„Gościu. Auto – Bio – Grabaż” wydana przez poznańskie wydawnictwo In Rock jest pozycją niezwykłą. Książka posiada formułę wywiadu – to zapis rozmowy pomiędzy nim a drugim współautorem, Krzysztofem Gajdą. „Gościu” to swoistego rodzaju encyklopedia o muzycznym i ideowym świecie Pidżamy Porno, Strachów Na Lachy i o samym Grabażu, który mimo upływu lat, posiada zażarte grono zwolenników.
Poglądy Grabaża, rocznik 1965, obserwatora i uczestnika politycznych zmian przełomu lat 80. i 90., to konsekwencja doświadczeń życiowych, ale i literackich, czy historycznych. Te opinie, pewnego rodzaju memoriały ideowe głosił poprzez muzykę, a ta dla Grabaża to całe życie. „Rozmawiamy w momencie, kiedy ten dołek zapotrzebowania na muzykę z tekstem jest chyba największy. Dla mnie tak było lat temu trzydzieści i tak jest do teraz, że piosenka bez tekstu nie istnieje”. To przesłanie towarzyszyło wszystkim muzycznym formacjom Grabaża – Pidżamie Porno, Strachom Na Lachy, ale i mniej znanym; Ręce Do Góry czy Lavina Cox.
Zadziwia, gdy stwierdza, jak trudno jest zaśpiewać wyznanie miłości „kocham cię”, ale i wzrusza, gdy wskazuje źródła tekstów pidżamowego i strachowego śpiewania. Każda piosenka to konkretna myśl, konkretne wydarzenie, osoba, skojarzenie.
Droga Grabaża to długi i kręty szlak. Są komentatorzy, którzy próbują rozgraniczyć Grabaża z Pidżamy Porno i Grabaża ze Strachów. Każdy, kto go zna, wie, że takie rozróżnianie to bezsens. Grabażowe początki to punk rock traktowany przez niego jako wyraz indywidualnych pragnień i dążeń. „Dla mnie punk był emanacją skrajnego indywidualizmu, totalnie wciągającą intelektualną przygodą” – stwierdza z przekonaniem Grabaż. Jednak w pewnym momencie, po wydaniu „Złodzieja zapalniczek” nastąpiło rozstanie z tym nurtem, gdyż środowisko punkowe przekształciło go „w kastę, w zakon o surowych regułach […]. Ten nowy punk wykluczał indywidualizm, czyli zaprzeczał sam sobie, zamieniając się w kołchoz, gdzie na okrągło wytwarza się to samo, żre to samo, słucha tego samego. Miałem nieodparte uczucie uczestniczenia w ponurej odmianie komuny z pozorną obrzędowością, ze sztucznym machaniem papierowymi szabelkami”.
Grabaż wskazuje, że ofiarami takiego sekciarskiego myślenia (chwalić kapele nagrywające w kiepskich warunkach, na kiepskim sprzęcie, a zarzucać zdradę tym samym kapelom w momencie, gdy podpisują kontrakty z profesjonalnymi wytwórniami) padła nie tylko Pidżama, ale i Dezerter czy Armia.
W takiej atmosferze należy doszukiwać się końca Pidżamy Porno. Grabaż wielokrotnie o tym mówił w licznych wywiadach, wypowiedziach dla stacji radiowych, jednak w książce wyłożył to jasno i otwarcie przy okazji opowieści o „Bułgarskim Centrum”: „Płyta spotkała się z dużą krytyką fanów – jako odstępstwo od żelaznego «punkowo-ska-reggae’owego» emploi Pidżamy Porno w stronę form trochę bardziej zaawansowanych. […] To, co zrobiliśmy na «Bułgarskim Centrum», spotkało się z radykalnym «STOP». To był bardzo czytelny, mocny sygnał, że fani Pidżamy nie dopuszczają do siebie jakichkolwiek prób rozwoju tego zespołu. Nie przyjmują do wiadomości, że my dorastamy i chcemy, by zespół dorastał wraz z nami. […] Takich sceptyków było coraz więcej, czułem wokół siebie taki dziwny smród. Jednocześnie przeżywałem chwile uniesienia i euforii związane z tym, co robiły Strachy Na Lachy”.
Osobowość Grabaża, niezwykle ciekawa, nie jest jednorodna. Nie da się go zamknąć w politycznych szufladach, aczkolwiek w kilku miejscach zdradza swoje poglądy. Nie ukrywa, że jest antyklerykałem. Deklaruje, że wierzy w Boga, choć nie uważa się za człowieka religijnego: „to wszystko, co mnie od religii odrzuca, to jest kwestia hierarchii kościelnej i tych przerażających baranków bożych wypełniających świątynie, po opuszczeniu której zaprzeczają sami sobie. […] Oddalają mnie skutecznie od Stwórcy”.
Uważa się za człowieka lewicy, ale od politykę omija szerokim łukiem. Wyraźnie dystansuje się od rządów PiS-u, mówi wprost, że ostatnim politykiem, któremu ufał i szanował był Jacek Kuroń. „Wracając do tekstów, nigdy nie ukrywałem, że serce mam po lewej stronie, natomiast lewaków, czy ruchy lewicowe, które funkcjonowały na zachodzie Europy, zawsze traktowałem z przymrużeniem oka. […] Ta ich lewicowość wynikała z zupełnie innych założeń, niż nasza rzeczywistość, kraju, gdzie fałszywa lewica była karykaturą idei przez siebie wyznawanych. […] Ci goście z Zachodu nie zdawali sobie sprawy, czym się je realny komunizm z krajach, w których ten ustrój panuje”.
„Gościu” to barwna opowieść o życiu, o muzycznych pasjach Grabaża, o jego poglądach i o czasach, w których te poglądy się kształtowały. To opowieść o ludziach, z którymi los go zetknął i którym – jak sam przyznaje – wiele zawdzięcza. Szczególnie ciepło wspomina o Pawle Dunin-Wąsowiczu (wydawcy „Lampy”) czy przyjaciołach ze świata radiowego – Przemysławie Jah Jah Frankowskim i Andrzeju Jegliczce, aczkolwiek nie zabrakło wspomnieć o innych znanych osobach i osobowościach poznańskiej kultury. Stąd też na kartach książki możemy „spotkać się” między innymi z Rysiem Gromadzkim, Kaliną Olejniczak, Jerzym Moszkowiczem, Krzysztofem Ranusem, Jarkiem Urbańskim, Elą Olędzką-Koprowską, Danką Woźnicką, Maciejem Narożnym, Jasiem Koprowskim czy Zbigniewem Grochalem.
Zresztą Grabaż wcale nie ukrywa swych poznańskich, pilskich, generalnie wielkopolskich korzeni, źródeł i inspiracji. Wiele jego piosenek to przecież opis wielkopolskiej rzeczywistości. „Ezoteryczny Poznań”, „Statek Piła Tango”, „Marchef w butonierce”, „Szansa na sto” i wiele innych dzieje się tu, w Wielkopolsce.
W wielu miejscach książki poznaniacy znajdą znane im osoby, miejsca i przypomną sobie konkretne zdarzenia. Grabaż opisuje początki swojego muzykowania, ale i świat uczelni, akademików i klubów studenckich. W kilku miejscach tej opowieści Grabaż przypomina o ważnych wydarzeniach przełomu lat 80. i 90. – na przykład okupacji budynku dawnego Komitetu Wojewódzkiego PZPR, o działalności Kolektywu Zbitych Psów, o początkach NZS, ale przede wszystkim o swoim graniu.
„Gościu” to również opowieść o literaturze i kulturze, w której Grabaż jawi się jako miłośnik kultury Wschodu. Zna tamtejszą literaturę i muzykę. I potrafi o niej interesująco opowiadać. Jego książka to niezwykle udane zaproszenie do zapoznania się z tytułami, po które czytelnik nie zdążył jeszcze – z różnych względów – sięgnąć. Ja powziąłem takie postanowienie.
Grabaż to mistrz słowa. Cała ta jego opowieść to jedna wielka pochwała słowa i myśli. To wielka inspiracja do uważnego odbierania rzeczywistości. To nauka, jak można opisywać zjawiska i wydarzenia słowami zasłyszanymi w innych piosenkach, w filmach, w potocznych dialogach i rozmowach.
Książka ma formułę wywiadu-rzeki, o której można czasami zapomnieć, gdyż Grabaż toczy swą opowieść niezwykle obszernie, ale jednocześnie barwnie. Krzysztof Gajda pełni jednak niezwykle ważną – i udaną – rolę strażnika narracji. Pilnuje wątków, stosownie je grupuje i nadaje książce walor uporządkowania.
Choć to olbrzymie dzieło – liczy przeszło 550 stron – to jednak czasami pojawiają się wątki, które chciałoby się poszerzyć. Jak choćby epilog, który urasta do wymiaru symbolicznego –jest nim zdjęcie z koncertu Pidżamy Porno w Jarocinie w 2010 roku, choć – jak przyznaje Grabaż – miał tam znaleźć się też tekst. Z zupełnego przypadku tam go zabrakło. Może więc „Gość” czeka na autora kontynuacji tej grabażowej opowieści?
Krzysztof Grabaż Grabowski, Krzysztof Gajda „Gościu. Auto – Bio – Grabaż”
Wydawnictwo In Rock
Poznań 2010
Zobacz książkę na stronie Księgarni internetowej ARSENAŁ.
Krzysztof Mączkowski, niegdyś poznański radny, publicysta, autor społeczno-kulturalnego bloga „Terytorium Komanczów”