Archiwum
08.01.2016

Winyl i nie tylko

Tomasz Misiak
Muzyka

Łukasz Szałankiewicz nagrywa płyty solowe jako Zenial, także w rozmaitych kolaboracjach (ostatnio AABZU z Maciejem Szymczukiem). Relacje z jego koncertów i podróży wystarczyłyby na materiał do niejednej biografii artystycznej. To tym bardziej zadziwiające, że nie mamy do czynienia ani z muzykiem akademickim, ani z muzykiem, którego utwory goszczą na listach przebojów. Zenial to bez wątpienia przedstawiciel współczesnej kultury niezależnej, muzyk, który realizuje swoje zamierzenia będąc od początku do końca odpowiedzialny za formy ich realizacji.

„Minotaur” to druga już (po „Chimerze”) płyta zrealizowana w ramach rezydencji artystycznej w słynnym sztokholmskim studiu muzyki elektronicznej Elektronmusikstudiom (EMS), gdzie artystom z całego świata umożliwia się eksplorację urządzeń i instrumentów analogowych o niepowtarzalnym brzmieniu, nie mających swoich cyfrowych odpowiedników. Zenial świadomie korzysta z tego dobrodziejstwa i tworzy płytę oszczędną, wręcz minimalistyczną, w której da się wyczuć akcentowanie walorów brzmieniowych. Jednocześnie każdy utwór opowiada osobną historię nawiązującą do metaforyki sprzężonej z tytułową postacią Minotaura. „Lament of ghoul”, „hades”, „serapeum” czy „gorgona” to kolejne ścieżki tego labiryntu, w którym najważniejszy jest dźwięk. Wyjątkiem są dwa utwory wykraczające nieco poza koncepcyjny rys płyty: „soul check” będący wynikiem kolaboracji z norweskim artystą JØrgenem Knudsenem oraz wieńczący album, koncertowy „live in braunschweig: psychopomp”.

Dźwięk jest traktowany przez Zeniala niezwykle plastycznie. Jest pełen ruchu, rozwibrowany i pełen energii. Każdy dźwięk jest osobnym elementem, który niesie ze sobą niepowtarzalną charakterystykę. Każdy dźwięk jest wyraźnie słyszalny. To powoduje, że słuchacz jest ciekawy kolejnego momentu, a wyłaniające się podczas słuchania struktury rysują całość, która nie zaciera znaczenia pojedynczych elementów. To tak, jakbyśmy podglądali malarza nanoszącego na płótno kolejne linie, z których mimochodem wyłaniają się poszczególne figury. Rytm, jeśli powstaje, jest wynikiem odpowiedniego zestawienia dźwięków, a nie założonym wcześniej podkładem, na którym osnute byłyby inne dźwięki. Poza tym warto zaznaczyć, że dźwięki elektroniczne spotykają się tu z dźwiękami nagranymi przy pomocy mikrofonu. Odgłosy wody czy zaśpiewy muezinów wnoszą dodatkowe znaczenia, które pomagają słuchaczowi dryfować w obrębie konkretnych opowieści.

Płyta trafić może zapewne w pierwszym rzędzie do fanów dokonań spod znaku austriackiej wytwórni Mego czy, z nieco innej strony, norweskiego Rune Grammofon, być może też do fanów Pan Sonic, a na pewno do wszystkich, którzy cenią sobie minimalistyczne prądy analogowej elektroniki. Masteringu nagrań zawartych na „Minotaurze” dokonał Marcin Bociński, współtwórca brzmienia między innymi ostatnich wydawnictw Starej Rzeki, Job Karmy czy Eugeniusza Rudnika. To nie przypadek, gdyż nagrania ukazały się na płycie winylowej. Praca masteringowca związana była w tym przypadku z podkreśleniem walorów związanych z brzmieniem analogowym, dla którego najlepszym nośnikiem wciąż pozostaje winyl.

Winyl, ale nie tylko. „Minotaur” to bowiem wydawnictwo złożone. Do każdego longplaya dołączona została płyta DVD „Minotaur/Chimera” z wizualizacjami fotografików i filmowców związanych z Sanokiem, rodzinnym miastem Zeniala. Obrazy Władysława Szulca, Mariana Kraczkowskiego, Radosława Deruby oraz Danuty Kiewłen, po części pochodzące jeszcze z lat 80. ubiegłego wieku i zarejestrowane na taśmie 16 milimetrów, stanowią intrygujące wzbogacenie muzyki zawartej na płycie. To obrazy, które swym eksperymentalnym rodowodem przywołują skojarzenia z pracami Józefa Robakowskiego czy Andrzeja Pawłowskiego i wydają się wręcz wypływać z samych dźwięków. Nie tylko przez zastosowaną synchronizację, ale także z uwagi na podobną formę realizacji – podkreślającą materialność i procesualność audiowizualnego przedstawienia. Osobiście polecam jednak rozpoczęcie przygody z „Minotaurem” od wysłuchania samej płyty. Wizualizacje zawarte na płycie tak mocno zapadają w pamięć, że później już trudno oderwać się od tych skojarzeń. A przecież to, co wyobrażamy sobie podczas słuchania samej muzyki, jest równie intrygujące.

Artysta zapowiada, że „Minotaur” to część tryptyku, którego pierwszą odsłoną była „Chimera”, a zwieńczeniem ma być „Afrodyta”. Wypada zatem oczekiwać kolejnej płyty Zeniala, który jest bez wątpienia jedną z najciekawszych postaci współczesnej muzyki elektronicznej.

Zenial, „Minotaur/Chimera”
Zoharum
2015

alt