„Wstyd” to transmitowany w internecie spektakl Małgorzaty Wdowik, który rozgrywa się jednocześnie na trzech płaszczyznach: w domu matki reżyserki w Strzelcach Opolskich (relacja z tego miejsca przedstawiona jest za pośrednictwem nakręconego przez Agatę Baumgart wideo), na scenie Nowego Teatru w Warszawie i przy biurku Wdowik, gdzie artystka montuje film. Co jakiś czas do pracującej przy laptopie reżyserki dzwoni lub pisze jej matka.
Sekwencja zdarzeń w materiale wideo zarejestrowanym w rodzinnym miasteczku reżyserki nie zawiera nic szczególnego: składają się na nią rwane rozmowy matki z córką, łagodne próby okazania czułości i troski, subtelne obserwacje oraz podsumowania przeszłych związków czy spotkań. W filmie, za który odpowiada przyjaciółka reżyserki, obserwujemy Gosię Wdowik w trakcie codziennych czynności domowych – przymierzającą z matką ubrania, myjącą magnesy zdobiące lodówkę, przygotowującą obiad. Widzowie stają się też świadkami odwiedzin dwóch kobiet u babci najmłodszej kobiety – matki jej matki. Podczas tego spotkania kamera Baumgart nie filmuje z wnętrza pomieszczenia; starszą kobietę widać jedynie z pewnej odległości, z profilu. Nie jest jasne, czy zabieg ten podyktowany został wolą reżyserki lub jej matki czy babki, a jeżeli tak – czy stoi za nim właśnie wstyd – być może za warunki, w jakich żyje staruszka. Mógłby to być też wstyd za jej zachowanie, wygląd, wypowiadane przez nią słowa. Ale może to decyzja wynikająca z założeń produkcyjnych, mająca podkreślić treść informacji, jakie z wideo zdobywamy o babci Wdowik – starsza kobieta żyje bez lustra, niemal bez kontaktu ze światem zewnętrznym i w zasadzie nie opuszcza swojego domu (ze względu na strach? niechęć? niemoc wynikającą ze stanu zdrowia?).
Pomiędzy filmowymi sekwencjami w żywym planie na scenie Nowego Teatru pojawiają się biorące udział w spektaklu aktorki: Ewa Dałkowska, Jaśmina Polak i Magdalena Cielecka. Dałkowska i Polak wcielają się w role matki i córki: niezależnie od ich wieku, nie zawsze jest jasne, która z nich akurat gra którą. W spektaklu płynnie przechodzą pomiędzy kreacjami; żadna z nich nie kreśli postaci wyrazistą, grubą kreską – nie wiadomo, o dokładnie jaką matkę i konkretnie którą córkę chodzi – role są na tyle uniwersalne, że nie czuję potrzeby wiązania ich z rzeczywistymi osobami. Wypowiedzi matki i córki oraz szkicowane sytuacje, w których się znajdują, to raczej przebłyski relacji i sygnały zdarzeń, a nie skrupulatnie wskazane fakty. Kobiety na scenie także się przebierają – wybrane dla nich ubrania (zapewne przez – odpowiedzialną w spektaklu za kostiumy – Jadwigę Wdowik) opatrzone są podpisami: „w tym jest mi wygodnie” czy „to nie pasuje do kobiety w moim wieku”. W rozmowach wspominają przeszłość – kreślą charakterystykę dziadka alkoholika, opisują wnętrze domu babci. Magdalena Cielecka co jakiś czas pojawia się w roli narratorki – zarówno w materiale filmowym, jak i na scenie. To obiektywna obserwatorka, głos komentujący z zewnątrz sytuację, w jaką uwikłane są pozostałe postaci.
Przedstawienie zostało zrealizowane w Nowym Teatrze w Warszawie jako trzecia, ostatnia część tryptyku Wdowik o emocjach (po „Strachu” w TR Warszawa i „Gniewie” w Teatrze Powszechnym w Warszawie). Jak wspomina reżyserka, początkową inspiracją do powstania tego spektaklu były dwie głośne w ostatnich latach książki: „Powrót do Reims” Didiera Eribona i „Koniec z Eddym” Édouarda Louisa, obie w sposób przełomowy podejmujące kwestię wstydu społecznego i jego dziedziczenia. Trzeba jednak zaznaczyć, że „Wstyd” Wdowik jest daleki od intelektualnego dyskursu – jego główną siłą jest właśnie to, co wymyka się teoretycznym ujęciom: nienazywane emocje, afekty, subtelności, napięcia. W przedpremierowych zapowiedziach reżyserka często podkreślała, że emocje – jej własne, ale też oglądających spektakl widzów – konfrontowane są w widowisku z konkretnymi przestrzeniami. Łączą się z podupadłym domem babci, z rodzinnym domem w Strzelcach Opolskich, wreszcie – z Nowym Teatrem na Mokotowie, miejscem modnym i onieśmielającym.
Pomimo rezygnacji z bezpośredniego odwoływania się do dzieł Eribona i Louisa, spektakl rzeczywiście rezonuje społecznym wymiarem wstydu – może nie tyle skupiając się na kwestii jego dziedziczenia, ile odnalezienia własnej perspektywy dla tego, czego dziś wstydzimy się i czego wstydzą się wcześniejsze pokolenia. Jadwiga Wdowik, opuszczając małą miejscowość i przenosząc się do niewielkiego miasteczka, zostawiła za sobą dom matki – ubogi, zaniedbany, nieremontowany. Czy dzisiaj wraca tam z poczuciem wstydu? Co może go prowokować? Jej córka, reżyserująca przedstawienie w stołecznym teatrze, odwołuje się do swoich korzeni i pokazuje światu własny dom rodzinny. Jakie emocje jej towarzyszą?
Spektakl powstał po niemal roku lockdownu i przymusowej izolacji. Bezwiednie – a może całkiem świadomie – opisana w nim została sytuacja wielu młodych ludzi w Polsce, którzy wobec problemów na rynku pracy i potrzeby organizacji życia w „nowej” pandemicznej rzeczywistości, zmuszeni zostali do powrotu do rodzinnych domów, przełykając przy tym potencjalny wstyd.
Siła wstydu dla nikogo nie powinna być abstrakcyjna – jest on naszym doświadczeniem. Dlatego nie sam tytułowy afekt stanowi o wymowie przedstawienia. Spektakl wzbogaca bowiem dyskurs dotyczący relacji rodzinnych. Niezwykle wyważone, pozbawione patosu sceny w domu reżyserki przełamane zostają obecnością narratorki (będącej głosem aspiracji, idealnym obrazem samej siebie) i dialogami między Dałkowską i Polak. Realność rodzinnego wnętrza, zestawiona ze sztucznością teatru (w przypadku premiery online sztucznego w sposób szczególny: na ekranach oglądamy, jak ktoś gra w pustym teatrze, do kamery) świetnie obrazuje zamiar Wdowik wyrażany przed premierą: we wstydzie odkryć można źródło własnej siły. To, co zawstydza Wdowik (jej pochodzenie, sytuacja jej matki i babki, własna kondycja finansowa), można próbować ukryć, ale też – jak w stanowiącym element spektaklu filmie – wyeksponować. Ukazanie rzeczy zawstydzających jest nie tylko gestem wyzwalającym, lecz pozwala też podać w wątpliwość normy, które daną cechę, zachowanie czy fakt każą uznać za wstydliwą.
W filmowych scenach jest dużo milczenia, niedopowiedzeń i zakłopotania, podczas gdy w gmachu Nowego Teatru z całą mocą wybrzmiewają zdania o kleistej wilgoci w domu babci czy dziadku, którego zdjęcie – w kiczowatej, niedopasowanej ramce w kształcie aniołka – znajduje się w szafie. Postać, w którą wciela się Dałkowska, „marudzi” przy wkładaniu wybranych dla niej kostiumów; w filmie matka komplementuje córkę ubraną we wskazaną przez nią sukienkę, chociaż na twarzy Wdowik maluje się niezadowolenie. Waha się, czy powstrzymać komentarz i nie psuć przyjemności matce, czy jednak przyznać się do odmiennego gustu.
Niepomijany w spektaklu temat wstydu społecznego to ważkie zagadnienie, jednak dla mnie ważniejszym wydało się celne uchwycenie wstydu codziennego, rodzinnego. Rozgrywającego się w ciągłym niedopasowaniu, uciążliwości bycia razem – nie dlatego, że się nie kochamy albo leżą między nami nierozwiązane sprawy i nieprzegadane konflikty, a dlatego, że jakoś z siebie wyrośliśmy, a może nigdy do siebie całkiem nie dotarliśmy. To wstyd okazywania uczuć, wstyd użycia jednoznacznych słów w odpowiednim momencie, by określić nimi dokładnie to, co ma zostać nazwane. Jak podsumowuje Jadwiga Wdowik: tym wstydem jest chyba życie.
Weronika Murek, Małgorzata Wdowik, „Wstyd”
reżyseria: Małgorzata Wdowik
współpraca dramaturgiczna: Olga Drygas
materiały dokumentalne, montaż filmu: Agata Baumgart
operator kamery: Agata Baumgart / Michał Stajniak
reżyseria światła, przestrzeń: Aleksandr Prowaliński
muzyka: Jan Rabiej
kostiumy: Jadwiga Wdowik
Międzynarodowe Centrum Kultury Nowy Teatr w Warszawie
premiera: 7.02.2021