Archiwum
02.06.2017

Bez dotacji, bez złudzeń: jubileusz festiwalu Ethno Port

Waldemar Kuligowski
Felieton

Już prawie 20 lat minęło od momentu, kiedy Steven Feld, nowojorski antropolog i muzyk, ogłosił na łamach „Public Culture” swoją diatrybę na world music. Tekst zatytułowany „A Sweet Lullaby for World Music” pomyślany był jako demaskatorskie śledztwo dotyczące tego, w jaki sposób nowy, globalny gatunek muzyczny zawłaszczony został (a wpierw wymyślony i wypromowany) przez kapitalistyczną logikę rynkową. Feld wykazywał, że to, co z sympatią nazywa się inspiracją muzyką „egzotyczną”, „pierwotną”, „plemienną”, „etniczną”, „ludową” czy „tradycyjną”, polega zwykle na kradzieży melodii i harmonii, pomijaniu obowiązków wynikających z copyrights i prezentowaniu się w szatkach kosmopolitycznych twórców, wrażliwych na inne brzmienia. Antybohaterem podjętego śledztwa stała się formacja Deep Forest. Grupa, która w 1995 roku zdobyła – dzięki największej liczbie sprzedanych płyt – tytuł World Music Awards Winner, w oczach Felda ufundowana została na kradzieży. Wykorzystała bowiem nagrania zgromadzone przez badaczy z paryskiego Instytutu Etnomuzykologii, nie mając ani ich zgody, ani poparcia.

Feld nie miał w związku z tym wątpliwości, że world music to w istocie nowy muzyczny szwindel – prowadzący do „banalizowania różnic” oraz „komercyjnego triumfu globalnego muzycznego uprzemysłowienia”. W konkluzji dokładał do moralizatorskiego pieca dodatkowe paliwo, pisząc:

Widzimy, jak produkcja muzyczna partycypuje w akwizycji pochodzących z daleka tanich inspiracji i taniej pracy. Widzimy, jak to, co egzotyczne, może być sprzedawane dzięki takim nowym ideom, jak zielony naturoprymitywizm albo romantyczna awangarda spirytualnego new age […]. Widzimy, jak world music bierze udział w tworzeniu sympatycznego, przyjaznego konsumentom multikulturalizmu”. I dalej jeszcze, w stylu wizyjno-proroczym, o tym, że world music „usypiana” jest i „kołysana” przez troskliwe ramiona kapitalistycznej komercji, zachłannie „tulące ją do korporacyjnej piersi.

Amen.

Z jednej strony łatwo zrozumieć zajadłość wobec projektów w rodzaju „Deep Forest” u osoby, która przez ponad dwie dekady badała krajobrazy muzyczne, śpiew ptaków i akustemologię (czyli dźwiękowy odpowiednik epistemologii) wśród nowogwinejskich Kaluli. Z drugiej strony wszakże nie ma powodu, by opinie Felda nadal powtarzać. World music tymczasem dojrzała, stała się źródłem wspaniałych artystycznych osiągnięć, promując muzyczną i kulturową różnorodność. Mało tego – stała się nawet medium przekazu wartości tak znaczących, a jednocześnie pozornie od niej odległych, jak prawa człowieka, demokracja i wolność.

Żyjemy w czasach globalizacji, w czasach znikających granic. Jesteśmy blisko siebie jak nigdy dotąd, ale wiemy o sobie wciąż za mało. W dodatku dominująca popkultura próbuje wszystko uniformizować […]. Wyznacznikiem własnej kultury, odrębności może być właśnie muzyka wywodząca się ze źródeł. Mając oparcie w tak rozumianej tradycji, odnajdując w ten sposób własną tożsamość, artyści z różnych stron świata potrafią budować fascynujący dialog różnorodnych kultur

– tymi słowy w 2008 roku deklarowali fundamenty poznańskiego Ethno Port Festival jego organizatorzy. Bardzo znaczące to słowa, biorąc pod uwagę, że większość współczesnych festiwali mocuje się raczej z marketingiem niż z ideami.

W 2015 roku wymowa Ethno Portu została poszerzona o tematy otwarcie już włączające się w najgorętszą polską debatę:

Wszyscy jesteśmy potomkami imigrantów poszukujących swojego szczęśliwego miejsca. Ludzie przemieszczali się od zawsze. Współcześnie ponownie żyjemy w epoce intensywnej mobilności nie tylko osób, ale także idei, symboli, muzyki, które dzięki nowoczesnym środkom przekazu przenikają do naszej świadomości bez potrzeby wychodzenia z domu […]. Wielość inspiracji bywa również źródłem niepewności i zagubienia. Pomoc przynosi wówczas identyfikacja z konkretną, dogłębnie poznaną i pieczołowicie odtwarzaną tradycją, zapewniającą doświadczenie przynależności do wspólnoty.

Zauważmy, że migracja jest tutaj traktowana jako coś arcyludzkiego, związanego z przyrodzonym każdemu człowiekowi prawem do poszukiwania własnego domu, miejsca, pracy, otoczenia, szczęścia.

Hasło „Wszyscy jesteśmy migrantami” stało się oficjalnym festiwalowym przekazem w roku 2015 i 2016. Przy czym chodziło nie tylko o jasność sądu i odwagę myślenia w konfrontacji z papierem; ludzie związani z Ethno Portem w tym samym tonie przemawiali podczas konferencji prasowych i wypowiadali się dla mediów. Za deklaracjami stała oferta programów dodatkowych festiwalu: Migracyjny Dyskusyjny Klub Filmowy, spotkania wokół Fair Trade, działania edukacyjne dla dzieci, a nawet doproszenie do współtworzenia strefy gastronomicznej przedstawicieli środowiska anarchistycznego z klubokawiarni Zemsta.

W tym roku – jubileuszowym przecież – ethnoportowcy także nie odpuszczają. W programie festiwalu pod hasłem „To nas dotyczy” zaplanowano spotkania z Janiną Ochojską, szefową Polskiej Akcji Humanitarnej i Arturem Domosławskim, reportażystą wykluczonych światów. Mamy wiele odsłon programu edukacyjnego „Jak się zostaje uchodźcą”, jest spektakl na podstawie polsko-romskiej baśni, a w holu CK Zamek staną stoiska informacyjne Amnesty International Polska, Fair Trade Pangea oraz Migrant Info Point.

Wygląda na to, że animatorzy festiwalu na dobre mają za sobą własne rozterki, informują bowiem jasno:

czy prezentację muzyki należy pozostawić na podstawowym poziomie wzruszeń estetycznych, związanych z jej uniwersalnym, pozawerbalnym językiem, czy też festiwal taki jak Ethno Port powinien mieć także jasno sprecyzowany pogląd na problemy otaczającego nas świata? Po latach rozważań doszliśmy do wniosku, że refleksja nad otaczającą nas rzeczywistością społeczną i kulturową jest ważną i potrzebną składową programu Festiwalu.

Koniec z banalizowaniem różnic, promocją skradzionych melodii, koniec z wypolerowanym do błysku multikulturalizmem. World music uwalnia się dzięki temu festiwalowi z przywar, wypunktowanych ongiś przez Felda.

A to wszystko pomimo braku dotacji ze strony Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, poskąpionej na jubileuszowe wydanie wspieranej wcześniej przez tą instytucję imprezy. Jak gdyby nie chodziło ani o kulturę, ani o dziedzictwo… Urzędowa decyzja sprawia w rezultacie, że to nas dotyczy w stopniu znacznie szerszym i poważniejszym niż sugerowany przez organizatorów.

fot. Maciej Kaczyński