Archiwum
08.12.2017

Kto tu jest obcy?

Edyta Wilk
Teatr

Mars – czwarta planeta Układu Słonecznego, kojarzona z bogiem wojny – od czasów starożytnych prowokował wiele domysłów na temat istnienia życia pozaziemskiego. W ten sposób stał się inspiracją licznych mitów, filmów i opowiadań, wśród których znajduje się także „Wojna światów” (1898) Herberta Georga Wellsa. Weronika Szczawińska, inscenizując tę powieść na deskach Teatru Zagłębia w Sosnowcu, nawiązuje do legendarnej reakcji odbiorców jej adaptacji radiowej, zrealizowanej przez Orsona Wellesa w 1938 roku. Chociaż dzisiaj podważa się czasem skalę jej oddziaływania, nie ulega wątpliwości, że część słuchaczy uznała pojawiające się wówczas w słuchowisku informacje o inwazji Marsjan na Ziemię za prawdziwe. Wybuchła panika. Zainspirowana tym zdarzeniem Szczawińska nie skupia się na ukazaniu opisywanych wydarzeń poprzez działania sceniczne, a za pośrednictwem słowa i dźwięku. Dzięki temu jej spektakl staje się rodzajem absorbującego odbiorców, dramatyzowanego traktatu filozoficznego.

Przedstawienie rozpoczyna się jak typowa XIX-wieczna farsa. Scenografia przypomina wiktoriański salonik – eleganckie krzesła, stolik, parawany i ozdobne (złote i czerwone) zasłony w oknach wypełniają całą przestrzeń sceny. Aktorzy – w strojach z epoki – pojawiają się, kolejno wchodząc przez drzwi po prawej stronie. Typowy schemat teatralnej prezentacji oraz wpisana w niego gra aktorska z pograniczna pantomimy i teatru farsowego wykorzystane zostały w sekwencjach mających służyć autoprezentacji postaci. Użycie wyolbrzymionych gestów oraz przerysowanej mimiki wywołuje efekt komiczny, jak w scenie, w której służąca przedrzeźnia swoją panią, stojąc za jej plecami. Świat konwenansów i tradycji, w którym kody komunikacji międzyludzkiej są znane i czytelne, zaczyna się rozpadać wraz z nadejściem informacji o ataku Marsjan na Ziemię.

Wiadomości o przybyszach pochodzą z mediów, a dokładniej – z prasy. Informacje podawane w gazetach rysują obraz obcych, którzy budzą lęk. Nie pasują oni do ziemskiego porządku: wyglądem nie przypominają ludzi i nie wiadomo, czy możliwa jest z nimi jakakolwiek komunikacja. Ludzie stają do walki z Marsjanami, uważając się za gatunek nadrzędny wobec nich, posiadający większe prawo do życia na Ziemi. Aktorzy, przez cały spektakl prezentowani w sytuacji salonowej, nie odgrywają zdarzeń z pola bitwy, lecz – niczym reporterzy – relacjonują je. Mówią bezpośrednio do widzów, wykorzystując opisy z doniesień prasowych. Ich wypowiedzi mają jednak formę synchronicznego komentarza do tego, co akurat się dzieje, jak w relacji na żywo z meczu piłkarskiego.

Początkowo język każdej z siedmiu postaci jest stypizowany; w ich wypowiedziach pojawiają się elementy charakterystyczne dla poszczególnych mówiących. Jednak w miarę rozwoju akcji ulega to przekształceniu, jakby tekst zaczynał realnie wpływać na zachowanie aktorów. Staje się ono coraz bardziej niezrozumiałe i nielogiczne. Reżyserka, co jest już jej znakiem rozpoznawczym, dużą uwagę przywiązuje do fonosfery, wykorzystując ją jako jeden z podstawowych budulców powoływanej wobec widzów – futurystycznej i dość dziwnej – wizji świata. Wszystkie dźwięki w spektaklu wytwarzane są przez aktorów przeciągających samogłoski, powtarzających wypowiedzi, grających na przedmiotach, które mają w zasięgu rąk (kieliszkach, meblach). Konstrukcja widowiska dopełniana jest przez gest i ruch, który początkowo wpisany w konwencję salonową, ulega coraz dalej idącej deformacji. Przełamujący konwenanse aktorzy czołgają się pod stołami, stają na krzesłach czy przestawiają meble, całkowicie zmieniając wygląd przestrzeni scenicznej. Burzą tak uporządkowaną, akceptowaną wizję świata. Ich dziwaczne, odrealnione, czasem transowe zachowania prowokują pytania o to, kto tu właściwie jest obcym? Kto ma prawo dominować na Ziemi? Jak ma wyglądać naturalny porządek świata? Kto powinien wygrać tę wojnę? Kto jest ofiarą, a kto oprawcą? Całość tej sytuacji najlepiej podsumowuje tekst jednego z monologów zawartych w scenariuszu, który znalazł się też na plakatach promujących spektakl: „To koniec ludzkości! Szkoda, że z ludzkością koniec? Mnie nie bardzo. Przynajmniej zrobi się nieco spokojniej”.

Dźwięk, który nadaje rytm całości przedstawienia, precyzyjnie opracowana koncepcja ruchu i świetna gra aktorów to najmocniejsze strony spektaklu Szczawińskiej. Reżyserka przeprowadza widzów przez dwa, kontrastujące ze sobą, światy: od tego skonwencjonalizowanego, podległego hierarchii, do innego – dziwnego, absurdalnego i nielogicznego. Jej widowisko w czytelny sposób dotyka aktualnego dziś problemu „kryzysu migracyjnego” oraz tematu hierarchii, która porządkuje współczesny świat. Konfrontuje spadkobierców kultury europejskiej z czymś (lub kimś) dla nich obcym i prowokuje wiele pytań, z którymi publiczność ma szansę zmierzyć się po wyjściu z teatru. Fikcyjna sytuacja ataku Marsjan na Ziemię oraz jego konsekwencje stanowią model reakcji na budzący powszechne obawy najazd obcych. Kiedy w konsekwencji histerycznych doniesień medialnych pojawia się masowa panika – jej efekty mogą się okazać tragiczne. Warto o tym pamiętać i dzisiaj, mając w pamięci reakcje na słuchowisko Orsona Wellesa.

 

„Wojna światów”

na podstawie powieści Orsona Wellesa
reżyseria i adaptacja: Weronika Szczawińska

adaptacja, dramaturgia i opracowanie muzyczne: Piotr Wawer jr.
scenografia i kostiumy: Daniel Malone
Sosnowiec, Teatr Zagłębia

premiera: 4.11.2017

fot. Bartek Warzecha