Janusz Opryński zrobił wiele lat temu kongenialną „Ferdydurke” według Gombrowicza. Teatr biologiczny, fizyczny, dynamiczny i jednocześnie pełen humoru i gagów. Najlepsze przedstawienie gombrowiczowskie, jakie widziałem. Zagrano to przedstawienie ponad 500 razy i chyba częściej za granicą niż w kraju, nie mówiąc już o rodzinnym Lublinie. Jakże to twarda prawda o polskiej kulturze, że aby być uznanym w kraju, trzeba najpierw zaznać sławy na Zachodzie. Widziałem to przedstawienie kilka razy w ciągu tych prawie 10 lat. Zawsze odczuwałem te wizyty jak katharsis, a więc jako wypełnienie dziury, jaką jest nasze istnienie. Dlatego z wielkim zadziwieniem przyjąłem wiadomość, że kilka lat temu Opryński rozpoczął pracę nad tekstem Dostojewskiego „Bracia Karamazow”. Ale było to, jak się okazało, pierwsze z licznych i obfitych „zdziwień”.
Już sam styl pracy reżysera wprawiał w osłupienie. Zaczęło się od tego, że zorganizował 2-letnie wykłady profesora Cezarego Wodzińskiego w Lublinie o – tak!! – istocie rzeczy! Były w tym i dialogi platońskie, i spotkanie Celana z Heideggerem, i Dostojewskiego nihilizm, i Nietzschego przewartościowanie wszystkich wartości. Wykładom towarzyszyły recytacje starannie dobranych fragmentów w wykonaniu Woronowicza, Majchrzaka i innych. A potem dyskusje i biesiady często w naszym domu w Lublinie w gronie wielu osób. Potem seminarium o Dostojewskim na łódce na Mazurach. Wreszcie tłumaczenie od nowa sporych fragmentów „Braci” przez Wodzińskiego właśnie. Tłumaczenie, które już samo w sobie stanowiło wydarzenie przez pewną „chuligańskość” języka, przez odintelektualizowanie Dostojewskiego. Przetłumaczony tekst stał się następnie źródłem wielomiesięcznych czytań z autorami. Przeklętych przez wszystkich. I w końcu powstał teatr.
Kto dziś tak pracuje??
Kto jest tak bogaty, aby mieć tyle czasu? Trzy lata pracy nad przedstawieniem? W świecie, który nie myśli o niczym innym jak o wykorzystaniu każdej godziny – niestety także w kulturze!
Dla tych kilkudziesięciu osób, które brały udział w pracach przygotowujących do przedstawienia, to był czas przemiany. Czyli był to czas w kulturze.
Powstało przedstawienie, którego jeszcze prawie nikt nie widział w porównaniu z widownią „Ferdydurke”, ale które już jest owiane legendą. Teatr intelektualny – prawie nie uprawiany. Teatr o szalonym udręczeniu umysłu w XX wieku. O dialektycznej pułapce dowodzenia racji i poszukiwania ładu. A więc teatr, który już w formie zawarł swoje przesłanie i – jakby powiedział Hegel, gdyby je zobaczył – ukrył swoje przesłanie za plecami świadomości. Genialne role aktorów. Wspaniały Woronowicz w roli starego. Aktor na miarę Łomnickiego! Wybitna muzyka Dyjaka.
Scenografia polifoniczna!!!
Doprawdy, idźcie i oglądajcie!
Fotografia: fragment plakatu „Braci Karamazow” w reżyserii Janusza Opryńskiego.