Archiwum
23.01.2017

O różnicy między porozumieniem i nieporozumieniem. Miasto jako poligon i o tym, dlaczego wciąż warto rozmawiać

Franek Sterczewski
Felieton

Tydzień temu w Poznaniu, przy ulicy Niezłomnych obok Domu Żołnierza pojawił się niezidentyfikowany obiekt marki Żabka, co wzbudziło falę oburzenia wobec sklepu i zarządców terenu, czyli wojskowego stowarzyszenia Liga Obrony Kraju. Oliwy do ognia dolał fakt, że pawilon nie ma zgody Miejskiego Konserwatora Zabytków oraz Wydziału Architektury i Urbanistyki Urzędu Miasta Poznania, czyli jest samowolą budowlaną. W celu wyjaśnienia przyczyn lądowania tego zielonego statku kosmicznego napisałem maila do zarządu LOK. i otrzymałem odpowiedź która szczerze mnie zdumiała.

E-mail poszedł w czwartek. Rano następnego dnia telefon. „Mówi pułkownik Jarosław Jarzyński z Ligi Obrony Kraju, czy pan Franciszek Sterczewski?”, na co nogi mi się ugięły lekuchno, bo spodziewałem się kontynuacji w stylu: „nawet jak uciekniesz na tym rowerku do Wietnamu i choćbyś w miseczce ryżu się ukrył, to i tak nasze czołgi cię znajdą i rozjadą, społeczniaku złośliwy!”. Ale rozmowa potoczyła się zgoła inaczej.

Pan pułkownik powiedział, że otrzymał mnóstwo maili wylewających żółć na LOK za wydanie zgody na budę dla Żaby, lecz wszystkie anonimowe, za to mój nie używał figury hejtującej i był podpisany. Ponadto nie zakładałem z góry złej woli adresata i nie wykluczałem, że ta sprawa jest po prostu nieporozumieniem, za co zamiast gróźb usłyszałem podziękowania. Pułkownik ubolewał, że Żabka nie dotrzymała danego słowa, bo miała załatwić wszystkie formalności (czego, jak wiemy, nie uczyniła), że podziela opinie miłośników architektury i ma nadzieję, iż szpetne zielone UFO odleci równie szybko, jak się pojawiło.

Po rozwikłaniu „Żabkagate” długo rozmawialiśmy, że trzeba o tym budynku i jego placu myśleć w szerszej perspektywie czasowej i przestrzennej. Wszystko wskazuje na to, że tuż za Novotelem pojawią się nowe, bliźniacze biurowce Silver Tower, a spod Teatru Muzycznego mamy już tylko rzut zielonym beretem do byłego dworca PKS, gdzie również mają powstać biura i usługi. Poza tym Miasto Poznań ma w planach poprowadzić tramwaj w ciągu ulicy Ratajczaka, rozciągnąć Strefę Tempo 30 aż po ulicę Królowej Jadwigi, której skrzyżowanie z ulicą Wierzbięcice również ma być przebudowane (oby zasypując przedpotopowe kanały).

W związku z prawdopodobną transformacją tej przestrzeni, uspokojeniem ruchu kołowego i wzrostem ilości usług i miejsc pracy możemy przypuszczać, że w rejonie Domu Żołnierza może dojść do desantu piechoty kierującej się od strony Wildy do Browaru i dalej do centrum. Dlatego z marszu widzę potrzebę wytyczenia przejścia dla pieszych między Domem Żołnierza i Wielkopolską Izbą Rzemieślników, a może by pójść dalej? Wyobraźmy sobie plac rozciągnięty od Domu Żołnierza i Starego Browaru na wschodzie, aż po zachodnią pierzeję Ratajczaka z tymczasową budką z kebabem (w miejsce której też mogłaby powstać jakaś nowa architektura), wszystko pociągnięte jedną nawierzchnią tak, by optycznie przestrzeń była spójna, a funkcjonalnie umożliwiała pieszym przejście w każdym kierunku. Nieco zieleni maskującej i najlepiej wysokiej też by nie zaszkodziło. A ruch kołowy mógłby odbywać się w obecnych trajektoriach, więc te zmiany nie musiałyby denerwować kierowców czołgów i rosomaków opancerzonych.

Poza tym nie trzeba lornetki z noktowizorem, by zobaczyć, że ta przestrzeń między budynkami już jest poligonem do działań miastotwórczych. Dlatego powinno się o niej myśleć całościowo, a nie jak dotychczas na wyrywki. Gdyby dać pieszym więcej przestrzeni, to zwiększyłby się ekonomiczny sens instalowania tam jakiejś działalności komercyjnej. Kiosk Żabki w takiej formie (wbrew temu, co twierdzi firma) jest oczywiście kompromitacją, jednak wyobrażam sobie, że na tym placu mogłoby się znaleźć jakieś stoisko czy też elegancki, lekki i przeszklony pawilon, albo food truck w estetyce roweru z Bike Cafe. Czyż nie byłoby miło po spektaklu w Teatrze Muzycznym albo w jego przerwie wyskoczyć na coś ciepłego do wypicia? A może za murami Domu Żołnierza znalazłoby się miejsce dla knajpy, która mogłaby wystawić kilka stolików na świeżym powietrzu? Ta twierdza jest do otwarcia, a teatry warszawskie i poznańskie (z tymi Wielkimi na czele) udowadniają, że gastronomia ze sztuką mogą maszerować równym krokiem.

Na koniec miłej rozmowy poleciłem panu pułkownikowi kontakt z plastykiem miejskim, czyli jednostką, której misją jest koordynacja i opiniowanie estetyki miejskiej. Z tego, co wiem, strony już się porozumiały i będą kontynuować (albo rozpoczną na dobre) rozmowę o Domu Żołnierza oraz placu przed nim.

Bardzo często aktywiści miejscy próbujący zachęcić różne podmioty do przestrzegania prawa i zasad estetyki (czyli np. do niewieszania bannerów reklamowych), są traktowani jak idioci, bo „wolnoć Tomku w swoim domku”, a „sołtys na zagrodzie równy wojewodzie”. Pułkownik Jarzyński mógł sprawę przemilczeć, odpisać coś typowego na „odczep się”. Ale ponieważ ktoś do niego napisał po ludzku, bez hejtu, to jak człowiek oddzwonił, wyraził skruchę i gotowość do współpracy i poprawy estetyki obiektu, którym zarządza.

Przed tygodniem byłem pewien, że sprawa skończy się, tradycyjnie, wojną pozycyjną. Pospolite ruszenie w internecie kontra Żabka strzelająca tym samym pociskiem pod tytułem: „O co wam chodzi, przecież jest estetycznie”. A jednak okazało się, że porozumienie jest możliwe, zamiast wroga Miasto zdobyło sojusznika, z którym stworzy wspólny front przeciwko kolejnym „estetycznym” UFO. Oczywiście to nie oznacza, że z dnia na dzień z Domu Żołnierza zniknie reklama wielkoformatowa, LOK jest dopiero na początku edukacji plastycznej, ale jestem przekonany, że rozmowa twarzą w twarz pułkownika z plastykiem (który, tak się składa, jest również oficerem) jest szansą na to, abyśmy za jakiś czas zobaczyli na przykład ładny mural reklamowy na ścianie od strony południowej.

Dlatego LOK-owi zwracam honor. Natomiast Żabka, łamiąc prawo i zasady estetyki, pewnie jeszcze chwilkę postoi. A ponieważ nie stać jej nawet na skruchę, to definitywnie przegrała tę batalię, i niech spada do bagna, z którego wypełzła. A miłośników architektury zachęcam, by komunikowali się z potencjalnym przeciwnikiem w sposób estetyczny. Hejt jest sabotażem dla sprawy, której próbujemy bronić, a budować może co najwyżej żelazną kurtynę. Jeśli zależy nam, by wygrać wojnę o poprawę estetyki i jakości przestrzeni miasta Poznań, musimy ze sobą rozmawiać. Cieszę się, że to wciąż jest możliwe.