Archiwum
02.07.2018

Piosenki, kobiety i spam

Waldemar Kuligowski
Felieton

Marek Dutkiewicz, autor słów do przebojów, takich jak „Szklana pogoda” czy „Windą do nieba”, przekonuje, że wszystkie swoje teksty opierał o autentyczne przeżycia. Nawet te trudne do wyobrażenia, aczkolwiek „autobus Arabów” – z którym pewnego nieszczęśnika miała zdradzić jego narzeczona – występujący w piosence „Jolka, Jolka pamiętasz?” w rzeczywistości był skromnym mikrobusem.

Piosenki są ważne (muzyka w ogóle także), to jasne. Nie wszystko zamyka się jednak, jak u Dutkiewicza, w autorskim tkaniu na krośnie zdarzeń, zasłyszanych opowieści czy smakowitych dykteryjek. Mamy w Polsce badaczy, którzy od lat, skrupulatnie i chyba wbrew trendom, próbują o piosenkach powiedzieć nam coś inaczej i jednocześnie coś więcej.

Pierwszy z nich to Paweł Tański, toruński filolog, poeta i nadwrażliwiec. W książce „Nowe sytuacje polskiego rocka. Teksty, głosy, interpretacje” sugeruje on, że na początku lat 80. twórcy tekstów piosenek gorączkowo poszukiwali nie tyle smakowitych, obyczajowych anegdot, ile raczej nowego języka. Ten dotychczasowy, oficjalny już się bez reszty zdewaluował: ani nie budził zaufania, ani nie wyrażał prawdziwych emocji. Jednym z najbardziej upartych poszukiwaczy tej nowej mowy miał być Grzegorz Ciechowski. Na płycie „Nowe sytuacje” z 1983 roku, będącej debiutem zespołu Republika, jego wokalista sylabizuje, często powtarza słowa i frazy, ucząc się ich niczym dziecko. Oto przykład z utworu tytułowego:

To nowe nowe nowe nowe nowe sytuacje x4
Nowe sytuacje, nowe orientacje
Nowe sytuacje… no-no-no-no-no-no-no
no-no-no-no-no-no-no-no-no-no-no
aaa- aaa- aaa- aaa- aaa- aaa- aaa…

Jak zauważa Tański, żaden z lidera Republiki wirtuoz głosu, słychać więc zarówno seplenienie, jak i artykulację, która do najczystszych nie należy. Wzmaga to dodatkowo efekt uczenia się, dziejącego się przy tym publicznie, bo przed słuchaczami.

Te same elementy znajduje Tański w twórczości legendarnego zespołu Siekiera. Na płycie „Nowa Aleksandria” z 1986 roku umieszczono piosenkę „Idziemy przez las”. Składa się ona z zaledwie dwóch fraz: dwóch rzeczowników, jednego czasownika i jednego przymiotnika, które powtarzane są wiele razy:

Idziemy przez las.
Pijani od słów.

O ile w latach 60. władza lansowała hasło: „polska młodzież śpiewa polskie piosenki”, o tyle, ironizuje Tański, w latach 80. można było powiedzieć, że „polska młodzież pisze własne piosenki”. A potem wyciąga poważny wniosek: „To muzycy są nauczycielami słów”.

Intrygującym kontrapunktem do takiego spojrzenia jest inna książka poświęcona piosenkom, a mianowicie „W szarej sukience? Autorki i wokalistki w poszukiwaniu tożsamości”. Napisała ją Izolda Kiec, poznańska badaczka literatury, teatru i kabaretu. Kiec zaczyna od przypomnienia, że we wszystkich językach indoeuropejskich słowo ‘muzyka’ jest rodzaju żeńskiego. I że emocjonalne przesłanie muzyki lepiej mają rozumieć kobiety. Przekonując do tej tezy, twierdzi dalej, że piosenka jest „najwierniejszym towarzyszem i świadkiem prywatnej” (jednak nie „towarzyszką” ani „świadkową”…) egzystencji. Należy do dnia powszedniego, podpowiada, podczas parzenia kawy albo ścielenia łóżka, oceny zdarzeń podsuwa możliwe wybory, powtarza życiowe mądrości. Często ratuje, pomaga, ocala. „Ja wierzę piosence – oznajmia autorka – Wierzę w jej artystyczny potencjał oraz uzdrawiającą moc […] W to, że piosenka jest kobietą”. W konsekwencji męski głos w piosence i męskie słowo traktuje jako coś obcego – perspektywę patriarchalnego obserwatora.

By wypowiedzieć swoje prywatne doświadczenia, kobiety – podobnie jak opisywani przez Tańskiego mężczyźni – poszukują nowego języka. Nie powtarzają jednak drogi Ciechowskiego czy Siekiery, ale eksplorują rzeczy dobrze znane, choćby popularne ludowe piosenki, jak uczyniła w 2008 roku Tatiana Okupnik, łącząc tekst „Mam chusteczkę haftowaną” z własnymi słowami. Takie prze-pisywanie było zresztą, i jest, częstsze; co więcej, układa się w międzypokoleniową sagę. Oto Urszula Sipińska wadziła się z „Kukułeczką”, którą 20 lat później zaśpiewały w duecie Dudziak i Auguścik. Irena Santor, tuż po wojnie, wzięła się za „Hej, przeleciał ptaszek”, a jej gest powtórzyła w 2011 roku Anna Maria Jopek.

Zatopienie w intymnej codzienności deklarują w wywiadach Ania Dąbrowska („Perfekcyjny warsztat nie jest dla mnie aż tak istotny, jak prawda”), Patrycja Markowska („Zawsze piszę o sobie, jestem ekshibicjonistką”), Kasia Nosowska („Wyobrażam sobie, że są na świecie ludzie, których interesuje, co u mnie słychać. I wtedy nagrywam płytę”). Kiec nie pozostaje obojętna wobec deklaracji artystek ani swoich zapewnień o kobiecości piosenki. Otwarcie pisze o sobie – dwunastoletnim, Brzydkim Kaczątku uwięzionym w nielubianym ciele, zawadzającym światu i zasłuchanym w słowa „Innej”, piosenki śpiewanej przez Barbarę Gołaską:

Inna… inna…
Znajoma tylko pół na pół,
Jak czterolistna koniczyna
Pośród miliona zwykłych ziół.

W zakończeniu swojej książki porywa się na rzecz w literaturze naukowej – używa wszak gęsto przypisów, cytatów, teorii – rzadką: wyjawia swój intymny związek z piosenką. Ale też z matką i córką. Pisze, że chodziło jej o „prze-pisanie prze-żytego”. Tański korespondencyjnie dopowiada, że najbardziej w piosenkach zajmuje go relacja kobieta–mężczyzna i kłopoty w budowaniu wspólnoty, rozsadzanej od środka przez ego. Tropi ponadto, jak Kiec, „atmosferę egzystencjalną”, poczucie osaczenia, sen, bezsenność.

Najpiękniej obie te książki przeczytać wspólnie, na zmianę, traktując jak prywatne listy od dwojga nadawców. A potem dopisać swoje ciągi dalsze z tego, co osobiście prze-żyte. Bo w piosenkach jest nasze życie. A w niektórych nawet geniusz wart nagrody Nobla. Reszta zaś to spam.