Z początkiem sierpnia ukazuje się pierwsza polska biografia Stanisława Lema autorstwa Wojciecha Orlińskiego, pod tytułem „Lem. Życie nie z tej ziemi” (seria „Biografie”). Orliński stanął przed nie lada wyzwaniem: napisać opowieść o życiu i twórczości najpopularniejszego pisarza polskiego na świecie, który choć nie doczekał się legendy biograficznej (jak choćby Witkacy, Schulz, Baczyński czy Stachura), to jego twórczość otoczona jest swoistym kultem czytelników. Autor książki, choć to natchniony biograf, takiej legendy biograficznej też nie tworzy, przede wszystkim prezentuje życie pisarza znacznie bardziej ciekawe, niż to się mogło do tej pory wydawać, wskazując przy tym kluczowe, a mało znane momenty życiorysu Lema. Wyzwanie to tym większe, że (nie wiem, czy Orliński zdaje sobie z tego sprawę) wyrosło już całe pokolenie czytelników zrażonych do Lema w trakcie nauki szkolnej, albowiem jacyś geniusze dydaktyki przed laty uczynili opowiadania z „Bajek robotów” lekturą szkolną w szóstej klasie szkoły podstawowej (sic!). Tymczasem z tymi arcydzielnymi tekstami problemy mają nawet obecni studenci polonistyki. A jeszcze dochodzi to tego przylepiona do nazwiska Lema łatka pisarza science fiction, co nie dla każdego stanowi zachętę lekturową. Biografia pióra Orlińskiego powinna jednak trafić do młodszego pokolenia czytelników, dla którego PRL to jakaś prehistoria, z czego akurat autor doskonale zdaje sobie sprawę. To niewątpliwy walor tej książki – Orliński ma dar prostego, a zarazem atrakcyjnego wyjaśniania niuansów i meandrów ówczesnej historii. To może być spore zaskoczenie dla młodzieży, że w tych zamierzchłych czasach Polski nie zamieszkiwały, jak to prezentuje obecna polityka historyczna, tylko dwa plemiona: krwiożerczych komuchów i kryjących się po lasach szlachetnych żołnierzy wyklętych… Do gustu współczesnego czytelnika trafi też zapewne stylistyka wywodu Orlińskiego, który – jako znawca popkultury – odwołuje się do niej w oryginalnych figurach, na przykład: „teza słodka niczym Ryan Gosling wyrzeźbiony z marcepanu” (s. 36), choć czasem może zbyt szarżuje takim językiem: „Lem zakończył książkę potężnym cliffhangerem. Czytelnik aż wyje o dalszy ciąg” (s. 120). Ale to jednak świetnie napisana książka, która potrafi wciągnąć czytelnika.
Początek tej opowieści biograficznej jest zatrważający: to impresja autorska, w której narrator wszechwiedzący zakrada się do domu Lema, by przedstawić typową sytuację twórczą, jedną z bezsennych nocy pisarza, kiedy powstawały jego dzieła. Otrzymujemy więc opis codziennych czynności, w tym zakazanego obżarstwa słodyczami, a przede wszystkim przemyślenia autora „Astronautów”. Na szczęście Orliński z tej fantazjotwórczej poetyki powieści biograficznej (raczej kiczowatej) szybko się wycofuje i unieważnia wszechwiedzącego narratora przedstawiającego monolog wewnętrzny Lema-bohatera, bo nie spełniałoby to oczywiście kryteriów literatury faktu. Dalej na placu pisarskiego boju pozostanie tylko ujawniający swą osobowość biograf, pracowicie rekonstruujący rzeczywiste wypowiedzi i reakcje pisarza. Być może ten wstęp oddaje pokusę Orlińskiego, aby napisać powieść biograficzną, i chyba w takim rozkroku ta biografia pozostała: pomiędzy inspirowaną faktami fantazją biograficzną (w stylu choćby słynnej powieści Irvinga Stone’a o van Goghu) a biografią naukową, którą też do końca nie jest.
To książka niewątpliwie wielbiciela pisarstwa Lema, napisana nie tylko dla miłośników tej twórczości, ale także po to, by zarazić swą pasją niewtajemniczonych. Stąd też nastawienie biografa do przedmiotu opisu: nie jest to może przykład „brązownictwa”, które niegdyś zwalczał Boy-Żeleński, ale na pewno rzecz stworzona przez świadomie mało krytycznego lemofila, co pociąga za sobą postawę, którą nazwałbym superlatywizmem. Ma to oczywiście swoje konsekwencje w zaprezentowanym przez Orlińskiego wizerunku autora „Solaris”: Lem, nawet jeśli jest głównie pisarzem SF, to pierwszym polskim i w ogóle – może obok Philipa K. Dicka – największym, w dodatku to genialny profeta nauki, który przewidział nie tylko internet, ale był futurologiem zanim słowo „futurologia” stało się powszechne, a rozumieniem nauki i techniki górował nad menedżerami Boeinga; jeśli marksista, to najmądrzejszy, bo właściwie krytyk marksizmu, i to wyprzedzający i przebijający swymi rozpoznaniami „Główne nurty marksizmu” Kołakowskiego, to raczej ktoś rangi Karla Poppera czy Isaiaha Berlina, a jego twórczość literacka właściwie nie ma słabych momentów…
Na szczęście to nie hagiografia. Mimo wszystko Orliński trzyma się ziemi, a i wizja życia Lema też została „uziemiona” (wbrew podtytułowi). W tej biografii to nie tylko Lem na Ziemi, a więc sprowadzony ze swoimi fabułami w ziemskie realia i ludzkie traumy, o czym przekonanych było zresztą wielu interpretatorów. Postrzegali oni twórczość Lema jako opowieści o międzyludzkich dylematach i alegorie filozoficzne dotyczące naszych własnych, a nie na przykład robocich problemów (jak choćby w „Cyberiadzie”) czy w końcu parabole ukrywające pod kosmicznym kostiumem satyrę na totalitaryzm lub chociaż udręki życia w komunizmie. Orliński idzie dalej, konwencja biografii pozwala mu Lema wręcz uziemić, to znaczy ukazać jego charakter choleryka i weredyka. Przedstawia go jako człowieka podupadającego na zdrowiu, który zmaga się z życiem w trudach realnego socjalizmu, co przejawiało się choćby w perypetiach tego miłośnika samochodów, zdobywanych po przebrnięciu przez wielopiętrowe komplikacje urzędnicze, by w końcu nabyć NRD-owskie auto z drewna i włókna szklanego (dosłownie!). Samochody to stała pasja Lema, wiemy o tym już z publikowanych wcześniej listów do Sławomira Mrożka – dla przyjaciół był autorytetem we wszelkich kwestiach motoryzacyjnych. Samochód był zresztą dla niego czymś w rodzaju zaawansowanej zabawki mechanicznej, które kupował przez całe dorosłe życie. Nawet w zagranicznych wojażach interesowały Lema przede wszystkim samochody, a nie zabytki czy krajobrazy. Z książki Orlińskiego, ewidentnego pasjonata motoryzacji PRL, dowiemy się o ówczesnej samochodowej myśli technicznej nie mniej niż o literaturze tamtych czasów. Ale oczywiście jest to głównie przyczynek do tego, by ukazać, jak pełne upokorzeń było życie wybitnego, ale pielęgnującego swą niezależność literata w Polsce Ludowej. „Lem. Życie nie z tej ziemi” to w dużej mierze też kawał historii PRL, a właściwie obraz jej socjopatologicznej historii.
Biograf nie skupia się tylko na życiorysie pisarza, książka daje również orientację w kanonie dzieł Lemowskich, szkicuje perypetie wydawnicze tych tekstów, w tym utarczki z cenzurą, przeplata streszczenia (co konieczne, autor pisze wszak też dla początkujących lemofilów) z interpretacjami – trzeba dodać: albo dość ogólnikowymi, albo ekscentrycznie własnymi, praktycznie nie odwołując się do odczytań trzech pokoleń lemologów (choć przecież czasem się u nich zapożycza). To interpretacyjne powiązanie biografii i twórczości podkreślają tytuły rozdziałów tyleż proste, ile efektowne – są to bowiem tytuły dzieł Lema, będące aluzjami do poszczególnych etapów jego życia i kariery literackiej, co tym bardziej podkreśla „uziemienie” tej twórczości: jej związek z biografią i prozą życia. Między innymi Orliński ciekawie pokazuje, jak przyjaciele Lema byli portretowani w jego prozie, a także rozszyfrowuje autorskie alter ego w protagonistach Lemowskich fikcji literackich.
Orliński potwierdza ponadto, jak bardzo zakorzeniona w biografii i przyziemnych doświadczeniach były kosmiczne podróże Lema, i co może zaskoczyć czytelnika – szczególnie w okupacyjnych przeżyciach autora, o których do niedawna niewiele było wiadomo. Chodzi tu mianowicie o żydowskie pochodzenie Lema – fakt w zasadzie znany od pewnego czasu badaczom, ale z którego nie wyciągano żadnych wniosków interpretacyjnych (zarówno jeśli chodzi o dzieła, jak i o biografię). Rodzina Lemów należała do zasymilowanych lwowskich Żydów (ojciec spolszczył nazwisko Lehm). Stanisław Lem do końca życia unikał tematu swego pochodzenia, które zresztą – podobnie jak w wielu innych przypadkach – brutalnie uświadomili mu dopiero Niemcy okupujący Lwów. Była to trauma przez dziesięciolecia ukrywana, a jednocześnie nieustannie przejawiająca się w szeregu jego utworów, choć starannie literacko maskowana. Pisarz miał powody, by ukrywać swe pochodzenie nie tylko w trakcie niemieckiej okupacji, kiedy zginęła większość jego rodziny, ale również po wojnie, gdy kolejne fale antysemityzmu ogarniały Polskę: w roku 1946 (jeden z krewnych był ofiarą pogromu kieleckiego), w stalinizmie, w 1956 czy 1968 roku, wraz z ostatnią wymuszoną emigracją polskich Żydów, co wywołało depresję pisarza, a nawet chęć ujawnienia pochodzenia i wyjazdu z kraju. Prawdę na temat dramatycznych przeżyć wojennych niemal do końca życia Lema znało tylko wąskie grono rodzinne i przyjaciół. To wojenne zaplecze autobiograficzne w jego twórczości wydobyła w pełni dopiero Agnieszka Gajewska w wydanej rok temu przełomowej książce pod tytułem „Zagłada i gwiazdy. Przeszłość w prozie Stanisława Lema”. Tym tropem w początkowej partii swej biografii podąża również Orliński i choć, jak przyznaje, wiele zawdzięcza tej naukowej pracy – a ja też jestem przekonany, że jego publikacja wyglądałaby inaczej bez wcześniejszej monografii Gajewskiej – to w swej książce również dokonuje kilku odkryć, dopowiedzeń i stawia interesujące (choć czasem kontrowersyjne) tezy interpretacyjne. Kwestia to ważna, bo zapewne jeszcze długo będzie się przebijała do opinii publicznej (podobnie jak nadal mało kto wie na przykład o żydowskich korzeniach Krzysztofa Kamila Baczyńskiego). O ile to jednak temat główny książki Gajewskiej, to biografia autorstwa Orlińskiego ma znacznie szerszy zakres. Między innymi Orliński szeroko omawia tło i rekonstruuje przeżycia Lema w czasach poczwórnej okupacji Lwowa – niemieckiej, radzieckiej, drugiej niemieckiej i na końcu znów radzieckiej (trwającej tam właściwie do końca ZSRR w 1991 roku). Okupacyjne losy Lema pozwalają też zrozumieć stałą cechę jego twórczości – pesymizm w stosunku do natury człowieka i niewiarę we wpływ postępu nauki na moralność czy też specyficzny katastrofizm.
Koleje życia i twórczości Lema to także symboliczne skupienie istotnych cech polskich dziejów. I to być może największa wartość książki Orlińskiego – okazuje się, że życie pisarza splotło się z najważniejszymi wydarzeniami polskiej historii: losami pokolenia Kolumbów (do którego należał), podwójną okupacją wojenną, zagładą Żydów polskich, utratą Kresów i ekspatriacją ich ludności, życiem pod presją polityki w komunistycznym kraju, koniecznością emigracji w poszukiwaniu wolności… Lem ciągle więc pisał o Polsce (i o sobie), choć w astrofuturystycznym sztafażu. Lem-pisarz to także efekt niezwykłego splotu wypadków, przypadku i szczęścia. Tak też chyba można zrozumieć podtytuł biografii: „Życie nie z tej ziemi”.
Orliński popełnił już dziesięć lat temu książkę o Lemie pod tytułem „Co to są sepulki? Wszystko o Lemie”, która stała się zalążkiem obecnej biografii. Było to coś w rodzaju leksykonu lemologicznego będącego pozycją wartościową, choć – jak przyznaje jej autor – znalazło się w niej sporo błędów, które starał się w nowej książce wyeliminować. Nie udało się ich jednak całkiem uniknąć, co zresztą zrozumiałe, bo wymaga to przekopania się przez ogromną liczbę Lemowskich autokomentarzy, wywiadów, publicystyki i tym podobnych. Oczywiście wiele kwestii wymagałoby dopowiedzenia czy korekty, jak choćby opis eksperymentów Lema z psylocybiną (legalną w PRL, jak wszystkie narkotyki), które Orliński rekonstruuje z „Dzienników” Jana Józefa Szczepańskiego wydawanych od 2009 roku, twierdząc, że dopiero wówczas dowiedzieliśmy się o tym zdarzeniu czegoś więcej (s. 274-275). A przecież Lem opowiadał o tym już znacznie wcześniej w rozmowie z Ewą Lipską, wskazując przy okazji, że pomogło mu to w opisie halucynacji bohatera w „Katarze”. Znaleźć można w książce Orlińskiego inne miejsca dyskusyjne, na przykład nie wiadomo, dlaczego autor upiera się, żeby powieść „Pokój na Ziemi” nazywać nowelą (ok. 270 stron w pierwszym wydaniu); szeroko omawiając poszczególne dzieła, w tym eseistyczne, właściwie pomija „Filozofię przypadku” (jedynie wzmianka na s. 285), obszerną, dwutomową rozprawę teoretycznoliteracką Lema, do której pisarz przykładał dużą wagę (o czym świadczą choćby autorskie zmiany w kolejnych wydaniach). Słabą stroną biografii autorstwa Orlińskiego są przypisy, wydawniczo archaicznie umieszczone na końcu książki, co – jak wiadomo – nie ułatwia lektury. Cytaty i odwołania lokalizowane są tylko tytułem, bez podania stron, generalnie przypisy są dawane dość przypadkowo, w kwestiach istotnych (w tym przy wielu cytatach!) ich po prostu nie ma, jak choćby w opisie negocjacji w sprawie ekranizacji „Solaris” pomiędzy Lemem i Tarkowskim, pojawiają się natomiast przy okazji spraw trzeciorzędnych (jak zmiany nazwy ulicy czy chorób dziecięcych małego siostrzeńca Lema). Często trudno okreslić, czy cytowane listy pochodzą z wydanych już drukiem tomów korespondencji, czy z prywatnych, niepublikowanych archiwów. Odsyłacze sprawiają więc wrażenie jakiegoś tylko ornamentu naukowego, bo w wielu miejscach nie spełniają kryteriów właściwych regułom cytowania. Może się to wydawać kwestią drugorzędną i belferskim czepialstwem, ale to przecież często na przypisach spoczywa ciężar faktograficznego udowodnienia przeprowadzanej przez autora argumentacji. To choćby kwestia oryginalnej hipotezy Orlińskiego rozwijanej na kilku pierwszych stronach rozdziału trzeciego o wcześniejszej dacie powojennego przyjazdu Lemów ze Lwowa do Krakowa (wbrew słowom samego Lema), która dokumentarnie umocowana jest tylko przez adnotację (przypis nr 4): „Samuel Lem, rękopis życiorysu dołączonego do podania o pracę”. Nie dowiadujemy się nic więcej o tym tak ważnym w kontekście wywodu dokumencie – ani o jego treści, miejscu depozytu życiorysu, ani nawet o podanej tam dacie, co poważnie podaje w wątpliwość tę hipotezę biografa.
Pierwsza polska biografia Lema to oczywiście pozycja obowiązkowa zarówno dla wszystkich zaawansowanych, jak i początkujących lemofilów. Należy jednak czytelników przestrzec – podobnie jak wcześniejsza książka Orlińskiego o Lemie nosiła buńczuczny podtytuł „Wszystko o Lemie”, tak i ta może sprawiać wrażenie summy życia i twórczości tego pisarza. Ale po lekturze warto przypomnieć sobie cytat z dawnego monograficznego numeru „Nurtu”, którym Antoni Smuszkiewicz otwierał swą książeczkę o twórczości autora „Solaris”: „Nie sądźcie, że wiecie wszystko o Stanisławie Lemie”.
Wojciech Orliński, „Lem. Życie nie z tej ziemi”
Wydawnictwo Czarne
Wydawnictwo Agora
Wołowiec – Warszawa 2017
PS. Z końcem sierpnia w serii „Biografie” wydawnictwa Czarne ukaże się również pierwsza polska i w pełni naukowa biografia Witolda Gombrowicza.