Archiwum
09.02.2011

Gesty i fikcje, czyli z dziejów pewnej odbudowy

Paweł Lewandowski
Podskórny Poznań

W jednej ze swoich uwag Ludwig Wittgenstein opisuje dobrą architekturę jako taką, której chciałoby się odpowiedzieć gestem. Rozwijając myśl filozofa, można powiedzieć, że dobra architektura wzbudza w człowieku reakcję, silny afekt sięgający ciała i wymuszający odpowiedź. Pytanie jednak brzmi: czy w swym aforyzmie Wittgenstein bierze pod uwagę odpowiedź będącą gestem sprzeciwu?

W przypadku powstającej na poznańskim Wzgórzu Przemysła budowli niezgoda wobec tej architektury pojawiła się na długo przed jej urzeczywistnieniem. Po ogłoszeniu decyzji o rozpoczęciu realizacji, w gronie przeciwników zapanował grobowy nastrój. Pojawiały się pomysły upamiętnienia historycznego miejsca zapaleniem zniczy i przywdziania żałobnej czerni. Reakcje te wywołała kontrowersyjna decyzja o restytucji zamku w kształcie, który nie ma solidnego poparcia w materiale źródłowym ani nie funduje idei dialogowania z przeszłością. Decyzja ta jest najprawdopodobniej finałem sporu toczącego się od lat 40. minionego wieku.

To wówczas pojawiły się pierwsze koncepcje odbudowy kompletnie zniszczonego w czasie II wojny światowej wzgórza: Zbigniew Zieliński opierając się na XVII-wiecznym sztychu przedstawiającym panoramę Poznania, zaproponował budynek z czterema poprzecznymi dachami i loggią oraz wieżą odbudowaną w całej swej okazałości. Równocześnie zastanawiano się nad rekonstrukcją budynku z czasów pruskich (Florian Rychlicki) oraz postulowano odbudowę dobrze udokumentowanego skrzydła Raczyńskiego, które ostatecznie udało się zrekonstruować w latach 1959–1964. Od początku lat 60. powstawały z kolei modernistyczne koncepcje odbudowy zamku, żadna z nich nie doczekała się jednak realizacji. I choć mijały lata, a projektów przybywało, gdy nastało nowe milenium, w dalszym ciągu nie wyłoniono zwycięskiego projektu.

Warto zastanowić się, dlaczego już od kilku dziesięcioleci toczą się spory o kształt nowego zamku, spory do dziś nierozstrzygnięte. Wskazówek dostarczyć może to, o czym w swej warstwowej charakterystyce Poznania pisał na łamach „Czasu Kultury” Piotr Marciniak: w poznańskiej przestrzeni Wzgórze Przemysła zajmuje niezwykle ważne miejsce, nie tylko z topograficznego, ale i historycznego punktu widzenia. Niemalże każda epoka w dziejach miasta zostawiła tu po sobie jakiś ślad. Góra Zamkowa, jak nazywano wcześniej ten pagórek, dominowała nad średniowiecznym miastem, a wieża ją wieńcząca była widocznym znakiem władzy, jaką sprawowali nad nowym organizmem miejskim pierwszy król Polski po rozbiciu dzielnicowym, Przemysł II, a następnie starości królewscy zarządzający Wielkopolską. Symbolika wieży, mocno zniszczonej w XVI wieku i już później nigdy nie przywróconej do swej pierwotnej postaci, zyskała jednak ostatnio nowy wymiar – jej odbudowa (o ile o takiej w ogóle można mówić), jak i odbudowa całego zamku podzieliła środowiska naukowo-kulturalne Poznania. Stawka, o którą toczą walkę pomysłodawcy, to być może nie tyle skromne dołożenie swojej cegiełki do wizerunku miasta, co autorstwo i symboliczne panowanie nad nową, prawdopodobnie tylko pozornie umocowaną w świetności dawnych wieków miejską warstwą.

Zawiązanemu w 2002 roku Komitetowi Odbudowy Zamku Królewskiego w Poznaniu po kilku latach starań ostatecznie udało się doprowadzić do rozpoczęcia budowy, która ruszyła w grudniu minionego roku. Zwycięski projekt został wyłoniony w drodze konkursu ogłoszonego jeszcze w 2003 roku, lecz z różnych przyczyn jego realizację odwlekano w czasie. Historyzująca forma bryły budynku autorstwa Witolda Milewskiego, skądinąd współtwórcy znanych w Poznaniu akademików Jowita oraz Eskulap czy Collegium Altum Uniwersytetu Ekonomicznego, zdeterminowana została przez wytyczne konkursowe, które w praktyce ograniczały architektów do opracowania detali gotowego pomysłu odbudowy. Z góry założono bowiem, iż jako że niemożliwe jest odtworzenie budowli, której wygląd zewnętrzny najwierniej poświadcza fragment widoku Poznania autorstwa Fransa Hohenberga i Georga Brauna z XVII wieku, schematycznie ukazujący cztery segmenty zabudowy (i brak wieży), należy w oparciu o zachowane źródła przedstawić możliwie wierną rekonstrukcję budynku. Tym samym został uczyniony pierwszy krok do realizacji celu komitetu, jakim ustanowiono „restytucję obiektu dawnej siedziby władców i uczynienie z niej wizytówki godnej Poznania”.

Szybko pojawiły się głosy sprzeciwu: zarówno poznańscy historycy sztuki, jak i spora część konkursowej publiki krytykowała niejasny przebieg procedury wyłaniania oraz brak konsultacji naukowej i społecznej, wreszcie arbitralne narzucenie historyzującej formy i nieprawdziwy historycznie kształt zwycięskiej budowli. Komitet starał się odpierać poszczególne zarzuty, mówiąc o zdecydowanym poparciu Poznaniaków dla historyzującego obiektu, o decyzji Miejskiego Konserwatora Zabytków Marii Strzałko, wykluczającej budowę nowoczesnej architektury w obrębie Starego Miasta oraz o obecności historyków, historyków sztuki i architektów w konkursowym jury. Opisywane w prasie szczegóły konkursu każą jednak wątpić w wiarygodność słów komitetu – pierwotnie wybrany projekt (autorstwa pracowni AC Studio) na skutek zewnętrznej ingerencji w działania jury musiał ostatecznie ustąpić miejsca budynkowi autorstwa Milewskiego. Nieregulaminowe zmiany w procedurze konkursowej doprowadziły do silnego sprzeciwu ze strony ekspertów oceniających prace (w tym przede wszystkim Marii Strzałko, Janusza Pazdera, prezesa poznańskiego oddziału Stowarzyszenia Historyków Sztuki oraz profesora Jana Skuratowicza, historyka sztuki), a także pierwotnych zwycięzców z pracowni AC Studio, którzy skierowali sprawę do sądu. Mimo licznych protestów na łamach prasy (w tym oficjalnego oświadczenia poznańskiego SHS) i orzeczenia sądu o „matactwie i działaniach niezgodnych z regulaminem konkursu”, komitet przeznaczył projekt Milewskiego do realizacji.

Dzięki wsparciu władz miejskich i wojewódzkich szybko przystąpiono do starań o uzyskanie pozwolenia na budowę oraz organizacji niezbędnych funduszy. Kiedy w 2004 roku udało się podpisać umowę między Województwem Wielkopolskim, Miastem Poznań, Muzeum Narodowym w Poznaniu oraz komitetem i gdy we wrześniu roku następnego uzyskano zgodę na budowę, wydawało się, że komitet zrealizuje postawiony sobie cel w ciągu kilku następnych lat. Z powodów finansowych oraz niesłabnących protestów, szczególnie ze strony poznańskiego Instytutu Historii Sztuki przy UAM, rozpoczęcie prac odwlekano jednak w czasie.

Przełomowym dla krytyków projektu okazał się rok 2007, kiedy Jarosław Kozakiewicz zaproponował awangardową koncepcję zabudowy Wzgórza Przemysła („Punctum”), na którą przychylnym okiem spoglądali dyrektor Muzeum Narodowego (do której to placówki należy grunt, na którym stanąć miał nowy zamek) Wojciech Suchocki oraz nowy marszałek województwa wielkopolskiego Marek Woźniak. Projekt Kozakiewicza zakładał ograniczenie do minimum ingerencji w przestrzeń wzgórza, szacunek dla średniowiecznych ruin oraz zharmonizowanie nowoczesnej architektury z tkanką biologiczną miejsca. Na osobliwą formę budynku składała się część przeznaczona na ekspozycje oraz przeszklony taras widokowy zawieszony bezpośrednio nad ruinami. W ten sposób powstała pewnego rodzaju negatywowa forma historycznej budowli, najlepiej widoczna we fragmencie tarasu niejako przebitego niewidzialną wieżą. Projekt był w dużej mierze utopijny konstrukcyjnie i trudny w realizacji, ale pokazywał, że alternatywa dla rekonstrukcyjnej formy zamku Milewskiego może być niezwykle atrakcyjna wizualnie.

Za atrakcyjnością propozycji Kozakiewicza przemawia jego wcześniejszy, przyjęty do realizacji projekt „Rewitalizacja Pałacu Biskupów Płockich w Broku nad Bugiem”. Zakłada on połączenie w harmonijną całość XIX-wiecznych ruin z elementami ze szkła i metalu, z jednoczesną minimalizacją ingerencji w środowisko naturalne, które przez lata stało się równoprawnym użytkownikiem zdewastowanej przestrzeni. Ostatecznie jednak główną zasługą „Punctum” było ponowne wywołanie dyskusji na temat słuszności odgórnego potępienia nowoczesnej koncepcji zamku, rzekomo nieodpowiedniej dla tak ważnego miejsca w urbanistyce Poznania.

Rozpoczęta w grudniu 2010 roku na Wzgórzu Przemysła realizacja „Makabryły” czy „zamku Gargamela” – jak nazywają go przeciwnicy, zrzeszeni w ramach grupy na Facebooku (ponad 3000 członków) – nie ma wiele wspólnego odważną i awangardową realizacją, na jaką zdecydowano się w Broku, podobnie zresztą jak z zamkami królewskimi w Warszawie i Krakowie. Mimo analogii, jakie zwolennicy widzą między tymi ostatnimi obiektami a poznańską odbudową, różnice są znacznie większe i koncentrują się przede wszystkim na dostępnym przed restytucją materiale źródłowym, pozwalającym wiernie odtworzyć wymienione siedziby królewskie. W Poznaniu mamy do czynienia z konstruowaniem makiety, której głównym celem ma być nie przekazanie historycznej prawdy o tym ważnym dla dziejów miasta i kraju miejscu, ale mówiąc słowami komitetu: zapewnienie „atrakcji turystycznej”, „powodu do dumy dla Poznaniaków” oraz „symbolu dawnej świetności Polski”. Jak słusznie zauważa Tomasz Ratajczak, ostatnimi czasy chyba najgłośniejszy krytyk budowy zamku w formie zaakceptowanej przez komitet, ale też kastelolog i historyk sztuki: „Większość osób, które nie mają zawodowej styczności z historią architektury, będzie go [zamek] uważała za rekonstrukcję historycznej budowli, którą nie jest. On fałszuje historię, ponieważ udaje obiekt, który rzekomo w tamtym miejscu istniał”.

Tym samym za kilka lat na Górze Zamkowej stanie obiekt od dawna nieistniejący w świadomości mieszkańców jako rezydencja królewska (taka świadomość istniała zarówno w przypadku Krakowa, jak i Warszawy), proponujący quasi-disnejowską architekturę – fasada będzie licowana cegłą, podczas gdy do zasadniczej konstrukcji użyte zostaną pustaki wpisujący się w panującą obecnie modę na „odbudowę” zamków przy braku wystarczających źródeł (rodzime przykłady Tykocina i Gostynina). Przywołując określenie Nan Ellin, użyte przez badaczkę do scharakteryzowania postmodernistycznej urbanistyki, w budowanym zamku Przemysła form follows fiction (forma odwzorowuje fikcję) – nie tylko nie wiadomo jak wyglądała wieża i szczyty, ale i jaki kształt miała (i czy w ogóle istniała) loggia dostawiona do fasady budynku. Wiadomo za to z całą pewnością, że w takiej formie zamek nie istniał – po pożarze w XVI wieku nie odbudowano wieży średniowiecznej, a jedynie ją zabezpieczono i prawdopodobnie obniżono, a zamiast gotyckich szczytów widocznych w projekcie Milewskiego, wzniesiono najpewniej renesansowe.

Decyzję o rozpoczęciu budowy, z punktu widzenia historii sztuki deprecjonuje w największym stopniu brak szacunku dla gotyckich reliktów zamku królewskiego, którego mury, zdaniem Ratajczaka, nie są wzmacniane zastrzykami odpowiedniej zaprawy, ale zalewa się je betonem. Kosztem budowy obiektu – mogącego stanowić przykład Baudrillardowskiego symulacrum, wizerunku pozornego, nieodwołującego się do niczego innego poza samym sobą – będzie najprawdopodobniej poświęcenie archeologicznych szczątków świadka stołeczności Poznania. Patriotyczny obowiązek, za jaki zwolennicy odbudowy uważają wzniesienie na Górze Zamkowej architektonicznego pomnika Przemysła II, doprowadzi do efektu groteskowego – powstanie jarmarczne zamczysko, które z pewnością nie uczyni zadość śladom po rzeczywistym kształcie przemysłowego palatium.