Archiwum
25.08.2016

Calcium w szklance wody

Kuba Wojtaszczyk
Felieton

Poznań mniej konserwatywny albo wręcz (niemal) w ogóle! Prezydent miasta na Marszu Równości, olaboga! Pierwszy prezydent. Wolne miasto Poznań bliżej Berlina niż Warszawy! XXI wiek zawitał do miasta. Tak było rok temu. Grupa Stonewall zorganizowała Poznań Pride Week, którego głównym elementem był wspomniany Marsz Równości. Zrobili coś niemal z niczego, bo przecież poprzednie, jesienne Marsze Równości bardziej przypominały procesję na cmentarz LGBTQ, by zapalić świeczkę poległym w walce o równouprawnienie w Polsce. Grupa Stonewall  przewróciła wszystko do góry nogami. Zrobiła tygodniową imprezę, ale nie tylko taką „umcy-umcy”, ale na równi EDUKACYJNĄ.

W tym roku ma być jeszcze lepiej. Organizatorzy zbierają kasę na portalu polakpotrafi.pl. Chcieli 10 000, mają ponad dwa razy tyle, a zbiórka jeszcze trwa. Za pieniędzmi idzie przyzwolenie społeczne, bo przecież ktoś tę kasę przelewa (i nie chodzi tutaj o nagrody!). Spektakl teatralny, koncerty, wykłady, rozmowy. To pomaga; nie tylko osobom LGBTQ daje poczucie przynależności, ale też ich rodzinom, którym bardzo często trudno pogodzić się z orientacją swoich dzieci/najbliższych. Stonewall to robi – angażuje, integruje i pomaga. Organizatorzy do wsparcia zachęcają filmikami – krótkimi, żartobliwymi, takimi wiecie – na luzie. Zapomnieli o jednym – w Kaczogrodzie nie ma miejsca na luz!

Wrzawa podniosła się w połowie sierpnia. Ptaszki ćwierkały od lewa do prawa. A calcium zaburzyło się w szklankach uczulonych na lewactwo. Swoją drogą naprawdę można było się zdziwić, że Radio Merkury, którego po dobrej zmianie mało kto słucha, ma taką siłę rażenia (tak, to w tej rozgłośni po 24:00 podobno leci „Rota”; ciekawe, czy też jej covery). Poszło o jeden ze wspomnianych spotów reklamowych. Wzdłuż ulicy Świętosławskiej w Poznaniu przechadzają się członkowie Grupy Stonewall i zachęcają do wsparcia Pride Weeku, w pewnej chwili pojawia się drag queen, która do ust wkłada sobie lizaka w kształcie penisa. Nie zrozumiano ironii, nie dojrzano złości, którą ma w oczach wyżej przywołana osoba. Technika zastosowana w spocie jest doskonale znana w środowisku LGBTQ; jest próbą zawłaszczenia tego, przed czym się ono broni, czyli między innymi przed wszelkimi przezwiskami typu: „zboczeńcy”, „pedały” i tym podobne. Jednak do lizaka doszedł jeszcze jeden element, otóż w tle wznosi się budynek Fary Poznańskiej. O Matko Boska! I tu jest tolerancja pogrzebana. Penis na tle kościoła, nie budynku, lecz miejsca świętego. Kto by o tym pomyślał? I zagrzmiało!

Ksiądz Adam Pawłowski zachęcił, by katolicy poszli do klubu gejowskiego i tam rozpoczęli modły. Heheszki. Dlaczego ksiądz Pawłowski nie pójdzie do klubów go-go, które znajdują się w okolicy Starego Rynku, czyli również w okolicy Fary, i tam nie rozpocznie różańca?! Laski łażące z parasolkami i zapraszające „na zimne piwko” nie gorszą szanownego księdza? Nie, bo przecież zawsze kopie się tych, którzy są najbardziej poszkodowani. A wiadomo, kto tymi klubami rządzi? Wiadomo, czy wierni płci męskiej do tych klubów nie chadzają, by zobaczyć tańczące niewiasty? Jeszcze by kogoś obraził, a przecież pedały i lezby do kościoła nie chodzą, bo w tym czasie bałamucą poznaniaków. Do całej tej nagonki przyłączył się radny PO Marek Sternalski. Oburzył się, bo jest tak zmęczony tym, że „w Poznaniu środowisko homoseksualne jest coraz agresywniejsze” (jak powiedział w wywiadzie dla „Gazety Polskiej Codziennie”), iż w marszu nie pójdzie, a szedł rok temu. Poor you, Mr. Sternalski. Ciekawe, czy pójdzie Prezydent.

Trochę się denerwuję, przyznaję. Bo naprawdę chciałbym żyć w XXI wieku, a nie w PRL-u, nie chcę, by rządził mną kościół wespół z brunatną hołotą. Oburzenie na spot Stonewall zbiegł się z wydarzeniami w Turcji, gdzie ZGWAŁCONO i SPALONO (TAK!) transową aktywistkę LGBTQ Hande Kader, najprawdopodobniej tylko dlatego, że była tym, kim była i walczyła o równe prawa dla mniejszości seksualnych. Czy naprawdę wiele trzeba, by taką przemoc zastosowano u nas? Czy to nie jest agresja? Jeżeli jest, to czym różni się ona od agresji, którą pan Sternalski przypisuje poznańskiemu środowisku homoseksualnemu? I jaką miarą należy badać te agresje?

Podczas Festiwalu Malta w Teatrze Polskim obejrzałem „Sceny myśliwskie z Dolnej Bawarii” Martina Sperra w reżyserii Grażyny Kani (premiera na początku września). Spektakl z grubsza jest o tym, jak to w wiejskiej społeczności chcą zatłuc domniemanego geja. „Sceny…” są też, a może przede wszystkim, o mechanizmach dyskryminacji, o tym, jak łatwo i chętnie można kogoś ze społeczności wyalienować. Po spektaklu pomyślałem sobie, że wszystko super (aktorstwo, scenografia i reżyseria na najwyższym poziomie!), ale przecież  mamy XXI wiek, takie rzeczy nie dzieją się u nas. Wszak Sperr wypuścił ten dramat w latach sześćdziesiątych. W jakim byłem błędzie! „Sceny…” są o naszym tu i teraz, o tym, co Niemcy zdążyli już piętnaście razy przepracować. A my w Poznaniu, z, dajmy na to, Berlinem mamy wspólne jedynie wypasione ścieżki rowerowe na Kaponierze. O wolność i tolerancję musimy jeszcze powalczyć.

 

źródło fotografii