Tekst Piotra Dobrowolskiego „Spięcia”, podsumowujący 32. edycję Malta Festival Poznań, wywołuje piszącego te słowa do skomentowania opinii autora na temat problemów z tożsamością festiwalu. Zanim jednak to nastąpi, chcę zweryfikować kilka faktów i opinii, które są niezgodne z prawdą, a czasem wymagają ode mnie komentarza i pokazania sprawy w szerszym świetle.
Zacznijmy od finansów; autor pisze, iż w ubiegłym roku Malta „zorganizowała” crowdfounding: „w czasie kolejnego, dramatycznego dla polskiej kultury sezonu pandemicznego takie posunięcie odebrane zostało przez część środowiska kulturalnego jako nadużycie”. Nie jest to prawdą. Nie zorganizowaliśmy w ubiegłym roku crowdfundingu. Wspomniany przez autora tytuł „obywatelskiego ministra kultury” przyznaliśmy poznańskim i wielkopolskim firmom wspierającym festiwal, a wszystkich potencjalnych darczyńców zapraszaliśmy do wsparcia Fundacji Malta w formie darowizny, co czynimy od lat i co jest dobrą i powszechną praktyką wszystkich organizacji trzeciego sektora w kulturze, a w czasie pandemii uciekały się do niego również instytucje publiczne.
Kolejna sprawa dotycząca finansów: w liście otwartym skierowanym do mnie, a cytowanym przez autora pojawia się zarzut dotyczący tym razem zrealizowanej i zakończonej sukcesem akcji crowdfundingowej z 2017 roku #zostańministremkultury, którą przeprowadziliśmy po wstrzymaniu dotacji dla Malta Festival Poznań przez ministra Glińskiego z uwagi na osobę Olivera Frljicia – współkuratora idiomu „Platforma Bałkany”: „w zakończeniu wspomnianego listu otwartego pojawia się żądanie, by fundacja, która w 2017 zebrała równowartość wstrzymanej dotacji, wypłaconej potem w wyniku wyroku sądowego, rozliczyła się z wykorzystania środków finansowych pozyskanych od (często indywidualnych) darczyńców”. Wyjaśniam zatem: zbiórka realizowana była przez portal Wspieramkulture.pl zgodnie z jego regulaminem. Każdy z indywidualnych darczyńców otrzymał „benefit” w postaci koszulki, biletu na spektakl bądź innego materialnego podziękowania, którego wybór i zakres określony był w regulaminie akcji crowdfundingowej i uzależniony od wysokości wpłaty. Poza tym, a może przede wszystkim powtarzałem wielokrotnie publicznie, że środki, które zostały wypłacone po trzyletnim wygranym procesie, jaki Fundacja Malta jako jedyna instytucja kultury w Polsce wytoczyła ministrowi Glińskiemu, zostały w całości przeznaczone na program festiwalu w 2020 i 2021 roku. Po raz pierwszy te słowa padły w czasie debaty zorganizowanej na placu Wolności 29.08.2020 roku i wciąż można je obejrzeć na portalu YouTube na profilu fundacji.
Rozmawiając o finansach festiwalu, warto porozmawiać nie tylko o problemach z Maltą, ale o problemach finansowania Malty. Od 2016 roku dofinansowanie Festiwalu Malta było sukcesywnie zmniejszane. Dotacje ministerialne na największy festiwal sztuk performatywnych w Polsce są zmniejszone z kwoty 1 miliona złotych w latach 2005–2015 do 300 tysięcy złotych w 2016 roku, a od ubiegłego roku do kwoty ZERO złotych. Z pełnym szacunkiem dla decyzji komisji konkursów grantowych, 0,00 złotych jakoś dziwnie zbiega się w czasie z faktem wygrania przez Maltę procesu z ministerstwem… W tekście Piotra Dobrowolskiego pojawia się też sprawa dofinansowania Malty ze środków miejskich; autor pisze o tym, iż Malta otrzymuje największe dotacje w trzecim sektorze i że w tym roku wynosi ona 1,9 miliona złotych. To prawda, Festiwal Malta otrzymuje wciąż najwyższą dotację w dorocznym konkursie grantowym, ale warto podkreślić, że od 2017 roku, gdy dotacja wynosiła 2,95 miliona złotych, wsparcie festiwalu również jest systematycznie zmniejszane – obecnie do kwoty 1,9 miliona złotych (więc +/- o 200 tysięcy złotych rocznie).
Od lat dyskutujemy o tym, jaka jest rola Malty w Poznaniu i sposób jej finansowania. Niewątpliwie największe cykliczne, międzynarodowe wydarzenie kulturalne w Poznaniu nie powinno być finansowane w ramach jednorocznego konkursu dla trzeciego sektora kultury, konkurując z pozostałymi wydarzeniami o różnym profilu organizacyjnym. Rozumiem i podzielam frustracje, oburzenie i tytułowe „spięcia” w środowisku kultury, bo „Malta zawsze ma najwięcej”. Malta, która formalnie nie jest samorządową instytucją kultury, de facto spełnia taką funkcję z uwagi na skalę, historię, międzynarodowy charakter i lokalny kontekst artystyczny, ilość wydarzeń, dalekosiężność planów i koprodukcji, a także wyprzedzenie czasowe konieczne dla koordynacji programu oczekiwanej skali i zobowiązania wobec publiczności. Warto także w tym miejscu przypomnieć, że Malta jako pierwsza organizacja w Wielkopolsce w 1994 roku zdobyła środki unijne w ramach programu Kaleidoscope, dedykowanego państwom stowarzyszonym, a nie członkom EU, oraz dwukrotnie korzystała z pięcioletnich programów finansowych (House on Fire, EURONET) przez Unię Europejską, zaś w tym roku po raz pierwszy otrzymaliśmy środki z Funduszu Wyszehradzkiego. Od pierwszej edycji Malta miała i ma też sponsorów prywatnych i była pionierem w skali kraju wieloletnich kontraktów sponsorskich. Po tegorocznym kryzysie związanym z wojną w Ukrainie i pandemią, które doprowadziły do załamania się rynku sponsorów w kulturze, co także odczuliśmy, pracujemy nad nowymi aliansami także w tym sektorze. Chcę więc pokazać, że Malta nie wisi tylko na miejskim garnuszku, ale była i jest aktywna w zdobywaniu środków spoza budżetu miasta, choć te zawsze są najważniejsze. W związku z tym postulowaliśmy wielokrotnie stworzenie, a tak naprawdę powrót do praktyki wieloletniego konkursu grantowego w mieście Poznań, dedykowanego dużym międzynarodowym przedsięwzięciom kulturalnym. Taki konkurs organizuje z powodzeniem Urząd Marszałkowski Województwa Wielkopolskiego, jesteśmy jego beneficjentem.
Sukcesywne coroczne zmniejszanie dotacji ministerialnych do 0,00 złotych i niestety także miejskich o prawie 1 milion złotych od 2017 roku nie wpłynęło na skalę i jakość programu. Coroczne pożyczki na poziomie 500–700 tysięcy złotych, podpisywane przeze mnie osobiście w formie weksla, uzupełniały kolejne budżety. Taka jest prawda o finansach Malty. Do tej pory nie mówiłem o tym publicznie, ale w obliczu oskarżeń o „nierozliczenie się z zasądzonej kwoty” i „przejadanie na bankietach dotacji” nie pozostawiono mi wyboru.
Dla porównania posłużę się przykładem jednego z najważniejszych międzynarodowych festiwali filmowych w Polsce, organizowanego w mieście o podobnym potencjale do Poznania: tam w ramach specjalnego wieloletniego konkursu festiwal w trybie pięcioletnim otrzymuje około 3,5 miliona złotych rocznie… Dla pełnego obrazu obecny budżet Malty to 2,9 miliona złotych, a znamy czasy, kiedy operowaliśmy budżetem w wysokości 7,5 miliona złotych.
Mówienie o finansowaniu Malta Festival Poznań wymaga zmiany podejścia i myślenia o jego przyszłości w sposób strategiczny, jest to nie tylko obowiązek nas, organizatorów, ale także władz miasta i województwa (na ministerstwo przynajmniej na razie nie liczę), szczególnie jest to istotne w kontekście zagrożeń i kryzysów, jakich doświadczamy w ostatnich latach i które nadchodzą, a przede wszystkim wobec publiczności, która popandemicznie odbudowuje się chętnie i licznie uczestniczy w ponad 130 wydarzeniach organizowanych przez Maltę, z których ponad 100 było nieodpłatnych. Na koniec tej części przytoczę często ostatnio powtarzaną myśl premiera Churchilla, który na zaproponowany w wojennym budżecie brak pozycji „kultura” powiedział: „jeśli nie ma kultury, to o co my, cholera, walczymy?!”.
Chcę też odnieść się do sytuacji związanej z odwołaniem spektaklu „Nastia” Teatru Powszechnego z Warszawy i rezygnacji Pani Victorii Myronyuk ze spektaklem „Stypa”, co wywołało także rezygnację Kolektywu Analog. Moje koleżanki z działu programowego Dorota Semenowicz i Joanna Pańczak zarówno w mediach, jak i mediach społecznościowych wielokrotnie wyjaśniały i opisywały tę sytuację. Fundacja wydała dwa komunikaty w tych kwestiach. Powtórzę jeszcze raz: „Nastię” odwołaliśmy z powodów organizacyjno-techniczno-finansowych. Scena na Dziedzińcu Otwartym codziennie pokazuje nowy spektakl/koncert, wymaga to adaptacji przedstawień do warunków technicznych, którymi tam dysponujemy, a także koordynacji i czasu prób w ciągu dnia. Do pierwszych dni czerwca nie otrzymaliśmy od Teatru Powszechnego takich zmian adaptacyjnych, które pozwoliłyby na realizację „Nastii” w miejscu, czasie i technice, którą byliśmy tam w stanie zapewnić. Po rozmowach z Teatrem Powszechnym zapewniliśmy honorarium wszystkim artystkom/tom „Nastii”.
Osobiście, także jako widz Malty, bardzo żałuję, że nie doszło do pokazów „Stypy” Victorii Myronyuk – dom przy Lotaryńskiej, który parę lat temu powstał z inicjatywy Malty i kilku lokalnych „sił obywatelsko-sąsiedzkich”, był idealnym miejscem na prezentacje Jej spektaklu. Jeśli uchybiliśmy w czymkolwiek, przeprosiliśmy i przepraszamy jeszcze raz. Wypłaciliśmy też Pani Myronyuk część honorarium adekwatną do pracy, jaką wykonała na rzecz festiwalu. Chcę też jeszcze raz przeprosić publiczność Malty za to, że nie zobaczyła tych przedstawień.
Jednak nie mogę zgodzić się z opiniami przytoczonymi przez autora o „poniżających” warunkach pracy, jakie przygotowaliśmy dla Pani Myronyuk, a w domyśle także innych uczestniczek/ów Malty. Zaprezentowaliśmy 56 artystek/ów, aktywistek/ów, organizatorek/ów pochodzących z Ukrainy i Białorusi, pracując na transparentnych, podanych w open callu programowym warunkach. Z uwagi na charakter konkursowy warunki finansowo-organizacyjne dedykowane tym projektom były naturalnie skromniejsze niż na gotowe projekty, zapraszane z pełnym przygotowaniem techniczno-produkcyjnym. Chciałbym w tym miejscu podkreślić, że nie ma zgody na opinię z wspominanego przez autora listu otwartego, że w Malcie „(nie)możliwy jest szacunek dla osób artystycznych ze Wschodu”. Rozbieżny charakter planowanego wcześniej programu międzynarodowego i open calla wynika ze względów harmonogramu przygotowań i wieloletnio prowadzonej linii artystycznej festiwalu (np. „Portret” Luka Percevala zapowiedzieliśmy w 2020 roku, zobowiązujące do pokazu trylogii „Cały smutek Belgii” rozmowy trwały od 2019 roku, „The Köln Concert” Trajala Harrella zaprosiliśmy w 2020 roku). Wiele osób podpisanych pod protestem wielokrotnie współpracowało z Maltą, często była to współpraca wieloletnia. Przykro mi, że ich podpis znalazł się pod listem zawierającym sformułowanie, które sugeruje jakiś rodzaj segregacji.
W liście pojawi się też niepokój o ludzi tworzących Malta Festival. Cytuję: „[…] od lat obserwujemy sytuację, w której niewielki zespół dźwiga na barkach ogromną machinę produkcyjną…”. Chcę jako dyrektor Malta Festival Poznań (od jego początku, czyli od 32 lat) uspokoić wszystkich i powiedzieć, że stały zespół pracujący przez cały rok na rzecz Fundacji Malta jest od kwietnia każdego roku sukcesywnie zasilany grupą kilkudziesięciorga współpracowniczek/ów a w ostatnim etapie przygotowań także wolontariuszek/szy, przygotowujących festiwal. Zaś ośmioosobowy stały zespół Malty zatrudniony jest przez cały rok na etatach, otrzymuje też premię roczną, w lipcu i sierpniu pracuje 6, a nie 8 godzin dziennie, zaś od 24.12 do 2.01 (a często 6.01) oraz zawsze w piątek (a często i czwartek) przed Wielkanocą ma dni wolne, które nie są wliczane do urlopu. Poza tym kiedy jeszcze nikomu nie śniło się o pracy zdalnej, w 2016 roku wprowadziłem w fundacji fakultatywne piątki – czyli 1 osoba pełni rotacyjnie dyżur w biurze, pozostałe pracują zdalnie. Zespół Malty to na przestrzeni lat także kuźnia kadr poznańskiej kultury. Przynajmniej dwie wieloletnie współpracujące z Maltą osoby kierują ważnymi instytucjami kultury w Poznaniu, a kilka działa z sukcesem w najważniejszych instytucjach w Polsce. Zrealizowane w 2014 roku Atelier for Young Festival Managers, którego organizatorem jest EFA, czyli Europejska Fundacja Festiwalowa, potwierdza kompetencje i standardy pracy, a także relacje wśród wszystkich stron współtworzących Malta Festival Poznań. Oczywiście popełniamy błędy, mylimy się, mamy wątpliwości – coroczna ewaluacja pracy fundacji, która odbywa się z udziałem wszystkich najbliższych osób współtworzących festiwal, jest stałą praktyką od wielu lat. Na pewno w tym roku będzie ona jeszcze bardziej wnikliwa i uwzględni wiele uwag, które znalazły się w opiniach, które do nas docierają, a są i krytyczne i pozytywne, a niektóre entuzjastyczne.
Wreszcie czas na tożsamość Malty, która zdaniem Piotra Dobrowolskiego od kilku lat jest w kryzysie.
Na wstępie drobna korekta dotycząca programu: Luk Perceval nie otwierał nowego programu Malty zatytułowanego „Portret artysty”. Pierwszym bohaterem był Milo Rau, którego ubiegłoroczna prezentacja zainaugurowała cykl. Także w ubiegłym roku zapowiedzieliśmy następne osoby: Luk Perceval – bohater tegoroczny, w następnym roku będzie Orhan Pamuk, a w 2024 roku – Agnieszka Holland.
Wróćmy do tożsamości festiwalu; od początku Malty kieruję się trzema zasadami:
– niezmienne w Malcie jest to, że będzie się zmieniała,
– Malta to projekt, który łączy to, co lokalne, z tym, co globalne,
– festiwal to od łacińskiego festus/festivus – czas zabawy, radości, ale też świąteczny, szczególny.
Piotr Dobrowolski pisze, iż w latach 90. Malta była „poznańskim karnawałem w środku lata, ożywiającym tereny nad jeziorem Maltańskim i animującym przestrzeń miasta” – zgoda, ale od początku ten karnawał miał swoje istotne elementy programu wywodzące się z szeroko pojętej alternatywy, wykraczające poza ramy (a często kompletnie pozbawione) teatralnej rozrywki. Wystarczy przypomnieć holenderskie Dogtroep (1992), Trajekt (1994), francuską Compagnie du Hasard (1992), włosko-argentyńskie Teatro Nucleo (1991), katalońską La Fura dels Baus (1995), legendarny The Living Theater (1996) i wreszcie Włosi Pippo Delbono (1998) i Romeo Castellucci (2001) – tych dwóch wielkich artystów teatru Malta pokazywała w Polsce jako pierwsza. A z Polski: Scena Plastyczna KUL, Akademia Ruchu i oczywiście Teatr Ósmego Dnia. Obok nich „karnawałowe” kompanie międzynarodowe z Plasticiens Volants, Générik Vapeur, Els Comediants, Transe Express Circus i oczywiście „rosnące z Maltą” poznańskie zespoły z Biurem Podróży, Strefą Ciszy i Teatrem Usta Usta na czele.
W tej wyliczance widać wyraźnie, jak na przestrzeni lat te trzy zasady się dopełniają. Oczywiście w kolejnych latach proporcje bywały różne, ale w moim przekonaniu do dziś trzymamy równowagę między tym, co ludyczne i dostępne, a tym, co ambitne, poszukujące i kreatywne, co w zależności od potrzeb pozwala nam ośmielać publiczność bardziej dostępnych propozycji do dalszych poszukiwań pod egidą „oswojonej” marki.
W tym momencie chcę przywołać słowa Bernarda Faivre d’Arciera, wieloletniego dyrektora Festiwalu Avignon, który powtarza, iż: „prawdziwą rolą festiwalu jest pomaganie i wspieranie artystów w angażowaniu się w nowe projekty”. To właściwie czwarta zasada Malty, która wypełniała się w zaangażowaniu festiwalu w ponad 90 premier na przestrzeni 32 lat historii Malta Festival Poznań. Dotyczy to zarówno artystów poznańskich, polskich, jak międzynarodowych koprodukcji z bardzo różnych dziedzin. Bo tak naprawdę od kilkunastu lat Malta to festiwal sztuk performatywnych, a nie tylko teatralnych. I jeśli w ostatnich latach mniej koprodukowaliśmy spektakli poznańskiej alternatywy (pytanie, na ile dziś jest to silny nurt artystyczny, pozostawiam na inną dyskusję), to w tym czasie realizowaliśmy produkcje taneczne, muzyczne, teatralne i wizualne, w których zawsze mocną rolę odgrywały/li, twórczynie/cy z Poznania. Oto niektóre z nich: projekt muzyczno-poetycki Krystyny Miłobędzkiej i Wacława Zimpla „Tyle tego Ty”, którego zapis został wydany w formie płyty CD, „She” – wystawa i projekt audiowizualny Izabelli Gustowskiej, Jan Czapliński był współautorem spektaklu „Mesjasze”, Adam Banaszak był kierownikiem muzycznym i dyrygentem opery Pawła Mykietyna „Czarodziejska góra”, której produkcja zdobyła wszystkie możliwe nagrody w Polsce, w 2021 roku Alicja Biała stworzyła oprawę plastyczną koncertu „Operetta! Żyjesz w matrixie!”, w tym roku przygotowuje scenografię w zamówionej przez Maltę operze Alka Nowaka „Ja Sekure” według „Nazywam się czerwień” Orhana Pamuka, a w tym roku Malwina Paszek, Jacek Hałas, Michał Fetler i tegoroczny laureat Nagrody Artystycznej Poznania Rafał Zapała przygotowali koncert finałowy „Wesele wielkopolskie”. I wreszcie w ubiegłym roku festiwal Malta był koproducentem i miejscem premiery Teatru Biuro Podróży „Eurydyka”.
Kiedyś Adam Ziajski powiedział, że „Malta to trudna matka, ale matka…”.
Malta gra na kilku fortepianach; jest w tym festiwalu miejsce na gwiazdy światowego teatru, muzyki, tańca, lokalnych twórczyń/ców, działania społeczne, aktywistyczne (pierwszy Park(ing) Day w Polsce wprowadziła Malta), czystą zabawę, choćby w postaci wprowadzonego do Polski przez Maltę silent disco.
Jest w niej miejsce także na spektakle Teatru Polskiego z Warszawy czy „Kocham pana, panie Sułku” i „Shirley Valentine” Krystyny Jandy zagrany w reżimie COVID-owym dla 120-osobowej przed sceną i dla 1000-osobowej widowni na balkonach. Nota bene wbrew opinii Piotra Dobrowolskiego uważam, że „Deprawator” Teatru Polskiego z Warszawy nawiązywał do tegorocznej idei „świata w uścisku”. Historia spotkania Gombrowicza, Miłosza i Herberta w Vance przedstawia los poety, migranta, artysty, choć w innej, dość klasycznej perspektywie i formie. Na takie spektakle jest publiczność na Malcie. Myśl przewodnia Malty nie wyklucza innych tematów i estetyk.
Mozaika nie wyklucza wyraźnego motywu.
Idiom Malty jest Generatorem kultury w Poznaniu.
Te dwa projekty – Idiomy i Generator Malta – to dwa najważniejsze czynniki programowe, które doprowadziły do przyznania Malta Festival Poznań w 2015 roku nagrody EFFE Europe for Festivals Festivals for Europe Europejskiej Fundacji Festiwalowej. Festiwal Malta jest pierwszym polskim laureatem tej nagrody; spośród 1200 zgłoszeń jury wybrało 12 festiwali, wśród nich Malta Festival Poznań. Ponownie nagrodę specjalną EFFE Label – Badge of Invention dostaliśmy w 2021 roku – co potwierdza, że busola Malty dalej dobrze określa kierunki rozwoju uczestnictwa w kulturze w oczach naszych europejskich kolegów.
Właśnie, głosy, że „Malta się kończy”, że „traci tożsamość”, że „nie spełnia oczekiwań”, że „nie ma wsparcia środowiska” są prawdziwe, ale w części i w proporcji 75 podpisów pod petycją/listem otwartym do ponad 40-tysięcznej publiczności maltańskiej, którą odbudowujemy zarówno po kryzysie pocovidowym, jak w kontekście wojny, nowej stacji uchodźczej w Polsce.
Proszę nie myśleć, że lekceważę opinię sygnatariuszek/szy listu, jest wśród nich wiele osób, które znam i cenię od lat, z którymi Malta wielokrotnie współpracowała, współpracuje i będzie współpracowała.
Myślę tylko, że Malta nie ma problemów z tożsamością, tylko możliwości ma dziś inne.
Pytanie, czy jesteśmy w stanie wszyscy w Poznaniu i nie tylko pracować nad tym, aby je poprawić. Ja jestem na tak, a Państwo?
Michał Merczyński