlepiej na tym zakończyć opowieść?

Linda Medley, „Zamek Śpiący”
tłumaczenie: Marceli Szpak, Agnieszka Murawska
Kultura Gniewu
Warszawa 2023