Michałowi Buszewiczowi nigdy nie zabrakło fantazji przy dobieraniu inspiracji swoich projektów. W 2016 roku materiałem wyjściowym spektaklu zrealizowanego przez niego w Narodowym Starym Teatrze w Krakowie była książka telefoniczna („Książka telefoniczna”), a w 2020 roku własna, hipotetyczna autobiografia, opisywana z perspektywy kolejnego półwiecza. W najnowszym, zrealizowanym w TR Warszawa, projekcie artystycznym wykorzystał program wskazujący cele i perspektywy polityki młodzieżowej, stworzony w ramach strategii rozwoju stolicy #Warszawa2030. Buszewicz twórczo wykorzystał diagnozy, które dorastaniu w dzisiejszych czasach postawili uczestniczący w pracach nad tym dokumentem młodzi „eksperci od własnego świata”. Reżyser stworzył spektakl, w którym nastoletni, nieprofesjonalni aktorzy i aktorki wypowiadają się we własnym imieniu o hipotetycznej – wymarzonej, ale też wywołującej w nich lęk – przyszłości. Nie dokonują przy tym żadnego spektakularnego „ujawnienia” skrywanych żalów czy skarg, ich refleksje są za to często łatwe do podchwycenia czy wręcz współodczucia przez publiczność. Warto więc przyjąć je bez uprzedzeń, bo w końcu stawką tego projektu jest faktyczne oddanie młodym pola do swobodnego zabrania głosu.
Z przedstawionych w raporcie informacji wynika, że młodzież chciałaby zyskać w mieście większą podmiotowość – czuć się w nim bezpiecznie i „u siebie”. Chciałaby być zachęcana do rozwoju, a nie do realizacji cudzych oczekiwań. W konkluzjach, wykorzystujących wnioski z grupowego wywiadu, autorzy strategii sugerują wdrożenie idei i rozwiązań, dzięki którym instytucje miejskie zadbają o przestrzeń do budowania relacji zarówno pomiędzy nastolatkami w obrębie grup rówieśniczych, jak też relacji międzypokoleniowych. Ważnym elementem strategii integracyjnych jest uwzględnienie roli empatycznych dorosłych, którzy byliby gotowi na pomocną interakcję i wsparcie dążeń osób młodych. Spektakl „2030” traktować można jako artystyczną interwencję, która uwidacznia, a nawet promuje starania Warszawy o poprawę jakości życia dorastających w tym mieście obywatelek i obywateli. Zastępczyni prezydenta, Aldona Machnowska-Góra, często uczestniczy w angażujących mieszkanki i mieszkańców stolicy dyskusjach dotyczących kulturalnego krajobrazu miasta. Tylko w tym roku stołeczny ratusz podjął dwie ważne decyzje, ingerujące w dotychczasowe układy władzy i zarządzania instytucjami – całkowicie przejął, dzieloną dotychczas z Ministerstwem Kultury i Dziedzictwa Narodowego, pieczę nad Muzeum Sztuki Nowoczesnej[1] oraz zobowiązał się do wydania trzech numerów „Dialogu Puzyny” w geście wsparcia „projektu alternatywy wydawniczej na czas kryzysu po mianowaniu Antoniego Wincha redaktorem naczelnym”, przygotowanych przez zespół redakcyjny. Produkcję TR Warszawa traktować można jako dopełnienie tych inicjatyw – przykład rzadko spotykanego sojuszu ideowego polityki samorządu i praktyki repertuarowej miejskiej instytucji kultury.
W ostatnim spektaklu, zrealizowanym na scenie TR Warszawa kierowanego jeszcze przez Natalię Dzieduszycką i Grzegorza Jarzynę, których miejsce od września zajmie Anna Rochowska, wystąpiła dwunastoosobowa grupa nastolatków – Dima Aleksieiev, Tymoteusz Bereza, Maja Dębniak, Maria Godlewska, Ada Grodzka, Malwina Lasowy-Cibor, Antonina Marcyniak, Tetiana Nestroina, Aleksandra Radkowska, Małgorzata Sobieraj, Kacper Zakrzewski i Marek Zieliński. Wszyscy oni uczestniczyli w procesie twórczym pod opieką realizatorów przedstawienia i pedagogów teatru: Michała Domańskiego i Piotra Piotrowicza. Ramę organizacyjną stanowił cykl warsztatów „Młody TR”, będących kontynuacją idei wcześniejszego projektu „Teatr i Szkoła”, który doprowadził do stworzenia głośnej „Autokorekty” (2021), firmowanej nazwiskami całej grupy dorosłych i nastoletnich współtwórców i współtwórczyń (Ostap Junko, Amelia Karwacka, Jagoda Klimkowska, Zosia Mańkowska, Kaja Sienkiewicz, Jakub Skrzywanek, Aleks Ślązak, Natalia Wrońska). Obie inicjatywy miały charakter partycypacyjny – co wiązało się nie tylko z zaangażowaniem grupy młodzieży do wystąpienia w spektaklu, ale też z oparciem jego scenariusza i formy na jej pomysłach i potrzebach artystycznych. Dokument „Młoda Warszawa” powstawał dzięki współpracy stołecznych urzędników z młodzieżowym gronem eksperckim, a Buszewicz spisał i udramatyzował refleksje młodzieży pracującej nad „2030”, do scenariusza włączając także wiersz napisany przez będącego w jej składzie Zielińskiego.
Nastolatkowie zwracają się w tekście programowym do widzów swojego spektaklu: „W 2030 roku nie będziemy już młodzieżą. Miasto będzie inne. […] Jako grupa młodzieży spotykającej się w TR Warszawa w 2023 roku chcemy zostawić po sobie wspomnienie naszej opowieści o mieście z tu i teraz. Opowieści jak najbardziej subiektywnej, opartej o nasze potrzeby, wspomnienia i doświadczenia”[2]. W swojej pracy nie próbują opowiedzieć o doświadczeniu „całego pokolenia” czy „generacji Z”, tylko właśnie o sobie – konkretnej grupie mieszkanek i mieszkańców stolicy – uwzględniając przy tym specyficzny dla tego miasta arsenał przywilejów, ale i problemów. Spektakl łączy dwanaście historii, prezentowanych przez występujących w grupie lub solo młodych artystów. Wszystkie one ukazywane są na tle ogromnej, obrotowej instalacji z kartonów po bananach (wykonawcy samych siebie nazywają „bananowymi dziećmi”) w kształcie Pałacu Kultury i Nauki, która stanowi centralny element scenografii. Osadzenie osobistych refleksji w konkretnych przestrzeniach stolicy (na stacji metra Młynów, w Parku Saskim, na Powązkach, w miejscach wiecznych remontów typu „dziura na placu Wilsona” czy na plażach po lewej i prawej stronie Wisły) sprawia, że „domyślne miasto”, utrwalone w wierszach, tekstach licznych piosenek, ale najlepiej znane chyba z kadrów filmów wojennych i komedii romantycznych, odżywa jako przestrzeń konkretna. To „czyjeś miasto”. Jednak „2030” nie jest przedstawieniem o varsavianistycznym zacięciu – stolica zyskuje tu raczej status bohaterki drugoplanowej, która posiada swoją więcej-niż-ludzką sprawczość, lecz pełni funkcję towarzyszącą, stanowiąc jedynie kontekst dla perypetii z życia i wyobraźni nastolatków. Spektakl zachowuje balans między dwoma organizującymi go tematami: przyszłością młodzieży i przyszłością miasta.
Perspektywa współczesna i perspektywa przyszłości roku 2030 mieszają się – czasami ta pierwsza prezentowana jest jako przeszłość, innym razem jako teraźniejszość – ale obie pozwalają, by osoby występujące na scenie przyjrzały się sobie i swoim obecnym emocjom. Wymyślane przez performerki i performerów scenariusze życia w 2030 pozwalają im na przykład reżyserować własny pogrzeb na Powązkach albo planować przeprowadzkę na Księżyc, gdzie rozładowywać będą nagromadzoną złość, pisząc szarfą w powietrzu popularne dwuwyrazowe przekleństwo. W prezentowanych historiach najczęściej powraca, nie zawsze formułowane dosłownie, pytanie, czy w przyszłości ich autorzy i autorki będą obawiać się lub pragnąć tych samych rzeczy, których obawiają się lub pragną obecnie. Wpisane w dorastanie przemijanie i zmienność nie dają nastolatkom żadnej gwarancji, że za kilka lat rozpoznają siebie z 2023 roku. Sytuacja sceniczna prowokuje ich do pogłębionej autorefleksji, będąc zarówno warsztatem wyobraźni, jak i szansą na utrwalenie aktualnej samoświadomości. Występujące na scenie osoby zdają sobie z tego sprawę, jak mantrę powtarzając w jednej ze scen melancholijną frazę Marcina Świetlickiego z utworu „Filandia”: „Nigdy już nie będzie…”, którą dopełniają, wymieniając wszystko, co kształtuje ich aktualną rzeczywistość.
Istnieje jeszcze jedna konsekwencja tego, że sceniczne wspomnienia i marzenia licealistów, wytwarzane na przecięciu ich doświadczeń oraz oczekiwań – tego, co już przeżyte i dopiero spodziewane – mają introspektywny charakter. To sposób na uniknięcie niebezpieczeństwa stereotypowych narracji o przyszłości, które kreślą spodziewane końce świata, uderzając w apokaliptyczny ton. Licealiści pracujący z Buszewiczem nie odrabiają aktywistycznego zadania domowego, czego można by się było obawiać po enigmatycznym tytule „2030”[3], pamiętając, że w ostatnich latach to właśnie strajki młodzieżowe przyczyniały się do nagłośnienia konieczności pilnego podjęcia działań proekologicznych. Jedyny wyraźnie aktualny wątek polityczny, który wdziera się do opowieści licealistów, wprowadza tekst Tetiany Nestroiny, mówiącej o tęsknocie za normalnością w Ukrainie, którą utraciła z powodu wojny. Z nostalgią wspomina nawet nielubianych kolegów z klasy i żałuje, że nie będzie uczestniczyć w ukraińskim odpowiedniku komersu.
Dzięki prezentacji wyimka pewnej zwyczajności w postrzeganiu świata przez młode osoby spektakl Buszewicza ma szansę na ostudzenie, wspomnianych w raporcie, oczekiwań dorosłych wobec młodzieży. Jej przedstawicielki i przedstawiciele nie obiecują, że uratują świat, ale wśród ich ambicji jest przebicie popularności Doroty Masłowskiej; jeśli oskarżają rodziców, to nie o wielkość produkowanego przez nich śladu węglowego, lecz o oddanie ulubionego psa pod opiekę innych ludzi. Przyznają, że boją się wybiegać myślami w przyszłość, obawiając się, że rozczarują samych siebie, a co dopiero ludzkość. Wypowiedzenie na głos tych i wielu innych spraw we wspólnej przestrzeni teatralnej w obecności widzów – rodziny, nauczycieli i nieznajomych, ale też wobec grupy rówieśniczej – roztacza kojącą, uzdrowicielską moc. To wrażenie, które podzielają może też inni widzowie „2030”, uważam za sedno i sens partycypacyjnego założenia organizującego projekt TR Warszawa.
Choć jego partycypacyjny charakter jest ważny, „2030” jest też spektaklem wyrazistym formalnie, co rzadko stanowi priorytet działań artystycznych i artywistycznych, których celem jest procesualna praca z osobami niezajmującymi się zawodowo działalnością twórczą. Użyte środki teatralne okazały się pomocne, zapewniając nośność efemerycznym, nie zawsze spektakularnie puentowanym narracjom młodzieży. Zaledwie trzytygodniowa współpraca doświadczonych realizatorów z grupą nieznającej się wcześniej młodzieży przyniosła zaskakująco dobre efekty: w spektaklu TR Warszawa właściwie wszystko ze sobą klika – i tempo, i żarty, i relacje, i proporcje pomiędzy solówkami a scenami grupowymi, i funkcje rozlicznych multimediów zapośredniczających, ale też urozmaicających konkretne działania sceniczne. Powstało sprawnie zrealizowane, zdyscyplinowane widowisko. Uczestnicząca w nim młodzież ma konkretne zadania do wykonania i teksty do powiedzenia, a jednocześnie, w ramach poszczególnych scen, pozostawiono jej tyle przestrzeni, by performerki i performerzy mogli czuć się swobodnie w swoich partyturach. Efektem wyważonych proporcji są zgrabnie puentowane żarty i wyraźnie wyczuwalne porozumienie artystów z publicznością. Mam nadzieję, że energia, skumulowana podczas pierwszych pokazów i docierająca do ich widzów, przetrwa do jesiennych prezentacji „2030” – to kluczowa, a zarazem najbardziej chyba trudna do odtworzenia jakość tego spektaklu.
Ekspresowe tempo produkcji mogło wymusić konkretne rozwiązania reżyserskie, takie jak minimalistyczny styl montażu poszczególnych etiud, czasami zbyt grubą kreską oddzielonych od siebie. Wiele scen jednak wzajemnie się łączy, jak w sekwencji, która od wyobrażenia licealnej imprezy z opowieści Nestroiny prowadzi do zawiązanej później rozmowy. Nieoczywistą decyzją reżysersko-choreograficzną jest wydłużenie sekwencji studniówki do tego stopnia, że z zainscenizowanej sytuacji staje się ona faktyczną, kilkunastominutową potańcówką, kontynuowaną przez kilka kolejnych utworów (muzyka: Aleksandra Gryka). Ta przerwa w toku prowadzonych opowieści daje osobom występującym szansę na zaczerpnięcie oddechu i ponowne skupienie. Równocześnie powołuje też, na moment, rówieśniczą wspólnotę, która nieuchronnie przecież zniknie, kiedy skończy się przedstawienie, zaczną się wakacje, zaczną zmieniać relacje w grupie…
Dramaturgia „2030” wspierana jest przez choreografię ciał i obiektów w przestrzeni (Katarzyna Sikora) oraz funkcjonalne użycie multimediów i scenografii (Michał Dobrucki) będących elementarnymi nośnikami treści i znaczeń. „Bananowa młodzież” tańczy z obiektami – wysokimi styropianowymi blokami imitującymi wieżowce – i korzysta z kamery, której obraz, również ukazujący sceny rozgrywające się za kulisami, transmitowany jest w czasie rzeczywistym. W otwierającej spektakl projekcji, rzucanej na ustawione w szeregu „budynki”, nastolatki najpierw zawodzą w uniesieniu „Sen o Warszawie” Niemena, po czym z kamerą w rękach wędrują po całej przestrzeni gry, portretując koleżanki i kolegów w trakcie wykonywania mniej lub bardziej przypadkowych czynności. Rozśmieszają się nawzajem i chichoczą niepowstrzymanym śmiechem. Zmieniając się funkcjami, kierują obiektyw na siebie nawzajem, czego efektem jest wrażenie ogromnej prędkości zdarzeń. Słychać szepty i zachęcające zawołania: „Chodźcie, chodźcie!”. Format bezpośredniej, spontanicznej wypowiedzi do kamery, dość często wykorzystywany we współczesnym teatrze, jawi się tu jako całkiem naturalny dla młodych ludzi sposób komunikacji i bycia w świecie. Technika green screenu pozwala im na zekranizowanie kilku scen ukazujących osobiste fantazje – na przykład o ucieczce autem poza Warszawę, której uczestnicy prezentowani są na tle pól i łąk, a pierwsza deklaracja miłości pada we wnętrzu zaskakująco urządzonej szklarni. Te kadry, oprócz wzmocnienia wizualnych wrażeń, nadają prezentowanym marzeniom iluzję materialności.
Zrealizowany przez TR Warszawa projekt łączy dwie funkcje – partycypacyjno-społeczną, skupioną na działaniu z konkretną grupą oraz artystyczno-produkcyjną, które decydują o doborze ciekawych środków inscenizacyjnych, wprzęgających głos licealistów w machinę teatralną. Oba te obszary wzajemnie się motywują i napędzają, nie kolidując ze sobą i nie zawłaszczając elementów należących do każdego nich.
Projekt Michała Buszewicza skłania do stawiania pytań, które odnosić można nie tylko do dalszej, ale także do bliższej przyszłości miasta i jego instytucji. Czy „2030” służy otwarciu jakichś możliwości przed biorącą w nim udział, ale też stanowiącą domniemaną grupę jego odbiorców młodzieżą? Czy miasto i teatr zamierzają roztoczyć opiekę nad osobami, które zaproszone zostały do współtworzenia społecznego potencjału i oceny obu tych przestrzeni – tych, które wniosły w ich obszary określony kapitał kognitywny i afektywny? Jaki rodzaj wspólnoty powołać mogą ludzie, których drogi lada moment się rozejdą? Jak zadbać o to, by nawet krótkotrwałe relacje wytworzone w przestrzeni instytucji były czymś więcej niż grą z pojęciami i przyjętymi konwencjami partycypacji i współpracy?
Można się spodziewać, że TR Warszawa, którym od początku nowego sezonu kierować będzie Anna Rochowska, mająca dwudziestopięcioletnie doświadczenie pracy w dziale edukacji tej instytucji, z troską i zrozumieniem zadba o młodą publiczność, program zaś tego teatru stanie się bardziej przystępny, a nawet atrakcyjny dla młodych widzów. Czy traktowana po partnersku młodzież będzie mogła realizować tu swoje artystyczne ambicje, możliwości i marzenia? Niezależnie od pytań o odpowiedzialność instytucji w jej przyszłym kształcie „2030” jest już dokładnie tym, czym miało być: ważną przygodą teatralną, której premiera zwieńczyła rok szkolny 2022/2023. Nie mam wątpliwości, że ten spektakl może angażować widzów – na poziomie drobnych żartów sytuacyjnych, energii, ciekawych i wzruszających przemyśleń, wciągającej muzyki czy estetycznych wizualiów – ale ma szansę także skłaniać ich do przemyśleń. Dlatego „2030” jest ważną i zupełnie poważną propozycją repertuarową, która powinna powrócić w jesiennym kalendarium warszawskiej sceny. W końcu gdzie indziej, jak nie w teatrze, najlepiej testować granice wyobraźni, empatii i zrozumienia własnego języka przez innych ludzi?