Archiwum
10.08.2012

Literatura festiwalowa

Łukasz Saturczak
Literatura

Trochę to jednak przerażające. A nawet bardzo. I jednocześnie zadziwiające. Najmodniejszym gadżetem tego lata jest książka, największym celebrytą – pisarz. Nic, tylko się cieszyć? Niby tak, ale moda ma to do siebie, że przemija.

A czasy dla czytelnictwa są podobno najgorsze z możliwych. Upadają pisma, nie kupowane książki drożeją, zamykane są biblioteki, naród głupieje. Przed rokiem jednak „Gazeta Wyborcza” wypuściła magazyn literacki „Książki”, który stał się tak popularny, że zarządzono dodruk; biblioteki nie upadają, tylko są modernizowane (przynajmniej te miejskie), zaś grupy na portalu społecznościowym Facebook mniej lub bardziej związane z literaturą mają więcej fanów niż wszystkie polskie gwiazdy muzyki popularnej razem wzięte. Teraz przyszła pora na festiwale na których do tej pory książka gościła w niewielkim stopniu.

Ale najpierw outfit. Szata nie zdobi człowieka, ale do ludzi jakoś trzeba wyjść – zwłaszcza wyjść na festiwal muzyczny. Zanim zaczął się gdyński Open’er, wrocławskie Nowe Horyzonty i katowicki Off, wszyscy myk, do szmateksów, sieciówek i na bazary, aby zaopatrzyć się w ciuchy mające wzbudzić zazdrość towarzyszy festiwalowego imprezowania. Wykorzystał ten fakt Instytut Książki – bo nie ma co się krygować, trzeba reagować – i wychodząc naprzeciw gustom polskich czytelników, wypuścił na rynek T-shirty z portretami Brunona Schulza i Stanisława Lema. I to koszulki bardzo ładne, dizajnerskie. Podobno zainteresowanie nimi było tak wielkie, że za rok mają pojawić się kolejne z Witoldem Gombrowiczem i Stanisławem Witkiewiczem, bo podobizn tych pisarzy czytelnicy żądają najczęściej. Do rzeczy jednak, bo koszulka to sprawa drugorzędna i nie ma co się zadowalać substytutami, kiedy tyle nieprzeczytanych książek, zaś lato w pełni. A jak tu czytać, skoro muzyka, piwo i znajomi? Okazuje się, że w czasie wakacji 2012 roku znaleziono kilka całkiem sensownych rozwiązań.

Pierwszym z nich stała się biblioteka prowadzona przez redaktora radiowej Trójki, Michała Nogasia, na Heineken Open’er Fstival. Biblioteka skromna, umieszczona w pobliżu stoisk z płytami i szaletów toi-toi, ale kolejki ciągnęły się do niej od budki z goframi, przez namiot Onetu aż pod stoiska z ciuchami. Książki można było wypożyczyć albo zabrać (raczej zabierano), zaś publiczność odwiedzająca bibliotekę mogła włączyć się do akcji tworzenia Open’erowej powieści. Można się spodziewać podobnej akcji za rok, ponieważ gdyńska impreza rozrasta się w stronę eklektyzmu nie tylko muzycznego, ale i kulturowego – powstał bowiem także kinoteatr, gdzie wystawiono słynne „Anioły w Ameryce” reżyserowane przez Krzysztofa Warlikowskiego.

Wracajmy jednak do książek, które od lat goszczą na festiwalu filmowym T-mobile Nowe Horyzonty. Tym razem było skromnie, bo we Wrocławiu miało miejsce tylko kilka premier książkowych z wywiadem-rzeką, której bohaterem jest Piotr Szulkin, na czele. Wybitny reżyser (ale też pisarz, autor m.in. „Socjopaty”) został przepytany przez Piotra Mareckiego i Piotra Kletowskiego z całego swojego nie tylko filmowego, ale i prywatnego życiorysu. Miłośnika literatury pięknej obecnego na Nowych Horyzontach zainteresować mogła premiera „W drodze” na podstawie kultowej powieści Jacka Kerouaca. Film w reżyserii Waltera Sallesa nie wzbudził wprawdzie powszechnego podziwu, niemniej oczami wyobraźni widzę kolejnych młodocianych, którzy z „Drogą” pod pachą ruszają przed siebie.

Zanim amatorzy letnich festiwali wyprali spodnie i przewietrzyli namioty, aby ruszyć w pierwszy weekend sierpnia do Katowic na kolejną edycję Off Festivalu, mogli obejrzeć w serwisie YouTube kolejny dowód mody na literaturę. Do tej pory filmiki, prezentowane przez raczej młodych ludzi, dotyczyły tego, co noszą w torebkach czy sposobów na dobry makijaż. Tym razem kosmetyki i ciuchy zostały wyparte przez książki. Jedna z blogerek zaprezentowała swoje ulubione powieści, popełniając przy ich opisach mnóstwo merytorycznych błędów. Wideo, które obejrzało 20 tysięcy ludzi, miało przecież zachęcić do czytania, a nie silić się na wnikliwą recenzję. Nie zrozumiał tego chyba Instytut Książki, który na swoim oficjalnym profilu facebookowym wyśmiał dziewczynę, cytując co bardziej kompromitujące momenty. Szkoda, że instytucja mająca wspierać czytelnictwo wyznacza, kto ma o książkach opowiadać i sprowadza rolę nastolatki do recenzentki kremów do rąk, nie zaś powieści Coetzeego, Murakamiego czy Littella.

W porównaniu z innymi letnimi imprezami katowicki festiwal stoi z literaturą najlepiej. Po pierwsze, Kawiarnia Literacka nie jest Offową debiutantką, po drugie, gości do niej zaprasza Wojciech Kuczok. Zjawiło się więc na Offie dziesięciu pisarzy, a wśród nich Andrzej Stasiuk, Janusz Rudnicki czy Mariusz Sieniewicz. Justyna Bargielska czytała fragmenty swojej nowej książki, Krzysztof Varga rozbawił publiczność do łez (choć był to śmiech przez łzy), a na koniec dnia przygrywały między innymi UL/KR i Babu Król z nowymi aranżacjami piosenek Edwarda Stachury. W tym roku na katowickim festiwalu pojawiła się znana księgarnia Czuły Barbarzyńca, w której można było kupić książki w rozsądnych cenach. Namiot Literacki stał się także miejscem spotkań nieoficjalnych, każdy uczestnik Offa mógł więc spokojnie porozmawiać z ulubionym (lub znienawidzonym, rzecz jasna) pisarzem, bo w przeciwieństwie do wieczorów autorskich literaci nie uciekali zaraz po rozdaniu autografów. Nie dziwiły więc tłumy, których mógł pozazdrościć autorom niejeden występujący na tegorocznym festiwalu zespół.

Co zostanie? Mam nadzieję, że całkiem sporo. I nie chodzi przecież o te nieszczęsne koszulki z Lemem i Schulzem. Nie ma sensu kłócić się o to, czy ktoś może mówić o literaturze, czy nie. Jest to tak samo jałowe jak dyskusja o miejsce literatury na festiwalach. W każdym przypadku chodzi o motywację, zachętę – tylko i wyłącznie. Ważne, by skuteczną.

alt