Archiwum
28.11.2011

Barokowa uczta

Tomasz Zarębski
Muzyka

Przez ponad dwa tygodnie miłośnicy muzyki dawnej mieli okazję uczestniczyć w bezpłatnych koncertach festiwalu Poznań Baroque, podczas których artyści z różnych stron świata prezentowali utwory powstałe w okresie od XVII do XIX wieku. Usłyszeliśmy między innymi dzieła Monteverdiego, Schütza, Bacha, Haendla, Rameau, Telemanna i Beethovena.

Obecna popularność tego repertuaru jest czymś niezwykłym, biorąc pod uwagę fakt, że nigdy wcześniej w dziejach kultury europejskiej zainteresowanie muzyką przeszłości nie wykraczało poza cele edukacyjne. Dopiero w połowie XX stulecia (choć renesans zainteresowania twórczością niektórych dawnych kompozytorów sięga nawet lat 30.) dzieła minionych epok zaczęto wykonywać ze względu na ich wartość estetyczną.

Początkowo grze na oryginalnych instrumentach i próbom rekonstrukcji historycznie udokumentowanych technik wokalnych towarzyszyła atmosfera kontrowersji. Dla głównego nurtu wykonawczego muzyki klasycznej pomysły Nikolausa Harnoncourta, Gustawa Leonhardta czy Christophera Hogwooda – by ograniczyć się jedynie do „ojców-założycieli” wykonawstwa historycznego, stanowiły wyzwanie nie tylko artystyczne, lecz także obyczajowe. Swobodne zachowanie, bliski kontakt z publicznością, „wyprowadzenie” muzyki poza teatry operowe i wielkie sale filharmoniczne – wszystko to sprawiało, że „muzyce dawnej” bliżej było do hipisowskiej kontrkultury niż przepychu mediolańskiej La Scali czy wiedeńskiej Staatsoper.

Dziś niewiele już pozostało z tamtej zawziętej rywalizacji. Artyści, którzy niedawno odwiedzili Poznań, po prostu grają i śpiewają, nie martwiąc się zbytnio o filozoficzne uzasadnianie swoich interpretacji. Ten etap najwidoczniej już minął. Dobrze to czy źle – trudno jednoznacznie rozstrzygnąć. Pozostaje faktem, że dla poznańskich (choć nie tylko!) melomanów zakochanych w muzyce dawnej listopad był miesiącem niezwykłym.

Festiwal Poznań Baroque był wydarzeniem bardzo zróżnicowanym. Na scenie Auli Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza i Auli Nova pojawiły się zespoły grające nie tylko różny repertuar, ale przede wszystkim ukazujące odmienne podejście do muzyki, odmienne brzmienia i temperamenty. Z wyśmienitej strony pokazała się najbardziej znana polska orkiestra Arte Dei Suonatori. To obecnie zespół na najwyższym światowym poziomie, łączący plastyczne, kolorowe brzmienie z niezwykłą przejrzystością. Jest ona szczególnie ważna w przypadku dzieł skomplikowanych fakturalnie, jak choćby brawurowo zagrana podczas koncertu inauguracyjnego III Suita Orkiestrowa D-dur Jana Sebastiana Bacha.

Wspaniale, w Poznaniu zresztą nie po raz pierwszy, zaprezentował się Marek Rzepka, tym razem z towarzyszeniem Celine Sheen i zespołu instrumentalnego Holland Baroque Society. Melomani mogli podziwiać przepiękny baryton Rzepki i krystaliczny sopran Sheen w repertuarze rzadko wykonywanym w naszym kraju na koncertach. Zabrzmiały między innymi utwory Monteverdiego, Schütza, Grandiego i Kapsbergera, wszystkie nawiązujące tematycznie do biblijnej „Pieśni nad pieśniami”. W efekcie podano nam wykwintny włosko-niemiecki melanż ukazujący pełną paletę muzycznych barw. Całość poprowadził grający na teorbanie Andreas Arend, który w zabawny i zarazem urokliwy sposób objaśniał publiczności wykonywane utwory.

Jednym z najbardziej oczekiwanych koncertów festiwalu było pierwsze w Poznaniu wykonanie I i V symfonii Beethovena na oryginalnych instrumentach. Podążając drogą wytyczoną ponad 20 lat temu przez Rogera Norringtona, Wrocławska Orkiestra Barokowa prowadzona przez Jarosława Thiela zaprezentowała słuchaczom zaskakującą interpretację dzieł, które odmieniły europejską muzykę XIX stulecia. W przeciwieństwie do homogenicznego brzmienia tradycyjnych orkiestr symfonicznych, których znakiem firmowym jest dominacja grupy skrzypiec nad pozostałymi instrumentami, WOB ukazała zrównoważone plany dźwiękowe. Przepięknie grała sekcja dęta; naturalne trąbki i waltornie popisywały się perlistym dźwiękiem, którego współczesne instrumenty nie są w stanie uzyskać. Niezależnie od pewnych fragmentów, kiedy to dyrygentowi zabrakło być może klarownego pomysłu, całość wypadła bardzo ciekawie. WOB jest zespołem coraz dojrzalszym, którego dalszy rozwój powinien zaowocować tym, że za kilka lat doczekamy się w Polsce orkiestry wykonującej repertuar XIX-wieczny na poziomie porównywalnym z Orchestre Revolutionaire et Romantique Johna Eliota Gardinera czy Anima Aeterna Josa van Immersela.

Podczas festiwalu muzyki dawnej nie mogło zabraknąć dzieł Antonia Vivaldiego. Za sprawą Il Tempo Armonico słuchacze mogli rozkoszować się fenomenalnym wykonaniem „Czterech pór roku”. Utwór to znany, który nikogo – tak przynajmniej sądziłem nie może czymkolwiek zaskoczyć. A jednak Włochom prowadzonym przez wiolonczelistę Alberto Rasiego udało się dokonać niemożliwego! Od pierwszej do ostatniej nuty nikt z obecnych na sali nie mógł się nudzić. Dźwięki przemieniały się w kolory w sposób nieomal magiczny, zaś Davide Monti, wykonujący solową partię skrzypiec, grał z taką swobodą, że miałem wrażenie, iż urodził się z instrumentem w dłoniach. To była zabawa na najwyższym poziomie, pełen nieposkromionej energii, prawdziwie wirtuozowski popis.

Jednak największych wrażeń dostarczył mi koncert European Union Baroque Orchestra, prowadzonej przez klawesynistę Larsa Ulrika Mortensena. Z zespołem wystąpiła rewelacyjna szwedzka sopranistka Maria Keohane, doskonale znana miłośnikom muzyki dawnej z nagrań między innymi Ricercar Consort (Pasja wg świętego Jana, J.S. Bacha) czy Collegium Vocale Gent (Motety J.S. Bacha). Przyznaję, że spodziewałem się dobrego koncertu, nie byłem jednak pewien, czy młodzi instrumentaliści tworzący EUBO dorównają poziomem śpiewaczce.

Już po pierwszych taktach kantaty Haendla „Ah! Che troppo ineguali” moje obawy bezpowrotnie prysły. Brzmienie orkiestry okazało się kwintesencją barkowego stylu – zwiewne we fragmentach lirycznych; sprężyste, mocne i głębokie w odcinkach bardziej nasyconych dramatycznie. Wielka w tym zasługa dyrygenta. Mortensen odnalazł ze swoimi muzykami niezwykłe porozumienie, a powstałe w ten sposób emocjonalne napięcie udzieliło się publiczności. Z kolei Maria Keohane po prostu mnie oczarowała! Jej śpiew był pełen ekspresji, lecz zarazem drobiazgowo przemyślany – nie było w nim krztyny przypadku, każda nuta, każda fraza miała znaczenie. Utrzymane w konwencji włoskiej opery utwory Haendla brzmiały zupełnie inaczej niż wykonana po przerwie kantata Bacha „Jauchzet Gott in allen Landen”. To interpretacyjna elastyczność, na którą stać jedynie artystów największych, wrażliwych na najdrobniejszy szczegół i doskonale rozumiejących sens tworzonej sztuki.

Festiwal dobiegł końca. Czas powrócić do codziennych zajęć, mając jednocześnie nadzieję, że za rok muzyka dawna powróci do Poznania. Czy jednak znajdą się na to pieniądze? Wszak w przyszłym roku Polska nie będzie już przewodniczyć UE, a kryzys, jak zwykle, najsilniej uderza w kulturę. Cóż, może jednak zdarzy się cud i w roku 2012 doczekamy się „Poznań Baroque II”…
fot. Magdalena Owczarek, Narodowy Instytut Audiowizualny

alt