Nr 1/2024 Na teraz

Spektrum szczęścia i cierpienia

Julia Lizurek
Teatr

W spektaklu „Autobiografia na wszelki wypadek” (Teatr Łaźnia Nowa, 2020) Michał Buszewicz wspomina, jak jego dziewczyna zabrała go na wyjazd, gdzie praktykowano jogę. Dramatopisarz i reżyser opisał to doświadczenie w groteskowy sposób, mówiąc o nieprzystosowaniu swojego ciała do wykonania ćwiczeń – asanów – oraz o późniejszej próbie wprowadzenia jogi do codziennej rutyny. Na potrzeby tego tekstu wyobraźmy sobie, że osobą, która próbowała „zarazić” go jogą, była Anna Smolar, reżyserka spektaklu zrealizowanego w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie. Co prawda „Joga” nie powstała na podstawie dramatu Buszewicza, lecz autobiograficznej powieści Emmanuela Carrère’a – jednak napisany przez reżyserkę scenariusz prowadzi widza tropem kolejnych odkryć i etapów życia francuskiego pisarza, ten zaś przypomina nieco bohatera „Autobiografii”. Jego postać została rozbita na dwóch aktorów, reprezentujących różne jaźnie-osobowości mężczyzny, który nie ma psychicznych predyspozycji do zachowania spokoju i równowagi, tak przydatnych w medytacji. Joga, która przez wiele lat była jego pasją, pozwalała mu na ukrywanie przed sobą samym destrukcyjnych tendencji własnej psychiki, a może nawet – była na nie lekarstwem.

Dramaturgia momentów

Smolar tworzy świat, w którym ból jest zjawiskiem powszechnym. Jego mieszkańcy cierpią z powodu śmierci ukochanego zwierzęcia albo wywierającego na nich presję krytycznego ojca, sytuacji migrantów czy aktów terrorystycznych. Jeśli znajdują się w kryzysie zdrowia psychicznego, jak główny bohater spektaklu – pisarz Emmanuel Carrère – siła przeżywanego przez nich bólu zwiększa się.

Reżyserka szuka sposobów, byśmy mogli wyobrazić sobie, jakimi drogami podążają myśli pisarza. Nie opowiada on swojej historii linearnie, a narracja dramatyczna podzielona jest pomiędzy Radosława Krzyżowskiego i Michała Majnicza, którzy grając w duecie, odzwierciedlają dwa aspekty osobowości protagonisty. Kolejne sceny tworzą swoisty patchwork, złożony z sytuacji, w których jedna albo druga z tych osobowości – bardziej emocjonalna (Majnicz) lub racjonalna (Krzyżowski) – próbuje dominować. Czasem wchodzą one w otwarty, wzajemny konflikt: afekty przejmują inicjatywę w scenach ukazujących namiętność relacji z kochanką (Małgorzata Zawadzka), a rozum decyduje o wyjeździe na grecką wyspę, gdzie bohater chce nieść pomoc uchodźcom. Serce i rozum kłócą się, kiedy dziennikarz (Łukasz Stawarczyk) wypytuje Carrère’a o szczegóły jego życia i warsztat pisarski. Konflikt jednak nie dzieli ich, a łączy – zdając sobie sprawę z kryzysu, jednomyślnie podejmują decyzję o hospitalizacji. Kiedy wraz z dziennikarzem jadą do szpitala skuterem, stukają się kaskami, jakby byli neuronami przekazującymi sobie wzajemnie nerwowe impulsy.

Opowiedzenie przedstawianych w spektaklu wydarzeń z życia Carrère’a mogłoby pozostawić wrażenie, że toczy się ono w zawrotnym tempie. Smolar przedstawia sceny przełomowe dla niego i jego pisarskiej tożsamości. Unika łączenia ich w spójną całość, pozostawiając widzom decyzję, jakie związki dostrzeżemy pomiędzy kolejnymi epizodami. Zostawia jednak pewne tropy, na przykład obsadzając aktorów w różnych rolach. Roman Gancarczyk gra zarówno ojca głównego bohatera, jak i wydawcę jego twórczości, który ma wobec niego określone oczekiwania. Zawadzka tworzy zarówno postać jego kochanki, jak i sfrustrowanej, pełnej żalu żony, która ma pretensje o upublicznienie tego, co prywatne. Jedna jest delikatna, otwarta, uważna i czuła; druga – zmęczona, zestresowana, rozżalona. Może bohater uciekał do tej pierwszej przed niewygodami życia z drugą? A może przemiana, którą przeszła z czasem kobieta, z którą się związał, sprawiła, że w jego świadomości jawi się jako dwie osoby?

W rozważaniach prowokowanych przez teatralne podwojenia ukrywa się pytanie związane z filozoficznym tematem przedstawienia – jak żyć z doświadczanym przez nas cierpieniem i bólem, których źródłem jest życie samo w sobie? W jaki sposób od nich uciekamy, jak próbujemy je unieważnić? Bez czego nie bylibyśmy zdolni stawić im czoła?

Przypowieść o cierpieniu

Według filozofii buddyjskiej, z której wywodzi się praktyka jogi, cała egzystencja jest dukkha, co oznacza „cierpienie”, „udrękę” i „ból” lub „niezaspokojenie”. Osiągnięcie oświecenia, prowadzącego do pełnego poznania siebie, wyznacza drogę ku wyzwoleniu z tego stanu. Wydaje się, że Carrère to poszukiwacz duchowej wolności, który nieustannie rozczarowany jest jednak tym, co przynosi mu życie. Inny stosunek do egzystencji przedstawiony został w otwierającej spektakl scenie terapii, w której uczestniczy para (Alicja Wojnowska i Łukasz Stawarczyk) po stracie ukochanego psa Zuli. Opowiadają historię swojej walki o życie pupila. Ogrom ich bólu równoważy przekonanie, że dwa lata, które spędzili z suczką, były warte ceny, jaką jest przeżywane przez nich cierpienie. Ich historia to świadectwo doświadczonego dobra i szczęścia. Co było jego źródłem, jaka była jego istota? Odpowiedzi znów zależą od widza.

Opowieści pary słuchają wszystkie postaci, które później pojawią się w głównym wątku przedstawienia skupionego wokół Carrère’a. Przez chwilę można odnieść wrażenie, że jesteśmy świadkami terapii grupowej. Myślę, że tę kategorię zastosować można do całego, nienachalnie terapeutycznego teatru Smolar. Każda z zebranych w symbolicznym kręgu osób opowiada swoją prywatną historię – niektóre ich elementy są istotne tylko dla wypowiadających się, odciągając uwagę słuchaczy od właściwego tematu. Pojawia się wrażenie nieprzystawalności wyrażanych emocji do próby ich wyrażenia poprzez opowieść.

Choć zachowania i odczucia Carrère’a można by wytłumaczyć jego stanem chorobowym, stanowiącym jeden z głównych wątków przedstawienia, byłby to obraz zakłamany. W innym, zrealizowanym w Starym Teatrze spektaklu Luk Perceval łączył we wzajemnej zależności tematy cierpienia i uzależnienia. Wyreżyserowane przez niego na podstawie sztuki Eugene’a O’Neilla przedstawienie „Pewnego długiego dnia” to wiwisekcja rodziny, która nie jest w stanie się porozumieć, ponieważ przerwaniu uległy sieci komunikacyjne. Smolar idzie jakby o krok dalej, uniwersalizując doświadczenie bólu, przeżywanego niezależnie od naszego statusu społecznego, duchowego i materialnego oraz od wiary, którą wyznajemy. Tworzy teatralne laboratorium komunikacji i praktyki budowania wspólnot.

fot. Natalia Kabanow | materiały Narodowego Starego Teatru

Wspólnoty

Inscenizacja Smolar zdaje się dążyć do rehabilitacji głównego bohatera adaptowanej prozy, przyznając mu prawo do widzenia i opisywania świata w taki sposób, w jaki on sam go przeżywa. Szczególne znaczenie mają te sceny, podczas których dochodzi do porozumienia, zawiązania sojuszy pomiędzy postaciami. Dzieje się tak na przykład wtedy, kiedy kochanka i Carrère leżą na łące, wspominając swoje pierwsze spotkanie, kiedy opisują własne doznania erotyczne i opowiadają o związanych z nimi marzeniami lub kiedy bawią się jak dzieci. W jednej z takich scen Federika (Dorota Pomykała) rozpoznaje w pisarzu bratnią duszę i zwierza się mu ze swoich problemów.

Tymczasowe, dwuosobowe wspólnoty zawiązują się na scenie za sprawą siły aktorskiego gestu. Dzięki niemu postaci przestają być, jak dzieje się to w literaturze, przedmiotem kreowanym przez wypowiedzi narratora. Aktorzy i aktorki tworzą je tak, jakby odpowiadali na żądanie żony Carrère’a, domagającej się „prawa do bycia nieopisywalną” – do manifestowania swoich uczuć na swój własny, indywidualny, niepowtarzalny i nie zawsze zrozumiały dla innych sposób. Znaczące jest, że wiele scen „Jogi” powstało na podstawie aktorskich improwizacji.

Osoby grające w spektaklu wcielają się w kolejne postaci z życia Carrère’a po chwili, jaką spędzają na jogińskiej poduszce do medytacji. W czasie trwania spektaklu zastanawiałam się, czy to tylko zabieg formalny, charakterystyczna, znacząca poza, czy może faktycznie aktorom i aktorkom moment medytacji i skupienia służy przygotowaniu się do „wejścia w rolę”. Taka możliwość jawi się jako manifestacja korzyści niesionych przez praktykę medytacyjną. Podobnie odebrać można scenę wspólnego oddychania, służącego zmniejszeniu poziomu stresu i umożliwiającego dostrojenie się do innych. Refleksje te traktować można jak asumpt do rozumienia aktorstwa jako praktyki rozwijania samoświadomości.

Zawiązujące się w warstwie fabularnej sojusze przedstawione zostają poprzez wspólny taniec. Smolar i współpracujący z nią choreograf Paweł Sakowicz w finale przedstawienia nawiązują do „Greka Zorby” Nikosa Kazandzakisa. Kultowy obraz tańca radości po „pięknej katastrofie” w „Jodze” nabiera innego charakteru. Każdy z wykonawców tańczy te kroki indywidualnie, na własny sposób, nie łącząc się z grupą. To znak, że szczęście i harmonia dla każdego są czymś innym, co nie zaprzecza ani nie wyklucza wspólnego świętowania.

Ironia

Twórczynie i twórcy przedstawienia sugerują, że nie tylko medytacja, ale także ironia może być znakomitym narzędziem ułatwiającym radzenie sobie z przeżywanym bólem i trudnymi emocjami. W „Jodze” to właśnie ironia daje impuls aktorkom i aktorom, ale zapewne towarzyszyła także pracy scenografki i kompozytora, tworzących przestrzenie pozwalające na dystans wobec sytuacji, w których znajdują się postaci. I tak łąka, na której leżał Carrère z kochanką, okazuje się pokojem w opuszczonym hotelu. Wędrówka przez puste korytarze zrealizowana została z użyciem kamery w konwencji kina grozy. Podobnie – monolog córki pisarza, która próbuje racjonalizować swój niepokój wywoływany przez nieobecnego w jej życiu ojca. Przeżywający załamanie bohater ułoży się na kanapie, wyglądając tak, jakby ktoś odciął mu głowę. Zwykłe meble, niczym w dziecięcym teatrzyku, zastępują samochód i skuter. Żaluzje przesłaniające horyzont sceny zmieniają się w obraz bezkresnego morza. Dźwięki pukania do drzwi wybrzmią jak irytujący utwór muzyczny.

Ironia może ukrywać cierpienie, ale może też być jego wyraźnym znakiem. Smolar w zapowiedzi spektaklu wspomniała o potrzebie skupienia się na duchowości człowieka, która również może stanowić odpowiedź na ból. We współczesnym świecie duchowy wymiar egzystencji często zostaje sprowadzony do dyskusji o procesach psychologicznych i obecnych w niej pojęć. Świetnie pokazują to sceny z psychiatrą (Mikołaj Kubacki), który ze współczuciem tłumaczy pisarzowi istotę jego choroby. Lekarz informuje go o elektrowstrząsach jako dostępnej formie terapii. To praktyka wzbudzająca powszechny lęk – nie tylko osoby, która ma jej bezpośrednio doświadczyć. Krzyżowski, grający w tym momencie Carrère’a, całkiem serio pyta, kim stanie się po takiej terapii. Później jednak próbuje zdystansować się wobec własnych obaw. Jego ironię można czytać jako wyraz nadziei i zaufania – znak, że gotowy jest do wyciągnięcia ręki po pomoc.

Ponad dwugodzinne przedstawienie daje aktorom czas, by te stany solidnie ukazać, poprzebywać w nich i pomedytować. Dlatego można czasami odnieść wrażenie, że film grozy albo psychologiczny thriller wyłaniają się tu jako konwencje postrzegania i ukazywania życia, w którym jest czas zarówno na zabawę, nudę czy działanie bez pośpiechu, jak i na szybkie, zdecydowane decyzje. Poczuciu osamotnienia i bezradności towarzyszą gniew i rozczarowanie.

W kulturze, która bezrefleksyjnie reprodukuje obrazy szczęśliwych ludzi, sugerując, że celem egzystencji jest pozbycie się problemów i życie w dobrostanie mentalnym, „Joga” jawi się jako plasterek, który może koić i chronić, a równocześnie przypomina o odniesionych ranach oraz nieuchronności cierpienia. Jednocześnie pracujący zespołowo twórczynie i twórcy krakowskiego spektaklu przypominają o konkretnej wartości więzi międzyludzkich – nawet jeśli bywają one bardzo delikatne i krótkotrwałe.

Emmanuel Carrère, „Joga”
scenariusz i reżyseria: Anna Smolar
współpraca dramaturgiczna: Tomasz Śpiewak

scenografia i kostiumy: Anna Met
choreografia: Paweł Sakowicz
muzyka: Jan Duszyński
reżyseria świateł: Monika Stolarska
wideo: Rafał Paradowski
montaż: Liubov Gorobiuk

Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej w Krakowie
premiera: 8.12.2023