Archiwum
21.04.2020

Sobota, 18 kwietnia, w środku czasu zarazy, nagły telefon: umarł Roman. Jak to, umarł? Wiedzieliśmy, że od dłuższego czasu zmagał się z chorobą – ale jednak ciągle, choć z dala, był wśród nas.

W rozmowach ze starymi przyjaciółmi wracałem często do wspomnień z dawnych lat z nim związanych, licznych anegdot z naszego wspólnego, prawdę powiedziawszy, dość zwariowanego życia.

Romana Starzyńskiego odnajdziecie w stopce redakcyjnej dziesiątków numerów „Czasu Kultury” z lat 90., lecz – o czym warto pamiętać – Roman pomagał w redagowaniu podziemnych numerów CzeKa od 1987 roku. Pomieszkiwał wówczas w siedzibie redakcji, czyli w naszym domu przy ulicy Mikstackiej.

Może jednak zacznę od początku. Rok 1973 (chyba), akademik „Zbyszko”. Dostaję nowy przydział pokoju, po awanturach związanych z Teatrem Św. Akupunktury. W środku trzech młodzieńców: Zimmerman, Schetyna, Starzyński. Na półce białe, zmrożone 3/4 i wesołe rozmowy. Tak się zaczęła moja przyjaźń ze studentami socjologii: Januszem Schetyną i Romkiem Starzyńskim. Wkrótce przenieśliśmy się na wyższe piętro, tylko we trójkę. I zaczęło się: życie towarzyskie, artystyczne, całonocne debaty intelektualne. Obok nas Janek Kasper, Tomek Siwiński, Bolo Kuźniak, Paweł Ciesielski, na którego weselu w Kaliszu bawiliśmy się trzy dni i trzy noce… Nasz własny świat tak nas wciągnął, że chłopcy wypadli ze studiów (Janek i ja już je kończyliśmy, więc byliśmy bezpieczni). Roman, jako jedyny z porządną kategorią A, trafił przez to do wojska. Przeżył tam gehennę. Nie chciał się poddać drylowi, nie wykonywał idiotycznych rozkazów, więc wiele czasu spędzał na tak zwanym dołku, czyli w koszarowym areszcie. Nie dostawał żadnych przepustek. Jeździliśmy do niego w co którąś niedzielę, by zawieźć mu jakiś porządny prowiant i podtrzymać na duchu. W końcu po skutecznej symulacji wysłano go na Wojskowy Oddział Psychiatryczy w Żarach, a stamtąd, dzięki lekarzom, wydostał się na wolność. Ludowe wojsko nie chciało już go z powrotem – Roman wygrał. Z czasem wszyscy waleci z naszego akademickiego pokoju pokończyli studia w Łodzi. A Romek, miłośnik sztuki filmowej, który nie opuszczał żadnej premiery w poznańskich kinach, żadnego seansu DKF-ów w Muzie i Pałacowym ani przeglądu najnowszych filmów w ramach Konfrontacji, dostał pracę w kinie w Puszczykowie. No, ale jak taka dusza artystyczna miała wytrzymać w małym prowincjonalnym kinie, puszczając w kółko bajki dla dzieci?

I tak zaczęła się z wolna droga Romana do redakcji „Czasu Kultury”, której wkrótce stał się wraz z Moniką Stanek, swoim aniołem stróżem, prawdziwą podporą. Oboje sekretarzowali; Roman opracowywał numery graficznie i robił, w miarę zdobywania sprzętu komputerowego, coraz bardziej profesjonalnie skład numerów; Monika redagowała teksty i przeprowadzała korektę, ale praktycznie pomagała nam we wszystkim. A trzeba pamiętać, że byliśmy nie tylko pismem – prowadziliśmy liczne spotkania autorskie w klubie studenckim Eskulap u Piotrka Nycza, organizowaliśmy konkursy literackie, zaczęliśmy wydawać książki w uruchomionym wraz z Krystyną i Ryszardem Krynickimi wydawnictwie A5, potem Bibliotekę Czasu Kultury, uruchomiliśmy też galerię sztuki Fractale…

Roman w sprawach redakcji, mówiąc nieco przenośnie, nie znał się na żartach. Jeśli coś postanowił – uznał tekst jakiegoś autora za niegodny druku bądź go skrócił (a bywał bardzo krytyczny i wymagający), ustalił kolejność publikacji w danym numerze, dobrał do tekstów ilustracje – biada temu, kto chciałby z tym polemizować; szczególnie jeśli był to redaktor naczelny… Nawet Tadeusz Żukowski nie dawał rady, mimo swych żartobliwych podstępów. Był Roman profesjonalny do bólu, choć tak jak i my wszyscy uczył się tego zawodu zupełnie sam, od zera. W każdym przypadku można było Romanowi zaufać – i choć miewał swoje kaprysy oraz rodzaj tekstów, co do których w żaden sposób nie udawało się go przekonać, to przecież wysoki poziom numerów „Czasu Kultury” w najtrudniejszym okresie wychodzenia na powierzchnię i mierzenia się z nowymi warunkami funkcjonowania w obiegu oficjalnym, zawdzięczaliśmy właśnie jemu. Spokojnemu, cierpliwemu i niezwykle wytrwałemu w pracy Romkowi.

Roman składał także nasze książki z serii Biblioteka Czasu Kultury. To jemu zawdzięczaliśmy wysmakowaną graficznie serię tomików poezji, w której ukazały się książki Jana Kaspra, Andrzeja Stasiuka, Marcina Świetlickiego, Zbyszka Macheja, Marzanny Kielar, Adama Wiedemanna, Mariusza Grzebalskiego i innych. To Roman wyszukiwał prace fotografów i grafików na okładki, dobierał ilustracje do wnętrza książek, sprawdzał staranność korekty… Potem, jak zwykle cichy i skromny, pracował przy składzie książek i katalogów artystycznych dla wielu innych instytucji, między innymi dla poznańskiego BWA.

Sarkastyczny humor, ironiczny dystans do samego siebie – to był Roman. Setki nocnych dyskusji, codzienna mrówcza praca przy redakcyjnym komputerze – takim go zapamiętamy. A dla mnie – mistrz w lepieniu ruskich pierogów. Takiego farszu jak on nie potrafił w naszym mieście przyrządzić nikt.

Dobre dni i noce, dobre lata, kochający literaturę i sztukę zespół młodych zapaleńców – i On. W środku. Pomiędzy naszymi redakcyjnymi sporami a wnoszonym wprost z drukarni nowym, pachnącym farbą kolejnym numerem pisma.

Trudno tak się żegnać.

 

 

„Wolę swoją snów dolinę,
obok której płynie czas” 

Z głębokim żalem zawiadamiamy, że 17 kwietnia 2020 r. odszedł od nas w wieku 67 lat Kochany Mąż, Syn, Brat, Szwagier, Wujek i Stryjek śp. Roman Starzyński. Prochy zostaną złożone w czwartek 23 kwietnia 2020 r. o godz. 11 na Cmentarzu Komunalnym w Sulechowie

Pogrążona w smutku Rodzina