W kinach premiera kolejnej części „Zmierzchu”, na półki księgarń trafia następny bestseller o wampirach, telewizja emituje jeszcze jeden serial o krwiopijczych istotach, a w warszawskim Teatrze Narodowym – premiera „Nosferatu”. Co takiego reżyserowi spektaklu, Grzegorzowi Jarzynie, udaje się wydobyć z popkulturowej postaci wampira w inscenizacji kultowej powieści Brama Stockera? Pierwsze wrażenie jest takie, że niewiele.
Reżyser w zrealizowanych ostatnio sztukach: „Teoremacie” i „Między nami dobrze jest” udowadnia świetne wyczucie literatury, którą wystawia. Pierwszy z wymienionych spektakli to niemalże hołd oddany Pasoliniemu. Mimo wielkiego szacunku do inscenizowanych dzieł, w spektaklach Jarzyny nie brakuje twórczych pomysłów na przetransportowanie ich treści na język teatru i sceny. W najnowszej sztuce natomiast zawodny wydaje się już sam pomysł wystawienia „Nosferatu”, który to wyssał z estetyki Jarzyny wszelką świeżość.
Wampiry w literaturze pojawiły się wraz z powieścią gotycką. Były ucieleśnieniem cech romantycznych – wiecznie niezaspokojonymi, uwięzionymi w swojej naturze istotami, które wchodzą w konflikt z wykształconą elitą ówczesnego świata. W „Nosferatu” jej przedstawicielami są: adorujący młodą Lucy Quincey, Artur, doktor Steward, a także Van Helsing i naukowiec Reinfield. Na scenie zaś obserwujemy nieaktualny już od ponad stulecia konflikt między „sercem a szkiełkiem i okiem”.
Jaką figurą stał się wampir współcześnie? Obcym. Zmaterializowanym Innym. Na najprostszym poziomie porównanie to funkcjonuje w dyskursie społecznym w stosunku do emigrantów – rzekomo wysysających z obywateli dobra materialne i komfort życia. Stają się oni ucieleśnieniem lęków, ale i zarazem fascynacji tym, co obce. Obywatele wiedzą, że w kosmopolitycznym świecie nie przystoi nie walczyć ze swoimi uprzedzeniami. Wampir może być zatem figurą funkcjonującą jako źródło strachu, który należy ukryć lub przełamać. Z jej pomocą dokonuje się oswojenie (i zgłębianie istoty) fobii i lęków, głównie tych społecznych. W swoim spektaklu Jarzyna podkreśla ten sens poprzez obsadzenie w głównej roli niemieckiego aktora, Wolfganga Michaela – gwiazdy wiedeńskiego Burgtheatre. Reżyserska decyzja niesie za sobą (oby świadome) przejaskrawienia i dosłowności. W zrozumieniu łamanej polszczyzny wampira często niezbędne są angielskie napisy wyświetlane kilka metrów nad rampą sceny. Ponadto Dracula jest przedstawiony w sztuce jako ktoś przybywający z zewnątrz – dopiero co wprowadzający się sąsiad. Nowość i rzucająca się w oczy inność przerażają i budzą niepokój w bohaterach sztuki, w publiczności zaś lekkie rozbawienie.
Dzięki autorce scenografii, Magdzie Maciejewskiej, scena przemienia się w bogaty salonik mieszczański o pięknych kolorach. Jej projekty, zwykle lekko przeestetyzowane, nie wzbogacają spektaklu nowymi treściami, tworzą zaś harmonijne tło dla zamysłu reżysera. Jej scenografie świetnie sprawdziły się w „Mewie” Agnieszki Glińskiej, uwypuklając psychologiczne konflikty bohaterów oraz w „Między nami dobrze jest” Jarzyny, w którym podkreśliły groteskowy charakter sztuki. Tym razem aranżacja przestrzeni wzmocniła tylko efekt treściowej miałkości.
W znakomity sposób przebiegła za to współpraca scenografki z reżyserką światła – Jacquline Sobiszewsky. Wielkie okna zarówno z tyłu, jak i po bokach sceny, które Sobiszewsky wypełniła soczystym światłem, dają złudzenie zmieniających się pór doby i doskonale przystosowują się do zmian klimatu na scenie. Pod tym względem „Nosferatu” jest sztuką progresywną i wzorcową, na której powinni się wzorować inni twórcy.
Zmysłowość postaci przesłania (lub maskuje) ich psychologiczną wiarygodność. Sandra Korzeniak, po głośnej i nagrodzonej roli w „Personie. Marylin” Krystiana Lupy, trzyma poziom i udowadnia, że stać ją na wiele. Wgryza się w swoje ofiary, hipnotycznie poruszając całym ciałem. Nie pozostawia ani kropelki w ich żyłach. Trudno oderwać wzrok od jej pochłaniających gestów, które momentami zdają się przenosić bohaterkę na próg ekstazy lub choroby psychicznej. Niestety wydaje się jednak, że rola w tym spektaklu jest kopią kreacji Marylin, która wyssała z aktorki inwencję.
Podobno Jarzyna od zawsze marzył o inscenizacji „Nosferatu”. Być może przed zalewem wampiriady jego spektakl miałby inny wydźwięk i budził inne emocje wśród publiczności. Teraz teatr ten wydaje się za mocno w nią uwikłany, zbyt silnie rezonujący ze współcześnie funkcjonującymi motywami.
„Nosferatu”
reż. Grzegorz Jarzyna
Warszawa, Teatr Narodowy i Teatr Rozmaitości
premiera: 8.10.2011