Kto – popijając serek haloumi butelką chłodnej Fritz-Coli – przytaknie refrenowi: „Nigdy! – Nie powiem tak jak wy! / Nigdy! – Nie sprzedam się jak wy! / Nigdy! – Nie będę kukłą! / Nigdy! – Nie zawładną mną nowe hasła! / Nigdy!”? Czy spoglądając na świat przez szkła Ray-Ban, można na serio potraktować słowa: „Wielkie miasto, jeden kit, walka o byt / To nowe rządzą prawa – zdrada / Za późno uciekać, bo nie ma już gdzie! / Nie ma ratunku to koniec, to śmierć! / Stań i walcz!”? Jak wśród hipsterów może zostać odebrane wezwanie do tego, by nie oceniać ludzi po wyglądzie?
Trudne zadanie miał zespół Moskwa, który obchodzi w tym roku swoje trzydziestolecie. Jego kluczowymi wydarzeniami mają być koncerty w Jarocinie i na festiwalu Woodstock. Ale przedtem kapela pojawiła się w poznańskim KontenerArcie, z tym samym jubileuszowym materiałem, niejako na przetarcie. A KontenerArt to mekka miejscowej hipsterki, złota plaża, leżaki, taras widokowy nad rzeką, alternatywny haute couture i promenada lansu. Jak miała się przebić w takim miejscu legenda polskiego punk-rocka? Chyba tylko w sytuacji, gdyby przyjąć, że hipsterzy to punki epoki liberalnego kapitalizmu (i po postmodernie)? Punki płynnej rzeczywistości, punki płynne po prostu…?
„Chcecie znać moją historię? Mam na imię Paweł, jestem gitarzystą i wokalistą grupy Moskwa. Piszę teksty i muzykę… Jeżeli mam mówić dalej, to jest jeden warunek: ja kocham samochody. Musicie mi dać samochód i ja muszę się nim przejechać…”. Tak zaczynała się opowieść Pawła „Gumy” Gumoli zarejestrowana na słynnym filmie Andrzeja Kostenki „My Blood, Your Blood” z 1986 roku. Film pokazywał jarociński festiwal oczami jego uczestników i pewnie dlatego polska telewizja nadała go w wersji ocenzurowanej. Realizatorzy spełnili życzenie Gumy, opowieść trwała: „Pieniądze, które otrzymuję za koncert, wystarczają tylko na to, aby zjeść. To jest coś, co może rozbić każdy zespół. I to może się stać z nami, czego się najbardziej boję. Bo kiedy pójdziemy do pracy, nie będzie czasu na granie. […] To chyba nazywa się punkiem: ktoś coś robi, chociaż nie widzi przyszłości. I wie, że jeśli będzie to robił, może go to wykończyć, może zginąć. A jednak to robi, mimo że nikt za to nie płaci. W krajach takich jak nasz punk jest najbardziej autentyczny. My tutaj wszyscy walczymy”. Takie deklaracje składa młody chłopak z burzą blond włosów.
Ten chłopak założył zespół Moskwa w Łodzi w 1983 roku. Rok później grupa wystąpiła w ramach koncertu konkursowego na festiwalu jarocińskim. Charyzma wokalisty, bezkompromisowe teksty i ostra muzyka uczyniły z niej laureata, Moskwa weszła do „złotej ósemki” festiwalu (obok Siekiery, Prowokacji, Jaguara, Kata, Piersi, Rendez vous, Ostatniego takiego trio). Od tego momentu Moskwa skazana była na subkulturowy sukces. Przez jakiś czas występowała pod nazwą M.kwa, oczywiście z powodów politycznych. Kolejne lata to zwykłe biedy i radości punkrockowych kapel: zmiany składów, wspaniałe koncerty, wydane płyty, poszukiwania stylistyczne, wreszcie zawieszenie działalności. Moskwie udało się jednak odrodzić w 2001 roku i szczęśliwie kontynuować muzykowanie do tegorocznego jubileuszu. I nawet jeśli zespół sam już nie walczy – dawne deklaracje trzeba było redefiniować po wielekroć – to ducha walki przypomina o ożywia swoimi piosenkami.
Śmiało zakładam, że takiego koncertu KontenerArt jeszcze nie widział. Przyczajeni w okolicznych krzakach punki (oficjalna cena piwa to 8 złotych) szybko połączyli swe siły z weteranami, wirując w szalonym pogo. Chociaż złoty plażowy piasek utrudniał wykonywanie ekstatycznych skoków, udało się pokonać i jego płynność, i hipsterskie okoliczności. Niespełna 90-minutowy koncert pokazał Moskwę w całej krasie, od chropowatych brzmień w stylu G.B.H. po melodyjnego rock’n’rolla. Na koniec Guma zaprosił na scenę fanów, którzy ochoczo przyłączyli się do jego śpiewu. Hipsterzy nie okazali się jednak punkami nowej ery. Nie przyłączyli się do zabawy, ograniczając swoją aktywność do robienia zdjęć iPhonami. Jakkolwiek na koszulkach słuchaczy można było zobaczyć dwie gwiazdy – czerwoną z logo Moskwy i niebieską marki odzieżowej Converse All Stars – to ich podobieństwo ostatecznie okazało się bardzo pozorne…
PS Kolejność granych utworów była następująca: „Moje serce”, „System”, „Nie widzi nikt”, „pokolenie małp”, „Iluminaci”, „Samobójstwa”, „Nigdy”, „Ja wiem, ty wiesz”, „Matka Ziemia”, „POT”, „Co dzień, powietrza”, „Babilon”, „Stań i walcz”, „Chciałbym wierzyć”, „Światło atomowe”, „Kids Are United”, „5 minut”, „Motorhedziak”, „What You Say”, „Czarna skóra”, „Nie starczy sił”, „XXI wiek” (spisane ze ściągawki muzyków).