Poprzedni odcinek cyklu zakończyliśmy pamiętnikami „Generacji II Rzeczpospolitej”, z których wyczytać można było jaskółki społecznej zmiany – rozpoczynającą się emancypację mas chłopskich. Pamiętniki młodego pokolenia chłopek i chłopów pisane były z nadzieją na przełamanie wielowiekowego paradygmatu uciemiężenia, na zdobycie podmiotowości i sprawczości. Poznaliśmy zatem historie studiowania na uniwersytetach ludowych, zakładanie spółdzielni, działanie na rzecz poprawy sytuacji najuboższych. Pierwszy raz z taką siłą wybrzmiała także próba przepisania doświadczenia klasowego z opowieści o wstydzie na historię o dumie i afirmacji chłopskiego pochodzenia.
A potem przyszedł wrzesień 1939 roku.
Historia II wojny światowej zapisała się w strukturach naszej zbiorowej pamięci za pomocą słów-kluczy, słów-fantazmatów, które zwykły konotować niezwykle silne emocje. W „Prześnionej rewolucji” Andrzej Leder pisał o zbiorze figur składających się na pewną „moralną topografię” naszej oswojonej opowieści o czasach II wojny światowej. Figurami tworzącymi wielopoziomowe sekwencje znaczeń i odniesień w naszym narodowym imaginarium są z pewnością – obok „powstańca” i „AK-owca” – „Żyd”, „Niemiec”, „szmalcownik” czy „folksdojcz”. W procesie analizowania pamiętników mieszkanek i mieszkańców wsi z lat okupacji – czterotomowego zbioru „Wieś polska 1939-1948” – będę owymi słowami-kluczami posługiwała się wielokrotnie. Nie jestem jednak historyczką Zagłady ani też znawczynią historii Śląska, Wołynia czy Kaszub – nie mając odpowiedniego aparatu do analizy tych kontekstów, zdecydowałam się przenieść uwagę z opisów działań wojennych i udziału chłopstwa w zbrodniach na swoich rodaczkach i rodakach pochodzenia żydowskiego (listę publikacji wyczerpująco podejmujących wskazane tematy odnaleźć można w przypisach) na te fragmenty pamiętników, które obrazują przemiany tożsamości klasy chłopskiej na przełomie lat 30. i 40.
Zdecydowałam się na wspólną lekturę pamiętników z czasu okupacji w celu lepszego zobrazowania, czym tak naprawdę była rewolucja lat 1939-1956, czyli czas załamania się dotychczasowego systemu klasowego oraz społeczno-politycznej konstrukcji narodu. Co przyniosła, od czego się zaczęła i dlaczego jest jedną z nielicznych, bowiem dokonanych, Wielkich Zmian w naszej narodowej historii?
„Niewola jest ciężkie życie, ale nie tak okrutne jak ta poprzednia niewola”[1] – takim zdaniem podsumowała życie w czasie okupacji mieszkanka wsi Zagajewiczki, która wraz z mężem otrzymała 8 hektarów ziemi z parcelacji. Pisząc „poprzednia niewola”, autorka miała na myśli pracę we dworze, której opisowi poświęciła wiele miejsca w swoim pamiętniku. Pracę w majątku dworskim wspominała jako niewolniczą, niesprawiedliwą i często związaną z doznawaniem przemocy z rąk swojej pani i pana.
O rzeczywistości powojennej oraz skutkach reformy rolnej wypowiadała się w tonie jednoznacznie afirmatywnym, zjednując nadejście nowego systemu oraz kres klasy ziemiańskiej z wyzwoleniem chłopstwa oraz nastaniem nowej równości społecznej.
Dla chłopa polskiego też się ukończyła niewola i niewolnictwo. Okupanta nie ma, ale dziedzica też nie ma i dzwonka nie ma. Dzwonka, który biednego chłopa i jego dzieci z pościeli zrywał, już nie ma, nie istnieje. Ten dzwonek, to jak syrena co rano się odzywał, już nie smutnienie, pochowany, i niedola i nędza razem z niem. Chłop jest wolnym człowiekiem. Moja wieś wolna, jaki ten świat miły i ładny, patrzy się na świat innymi oczami. To nasza ziemia czarna, ptaki śpiewają. Czemy się dawni nie widziało tego piękna? Dawni tylko bieda, udręki, tułactwo i jednym słowem niewolnictwo. Dziś ta ziemia jest nasza, nasza matka, my jej dzieci, to jest wprost nie do uwierzenia[2].
Na zbiór „Wieś polska 1939–1948” składają się pamiętniki gromadzone przez Instytut Prasy „Czytelnik” wiosną i latem roku 1948. Ich publikacji podjęli się jednak dopiero w latach 1967–1977 Krystyna Kerstem i Tomasz Szarota. Konkurs oryginalny nosił tytuł „Opis mojej wsi”, napłynęło na niego 1718 prac. Organizatorzy nie zdecydowali się jednak na publikację wydawnictwa pokonkursowego (nie przyznano także obiecanych nagród), ponieważ we wrześniu 1948 roku znacząco zmienił się kierunek polityki rządu wobec wsi. Podczas plenum KC PPR dotychczasowego sekretarza partii Władysława Gomułkę (sprzeciwiającego się kolektywizacji) oskarżono o odchylenia prawicowo-nacjonalistyczne, a jego następca – Bolesław Bierut – ochoczo rozpoczął wprowadzanie w życie projektu kolektywizacji Kominformu. „Czytelnik” próbował ratować koncepcję konkursu na pamiętniki okresu okupacji, zamawiając u twórców oraz twórczyń uzupełnienia do ich prac, o przyjęciu do planowanej publikacji których decydował oczywiście stopnień zaangażowania w szerzenie rządowej propagandy.
Dwie dekady później Państwowe Wydawnictwo Naukowe zdecydowało się jednak opracować plony „Opisu mojej wsi” i opublikować je aż w czterech tomach. Skąd zainteresowanie pracami po tak długim czasie? Jak zauważali we wstępie do I tomu redaktorzy „Wsi polskiej…”, pamiętniki te stanowią nieoceniony polifoniczny portret rzeczywistości wiejskich peryferii, który autorki i autorzy spisywali bezpośrednio w trakcie przekształceń społeczno-ekonomicznych na skutek wydarzeń wojennych oraz realizacji założeń reformy rolnej. W przeciwieństwie do poprzednich konkursów pamiętnikarskich z dwudziestolecia międzywojennego – „Wieś polska 1939-1948” nie posługuje się perspektywą retrospektywną, ale świadkuje przemianie możliwie na bieżąco. Opisywany konkurs odróżniał się także samymi założeniami organizatorów – miał stanowić niemal ankietowy raport z rzeczywistości wsi w czasach okupacji oraz jej reakcji na reformę. Stąd w odezwie konkursowej postulowano nadsyłanie opisów możliwie jak najmniej literackich, bardzo rzetelnych i zwięzłych. W odpowiedzi przyszły jednak opowieści niezwykle barwne, często z elementami narracyjnymi, które daleko wykraczały poza postulowane wymogi formalne. Z badań redaktorów PWN wynika, iż nadesłano ponad dwadzieścia wielowątkowych powieści osadzonych w wiejskim krajobrazie, które organizatorzy z góry odrzucili. Niestety, żadna z nich się nie zachowała.
Swoje prace na konkurs nadesłała dotychczas najbardziej różnorodna reprezentacja klasy chłopskiej – najmłodszy pamiętnikarz miał jedynie dwanaście lat, najstarszy zaś niemal dziewięćdziesiąt. Tym razem najliczniejszą grupę piszących stanowiły osoby nieposiadające wykształcenia, często też z doświadczeniem edukacji podstawowej w szkołach na terenie dawnych zaborów. Ze względu na ankietowy charakter wielu nadesłanych prac redaktorzy z lat 60. zdecydowali się na wprowadzenie techniki streszczania poprzez zwięzłe regesty, które zastosowano wszędzie tam, gdzie dane czy opisy mało wnosiły do opisu rzeczywistości wsi. W procesie lektury pamiętników zebranych w „Wsi polskiej 1939–1948” należy być zatem bardzo czujną i ostrożną, jest to bowiem pierwszy z omawianych zbiorów, który poddany został ideologicznej cenzurze. I chociaż redaktorzy odcinają się od tendencyjnych opisów zamieszczonych w zamówionych do pamiętników deklaratywnych uzupełnieniach, wielokrotnie poddają redakcji te fragmenty, w których twórcy czy twórczynie pozwolili sobie na bezpośrednią krytykę działań rządów komunistycznych, w tym skutków reformy rolnej czy zbrodni dokonywanych przez żołnierzy radzieckich.
Jak pisał w jednym z klasycznych opracowań specyfiki kultury ludowej Wojciech Burszta, tradycyjna polska wieś popychana była od wieków do działania przez bardzo specyficzną, opartą na zupełnie innych niż miejsko-dominujące prawach – odmiennej „sankcji światopoglądowej”. Kultura chłopska trwała poddawana przemianom innego czasu – nie historycznego, a rytualnego i naturalnego. Na skutek trwałych procesów wewnętrznej kolonializacji, wyzysku i odbierania chłopstwu podmiotowości – centrum tradycyjnego imaginarium mieszkanek i mieszkańców wsi stanowiło poczucie specyficznej niezmienności świata. Dlatego w wielu pamiętnikach ze zbioru na próżno szukać wyrazistych opisów walk, oporu i wojennych dramatów. Sytuacja ekonomiczna licznej grupy mieszkańców i mieszkanek wsi podczas wojny wcale nie uległa znaczącemu pogorszeniu. I chociaż nasze kolektywne wyobrażenia o czasach okupacji rozpisane zostały pomiędzy dwie narracje– opowieści o bohaterskim oporze i haniebnej zdradzie – znacząca część ludności pochodzenia polskiego (nie tylko ta zamieszkująca wieś) w latach 1939–1945 skupiona była po prostu na przetrwaniu. Dwudziestosiedmioletni mieszkaniec wsi Uniszewo o sytuacji wsi w maju 1945 roku pisał: ,,Koniec wojny w 1945 r. był dla wsi więcej niż fatalny”[3]. Natomiast kondycję znanych sobie gospodarstw wiejskich w trakcie jej trwania komentował następująco:
Dobrobyt wsi w czasie wojny znacznie się podniósł. Sprzyjała temu wysokość cen artykułów wytwarzanych na gospodarstwie, a szczególnie ich popyt ze względu na odczuwanie przez miasto coraz większego ich braku, gdyż przydziały kartkowe poczęły stopniowo maleć. Tu począł się tworzyć tzw. czarny rynek[4].
Ten i podobne cytaty nie wpisują się w heroiczną narrację o narodowym oporze wobec wroga, bo historia okupacji hitlerowskiej jest w dominującej większości opowieścią bazującą na strategiach przetrwania i przeczekania. Zdarzały się oczywiście bohaterskie czyny chłopów, godne upamiętnienia gesty solidarności i bezinteresowności – zdecydowanie należą one jednak do wyjątków, co odnajduje swoje odzwierciedlenie także w strukturze pamiętników ze zbioru „Wieś polska…”. Potrzeba interpretowania historii narodowej poprzez pielęgnowanie pamięci o wielkich gestach wynika z dominującego w polityce historycznej paradygmatu wydarzeniowo-osobowościowego i zdecydowanie nie przyczynia się do przełamania opresyjnej konstrukcji historii, w której pierwsze skrzypce od wieków gra kilka procent uprzywilejowanych obywatelek i obywateli. Jednak lektura tak licznych wypowiedzi reprezentantów danej klasy umożliwia zbudowanie wiarygodnego i możliwie szerokiego horyzontu zachowań oraz postaw w czasach okupacji.
Poczucie braku sprawczości reprezentowane przez wieś oraz pewna – wpisana w specyfikę chłopskiej egzystencji – podległość są oczywiście efektami reprodukowania modelu poddaństwa pańszczyźnianego, który przez wieki wymuszał zrzeczenie się odpowiedzialności za własny los. Dlatego spośród wszystkich opublikowanych pamiętników tylko kilkanaście spisanych zostało przez członków wiejskiej partyzantki czy wcielonych do wojska żołnierzy.
Dawna pracownica dworska pisała:
Tak więc z miejsca wprzęgnięta w ten kierat wiecznej a niewdzięcznej pracy, z której się zazwyczaj tyle miało, że z biedną starczało do życia. Jednak zawsze za dużo było, by umrzeć. Jednym słowem zamieniona w siłę roboczą i zahukana i otępiała nie zwracałam uwagi na ten dziwny szum i pomruki wioski w te ostatnie dni sierpniowe. Zdawałam się nie widzieć tych zatroskanych twarzy, ani słyszeć gorączkowych rozmów prowadzonych przez starych i młodych we wsi, przy pracy czy w domu. A co drugie słowo wypowiadane „wojna”, zda się już naprzód ociekające krwią i osnute dymem pogorzelisk, nic mi wtenczas specjalnie nie mówiło[5].
Jedną z najistotniejszych cech odróżniających specyfikę zbioru „Wieś polska 1939–1948” od wcześniej omawianych publikacji jest znaczenie ujęcia terytorialnego. „Pamiętniki chłopów” z roku 1935 również opracowane zostały według spisu powiatów, jednak w ich przypadku region w znacznie mniejszym stopniu warunkował specyfikę tożsamościową oraz los autorek i autorów. Natomiast pamiętniki z czasów okupacji pochodzące z Kaszub czy też ze Śląska kreślą zupełnie inny obraz rzeczywistości wojennej niż opowieści chłopek i chłopów ze ściany wschodniej.
Przejmujący pamiętnik nadesłał sześćdziesięcioczteroletni mieszkaniec wsi Leszczynki na Kaszubach. Wraz z całą rodziną odmówił podpisania listy narodowościowej, którą Polakom żyjącym na terenach tradycyjnie licznie zamieszkałych także przez Niemców proponowało Gestapo. Wojska niemieckie wywiozły jego syna (jedynego żywiciela rodziny) do obozu koncentracyjnego – zmarł po dwóch miesiącach. O gospodarzach, którzy zdecydowali się podpisać folkslistę, autor pisał:
Zaczęły się rekwizycje bydła i płodów rolnych, przeważnie u tych, co nie podpisali listy narodowej niemieckiej. Z naszej wioski 7 gospodarzy przyznało się do narodowości niemieckiej. Ze smutkiem patrzyliśmy jak właśnie tacy, co przed wojną przy obchodach narodowych najgłośniej śpiewali „Nie będzie Niemiec pluł nam w twarz i dzieci nam germanił”, najpierwsi znieśli ręce do góry, zdjęli ze ściani obraz Królowej Korony Polskiej, a zawiesili portret Hitlera z napisem „Ein Reich, ein Volk, ein Fuehrer”. Volsdeutschów mieliśmy 3, którzy zaraz po wojnie poszli dobrowolnie za Odrę[6].
Wiele wsi z zachodniej i centralnej Polski zostało przymusowo wysiedlonych. Mieszkaniec wsi Bobrowniki, dwudziestopięcioletni członek przedwojennych „Wici”, opisał, jak w ciągu dwóch tygodni na skutek niemieckiego rozkazu opustoszała sporych rozmiarów miejscowość:
Ruch olbrzymi zrobił się we wsi, bo cóż można zrobić z gospodarstwem, całe nie da się zabrać. Niemcy kazali iść, gdzie się komu podoba, była poza teren, jednak starali się nakłonić ludzi do wyjazdu w głąb Niemiec. […] Niemcy dali każdemu w rodzinie wysiedlonej po 100 zł – jakby odszkodowanie[7].
Przyjęcie pieniędzy z rąk niemieckich żołnierzy wiązało się w oczach pamiętnikarza z aktem kolaboracji, dlatego też znacząco potępił wszystkich swoich sąsiadów, którzy z owego „odszkodowania” skorzystali. Symboliczna kwota urosła w jego opowieści do rangi zdrady o wiele poważniejszej niż faktyczny wyjazd poza granice Polski. Ci, którzy zdecydowali się przyjąć pewną korzyść majątkową, mieli już na zawsze zostać pozbawieni prawa przynależności do narodu polskiego.
Opór przeciwko wcieleniu rodowitych Kaszubów do armii niemieckiej opisał także trzydziestodwuletni pracownik tartaku, absolwent przedwojennego gimnazjum. W swoim pamiętniku relacjonował, jak młodzi mężczyźni z okolicznych wsi uciekali do pobliskich lasów przed brankami do wrogiego wojska. W ukryciu udało im się pozostać jednak tylko kilka dni. Cały oddział wpadł bowiem w ręce Gestapo na skutek zorganizowanej zasadzki:
Niemcy nagonili żony i siostry do lasów i kazali im wołać mężów i braci, aby wyszli. Długi czas ukrywali się, bo powrocie eindeutscowano ich i wcielono do armii wrogiej. Rodziny Kaszyckie dostały się w żelazne kleszcze germańskiej tresury. Wzywano do powiatowego miasta Wejherowa, patrzono tam w oczy, czy niemieckie, notowano kolor oczu, włosów, rasowo i masowo rabowano polskie dusze[8].
Niesprawiedliwe i okrutne podważanie przynależności narodowej, której ofiarą padali Kaszubi, porównywał do zdrady targowickiej, a o niezmiennej – nawet wobec zmiennych warunków politycznych – niechęci do swojej grupy etnicznej, pisał:
[…] prześladowani za Hitlera, teraz wolnej Polsce Ludowej są ludzie z centralnej Polski, co zwą ich w głupocie swej Volkseutschami i Szwabami. Jak boli wtedy Kaszuba takie posądzenie, jak wybucha, że rolowano ich co chwila w tą i nazad i za każdym razem musieli pokutować nie za swoje winy, nikt tu się nie łasił jak psy w centralnej Polsce, aby go przepisany, tu trzeba było żyć i wtedy można sądzić o tych, co dożyli dnia dzisiejszego[9].
Szczegółowo opisana została także kwestia napięć narodowościowo-etnicznych oraz wyznaniowych na Wschodzie. Najliczniejsze prace pochodzą od repatriantów zza Bugu, którzy po osiedleniu na Ziemiach Odzyskanych nie musieli już obawiać się przymusowych wysiedleń. Niezwykle przejmującą relację mordów polsko-ukraińskich nadesłał piętnastoletni repatriant z ZSRR, który szczegółowo opisał akcję, w ramach której mieszkańcy jego wioski (Górnej Kolonii) dokonali rzezi ukraińskiej wsi, co doprowadziło do szeregu działań odwetowych ze strony oddziału Bandery. Wzajemne ataki trwały dwa miesiące[10]. W czerwcu 1943 roku Polacy dokonali rzezi mieszkańców miejscowości Hubków, a także spalili cerkiew, w której oddziały UPA „święciły noże na Polaków”. W ramach rewanżu, jeszcze tego samego dnia, ukraińskie oddziały zamordowały większość mieszkańców rodzinnej wsi autora. W tym jego czteroletniego brata, nastoletnią siostrę oraz matkę, której odrąbano siekierą ręce i nogi[11].
Kolejnym obszernie opisywanym zjawiskiem na wsi w czasie okupacji była działalność oddziałów partyzanckich. Na terenach wielu województw funkcjonowały zarówno jednostki Armii Krajowej, jak i Armii Ludowej oraz Batalionów Chłopskich. Każda z tych organizacji wywodziła się z nieco odmiennej tradycji ideowej, co często prowadziło do konfliktów – także okrutnych i krwawych. Ale w pamiętnikach spisanych w 1948 roku nie pojawia się ani jedno słowo o negatywnym nastawieniu władzy względem żołnierzy i partyzantów. Łatwo odnaleźć można za to postulaty objęcia walczących o wolność opieką zdrowotną oraz rządowymi zapomogami. I chociaż doświadczenie uczestnictwa w partyzantce nie jest licznie reprezentowane w opisywanych pamiętnikach, warto zwrócić uwagę na podnoszony przez twórców aspekt działań oddziałów partyzanckich: sprawczość. Jeden z pierwszych przejawów suwerenności i podmiotowości politycznej, który mógł zostać zrealizowany za sprawą zbrojnego przeciwstawienia się okupantowi.
Hej, byłyż to czasy! Może pierwszy raz w dziejach historii chłop polski zoczył, że ręka jego jest zdolna utrzymać nie tylko pług, lecz i karabin, a w cichym marzeniu o jasnej przyszłości myślał wtedy, że może przyjdą jeszcze dni, gdy ręka ta czarna od pługa, zbrukana krwią wroga, chwyci kiedyś za ster rządu[12]
– zapisał dwudziestoośmioletni były partyzant oraz od 1944 roku podporucznik Wojska Polskiego. Przejęcie kontroli nad własnym losem, możliwość zamanifestowania swojej podmiotowości oraz przynależności narodowej są aspektami często opisywanymi w kontekście walki z wrogimi wojskami; także tej odbywającej się w wymiarze czysto symbolicznym, której przejawem były małe, lecz znaczące gesty, jak na przykład niezłożenie ukłonu oficerowi niemieckiemu.
Jednak działania oddziałów partyzanckich nie zawsze były przez wieś oceniane pozytywnie. O zorganizowanych szajkach chłopskich, które łupiły majątki zarówno żydowskie, jak i poniemieckie oraz polskie, należałoby napisać osoby tekst[13]. Jednym z pamiętnikarzy zwracających uwagę na działanie oddziałów przestępczych był 49-letni członek PPR ze wsi Skórzewo, który świadkował pacyfikacji wsi dokonanej przez Niemców w odwecie za kradzieże, których winni byli fałszywi partyzanci.
Partyzantka na tutejszym terenie, która się składała przeważająco z wyrostków, była dzika, gdyż omijano sabotaż i cele wojskowe, których co prawda tu nie było dużo, a cała ich akcja polegała na rabunkach u Niemców i Polaków, przez co ludność nękana była ustawicznie przez patrole żandarmerii. A konto też działalności zapisać można 21 żyć młodych ludzi. Z wielką ulgą powitała ludność wiadomość, że ślepy przywódca partyzantki lokalnej, młodzik jeszcze, na jednej wyprawie bez znaczenia od żandarma hitlerowskiego kulą trafiony padł[14].
Zorganizowane akcje pacyfikacyjne ze strony wojsk niemieckich dotknęły co najmniej ośmiuset polskich wsi, w których wymordowano od kilku do kilkuset mieszkanek i mieszkańców[15]. Często miały charakter odwetowy, jednak w wielu opisanych przez pamiętnikarzy i pamiętnikarki przypadkach wojska niemieckie atakowały wsie pod pretekstem ukarania mieszkańców za ich niesubordynację względem okupanta, starając się wzbudzić niechęć chłopstwa wobec jednostek partyzanckich. Jak pisał pięćdzięsięcioletni mieszkaniec wsi Rybiaczyzna, w jego okolicy funkcjonowało kilka oddziałów różnych organizacji zbrojnych (pomiędzy którymi nie dochodziło do konfliktów), wspieranych ochoczo przez mieszkańców:
Od wiosny 1942 r., odkąd zaczęły się partyzanci w naszych lasach starachowickich, wieś nasza prawie codziennie była odwiedzana przez różne grupy AK, BCh, AL i naszą miejscową kochaną grupę „Świt”, która złączyła się z AL. Ponieważ wieś jest podleśna, z daleka od miasta i szosy, Niemcy do nas nie zaglądali prawie nigdy. Za to chłopaki się czuły jak u siebie w domu. Po nocy dawało się chleb, kartofle, kontyngent żywca do lasu[16].
Kiedy wojska niemieckie odkryły chorego partyzanta w jednym z chłopskich domów, w ramach ukarania wsi za współpracę przeciwko okupantowi wymordowano mieszkańców i mieszkanki dwóch okolicznych miejscowości – Piotrowego Pola oraz Zawału; w sumie 81 osób.
Na charakter relacji oddziałów partyzanckich wpływała także propaganda Polskiej Partii Robotniczej, która kreowała obraz żołnierzy AK jako uprzywilejowanych reprezentantów klasy burżuazyjnej. Wewnętrzne napięcia pomiędzy jednostkami AK a Gwardią Ludową (organizacją przynależącą do PPR) opisała między innymi siedemnastoletnia mieszkanka wsi Cewice:
Natomiast oddzielną grupę AK utworzyli zamożniejsi gospodarze. Współdziałacze AK siedzieli i zbierali się po domach, gdy dowiedzieli się o jakim Gwardziście Ludowym, w nocy zamordowali go. W jednej pobliskiej wiosce w nocy z ich ręki zginęło sześciu. W jednym dniu 6 trumien niesiono na cmentarz niewinnych ludzi, których poglądy AK się nie podobały, lament ich dzieci, sióstr, matek i żon wołał o pomstę do Boga. Często grasowali po gospodarzach bandy, jak potem przekonano się, że byli to synowie zamożnych chłopów. Częściowo nawet współpracowali z Niemcami, byleby tylko wyniszczyć dzielnych Gwardzistów[17].
Niektóre oddziały leśnej partyzantki chłopskiej nie należały jednak do żadnej większej organizacji – całe swoje działanie realizowały na własną rękę. Jednym z członków takiego oddziału był mieszkaniec wsi Nowogród, który opisał, w jakich okolicznościach powstała niezależna chłopska partyzantka. Na jego oczach oficer Gestapo zamordował niepełnosprawnego intelektualnie chłopa, który nie złożył mu ukłonu, a na cios z ręki oficera odpowiedział uderzeniem. Za podniesienie ręki na niemieckiego oficera przez jednego mieszkańca podczas publicznej egzekucji zamordowano 20 młodych mężczyzn. To wydarzenie, jak pisał autor pamiętnika, „dało impuls do stworzenia jednostek partyzanckich we wsi”. Większość partyzantów kilka miesięcy później trafiła do obozów koncentracyjnych czy niewoli jenieckiej. O własnej odsiadce autor pisał następująco:
Oglądałem film „Ostatni etap” [w reżyserii Wandy Jakubowskiej z 1947 r., który powstał na podstawie zeznań byłych więźniarek obozu Auschwitz-Birkenau – przyp. A.T.], ale muszę stwierdzić, że nawet 1 procent nie jest w nim pokazane, co było w rzeczywistości. O samym pobycie w Gestapo musiałbym książki napisać, najlepiej więc nie będę wspominał o pobycie w nim. Zaznaczyć tylko muszę, że jako bandyta skazany zostałem na karę śmierci i dzień przed wykonaniem wyroku udało mi się zbiec. Nie zawdzięczam to sobie czy swojej odwadze, tylko po prostu Opatrzności Bożej, że nie dane mi było jeszcze tam zginąć. Próbowało dużo uciekać, ale tylko ułamek procentu komu się udało. Strzelali ze mną ale nie trafili[18].
Sytuacja osób pochodzenia żydowskiego była przez pamiętnikarzy i pamiętnikarki poruszana niezwykle rzadko[19]. Jeśli już decydowali się na opisanie sytuacji Żydów w swojej miejscowości, robili to głównie dla szerszego zobrazowania okrucieństw żołnierzy niemieckich czy opisania położenia ekonomicznego wsi w czasie okupacji. Nigdy zaś los Żydów nie pojawia się jako wątek osobny. Trudno też odnaleźć fragmenty, w których autorzy opisywaliby chłopskie zbrodnie na sąsiadach pochodzenia żydowskiego – co nie powinno dziwić ze względu na specyfikę materiału pamiętnikarskiego. Wiemy jednak, że zarówno podczas trwania II wojny, jak i po jej zakończeniu, na wsiach dochodziło do licznych pogromów ludności żydowskiej[20]. W opisach zebranych w zbiorze „Wieś polska 1939–1948” odnajdziemy jedynie kilka aluzji do owych wydarzeń, na podstawie których możemy wnioskować o nastawieniu klasy chłopskiej względem ludności żydowskiej. Po pierwsze – owe stanowiska przejawiają się już poprzez sferę symboliczną języka; pamiętnikarze piszą zawsze „Żydki” (lub w liczbie pojedynczej: ,,Żydek”), co konotuje pogardliwy i lekceważący stosunek, a swoją niechlubną tradycję bierze z nagonki antysemickiej prowadzonej w prasie w dwudziestoleciu międzywojennym, a wspieranej przez rządy sanacyjne.
Wyjątek stanowi jednak pamiętnik pięćdziesięcioletniego rolnika ze wsi Tymienica, który w chwili jego spisywania pracował jako korespondent rolny GUS. Chociaż autor zdecydował się nie ujawniać żadnych szczegółowych informacji na temat rodziny żydowskiej, którą wraz z żoną ukrywali przez kilka miesięcy na terenie swojego gospodarstwa, ani też okoliczności owej pomocy, w jego pamiętniku odnajdziemy ogólną deklarację:
Dom mój był otworem dla ludzi z podziemia, którzy przez pewien czas znajdowali u mnie schronienie i byli bezpieczni. Zbierając się licznie, radziliśmy o planach walki z wrogiem. Między innymi znajdowali u mnie schronienie Żydkowie i jeńcy radzieccy, którym udało się szczęśliwie zbiec z niewoli niemieckiej[21].
Dalszy opis obejmuje wydarzenia, które nastąpiły po doniesieniu złożonym na Gestapo przez bliskiego znajomego (sołtysa wsi – a wedle wersji pamiętnikarza „sołtysa gromady”) na całą jego rodzinę. Oficerowie niemieccy wkroczyli do gospodarstwa pamiętnikarza pod nieobecność jego oraz żony, najprawdopodobniej także po ucieczce ukrywanych osób pochodzenia żydowskiego (choć nie zostało to w pamiętnikarskim zapisie jednoznacznie sprecyzowane). Żołnierze dokonali publicznej egzekucji na ojcu pamiętnikarza oraz dwójce jego nastoletnich dzieci. Dalsze opisy poświęcone zostały tułaczce po okolicznych miejscowościach w nadziei znalezienia schronienia – a którego odmawiano mu nawet w ,,najbardziej pobożnych domach”. Autor zapisał: ,,Chcieliśmy więc wstąpić do kogoś we wsi, lecz jakieś było nasze zdziwienie, gdy najlepsi przyjaciele odmawiali nam swojego kąta”[22].
W cytowanym już pamiętniku nr 68(178), którego wspólne autorstwo przypisane zostało małżeństwu pracującemu dawniej we dworze, odnajdziemy następujący fragment:
Ohydny fałsz i śliskie podłoże moralne (zaryzykuję stwierdzenie) poważnej wówczas części mieszkańców mojej wioski były wprost odrażające. Ich zadziwiająca umiejętność przystosowania się z ujmą dla swojego honoru (nie mówiąc o obywatelskim) we wszystkim i w różnego rodzaju sytuacjach okupantowi, była czymś więcej niż bierną postawą zniewolonego narodu. Była jawnym wyrażeniem zgody na obecną rzeczywistość[23].
Ocenie tej poddani zostali mieszkańcy i mieszkanki okolicznych wsi, którzy nie reagowali na masowe łapanki czy wywózki do obozów koncentracyjnych osób pochodzenia żydowskiego oraz uczestników konspiracji, a także na publiczne egzekucje wiejskich partyzantów i rodzin dających schronienie uciekinierom. Wart uwagi jest z pewnością fragment niejako zrównujący honor w wymiarze indywidualnym z honorem wspólnotowym, rozumianym na prawach obywatelskiej partycypacji. Znamienne, że to byli dworscy służący podnoszą w swoim pamiętniku kwestię obywatelskiej partycypacji i samoświadomości narodowej.
Inną perspektywę na zbrodnie dokonywane na osobach pochodzenia żydowskiego prezentuje w swoim pamiętniku pięćdziesięciodwuletni rolnik ze wsi Karnkowo – który od wybuchu pierwszej wojny światowej aż do końca lat 30. przebywał na emigracji w Stanach Zjednoczonych. Opisał, jak w jego rodzinnej wsi to dziedzice donosili do Gestapo, która z rodzin pracowników dworskich oraz chłopstwa ukrywa Żydów. Jego pamiętnik jest swego rodzaju aktem oskarżycielskim wymierzonym w ziemiańskie elity, które niepewne wyników wojennych zawirowań, wolały wchodzić w bliskie kontakty z wojskiem niemieckim niż miejscowym „motłochem”. Pisał: ,,Tak im się ta hitlerowska «cywilizacj» podobała, a już fundamenta pod krematoria w Majdanku i Oświęcimiu Niemcy budowali”[24]. Z opowieści wynika, że znani autorowi chłopi wielokrotnie buntowali się przeciwko przemocy miejscowej inteligencji względem osób pochodzenia żydowskiego. Działo się tak na przykład podczas zorganizowanego ataku fornali prezesa powiatowego komitetu Stronnictwa Narodowego, którym na początku lat 40. rozkazano zniszczyć wszystkie żydowskie sklepy i stragany na okolicznych targach.
W latach 1945–1950 na Ziemie Odzyskane (Zachodnie i Północne, wcześniej zamieszkiwane przez ludność pochodzenia niemieckiego) napłynęło blisko 4,5 miliona osób. W grupie tej znajdują się zarówno repatrianci ze Wschodu, jak i nieliczni chłopscy emigranci z Europy Zachodniej, którzy wyjechali jeszcze w latach 20. i 30.
Figura nowego Innego – obcego przybysza, który zasiedla dobrze znane zabudowania i wkracza w zrewolucjonizowaną strukturę społeczną, w wielu pamiętnikarzach, określających siebie mianem „autochtonów”, budziła lęk i niechęć. Repatrianci nie przynależeli ani do klasy chłopskiej (często nie znali się na uprawie roli, ale przydzielano im na Ziemiach Odzyskanych gospodarstwo rolne), ani szlacheckiej – nie byli panami, nie byli poddanymi, nie byli też Żydami. Stanowili przykład nowej, potencjalnie niebezpiecznej osobności. Dlatego w bardzo wielu pamiętnikach podkreślany jest problem nieudanej asymilacji ludności napływowej. Miejscowi gospodarze darzyli obcych niechęcią, nowo przybyli musieli mierzyć się zaś z lękiem przed powrotem prawowitych właścicieli swoich nowych domów (wysiedlonych rodzin niemieckich) oraz poczuciem nieustannego bycia „nie na swoim miejscu” i tęsknotą za rodzinnymi stronami.
Cytowana wcześniej siedemnastoletnia pamiętnikarka ze wsi Cewice opisała proces zajmowania przez jej rodzinę poniemieckiego majątku latem 1945 roku. Poprzedni gospodarze, wyjeżdżając w popłochu, zostawili cześć żywego inwentarza, w tym krowę, świnię i dwie owce, co znacząco ułatwiło repatriantom rozpoczęcie życia w nowym miejscu. Jednak miejscowi gospodarze uznali ów „spadek” za wielce niesprawiedliwy, dlatego pod pretekstem protestu wobec proponowanego przez rodzinę pamiętnikarki założenia we wsi koła PPR miejscowi chłopi okradli i spalili ich gospodarstwo.
Opowieść z pozycji nowo przybyłego Innego rozwija także 64-letni repatriant z ZSRR, który osiedlił się wraz z rodziną we wsi Żelistrzewo. Została mu przydzielona kwatera w domu, którego właściciele podpisali niemiecką listę narodowościową, lecz nie zdecydowali się na wyjazd do Niemiec. Miejscowi włodarze zadecydowali, że powinny im przysługiwać dwa pokoje, rodzinie pamiętnikarza zaś reszta domu wraz z obejściem. Autor opisał, jak miejscowi z większą sympatią zwracają się do sąsiadów-folksdojczów niż do jego rodziny. Pisał między innymi: ,,[T]utejsi Kaszubi nas nie lubią, do towarzystwa nas nie przyjmują, tu dzielnicowość odczuwa się wyraźnie”[25].
Perspektywę miejscowego chłopa reagującego na masowy przypływ ludności na Ziemie Odzyskane trafnie oddaje fragment cytowanego już pamiętnika dwudziestosiedmiolatka ze wsi Uniszewgo, który wiele miejsca poświęcił scharakteryzowaniu oraz interpretacji stosunków pomiędzy mieszkańcami swojej wsi.
Autochtoni-Polacy to element bardzo wartościowy, przede wszystkim Polacy sercem i duszą. Autochtoni – tylko z obywatelstwem polskim, lecz duszą niemiecką – to ludzie, którzy zawsze będą się starali naprzeciw pracować, gdyż osobiście nigdy nie uwierzę, ażeby oni mogli tę warstwę niemczyzny ze swojej duszy usunąć, dziś to jest już ich częścią składową i kursy repolonizacyjne, na które uczestniczą, nigdy nie odniosą pożądanego skutku, gdyż całe ich jestestwo przeciw temu się broni! W każdym razie potrzeba tu długich lat skrobania, nim się tę warstwę usunie. Trzeci rodzaj ludności, to Polacy przybyli do naszej wioski. Pod względem gospodarczym jest to element mniej wartościowy, nie posiadają tej twardej trwałości w pracy, jedynym słowem swą pracę niezbyt lubią, natomiast duże zdolności posiadają do kieliszka i brania, co nie swoje[26].
Poza trójstopniową charakterystyką obywatelskiej „przydatności” mieszkańców i mieszkanek wsi, autor zaproponował także wdrożenie projektu repatrianckiego, w ramach którego państwo polskie miałoby ściągać ze Związku Radzieckiego jeńców oraz ich rodziny pochodzące oryginalnie z okolic rodzinnej wsi pamiętnikarza. Jak stwierdzał – to właśnie w nich płynie krew prawdziwie polska, stanowią przykład prawdziwych patriotów, „pod opieką których ziemia nie będzie leżała odłogiem”.
W wielu pamiętnikach opisy relacji z nowo przybyłymi czy nielicznymi osadnikami niemieckimi skonstruowane zostały przy pomocy dawnych, głęboko zakorzenionych uprzedzeń narodowych i wyznaniowych. Owe konflikty często podsycane były również przez lokalnych włodarzy, którzy korzystali na niezgodzie i wzajemnej niechęci, na przykład podczas parcelacji dawnych gruntów dworskich.
Zniknięcie znaczącej grupy społeczności wiejskiej, pojawienie się we wspólnotach nowych przybyszy, wyswobodzenie się części klasy chłopskiej z dworskiej niewoli – były to składniki zmiany społeczno-kulturowej, która dokonała się na polskiej wsi w latach 1939–1948. Jej istotnym uzupełnieniem będzie opowieść o bezpośrednich skutkach reformy rolnej; najbardziej znaczącej rewolucji społecznej, jaka miała miejsce w XX wieku. Opowieść ta będzie stanowiła kolejny odcinek cyklu.