Nr 17/2023 Na dłużej

Fragment polskiego tłumaczenia książki „Jestem listotą. Donna J. Haraway w rozmowie z Thyrzą Nichols Goodeve”, która w przekładzie Aleksandry Derry ukazała się nakładem wydawnictwa WBPiCAK w Poznaniu w serii „Humanistyka środowiskowa”.

 

Thyrza Nichols Goodeve: Chciałabym, żebyś opisała swoją metodologię jako krytyczka kultury. Interesuje mnie zwłaszcza, w jaki sposób Twoje wykształcenie w dziedzinie biologii molekularnej i biologii rozwoju wpłynęło nie tylko na tematykę Twoich prac, ale właśnie na metodologię.

Donna Haraway: Wiesz co? Takie słowa jak „metodologia” mnie niepokoją! Wolę mówić nie tyle o „metodologii”, ile o tym, że mam określone sposoby pracy, które z biegiem czasu stają się coraz bardziej świadome. Z pewnością wykształcenie z zakresu biologii – molekularnej, komórki i rozwoju – wiele dla mnie znaczy. Zwłaszcza, że pozwala mi zachowywać uważność i czerpać ogromną przyjemność z biologicznych istot i biologicznych sieci zależności. Fascynuje mnie wewnętrzna architektura komórek i chromosomów. I bez wątpienia często myślę metaforami biologicznymi.

W Twoim sposobie pisania widać pewnego rodzaju biologizm. Wybierasz coś – przedmiot wiedzy czy kultury – i wnikasz głębiej w jego wnętrze, w jego strukturę. Następnie poruszasz się w sieci znaczeń odkrytej dzięki tej analizie – i tak dalej. Często używasz także metafor optycznych, a Twoja metoda rzeczywiście daje specyficzny efekt przybliżenia, choć rzecz jasna nigdy nie porzucasz szerszego obrazu.

Fascynuje mnie zmiana skali. Uważam, że światy biologiczne zapraszają do myślenia w różnych skalach i o różnych skalach Jednocześnie są pełne wyobrażeń i bytów powstałych z zupełnie niezwykłej architektury biologicznej i mechanizmów biologicznych. Biologia to niewyczerpane źródło tropów. Z pewnością obfituje w metafory, ale jest czymś więcej niż metaforą.

Posłużyłaś się tym wyrażeniem już wcześniej. Co rozumiesz przez „coś więcej niż metaforę”?

Chodzi mi nie tylko o metafory fizjologiczne i dyskursywne, które znajdziemy w biologii, ale też o opowieści. Przykładowo: różnorodne ironiczne, nieomal zabawne niezgodności. Całą tę czystą przebiegłość i złożoność. Zatem biologia nie jest jedynie metaforą rzucającą światło na coś innego, ale niewyczerpanym źródłem, dzięki któremu docieramy do nie-dosłowności świata. Chcę również zwrócić uwagę na jednoczesność faktu i fikcji, materialności i semiotyczności, przedmiotu i tropu.

Masz na myśli to, że rzeczywiste byty biologiczne są też potężnymi metaforami, które ułatwiają zrozumienie „życia”, np. systemów biologicznych i ontologicznych. Odwołuję się tutaj do Twoich rozważań nad mikroorganizmem Mixotricha paradoxa z tekstu „Cyborgs and Symbionts: Living Together in New World Order” [Cyborgi i symbionty: wspólne życie w nowym porządku świata] zamieszczonego w książce „The Cyborg Handbook”[1].

Tak. Posługuję się bytem Mixotricha paradoxa, który składa interpelację zarówno w sprawie indywidualności, jak i zbiorowości. To mikroskopijny jednokomórkowy organizm żyjący w jelitach południowoaustralijskiego termita. Status tego „czegoś” jest bardzo skomplikowany, ponieważ istota ta żyje w koniecznej symbiozie z pięcioma innymi rodzajami bytów. Każdy z nich ma swoją nazwę taksonomiczną i przypomina bakterię, ponieważ żaden nie posiada jądra komórkowego. Mają kwasy nukleinowe, DNA, ale niezorganizowane w jądro. Każda z tych pięciu różnych rzeczy żyje w różnych częściach komórki albo gdzieś na niej. Przykładowo, jedna zamieszkuje zgrubienia zewnętrznej powierzchni błony komórkowej. Zatem mamy te niewielkie istoty, jedne żyjące w fałdach błony komórkowej, inne wewnątrz komórki. Nie stanowią one części komórki w pełnym sensie tego słowa, niemniej żyją w koniecznej symbiozie. Nikt nie może tu wieść niezależnej egzystencji. To zapamiętała współzależność! Pytanie brzmi: czy mamy do czynienia z jednym, czy z sześcioma bytami? Sześć też jednak nie jest słuszne, ponieważ na każdą komórkę jądrową przypada około miliona tych pięciu pozbawionych jądra bytów. Istnieje wiele kopii. Kiedy zapada decyzja, że „jedno” staje się „dwoma”? Kiedy to całe złożenie dzieli się na dwie całości? Czym jest Mixotricha? Czy to jedynie komórka jądrowa, czy całe złożenie? To rzecz jasna wspaniała metafora, która realnie podważa nasze pojęcia jedności i wielości.

Wydaje się także, że występuje tutaj jakaś wielowymiarowa czasowość. Chodzi o to, jak w ogóle znajdujemy coś takiego, jak to coś wyglądało – jaką przybrało formę – kiedy je odkryto. W jakim momencie jego istnienia doszło do tego odkrycia? Jak nauka dowiedziała się o złożoności tego czegoś, choć wciąż traktuje je raczej jako całość niż serię różnych bytów? Nie wiem za wiele o biologii, ale czuję, że istnieją przeróżne obiekty takie jak M. paradoxa.

Rzeczywiście, mamy zyliard takich przykładów. Biologia to niewyczerpane źródło. Dlatego zawsze wolałam biologię od psychoanalizy, ponieważ oferuje tak wiele możliwości snucia opowieści, które wydają się dotykać naszej egzystencji historycznej, psychologicznej i politycznej. Psychoanaliza zbyt szybko przypiera nas do muru – być może oddaje część prawdy, ale nie tę najbardziej interesującą. Ponadto po prostu uwielbiam nazwę Mixotricha paradoxa!

Co oznacza Mixotricha?

Pomieszane wątki.

To wspaniałe. Czy Mixotricha jest stworzeniem granicznym, tak jak cyborg, małpa albo OnkoMysz™?

Tak, ale w przypadku cyborga i genetycznie zmodyfikowanego stworzenia musimy myśleć o artefaktach przemysłowych, zbudowanych przez człowieka. Z Mixotricha jest inaczej, chociaż wymaga ono intymnej relacji z procesami laboratoryjnymi, by dać się zobaczyć. Naszą relację z M. paradoxa wytwarzają powiązania technonaukowe, na które składają się aparatura laboratoryjna, podróże samolotem, cała historia zoologii i taksonomii oraz kolonialna nauka w Australii.

Twoje prace często (i z podobnych powodów) odczytywane są redukcjonistycznie, tak jak dzieła eksperymentalnych narratywistów i artystek w rodzaju Yvonne Rainer[2]. Niektórzy odmawiają zaangażowania w taką złożoność, jakiej wymaga Twoje użycie M. paradoxa. Łączę to z nieomal eksperymentalną czy awangardową (żeby użyć dawnego terminu) antylinearną, antyteleologiczną estetyką Twojej teorii przypominającą to, co robi Rainer. Podobnie jak Ty, nieustannie konstruuje ona analizy rasy, płci, seksualności, pożądania poprzez złożoną estetykę relacyjno-asocjacyjną, która sprawia, że nie da się zatrzymać jej filmu w dowolnym momencie i powiedzieć: „Oto przesłanie Yvonne Rainer”. To samo dotyczy Twoich prac, które czytane bez życzliwości obracają się w antymaterialistyczne, technofiliczne – lub technofobiczne – ujęcie nauki w duchu społecznego konstruktywizmu. Takie odczytania ilustrują niezdolność do subtelnych interpretacji.

To rodzaj skłonności umysłu ku temu, co dosłowne. Dlatego tak ważne są dla mnie figury, ponieważ od razu wprowadzają złożoność i niedosłowność, nie wspominając o realnej przyjemności z używania języka. Dziwna dosłowność pojawia się wtedy, gdy krytycy piszą o stanowiskach, które de facto nie istnieją. Jak krążące legendy miejskie o ludziach mówiących „Wierzysz w DNA?!”. Jakie to proste! To smuci, szokuje i odbiera całą przyjemność z języka oraz ciał, która ożywia tak wiele poważnych badań w kulturowych studiach nad nauką[3].

Wyszukiwanie tego, co figuratywne, w tym, co dosłowne czy konkretne, jest dla Ciebie bardzo ważne. W książce „Modest_Witness” wiele miejsca poświęcasz omawianiu figuracji, nie tylko w dyskursach biotechnologii, ale w samym „ciele” [„flesh”] genu. Ciekawi mnie to, że „ciało” od zawsze miało dla Ciebie znaczenie; nie tylko ze względu na Twoje doświadczenie jako biolożki molekularnej i biolożki rozwoju, ale i głębokie zaangażowanie w „ciało” płci, rasy, gatunku. „Ciało” występuje tu jako synekdocha sposobu, w jaki rzeczywistość materialna znaczy albo, jak to ujmujesz, jest fizycznie „tropiczna”.

Na początku chcę powiedzieć, że słowa są dla mnie intensywnie fizyczne. Uważam, że słowa i język ściślej wiążą się z ciałem niż z ideami.

Roland Barthes sformułował to wspaniałe zdanie: „Język jest skórą: ocieram język o innego. To tak, jakbym w miejsce palców miał słowa lub miał palce na koniuszkach słów”[4]. Ty bardzo podobnie polegasz na mięsistej, metaforycznej soczystości języka.

Ponieważ doświadczam języka jako procesu intensywnie fizycznego, nie mogę nie myśleć metaforami. To nie tak, że dokonuję wyboru, że będę pracować z metaforą i za jej pomocą, raczej doświadczam siebie w tych nieustannie meandrujących, intensywnie fizycznych procesach semiozy. Biochemia i język po prostu nie wydają mi się aż tak różne. To wszystko ma także wymiar katolicki. Moje głębokie uformowanie w katolickim symbolizmie i sakramentalizmie – doktrynach inkarnacji i transsubstancjacji – było intensywnie fizycznie. Nieustająca symbolizacja katolickiego życia nie jest jedynie dołączona do świata fizycznego, to jest świat fizyczny. Kiedy przyjrzymy się sztuce religijnej Amerykańskiego Południa czy sztuce meksykańskiej, latynoskiej, Chicano, mamy tego wyraźny przykład. Przeciwstawmy tę sztukę bardziej wstrzemięźliwej sztuce protestanckiej, a następnie wyobraźmy sobie wnętrze kościoła w mieście Meksyk. Można powiedzieć, że dorastałam w świecie sztuki miasta Meksyk, choć wychowałam się w Denver. To była sceneria irlandzkiego katolicyzmu, rzecz jasna nie tak bogata jak latynoska tradycja kulturowa, ale dorastałam w dużej mierze w świecie rozbudowanych symbolicznych narracji figuratywnych, gdzie pojęcia znaku i ciała ściśle się ze sobą wiązały. Rozumiałam świat w ten sposób od czwartego roku życia.

Dookreśliłabyś, czym jest tutaj ciało?

Instynktownie zawsze robię tę samą rzecz. Upieram się przy połączeniu materialności i semiozy. Ciało jest rzeczą w nie większym stopniu niż gen. Ale zmaterializowana semioza ciała zawsze zawiera tony intymności, ucieleśnienia, krwawienia, cierpienia, soczystości. Ciało zawsze jest w jakiś sposób mokre. To jasne, że nie da się użyć słowa „ciało”, nie rozumiejąc podatności na zranienie i bólu.

Zapisałam sobie z „Manifestu cyborgów” z 1985 roku cytat, w którym mówisz: „Dlaczego właściwie nasze ciała mają kończyć się na skórze, a w najlepszym razie mają zawierać tylko inne byty otoczone skórą?”[5].

A także inne organizmy czy obiekty, które wytworzyliśmy. Istnieje wiele rodzajów nie-ludzi, z którymi jesteśmy spleceni.

Chodzi też o to, że nasze ciała składają się ze sztucznych ciał. Mam na myśli to, jak w książce „Modest_Witness@Second_Millennium. FemaleMan©_Meets_OncoMouse™” używasz znaków syntaktycznych „@”, „©”, „™”, aby nas umiejscowić. W samym tytule (a to tylko jeden z przykładów) z powodzeniem opracowujesz nowy rodzaj syntaksy i figuracji. Sam ten tytuł stanowi swoisty poemat technokulturowy. Budujesz wyobrażenia i teorie za sprawą jego słów i znaków syntaktycznych, sytuując nas w historii końca XX wieku. To wspaniałe, ponieważ te znaki są nowymi markami.

Zwłaszcza wziąwszy pod uwagę podwójne znaczenie marki jako typu i znaku własności wypalonego na ciele[6].

A żeby zaznaczyć konstytucyjną różnicę między końcem XX wieku a wcześniejszymi momentami nowoczesności, nie używasz słowa „postmodernizm” czy jakiejkolwiek innej współczesnej kategorii, ale mówisz „Podaję czytającym adres e-mail, o ile nie hasło, do sytuowania rzeczy w sieci”[7]43). E-mail zna prawie każdy. To kluczowe miejsce naszego życia codziennego wskazuje na swoisty sposób komunikacji stosowany w technokulturze końca XX wieku. Znak „@” konkretyzuje wszystkie istotne dla postmodernizmu złożone sieci relacji (ekonomiczne, ontologiczne, społeczne, historyczne, technologiczne), unikając konieczności ponownego wdawania się w zawiłe akademickie debaty o tym terminie.

Ale to też żart.

O tak! Humor, podobnie jak ironia, jest niezwykle ważny dla Twojego stylu teoretyzowania. Jak tu się nie śmiać, kiedy opisujesz transgeniczną przeciwzamrożeniową kombinację pomidora z rybą, którą opracowano w Oakland w Kalifornii w 1991 roku[8]. Skoro podjęłam sprawę postmodernizmu, interesuje mnie Twoja definicja nowoczesności.

Moja definicja brzmi tak, że to okres wzmożonego transportu nasion i genów. Spójrzmy np. na wynalazek pierwszego wielkiego systemu przemysłowego – rolnictwa plantacyjnego (sama tego nie wymyśliłam, ale zaczerpnęłam od innych) – i prześledźmy całą relokację populacji, roślin, cukru i manioku, by wyżywić ludność pozbawioną męskiej siły roboczej na rzecz rolnictwa kolonialnego. Historię nowoczesności można przedstawić również jako historię transportowania genów. De facto dałoby się wziąć każdą z technonaukowych komórek macierzystych, o których wspominam w „Modest_Witness” – mózg, chip, gen, płód, bombę, bazę danych i ekosystem – i przedstawić za jej pomocą historię nowoczesności.

 


Przypisy:
[1] D. Haraway, Cyborgs and Symbionts: Living Together in the New World Order, w: The Cyborg Handbook, red. Chris Hables. New York 1995.
[2] Yvonne Rainer, tancerka, choreografka, artystka, pisarka, filmowczyni. Jej najnowszy film to MURDER and murder (1997). Omówienie jej dokonań można znaleźć w: Rainer Talking Pictures, „Art in America”, lipiec 1997.
[3] Zob. B. Ehrenreich, J. Macintosh, Biology Under Attack, “The Nation” 1997, nr 264 (22).
[4] R. Barthes, Fragmenty dyskursu miłosnego, przeł. Marek Bieńczyk, Warszawa 1999, s. 123.
[5] D. Haraway, Manifest cyborgów: nauka, technologia i feminizm socjalistyczny lat osiemdziesiątych, przeł. Sławomir Królak i Ewa Majewska. Przegląd Filozoficzno-Literacki 2003, nr 3 (1), s. 83.
[6] Haraway odnosi się tutaj do praktyki znakowania zwierząt gospodarskich, określanego w języku angielskim jako livestock branding, które zawiera słowo brand (marka). Tradycyjnie odbywa się to techniką wypalania na ciele zwierzęcia znaku własności za pomocą żelaza do tego przeznaczonego. Współcześnie znakowanie wykonuje się także za pomocą kolczykowania, wymrażania lub tatuowania, co wzbudza wątpliwości etyczne (przyp. tłum.).
[7] D. Haraway, Modest_Witness@Second_Milennium. FemaleMan©_Meets_OncoMouse™, New York, 1997, s. 43.
[8] „Zboża odporne na herbicydy stanowią prawdopodobnie największą część aktywnej inżynierii genetycznej roślin. Szczególnie pociągają mnie takie nowe byty jak pomidor z genem flądry zamieszkującej dno zimnego morza, który koduje białko spowalniające zamarzanie, oraz ziemniak z genem ćmy olbrzymiej, który zwiększa odporność na zachorowania. DNA Plant Technology mające siedzibę w Oakland w Kalifornii zaczęło testowanie tej przeciwzamrożeniowej kombinacji pomidora z rybą w 1991 roku” (D. Haraway, Modest_Witness@Second_Milennium…, s. 88).