Niezależnie od dekady, w której powstawały pamiętniki chłopek, ich autorki musiały się mierzyć z bardzo podobnymi przeszkodami. Historia pamiętnikarstwa kobiet mieszkających na wsiach to bowiem historia zmagań z kulturową i socjalną przemocą, która ograniczała możliwości autoekspresji i upodmiotowienia autorek. Podejmując się pamiętnikarskiego gestu autobiograficznego, działały one na przecięciu rzeczywistości prywatnej i rzeczywistości pozatekstowej – polityki konwenansu i normy. Ich doświadczenie (zapośredniczone przez subiektywną perspektywę i język) to zawsze, jak piszą o autobiografiach kobiet Julia Watson i Sidonie Smith, „zmieniający się i prowizoryczny zestaw postulatów, percepcji, uczuć i ucieleśnionych wspomnień, które zmieniają się w czasie wraz ze zmieniającym się położeniem podmiotu”[1] czy dyskursem społeczno-politycznym. Zadaniem czytających jest zatem analiza oraz interpretacja strategii, które autorka obrała dla wyrażenia swojej – najczęściej nigdy dotąd niesłyszanej – historii. Pamiętnik spisany przez osobę przebywającą z jakiegoś powodu w pozycji podporządkowanej nie jest tylko tekstem, jest również praktyką działania słowem przeciwko dominacji[2] oraz próbą wykreowania nowego, suwerennego „ja”.
Pamiętniki konkursowe – pomimo specyficznego statusu osobistego dokumentu wywołanego, a zatem spisanego na zamówienie danej instytucji, oraz charakteru bardziej piśmienniczego niż literackiego – w wielu aspektach przypominają tradycyjne zapiski autobiograficzne. Amerykańska badaczka Leigh Gilmore do określania kobiecych tekstów o charakterze autobiograficznym zaproponowała kategorię autobiografiki[3], której centralnym zagadnieniem stają się strategie wytwarzania tożsamości podczas „aktu autobiograficznego”. W koncepcji tej, inspirowanej filozofią Michela Foucaulta, proces tożsamościotwórczy jest silnie determinowany poprzez ustanawiane społecznie i kulturowo dyskursy płci (spełnianie ról, posłuszeństwo względem normatywnych scenariuszy sukcesu i relacji międzyludzkich, akceptowalne wyznaczniki atrakcyjności). Autobiografika staje się przestrzenią swoistego odsłaniania prawdy o autorce, która – podejmując się spisania swojej opowieści – ustanawia nowy rodzaj obecności: podmiotowość i sprawczość autobiograficzną. Autorka/podmiotka dokonuje suwerennego wyboru, określa nowe ramy dla własnego doświadczenia poprzez wybór języka i narracji dla opowieści o emocjach, doświadczeniach, które dotychczas pomijała czy nawet celowo tuszowała podczas codziennych interakcji społecznych. Powodem owej autocenzury mogły być zarówno bezpośrednie oczekiwania i wymagania powszechnie przyjętych norm we wspólnotach rodzimych autorek, jak i ich nieuświadomiony wpływ na konstrukcję psychiczną piszącej, na przykład wstyd, poczucie winy, strach przed odtrąceniem czy oceną. W tym kontekście warto zwrócić uwagę na to, że w konkursie Młode pokolenie chłopów nagrodzono sześćdziesiąt pamiętników, ale jedynie pięć z nich było autorstwa kobiet.
Dla większości pamiętnikarek moment spisania pamiętnika jest pierwszą w ich życiu próbą wpisania własnego doświadczenia w szerszy proces społeczny, polityczny i historyczny. Pisząc, podejmują się autorefleksji i wyboru elementów własnego życiorysu, na podstawie których chciałyby skonstruować swoją opowieść, pamiętnikarskie „ja”. Analiza wątków, które autorki starają się szczególnie podkreślić, pomaga w ustaleniu możliwie uniwersalnego i wspólnotowego obrazu doświadczeń kobiet żyjących na wsiach w latach 30. Dla autorek nadsyłających swoje pamiętniki na konkurs poświęcony młodzieży chłopskiej są to między innymi możliwe scenariusze emancypacji, zaangażowanie społecznikowskie czy znaczenie ruchu młodochłopskiego.
W pamiętniku autorki, której szanse na kontynuowanie edukacji zostały zniweczone przez chorobę matki, czytamy między innymi o pomyśle na założenie „sklepu kolonijalnego”. Tekst wieńczy przejmujący fragment o braku perspektyw i możliwości na zrealizowanie jakiegokolwiek projektu:
A ja sama to co tez mogę zrobić gdyby było gdzie zarobić mogła bym sobie uciułać parę groszy reszte mozeby ojciec dołozył i szłoby jakoś a tak to ręce związane bo pieniędzy niema. A mnie tez nikt nie pozyczy bo nie ma mnie naczem patrzeć bo niemam zadnej własności Niema tez tu nikogo takiego coby mi mugł doradzić jakby to moznabyło temu zapobiedz i wobec tego czuje się zupełnie bezsilna pomimo ze mam 22 lata czuje się ze jestem wobec tego marnem prochem nie nadającem się do niczego i nieumiejącym sobie radzić Ciekawam czy tez się kto kiedy domyśli i przyjdzie mi w tem z pomocom[4].
Dla kontrastu – w zapiskach absolwentki uniwersytetu ludowego z Podlasia znajdujemy brawurową charakterystykę dążeń i aspiracji autorki, która poza otwarcie antysemickimi skargami na problem z „kwestią żydowską” swoje pamiętnikarskie „ja” postanowiła skonstruować także na podstawie opisów chłopackiego i łobuzerskiego dzieciństwa:
Nic więc dziwnego, że moimi ulubionymi zabawami było rzucanie kamieniami do celu (najczęściej była to upatrzona dachówka na oborze i nie zawsze wychodziła cało z opresji) lub ubieganie się z kijem po obszernym podwórku, gdzie bawiliśmy się w t. zw. pikrę, krąg i t. d., w zimie liczne guzy świadczyły, że lód, sanki, śnieżki nie były mi obce, a jedyna lalka leżała pod piecem nagusieńka, smutna i sama. Natomiast specjalnością moją było łażenie po drzewach ku wielkiemu oburzeniu matki i siostry […][5].
Ciekawy opis działalności społecznikowskiej znajdziemy w pamiętniku autorki, która dopiero w wieku siedemnastu lat podjęła się kontynuowania przerwanej w drugim oddziale nauki szkolnej. Dzięki finansowemu wsparciu starszego brata oraz pomocy ze strony nauczycieli autorce udało się nie tylko ukończyć szkołę powszechną, ale także zdać eksternistycznie egzamin maturalny. W 1935 roku, pełniąc funkcję przewodniczącej lokalnych struktur Katolickiego Stowarzyszenia Młodzieży, założyła w kole cztery sekcje – kulturalno-oświatową, wychowania fizycznego, misyjną oraz wychowawczą:
Każda z tych sekcji miała przydzielony odpowiedni dział pracy, praca zaś wszystkich sekcji składała się na piękną całość, dążącą poprzez referarty, wieczory dyskusune i towazystkie, przedstaiwnia teatralne, wycieczki, sporty i pracę samowychowawczą do wykucia stalowych charakterów na które Ojczyzna i społeczeńśtwo nasze zawsze będą mogły liczyć[6].
W nadsyłanych na oba konkursy pamiętnikach widoczna jest duża samoświadomość polityczna autorek. Mają silne, ugruntowane poglądy, dzielą się informacjami przeczytanymi w prasie i literaturze, oceniają działalność rządów sanacyjnych (jednoznacznie negatywnie) oraz Kościoła katolickiego (znacznie bardziej pozytywnie niż mężczyźni).
O znaczeniu ustroju socjalistycznego oraz potrzebie rozwijania systemu spółdzielczego na polskich wsiach pisała między innymi dwudziestodwulatka z Mazowsza:
Dopuki sposób bogacenia się będą miały w swojich rękach jednostki, doputy w Polsce będzie to straszne połozenie jakie jest. Moim zdaniem to tylko sposobem spułdzielczym przez równomierne podzielnie zysków pośród wszystkich obywateli może zmienić obecne położenie, bo skończyły się by się wszystkie wyzyski stosowane do tej pory na wszystkie masy pracujące[7].
Najbardziej kompletny wykaz dążeń i przekonań przełamujących wcześniejszą izolację społeczną i polityczną młodzieży wiejskiej nadesłała członkini KSM-u i absolwentka kursu na uniwersytecie ludowym. W jej pamiętniku pojawiają się postulaty działań na rzecz emancypacji i widzialności klasy chłopskiej w toku społecznej rewolucji:
Rozwijającego się ruchu ludowego nie da się zahamować, jest on zresztą koniecznością dziejową. Wieś musi się wyzwolić z pod supremacji innych warstw i zająć równorzędne stanowisko. Jeśli inne warstwy nie umożliwią ludowi zajęcia takiego stanowiska drogą ewolucji, może dojść do niego drogą rewolucji, a wówczas biada tym, którzy w swym umyśle dotychczas nie mogą się pogodzić z koniecznością dania ludowi należnego stanowiska. Przecież tak jak dotychczas zawsze być nie może. […] Jeśli chodzi o stosunek wsi do państwa, to uważam, że warstwa chłopska, będąca w obecnym ustroju warstwą społeczną najwięcej pokrzywdzoną, zaczyna coraz bardziej uświadamiać sobie swe poniżenie, pokrzywdzenie, zaczyna rozumieć rolę, jaką ona spełnia w państwie, pracą swą podtrzymując jego byt – i zaczyna coraz wyraźniej wysuwać żadanie zapewnienia jej należytego wpływu na rząd, większego uwzględnienia jej potrzeb it.d[8].
W dalszej części tekstu autorka zwraca uwagę na problem nieprzystającego do potrzeb wiejskich dzieci programu kształcenia, którego miastocentryczny charakter wzmagał w młodzieży poczucie klasowego wstydu, niemocy oraz wyobcowania:
Te siedem lat (repetowałam w II klasie) poza naładowaniem mi do głowy pewnych wiadomości z matematyki, literatury itd. nie nauczyły mnie życia, nie nauczyły pracować, aby dać sobie radę, nie byłam więc całkowitym człowiekiem. Miałam jedno wyjście wrócić na wieś. Wiadomości zdobyte przydadzą mi się w życiu – i matematyka i przyroda i historia, ale czułam, że czegoś najważniejszego mi brak. […] Ale czyż nie byłabym szczęśliwszą, gdyby mnie już jako dziecko w szkole powszechnej nauczono kochać wieś, pokazano jej piękno i wpojono, że młodzież wiejska powinna zapełniać szkoły rolnicze, gdyż brak jest dobrych rolników-fachowców, oświeconych gospodyń. Tak też i dzisiaj młodzież po wyjściu ze szkoły nie wie, jaka powinna być jego rola w życiu wsi. Obok innych przedmiotów nie słyszy dziecko o rolnictwie, o tym w jaki sposób należałoby podnieść dobrobyt i stopę życiową wsi […]”[9].
Komentarze dotyczące systemu kształcenia, w szczególności lekcji historii, pojawiają się w wielu pamiętnikach chłopek z lat 30. Często są to wypowiedzi bezpośrednio związane z promowanym przez ruchy młodochłopskie budowaniem wśród młodzieży tak zwanej chłopskiej godności oraz poczucia solidarności klasowej. W dwóch pamiętnikach autorek przynależących do innych stowarzyszeń chłopskich pojawiają się bardzo podobne postulaty; działaczka ZMW zapisała: „Nie powinni zacierać nauki o pańszczyźnie i dawnej szlachcie, która nie dopuszczała chłopa do prawa i do oświaty, lecz aby był do ciągłej pracy. Lecz powinni kłaść większy nacisk na to, aby obrzydzać dzieciom złe postępki dawnej szlachty”[10], członkini Wici zaś:
W dzisiejszej szkole polskiej powinna być wprowadzona do nauki „Historia Chłopów” A. Świętochowskiego, by w szkole uczyć prawdziwej rzeczywistości i prawdziwej historji polskiej. Przyjdzie czas, że chłopi dopomną się o rehabilitację od szlachty, za swą zdeptaną godność i cierpienia przez wieki całe[11].
Na konkurs zorganizowany przez Józefa Chałasińskiego w 1936 roku pamiętniki nadsyłać miały młode (do 35. roku życia) działaczki kół i stowarzyszeń związanych z ruchem ludowym. Najliczniejszą grupę autorek stanowiły kobiety w okolicach dwudziestego roku życia, bezdzietne panny. Po części z powodu wieku w ich pamiętnikach znalazło się niewiele opisów dotyczących relacji romantycznych, małżeństwa czy macierzyństwa. Tę sferę życia wyczerpująco opisywały pamiętniki z lat późniejszych (60., 70., 80.), których autorki często przynależały do tego samego do pokolenia – wypływ na to miała zapewne dojrzałość, ale także przemiany obyczajowe.
W latach 30. historię swojego małżeństwa opisała autorka Pamiętnika nr 3 z 1933 roku. W wieku jedenastu lat straciła matkę i zmuszona była przejąć obowiązki gospodyni oraz opiekę nad sześciorgiem młodszego rodzeństwa. W okolicach osiemnastych urodzin jej ojcu zaproponowano pięć mórg ziemi w zamian za wydanie córki za mąż za nieznanego jej, starszego mężczyznę. Transakcja ta odbyła się za plecami autorki, która pomimo błagalnych próśb nie mogła odwieść ojca od podjętej decyzji. Feralny dzień ślubu opisała następująco:
Lecz trudno klamka zapadła, rozpacz mnie ogarnia straszna, po całych nocach proszę Boga o śmierć, lecz śmierć nie przychodzi, a tylko dzień za dniem zbliża się termin ślubu. Ojciec kupił mi już „wyprawę”, składającą się z dwóch koszul, batystowej sukienki białej i pantofli. O jakże bym chętniej widziała się w tym stroju w trumnie, jak przy ołtarzu![12]
I chociaż pamiętnikarka nie nazywa wprost doświadczeń, które spotykają ją po zawarciu związku małżeńskiego (a może fragmenty te padły ofiarą nieugiętej ręki redaktora?), z dalszych opisów możemy wnioskować, że relacja pomiędzy nią a mężem była przemocowa. Wymieniając troski kobiet wiejskich, autorka wiele miejsca poświęciła społecznemu przyzwoleniu na nierówność małżeńską oraz prawu do rozwodu:
Weźmy naprzykład małżeństwo. […] Tutaj jeżeli mężczyzna się żeni to uważa kobietę za wyłączną swoją własność i nikt mu nie zabroni robić z nią co mu się tylko podoba. Zresztą kobieta na wsi jest na szukanie swoich praw za religijna i choć taki mąż znęca się w najokrutniejszy sposób nad nią, ona to uważa za dopust Boży, znosi to wszystko z podziwu godną rezygnacją i czeka cierpliwie, aż ją śmierć z tych mąk wyzwoli[13].
Porównując warunki życia kobiet wiejskich oraz zamieszkujących miasta, zwracała uwagę na kwestię dostępu do antykoncepcji i problem wielodzietności:
Również kobiety wiejskie w przeciwieństwie do inteligencji nie mają sposoby w ograniczeniu liczby dzieci i taka nieszczęsna zapracowana kobiecina jest poprostu niewolnicą swego powołania od wczesnej młodości do starości i pomimo ciężkiej pracy na roli ciągle jest obarczona wychowaniem dzieci w najtrudniejszych właśnie warunkach[14].
Na osobną lekturę zasłużyły zapiski młodziutkich kobiet, które pomimo wytężonej pracy, determinacji i odwagi wymaganej do ukończenia wszystkich etapów edukacji i zdobycia kwalifikacji nauczycielskich zmuszone były – przede wszystkim ze względów finansowych – powrócić na rodzinne gospodarstwa. Co najmniej sześć autorek nadesłało podobne względem siebie opisy: po ukończonej/przerwanej nauce w seminariach nauczycielskich albo nie mogły utrzymać się samodzielnie z nauczycielskiej pensji, albo też nieskutecznie poszukiwały wolnego etatu. W latach 30. zawód nauczycielski nadal kojarzony był jako profesja męska, chociaż kobiety stanowiły ponad 30% kadr we wszystkich szkołach[15]. Proces feminizacji zawodu postępował szybko, co nie jest jednak kwestią optymistyczną – główną przyczynę stanowiła dysproporcja w zarobkach kobiet i mężczyzn zajmujących te same stanowiska. Pracę kobiet opłacano nawet o 40%[16] niżej, więc stawały się atrakcyjnymi pracowniczkami dla większości branż, w tym edukacyjnej.
Przejmujący pamiętnik nadesłała dwudziestojednolatka, której droga do zawodu nauczycielskiego została przerwana przez trudne warunki ekonomiczne rodziny. Po powrocie do rodzinnej wsi autorka postanowiła zaangażować się w pracę społecznikowską – założyła lokalne struktury koła „Przysposobienia Rolniczego”, wraz z którym organizowała liczne inicjatywy kulturalne i edukacyjne. Postępujące problemy finansowe rodziców zmusiły autorkę do kolejnego poświęcenia. Zarzuciła działalność w kole na rzecz pracy w charakterze służącej u bogatego gospodarza:
W domu warunki materialne mich rodziców były takie, że zmuszona byłam pójść na służbę. Żal mi, ale nie można inaczej… Zespół P.R zorganizowałam, może beze mnie dadzą sobie radę. Zresztą powiedziano mi, że zbyt marzycielsko i dziecinnie jestem wyrobiona do życia, że powinnam iść na służbę, bo przez te kilka lat co należałam do organizacji, mogłabym złożyć sobie na morkę ziemi, kiedy już tak mam na nią ochotę. Czas należenia do P.R powinnam uważać za stracony… A ja nigdy ten nie myślała. Jestem na służbie, czy złożę kilkaset złotych wątpię w to, może gdy będę miała 50 lat, gdy czas będzie do grobu a nie do pracy. Ale pociesza mnie to, że nie jestem ciężarem rodziców. O przyszłości staram się nie myśleć, bo i tak nic nie wymyślę[17].
O byciu ciężarem i „pasożytowaniu” na własnych rodzicach pisała także urodzona w 1913 roku autorka, której udało się zdobyć uprawnienia nauczycielskie, ale prawdziwym wyzwaniem okazało się znalezienie wolnej posady:
Bardzo często, gdy jestem w rozterce duchowej, chętnie odebrałabym sobie życie, nawet, lecz brak mi tej odwagi cywilnej. Czasem, gdy u rodziców wierzyciele upominają się o długi, wtedy nie mam co robić w domu, gdyż tylko słyszę: „Wszystko przez ciebie i tę twoją szkołę, tyś nas w dług wkopała, przez siebie my głodni i nieodziani, a także i tyś sama, idź szukaj sobie zajęcia gdzie chcesz, bośmy na ciebie już dość wydali i wydajemy do dziś” […]. Brak zajęcia wpłynął również na otoczenie u na znajomych. Często się słyszy: „nauczycielki krowy pasą, albo „krowy będą paść, a nie uczyć dzieci”. Wiele a wiele różnych frazesów na ten temat się słyszy, szydzą wprost z nas. Obecnie jestem pasożytem rodziny[18].
W podobnym, choć znacznie bardziej dramatycznym tonie wypowiedziała się autorka, która w chwili nadsyłania pamiętnika przebywała bez stałej posady już dwa lata. Powrót do rodzinnego domu, brak własnych pieniędzy oraz perspektyw na poprawę tej sytuacji doprowadziły ją do myśli samobójczych: „Jestem sprzętem niepotrzebnym w domu. Nie jeden raz przychodziły mi czarne myśli do głowy, że muszę coś zrobić, aby nie być na łasce, nie być ciężarem, jedynie myśl o zatraceniu duszy trzyma mnie przy życiu”[19].
Druga część inauguracyjnego odcinka cyklu poświęconego pamiętnikarkom wsi kończy – choć absolutnie nie wyczerpuje! – wspólną lekturę zapisków z lat 30. Kolejne odcinki przybliżą teksty spisane już w PRL-u.
Praktyki badawcze związane z rosnącym zainteresowaniem historiami ludowymi bazują przede wszystkim na dwóch filarach – obu na C: cierpliwości i czujności. Polityka historyczna ostatnich dekad oraz jej narzędzia pod postacią archiwów, muzeów i wspieranych ideologicznie historiografii wrzuciły piśmienniczą historię ludową na najniższą półkę przykurzonych regałów, regalików i szaf.
Jeśli z pamiętników przywoływanych w pierwszej części inauguracyjnego odcinka cyklu dowiedziałyśmy się i dowiedzieliśmy, że chłopskie pamiętnikarki miały mocno pod górkę ze względu na kulturowe i społeczne uwarunkowania dotyczące zarówno ich przynależności klasowej, jak i genderowej – teraz należałoby dodać, że ani archiwiści, ani też historycy nie ułatwiali im autorskiej widzialności. Chłopki zrobiły, co były w stanie: odważyły się, spisały i przesłały swoje teksty – tymczasem już ich pierwsi czytelnicy charakteryzowali je jako mniej istotne od zapisków autorstwa mężczyzn. Teraz zatem czas na zadośćuczynienie, które jest naszą rolą – czas na obietnicę czujnej i cierpliwej lektury, która się tym opowieściom i ich autorkom po prostu należy.