Archiwum
17.07.2014

Czarodzieje z Nikiszowca

Waldemar Kuligowski
Felieton

Wszystko zaczęło się w Paryżu w 1928 roku od wystawy „les peintres du coeur sacré” (malarzy gołębiego serca). Rok później – również w stolicy Francji – zorganizowano ekspozycję pod tytułem „Les peintres populaires de la Réalité” (ludowych malarzy Rzeczywistości). W ten sposób ruszyła lawina wykraczająca daleko poza Paryż – wystawa „Les mal très populaires de la Réalité” odwiedziła kolejno Brukselę, Londyn, Zurych i Nowy Jork. Obecnie największy festiwal sztuki naiwnej odbywa się, od 7 już lat, w Katowicach.

Art Naif Festival (trwający w tym roku od 13 czerwca do 14 sierpnia) to głównie dzieło Moniki Pacy, prezeski Fundacji Eko-Art Silesia. Mówi, że pokazuje sztukę, która „raduje serce i koi duszę”. W przestrzennych wnętrzach Galerii Szyb Wilson – największej w Polsce prywatnej galerii sztuki – i radości, i ukojenia jest aż nadto. Zgromadzone tam obrazy, rzeźby i instalacje są baśniowe, oniryczne, wysnute z marzeń, a kiedy indziej znowu dosadne i bezwstydnie dosłowne. Obrazy artystów z całego świata: od Polski przez Belgię, Izrael, Haiti, Kubę, Tanzanię, Burkina Faso… Duże wrażenie robią haitańskie krucyfiksy, czaszki oraz wizerunki zwierząt i ludzi, misternie wykonane z blachy uzyskanej z ogromnych beczek, w których przewozi się olej. Idiomem tegorocznego festiwalu są Bałkany, a więc ilościowo dominują prace z tego regionu.

Zaznaczyć wypada, że rozumienie pojęcia sztuki naiwnej od czasów Ksawerego Piwockiego, uległo redefinicji. Naiwność to dzisiaj najczęściej świadoma postawa twórcza, konsekwentna strategia artystyczna z własną logiką i znaczeniami. Idąca zwykle w poprzek akademickiej poprawności, za to wrażliwa na emocje i biografie swoich twórców. W pewien sposób alternatywna, a może i kontrkulturowa wobec artystycznego mainstreamu. „Aby przemówić do serc widzów – tłumaczy festiwalowy katalog – artysta musi zachować dziecięce spojrzenie i naiwność, łącząc je jednak z warsztatem dojrzałego twórcy”.

Jak to się stało, że sztuka naiwna znalazła swoją przystań w poprzemysłowej zonie Katowic? W jaki sposób udaje się zespołowi Fundacji Eko-Art Silesia gromadzić na wernisażowym otwarciu Art Naif Festival ponad 3 tysiące osób, wśród których są koneserzy sztuki z Australii i mieszkańcy familoków z Nikiszowca? Sekret tkwi w bardzo przemyślanej idei społecznej, której festiwal jest tylko elementem. Zaczęło się od zamienienia dawnych budynków kopalni Wieczorek na galerię sztuki współczesnej. Monika Paca przestała być prokuratorem, znalazła sojusznika w osobie Johanna Brosa, prezesa formu Pro Invest, i wspólną energię skierowali ku zdegradowanemu Nikiszowcowi. Dzielnica, znana dobrze z wielu śląskich filmów, była wtedy „złą dzielnicą”, gdzie pauperyzacja mieszkańców szła o lepsze z dewastowaniem zabytkowej substancji ceglanych budynków. Założono, że dobrym panaceum na nikiszowiecki regres może być sztuka, a konkretnie: sztuka naiwna. „To, co zabrał przemysł, sztuka musi odzyskać” – brzmiało ich hasło.

Początki były – jak łatwo się domyślić – trudne. Szybko jednak nieufność ustąpiła miejsca wzajemnemu zaangażowaniu. Miejscowi przestali włamywać się do siedziby galerii, galeria natomiast złożyła lokalnej społeczności ciekawą ofertę kulturalno-społeczną. Powstały grupy terapii zajęciowej, mieszkańcy Nikiszowca mogli za darmo oglądać wernisaże i wystawy, w centrum ich dzielnicy zainstalował się Art Jarmark. To plenerowa kulminacja całego festiwalu.

Podczas niedzielnego popołudnia zbierają się tam śląscy artyści – można spotkać nawet Erwina Sówkę! – rzemieślnicy, gra muzyka na żywo, można zjeść lody i wypić lemoniadę. Miałem okazję siedzieć z organizatorami przy zacienionym stoliku i doświadczyłem rzadkiego poczucia zadowolenia i jedności spotykanych tam ludzi. Uśmiechy, powitania –najwidoczniej spełnił się sen o rewitalizacji. Bez publicystycznych fanfarów, bez zgiełku ruchów miejskich, bez efektu gentryfikacji (przynajmniej na razie) dzielnicy, która nagle stała się modna i inna poprzez sztukę. Rozmawiałem z wieloma osobami zaangażowanymi w pracę przy festiwalu i Art Jarmarku. Ich głosy układały się w zwartą, pozytywną opowieść o tym, że się udało. Że sztuka pomogła odrodzić zdegradowaną część miasta, a kibicami tego procesu są chyba wszyscy zainteresowani, z księdzem lokalnej parafii włącznie.

Na koniec słowo o pozafestiwalowej codzienności Galerii Szyb Wilson. Można w niej zobaczyć prace wielu artystów śląskich, w tym słynnej Grupy Janowskiej. Ważne miejsce zajmują efekty prac twórców działających w warsztatach terapii zajęciowych. Zasadniczym celem galerii jest promowanie młodych, zaangażowanych społecznie artystów. Działalność wystawiennicza rozpoczęła się od ekspozycji pod tytułem „Druga zmiana”, dzięki której uznano galerię za największe kulturalne objawienie w 2000 roku w Polsce. Nie jest to jednak jedynie miejsce sztuki – w galerii organizuje się kolonie, półkolonie, różne kursy, korepetycje. I trudno wyrokować, co bardziej „raduje serce i koi duszę” zaangażowanych w to ludzi: sztuka naiwna czy nienaiwne podejście do życia.

{gallery}artnaiffest{/gallery}

fot. Waldemar Kuligowski

alt