Archiwum
12.03.2015

Hit the Road, Duduś

Piotr Dobrowolski
Teatr

Jesteśmy w Poznaniu. I chociaż siedzimy na widowni Teatru Polskiego, przez okno ustawionego na scenie ekranu widać samochody jadące przez centrum miasta. Uczestniczymy w imprezie urodzinowej Dudusia. Wszyscy bawią się jak gimnazjaliści, skacząc przy dźwiękach „Kurortu” („Zakopane, Zakopane”) Sztywnego Pala Azji. Wracają do czasów, kiedy bez grosza przy duszy podróżowali autostopem przez Polskę i Europę. W rozpalonych głowach pojawiają się idealizowane wspomnienia dawnych przygód i pierwszych miłości, małych sukcesów i spektakularnych porażek. Tylko Poldek siedzi na uboczu, pustym wzrokiem wpatrując się w przestrzeń. Nieco zbyt często przechyla kieliszek, jakby poszukiwał w nim utraconego sensu życia albo śladów przemijającej młodości. Także solenizant, choć znajduje się w centrum, wydaje się nieobecny. Kolejne toasty za jego zdrowie przypominają mu o zaprzepaszczonych marzeniach. Michał Kaleta obraca w ustach słowa, nie wypowiadając ich głośno. Dopiero gdy skończy się alkohol, udaje mu się wyrazić myśl, która nie dawała mu spokoju przez cały wieczór. Chciałby znów wyruszyć w drogę do Międzywodzia. Tam, gdzie przed laty regularnie rozpoczynał wakacje i przeżywał najpiękniejsze chwile młodości. Chciałby przejrzeć się w zwierciadle sprzed lat, a może nawet cofnąć czas: „Zostawmy te wszystkie smycze: spotkania, mężów, obowiązki, żony i pojedźmy. Poczujmy się jak kiedyś. Znów wszyscy razem. Na stopa. Ten ostatni raz. No kiedy, jak nie teraz”. Po chwili powątpiewania i narzekań następuje gremialny aplauz: Łysa, Kazik, Przemo, Wariat, Prezes i Wujek zapowiadają, że rano, jak przed laty, zjawią się na wylotówce; tam, gdzie dzisiaj jest Tesco. Jednak o umówionej porze we wskazanym miejscu spotykają się tylko Poldek i Duduś. I chociaż mają pewne wątpliwości, wystawiają kciuki. W tle rozbrzmiewają muzyczne hity z początku lat 90., pojawiają się kobiety z dawnych marzeń, nieistniejące już gatunki alkoholi i przepiękny, wjeżdżający na scenę niczym różowy słoń, śnieżnobiały fiat 125p cabrio.

„Reisefieber” to kolejne, po świetnym „Chłopcu malowanym” (2010), poznańskie przedstawienie Ratajczaka oparte na tekście Piotra Rowickiego. Tej realizacji bliżej jednak do „Piszczyka” – innego spektaklu tego reżysera z Teatru Polskiego. W nim, wprowadzając na scenę postać pechowego oportunisty, wyjaskrawiał paradoksy typowe dla Polski czasów przemian politycznych, ekonomicznych i społecznych, które przed ćwierćwieczem kształtowały naszą rzeczywistość. Teraz skupia się na historii pragnących wolności i zachłystujących się nią poszukiwaczy przygód, którzy na przełomie lat 80. i 90. osiągali dojrzałość. Przechodząc pierwsze inicjacje, przecierali wówczas szlaki doświadczeń znane każdemu pokoleniu. Wbrew pozorom, mieli podobne możliwości jak ich rówieśnicy dorastający we wcześniejszych dekadach.

Krytyczne spojrzenie na historyczne stereotypy przez traktowanie przeszłości z humorem to jeden ze znaków rozpoznawczych twórczości Piotra Ratajczaka. Od jakiegoś czasu wykorzystuje on w spektaklach motywy spopularyzowane niegdyś przez polskie kino i telewizję. Pośród spektakli twórcy „Reisefieber” są realizacje nawiązujące do „Wodzireja” Feliksa Falka („Wodzirej. Koszalin Kulturkampf”), „Dziewczyn do wzięcia” Janusza Kondratiuka czy serialu telewizyjnego „Stawiam na Tolka Banana”. Podobnie jest i tym razem – główni bohaterowie jego poznańskiego przedstawienia to Poldek i Duduś, podstarzali protagoniści serialu „Podróż za jeden uśmiech”, którego scenariusz napisał Adam Bahdaj na podstawie własnej powieści pod tym samym tytułem. Ich podróż autostopem do nadmorskiego Międzywodzia staje się okazją do opowiedzenia w teatrze o dawnych idealistach, portretowanych na tle obrazków współczesnej Polski, na które nakładają się klisze wspomnień. Próba powrotu do przeszłości, jak zwykle bywa w takim wypadku, prowadzi do refleksji, jak wiele szans zostało bezpowrotnie straconych.

Poldka i Dudusia, podobnie jak postacie grane w serialu przez Filipa Łobodzińskiego i Henryka Gołębiewskiego, różni wszystko. Poldek to wcielenie buntownika – działa spontanicznie, pije, lubi parówki, nie przejmuje się strojem ani tym, gdzie będzie spać; ekscytuje go szybka jazda i marzy o podbijaniu kobiecych serc. W podróż wybiera się po nieprzespanej nocy i na potężnym kacu. Wszystko, czego potrzebuje, ma w reklamówce. Duduś stara się natomiast wszystko skrupulatnie planować. Ma turystyczny strój, a w plecaku spray na komary i liofilizowaną żywność. Łączy ich podobna przeszłość. Obaj chcieliby do niej wrócić, starając się odzyskać to, co w życiu stracili albo zostało im odebrane. Mężczyźni ruszają w trasę, pojawiając się na scenie w trzech – podobnych, choć nieco różniących się od siebie – wersjach. Główny ciężar obrazowania ich przygód spoczywa na Jakubie Papudze i Michale Kalecie. Pierwszy – zarośnięty, w czapeczce z daszkiem i w znoszonym stroju – znakomicie odgrywa rolę podstarzałego luzaka, który powoli przeistacza się w lumpa. Tępym wzrokiem wpatruje się w przeszłość, jakby tam spodziewał się znaleźć nadzieję na odmianę losu i utracony sens życia. Drugi zaskakująco dobrze sprawdza się w roli grzecznego chłopca w czystej koszuli i z zaczesaną na bok grzywką. Pozostali Poldkowie i Dudusie (Andrzej Szubski – Wiesław Zanowicz i Piotr Kaźmierczak – Przemysław Chojęta) dublują działania i emocje dwóch pierwszych. Niejednokrotnie przejmują też prowadzenie akcji, choć częściej uzupełniają tylko sceniczną prezentację. Obsadzeni w drugoplanowych rolach Mariusz Adamski i Barbara Prokopowicz pojawiają się jako postacie reprezentujące zarówno przeszłość bohaterów, jak i realia dzisiejszej Polski. Adamski zapada w pamięć, z zawadiacką swobodą grając między innymi kolejnych kierowców wiozących głównych bohaterów spektaklu: drogowego Wariata i wyluzowanego Tirowca. Prokopowicz zmienia stroje i fryzury, wprowadzając na scenę zarówno istniejące, jak i wyobrażone przez protagonistów wersje kobiecości: od kumpeli, zwanej Łysą, przez wrażliwą Tirówkę i Kobietę-Wspomnienie, po Królową Autostopu, która wozi spóźnionych wędrowców.

Prostą scenografię, której najważniejszym elementem są trzy samochodowe kanapy, uzupełniają abstrakcyjne projekcje. Podróż, w którą Rowicki i Ratajczak zapraszają widzów, sugeruje, że wędrówka w przeszłość prowokowana jest często przez brak perspektyw na przyszłość. W jej trakcie może się okazać, że wcale nie byliśmy wyjątkowi, a nasze wspomnienia zostały już dawno ukradzione przez innego Poldka albo Dudusia. Każda próba konfrontacji wspomnień i rzeczywistości zmienia i zamazuje zachowany w pamięci obraz. Międzywodzie tonie we mgle. A jednak przyjemnie jechać w jego kierunku z aktorami Teatru Polskiego, rozpoznając towarzyszące im melodie, a w ich wspomnieniach, pragnieniach i niepowodzeniach – samych siebie. Bo – tak jak oni – w końcu zdamy sobie sprawę z tego, że „Nigdy nie będzie takiego lata / Nigdy papieros nie będzie tak smaczny / A wódka taka zimna i pożywna / Nigdy nie będzie tak ślicznych dziewcząt”. Ratajczakowi pracującemu z aktorami Teatru Polskiego po raz kolejny udało się przygotować dobry spektakl komediowy. Tym razem, inaczej niż w „Piszczyku”, nie mówi o Polsce. Ale w „Reisefieber” – choć wydaje się opowieścią określonego pokolenia – każdy może odnaleźć siebie.

Piotr Rowicki, „Reisefieber, czyli podróż w nieznane”
reżyseria i opracowanie muzyczne:  Piotr Ratajczak
dramaturgia:  Maria Marcinkiewicz-Górna
scenografia:  Matylda Kotlińska
kostiumy:  grupa Mixer
ruch sceniczny:  Arkadiusz Buszko
Teatr Polski w Poznaniu
prapremiera: 13.02.2015

alt