Książki służą do różnych rzeczy. Można nimi podeprzeć stół albo uratować życie. Jedne uczą, inne deprawują. Są takie, co ulatują z pamięci zaraz po odłożeniu i takie, których nie sposób zapomnieć. Seks, narkotyk, sen, olśnienie – to wszystko mogą czytelnikowi dać książki. Kto czyta, ten wie.
Mam jedną, która działa jak lekarstwo. Albo łyk świeżego powietrza. To „Dzienniki z pawlacza” Krzysztofa Mętraka. Stoją na półce nad biurkiem, między Barańczakiem a Goerke. Przykryte którymś Hrabalem, bo, jak to w domowych bibliotekach, miejsca mało. Na okładce zdjęcie, jakich wiele można dzisiaj znaleźć na profilach społecznościowych: filiżanka kawy, kieliszek koniaku, pęk kluczy z brelokiem, nie mieszcząca się w kadrze popielniczka z niedopałkami. Wklejamy takie zdjęcia, by powiadomić bliźnich, żeśmy w podróży albo na wakacjach, ale takich, że inni mogą puchnąć z zazdrości. Mętrakowa okładka mówi jednak o czymś innym. Czy to za sprawą żółtego światła, niczym z dawnych nocnych lampek przy łóżkach, czy to zastałej już plamy na wygniecionym obrusie, czy z innego jeszcze, nieuchwytnego powodu, dość, że nie o wakacjach ona mówi, nie o radosnej, wojażowej chwili, ale o jakimś zatrzymaniu, przerwanej konwersacji, gwałtownej emocji.
W środku „Dzienników…” zapiski od roku 1970 do 1993. Mętrak – wybitny krytyk filmowy, eseista i felietonista – notował rozmowy, zdarzenia, wyimki przemów i tekstów. Z kraju i ze świata. Powstał dzięki temu wspaniały kalejdoskop rzeczy smutnych i śmiesznych, dobrych na chandrę, zniechęcenie, stres. „Ideologie to uzbrojone idee (Silone)”. „Z opowiadania Filipa Iskandera: Ponieważ nie wiedziałem jeszcze wówczas, że Hegel jest autorem bardzo trudnym, czytałem i rozumiałem prawie wszystko”. „W «Ekspresie Wieczornym» zapowiedź serialu Janusza Majewskiego o królowej Bonie. Kilka danych biograficznych, dalej wiadomość, że była to postać kontrowersyjna. I pouczenie: jak było naprawdę, dowiemy się z filmu”. „Warszawa jest niezmordowana: w dzień po nominacji Babiucha na premiera kazano nam jego nazwisko czytać od tyłu”. „Jan Szczepański stwierdził ostatnio, powołując się na badania socjologiczne, że 50% dorosłych Polaków nie rozumie w pełni naszych gazet… Cóż więc mówić o tygodnikach, które operują przeciętnie ilością od 10 do 12,5 tysięcy słów? Wszelkie nasze wzniosłe dyskusje o kulturze powinny się zaczynać od przyjęcia do wiadomości tych podstawowych faktów”.
Z Mętrakowymi „Dziennikami…” zaczyna mi się teraz rymować inna książka – wydane niedawne „Zapiski na paczce papierosów” Antoniego Pawlaka. Rzecz zachwalana przez Bratkowskiego, Koftę i Hołdysa wytrzymuje konfrontację PR z realem i okazuje się „małą, wielką książką”, z którą jest jak „z puszką orzeszków. Otwierasz, zaczynasz, a potem już się nie możesz oderwać”.
Dawny opozycjonista, poeta (wyklęty przez solidarnościowe podziemie za rzekomo pornograficzny poemat, który uznano za nieprzystojny dla wolnościowej „bibuły”), laureat nagród, sybaryta i wieloletni rzecznik prezydenta Gdyni począł swoje „Zapiski…” w sposób jakże współczesny. Zaczęło się bowiem od fejsbukowych postów o przeszłości, które czytało z entuzjazmem tyle osób, że skłoniło to Pawlaka do zebrania ich w jednej, papierowej publikacji. Efektem jest alternatywna opowieść o ostatnich 40 latach, lektura potoczysta, przyjemna, momentami śmiertelnie zabawna.
Są fragmenty obyczajowe, choćby wspominki z licealnym kolegą:
W siedemdziesiątym pierwszym umówiliśmy się u ciebie, by się uczyć […] Jak już byłem przed twoim domem, z piaskownicy wyskoczył taki mały, może pięcioletni chłopaczek i walnął mnie w kostkę ćwiartką cegły. Wkurzyłem się i chciałem mu przylać. A on spojrzał mi głęboko w oczy, zamrugał i zdziwiony zapytał: „Co Mikołaja będziesz bił?” […]. To był Mikołaj Trzaska.
Znajdziemy i inne rozmowy, na przykład z Leszkiem Szarugą:
– To niesamowite, że papież przybrał imię John Paul II. To ewidentnie w hołdzie dla Beatlesów, dla Lennona i McCartneya…
– Ochujałeś, Pawlak? On przybrał imię Jean Paul II na cześć Sartre’a.
Są przypadki kombatanckie:
Pierwszy albo drugi dzień stanu wojennego, obóz internowanych w areszcie śledczym w Białołęce […]. Komendant obozu tłumaczy nam […]: – Panowie są tylko tymczasowo internowani […]. Stojący obok mnie Ryszard Bugaj poprosił o głos: – Panie komendancie, skoro jesteśmy internowani, to zgodnie z Konwencją Genewską domagamy się prawa do białej broni i porcelanowej zastawy”.
Mamy też donosy rzeczywistości:
Pieńkowska odchodzi. Rzuciła Gąsa dla stylisty. Uprawiał pomidory na trupie ojca. Nauczycielka pedofilka poderżnęła sobie gardło w celi. Chciał się zabić o stodołę. Moja żona ma romans z księdzem. Zorro ukradł fotoradar. To tytuły z dzisiejszego „Super Expressu”. Jezu, gdzie my żyjemy!
Albo taki, lapidarny: „Małym drukiem na ulotce pewnej pizzerii: «Promocje w odróżnieniu od proletariuszy nie łączą się»”. I sporo komentarzy bieżąco politycznych:
31 sierpnia Grupa Rekonstrukcyjna Piotra Dudy znów będzie udawała Solidarność. W programie obchodów 37. rocznicy podpisania porozumień sierpniowych przewidziano: – Apel Smoleński odczytany na dwa głosy przez Jerzego Zelnika i Katarzynę Łaniewską. – Palenie Opon Pamięci w hołdzie dla legendarnego przywódcy strajku sierpniowego Lecha Kaczyńskiego. – Tradycyjne wybuczenie Lecha Wałęsy. – Żywiołowe poturbowanie kilkorga nastoletnich ubeków z KOD-u. – Tradycyjne pieczenie barana. Oczywiście jeśli Gowin się zgodzi.
W Pawlakowym raptularzu natykam się na galerię bohaterów współczesnej Polski: Geremka, Wałęsę, Mazowieckiego, Komorowskiego, Iwaszkiewicza, Pilcha, Chmielewską, w jednej z anegdot pojawia się nawet – iście intertekstualnie – Mętrak. Wszyscy odbrązowieni, w sytuacjach mocno życiowych, bez brzęku orderów i ministranckich dzwonków. Mniej jest u Pawlaka zadumy i goryczy Mętraka, mniej obrazków ze świata kultury (zwłaszcza filmowej), ale wystarczająco wiele ironii – zwykle dobrodusznej – by użyć jego „Zapisków…” jako odtrutki na wirusy codzienności. Bo sublimacja śmiechem sprawdza się zwłaszcza w momentach niepewności i lęku. Czyli znowu.