Archiwum
12.02.2020

Życie Sus [fragment]

Jonas T. Bengtsson
Literatura Patronat

Sus patrzy na wagę. Kiedy się pochyla, wskazówka przesuwa się na czterdzieści dwa kilo. Ale Sus nie chce oszukiwać. Znalazła wagę wśród śmieci wielkogabarytowych, starą, trochę zardzewiałą. Nie ufa jej, takiej wagi mogą używać grubi, liczyć swoje postępy w utracie kilogramów, ona natomiast zamierza walczyć o każdy gram, żeby przytyć.

Sus potrzebuje lepszej wagi. Potrzebuje wagi elektronicznej. To będzie dzisiejszy test: ukraść dobrą wagę elektroniczną.

Sus sika. Ubiera się. Ma niewiele ubrań. Kiedy opuszcza mieszkanie, wkłada na siebie większość z tego, co ma, żeby utrzymać ciepło. Wygląda też wtedy na trochę większą, pełniejszą. Lubi to. Zjeżdża windą na sam dół. Mieszka na siódmym piętrze, urodziła się i wychowała na szóstym. Obiecała sobie, że nigdy nie wróci do tego bloku, ale nie mogła znaleźć innego mieszkania, a dzieci z bloku mają pierwszeństwo w wynajmie. Zostało to zapewne bardzo sympatycznie pomyślane swego czasu: kilka pokoleń mieszkających obok siebie, ale Sus dostrzega w tym jedynie przekleństwo. Przywiązanie do ziemi – właśnie to określenie przychodzi jej do głowy.

Wychodzi przy parkingu i skręca w lewo.

3.

Centrum handlowe niemalże dopiero otwarto. Parę kroków za obrotowymi drzwiami stoi ochroniarz, potężny mężczyzna z wałkami tłuszczu wylewającymi się znad nylonowego paska, i poci się nie- zdrowo w jasnoniebieskiej koszuli. Chyba stara się usunąć coś z buta, może gumę do żucia, w którą wdepnął. Ten gość nie stanowi wielkiego problemu. Jeśli Sus nie wbiegnie mu wprost w objęcia, a on nie będzie stał z rozpostartymi ramionami jak bramkarz, to na pewno zdoła przed nim uciec.

W centrum handlowym jest prawie pusto. Sus widzi dwie kobiety w chustach z wózkami dziecięcymi i kilku miejscowych wariatów, którzy przychodzą posiedzieć na ławkach, poczytać darmowe gazety albo napić się taniej kawy w kawiarni ze sztucznymi pal-mami.

Następny ochroniarz stoi w odległości zaledwie pięciu metrów od sklepu z artykułami gospodarstwa domowego. Jest umięśniony, równie wysoki jak tam- ten poprzedni, ale bez grama zbędnego tłuszczu na ciele, to ten typ, który bierze sterydy właśnie teraz, ponieważ po dostaniu się do szkoły policyjnej jest to o wiele trudniejsze. Sus o mało nie rezygnuje, ale nie z pomysłu zwinięcia wagi elektronicznej, bo taka waga naprawdę jest jej potrzebna, tylko z potraktowania tego jako testu. W ramach testu musi to zrobić dzisiaj, właśnie teraz, kiedy jest najtrudniej. Nie wolno jej zawrócić, odkładać na później, to jedna z zasad. Byłoby o wiele łatwiej, kiedy w centrum jest dużo ludzi, kiedy strażnicy pilnują tylko narkomanów i hałaśliwych chłopaków z imigranckich rodzin, a ekspedientki są zajęte sprzedawaniem i pakowaniem wazonów oraz kuchennych noży. Teraz to wyzwanie. No ale przecież właśnie dlatego to test. Test zachowywania zimnej krwi, test siły woli. Może zostać złapana, ale nie wolno jej rezygnować i uciekać.

Stara się trzymać prosto, nie garbić się. Nie naciągnęła kaptura na głowę.

Wchodzi do sklepu, za kasą stoją dwie ekspedientki. Śliczne dziewczyny, parę lat starsze od niej.

Rozmawiają, jedna grzebie w komórce, wydaje się, że nie zwracają na Sus uwagi. To musi być ich ulubiona pora dnia: tuż po otwarciu sklepu, ale jeszcze przed zjawieniem się klientów, którzy będą im przeszkadzać. To teraz mogą porozmawiać o chłopakach i ciuchach, o wszystkim tym, o czym rozmawiają dziewczyny, a czego Sus może się jedynie domyślać.

Rozgląda się za kamerami, bo z czasem pojawiły się we wszystkich sklepach. Nawet w najbrudniejszych kioskach Pakistańczycy zamontowali kamery, choćby po to, żeby kuzyni nie ukradli im wszystkich porno- sów. Ale zawsze są też martwe pola. Sus wie, czego ma szukać, pierwszą kamerę zauważyła tuż przy wejściu. Idzie przez sklep. Zmusza się, żeby iść powoli, nie jak pocisk naprowadzany termicznie czy jak dziewczyna, która chce chwycić pierwszą lepszą rzecz i uciekać. Znajduje półkę z wagami łazienkowymi. Ogląda je pospiesznie, wybiera najdroższą, bo chyba takie są też najdokładniejsze. Bierze wagę pod pachę. Idzie dalej między patelniami i garnkami, mija szklanki i blendery. Kiedy ma pewność, że stoi w jednym z martwych pól, odszukuje na spodzie paczki magnetyczny pasek zabezpieczający, który ma uruchomić alarm. Szybko wyjmuje z kieszeni scyzoryk, wsuwa ostrze pod pasek, odcina. Sportową torbę kładzie na podłodze, rozsuwa zamek. Niezbyt dobrze się złożyło. Torba jest podłużna, a waga kwadratowa, przypomina to trochę jeden z testów, które robili jej w szkole, kiedy podejrzewali, że ma ADHD. Sus wsuwa wagę, popycha i naciska. Udaje się, ale ledwo, ledwo. Zamek błyskawiczny pozostaje otwarty na jakieś pięć–dziesięć centymetrów. Dlaczego, u diabła, wybrała taką gównianą porę? Dlaczego postanowiła z tego zrobić pierdolony test?

No ale już, stało się, nie ma czego żałować. Idzie wzdłuż wazonów, misek i kubków do kawy. Zmierza do wyjścia. Czuje pulsowanie w skroni, ale stara się zachować spokój, zmusza się, żeby nie biec. Widzi ekspedientki, kieruje się bezpośrednio w ich stronę, z jedną nawiązuje kontakt wzrokowy. Uśmiecha się, jakby chciała o coś spytać, ale tuż przed dotarciem do kontuaru wyjmuje z kieszeni komórkę. Już od dawna nie ma pieniędzy na rozmowy, do kogo zresztą, u diabła, miałaby dzwonić, teraz jednak mówi do słuchawki: „A nie umówiliśmy się, że się spotkamy przed wejściem?”. I dodaje: „No to już lecę”. Dalej gada do głuchego telefonu, dopóki nie opuści centrum handlowego. Idzie do pierwszego rogu, za który może skręcić, i tam puszcza się biegiem.

[…]

5.

Sus waży się codziennie na nowej wadze elektronicznej.

Mówi sobie, że chyba wszystko zmierza w dobrym kierunku. Kiedy miała dwanaście lat, wyglądała na ośmiolatkę, możliwe więc, że urosną jej cycki, zanim dobije trzydziestki. Śmieje się; ważne, żeby nie tracić poczucia humoru. Mięśnie szczęki wzmacniają się od zaciskania zębów, ale istotne jest również, by umieć się rozluźnić. Dobry bokser rozluźnia się zawsze między jednym a drugim ciosem. Sus tak sobie mówi i próbuje.

Pije śmietanę z kartonu, pije tyle, ile może. Granicą są głównie finanse. I mdłości. Ale powinna wypijać ćwierć litra każdego dnia.

Sus mogłaby kraść o wiele lepsze jedzenie niż to, którym się odżywia. Duże befsztyki, kurczaki, całe i połówki. Ale nie chce mieć problemów. Z wagą łazienkową to inna historia. To przecież był także test. Gdyby natomiast codziennie kradła jedzenie, w którymś momencie by ją złapali, a Sus nie chce mieć problemów, nie teraz. Chce zachować swą ścieżkę w czystości. Widzi ją jako prostą drogę prowadzącą z punktu A do punktu B.

Pisze „Zachowaj swą ścieżkę w czystości” na kartce, którą taśmą klejącą mocuje do ściany.

Sus kupuje najtańsze jajka. Z chowu klatkowego. Znoszące je kury przeżywają piekło, mają poranione nogi i są prawie pozbawione dziobów, bo zdarły je, dziobiąc metalową kratę. Widziała to w telewizji. To nie w porządku. Cholera, naprawdę szkoda tych kur. Ale Sus nie rozumie, dlaczego kurom miałoby być o wiele lepiej niż dzieciakom z bloku. Dlaczego po- winny mieć więcej miejsca, więcej trawy pod stopami i nieba nad głową od kogokolwiek z tych, z którymi się wychowała. Sus nie stać na droższe jajka, zwłaszcza jeśli ma ich zjadać dużo. Smaży je na oleju kupionym w warzywniaku w wielkiej pięciolitrowej puszce, którą trudno było przytaszczyć do domu. Nie wie, z jakiej rośliny pochodzi ten olej, ale po podgrzaniu trochę śmierdzi.

Żal mi was, kury, mówi i wbija na patelnię trzy jajka.

 

[Fragment książki Jonasa T. Bengtssona „Życie Sus”,
która w tłumaczeniu Iwony Zimnickiej ukazała się nakładem Wydawnictwa Poznańskiego]