Archiwum
07.03.2012

Zdobyć sławę i głaskać słonia po języku

Przemysław Zawrotny
Literatura

 

Izraelscy autorzy Etgar Keret i Rutu Modan stworzyli książkę nie tylko dla dzieci, przeznaczoną do niedosłownych i niekiedy zupełnie niedziecięcych odczytań.

Głównym bohaterem jednego z krótkich opowiadań Etgara Kereta jest średnio rozgarnięty ślusarz, który skonstruował taki system rur (drożny!), że gdy się wrzuca z jednej strony szklaną kulkę, to nie wypada ona z drugiej, lecz w tajemniczy sposób znika. Wniosek jest prosty: kulka odchodzi w niebyt. Nieborak postanawia sam w podobny sposób udać się w zaświaty, gdzie kończą wszyscy niepotrzebni nikomu ludzie, których nieobecności nikt nie zauważa. Robi to bez żalu i dylematów, oczekuje tylko, że nie będzie nudzić się w niebycie. Pomysł na ucieczkę od świata rurami jest dość radosny i beztroski, ale sam fakt ucieczki – niekoniecznie. W końcu zakłada, że jakie by nie były te mroczne zaświaty, i tak będą lepsze niż życie doczesne. Z jakiegoś niebłahego powodu człowiek decyduje się na pozostawienie wszystkiego i odchodzi.

Tylko trochę podobnie jest z bohaterem innej miniaturki prozatorskiej Kereta, książki dla dzieci stworzonej wspólnie z rysowniczką Rutu Modan, zatytułowanej „Tata ucieka z cyrkiem”. Ojciec rodziny również przeczuwa, że gdzieś z dala od codziennych obowiązków istnieje inny świat. Ta lepsza rzeczywistość nie jest jakimś nieznanym niebytem – jest kolorowa, pełna blasku, widowiskowości, a na człowieka czeka w niej sława, podobnie jak przygody. Sprawiający wrażenie zdziecinniałego pana w średnim wieku tytułowy Tata cieszy się z powodu przyjazdu cyrku do miasta. Zmusza wręcz domowników do obejrzenia przedstawienia, które nie porywa ani zajmujących się swoimi sprawami dzieci, ani harującej jak wół i nierozstającej się z laptopem matki (łaciatemu czworonożnemu przyjacielowi rodziny Tata oszczędził oglądania tandetnego widowiska). A później bohater niespodziewanie postanawia pójść z cyrkowcami w świat. Przysyła rodzinie pocztówki z różnych zakątków, w których pisze o tym, jak zaprzyjaźnił się z lwem i jak fajnie jest głaskać słonia po języku. W końcu wraca, spełniwszy swe marzenia, by zająć się swoją rodziną. Opowieść zostaje zwieńczona happy endem.

Można powiedzieć, że ojciec z opowieści Kereta i Modan to zdziecinniały i nieodpowiedzialny facet, który ucieka od domowych obowiązków. Można mówić o tym, jak ukazana postawa kontrastuje z postawą jego żony, która wyraźnie jest tutaj głową rodziny, oraz rozważnych dzieci. Można by snuć rozważania na temat stosunku autorów do przezwyciężania patriarchalnego modelu rodziny. Myślę jednak, że warto spojrzeć na tę opowieść z nieco innej perspektywy. Tak jak w wypadku przywołanym wcześniej opowiadaniu „Rury”, fabuła tej krótkiej książeczki, podana w sposób bardzo skrótowy i eliptyczny, jest silnie zabarwiona groteską. Atmosfera absurdu nie pozwala właściwie na odczytywanie fabuły w sposób dosłowny. Spoglądając na szatę graficzną, odkrywamy, że Keret i Modan nie imitują rzeczywistości, lecz ją zniekształcają. Dlatego odczytywanie ich utworu jako mimetycznej narracji to karkołomne zadanie. Jak można się domyślać, skutkiem właśnie takiej interpretacji był protest przeciwko książce podjęty przez Organizację Samotnych Matek w Stanach Zjednoczonych, która – jak wspominał Keret w wywiadzie – sugerowała się tytułem. Nie chodzi oczywiście o to, że sytuacja przedstawiona w książce, czyli odejście ojca, nie mogłaby mieć miejsca. Chodzi o sposób konstruowania rzeczywistości, który wymusza inny tok interpretacyjny.

Fabuła jest tu tylko pretekstem do opowiadania o możliwości spełniania ludzkich marzeń. Fizyczna nieobecność rodzica w domu, bardzo wyostrzona i wprost zapowiedziana w tytule, oczywiście jest dramatem, natomiast tutaj jest tylko metaforą. Na jej podstawie została stworzona ta lapidarna opowieść. Co więcej – Keret i Modan nie przedstawiają zwyczajnej, prozaicznej nieobecności ojca, ale ukazują taką nieobecność, która kończy się szczęśliwym finałem i w wyniku której wszyscy coś zyskują: Tata – wewnętrzny spokój, rodzina – lepszego ojca. Dlatego ważne wydaje mi się czytanie tej opowieści przez pryzmat zakończenia. Autorzy mówią bowiem, że są sytuacje w życiu człowieka, gdy przychodzi czas na realizowanie własnych, niekoniecznie wielkich marzeń, tkwiących wcale nie tak głęboko w głowie; że popłynięcie w świat fantazji i odwrócenie od codzienności – wcale nieskutkujące tak dramatycznymi decyzjami jak ukazane tutaj – może wyjść wszystkim na dobre. Dlatego ojciec nie żałuje swojego powrotu. Dzieci również z zadziwiającym zrozumieniem przyjmują wszelkie jego wcześniejsze decyzje, z tęsknotą, ale zarazem z zafascynowaniem czytają kartki, które do nich śle z różnych stron świata. To nie jest realistyczny obraz nieszczęścia rozbitej rodziny, lecz barwna i rozbudowana metafora.

Tym bardziej barwna, że integralnym elementem książki są ilustracje wykonane przez Rutu Modan. Nie stanowią one połączenia obrazu i tekstu na takiej samej zasadzie, na jakiej występuje ono w komiksie. Tu nie ma sekwencyjności, na niektórych planszach Modan stosuje symultaniczny zapis ruchu, zaś niektóre rozkładówki są ilustracjami i rozwinięciem tego, co zostało już zawarte w tekście. Uzupełniają  i komentują słowny przekaz, a czasem są ciekawymi ozdobnikami. Ich kolorystyka jest stonowana, ale zarazem pełna życia, nie ma tu cukierkowatych barw, wszelkie jaskrawości związane z cyrkowym rekwizytorium zostały również przytłumione, co absolutnie nie znaczy, że książka jest smutna. Choć nie jest to opowieść przeznaczona tylko dla dzieci, wysmakowane ilustracje wyraźnie to sugerują. Modan stosuje uproszczoną, celowo infantylną kreskę. Gdy porównamy książkę „Tata ucieka z cyrkiem” z wydanym w Polsce znakomitym komiksem obyczajowym tej autorki „Rany wylotowe”, w którym zdecydowanie bardziej zbliża się ona do realistycznego sposobu przedstawienia rzeczywistości, pozostając zarazem przy technice czystej linii, zaobserwujemy, że izraelska rysowniczka potrafi bardzo umiejętnie balansować między różnymi formami graficznej ekspresji. Jej powieść graficzna „Rany wylotowe” była interesującym połączeniem historii miłosnej z lekko zarysowanymi wątkami detektywistycznymi. Modan narysowała ją, stosując bardzo łagodną i wyważoną kreskę, dość realistyczną, choć nieco naiwną i niepokojąco kontrastującą z atmosferą permanentnego zagrożenia, w jakiej żyją mieszkańcy Izraela – bo tam rozgrywała się akcja opowieści.

Tutaj tak wyraźnego napięcia stylistycznego nie ma. Modan prostym stylem graficznym łagodzi w opowieści te elementy, które mogłyby się wydawać przykre w związku z jej tematyką. Wizerunki postaci są spłaszczone i wykoślawione. Na pierwszy rzut oka ilustracje mogą sprawiać wrażenie niewprawnie narysowanych, lecz niech nas to nie zmyli. Wystarczy popatrzeć na to, jak artystka tworzy kompozycje rozkładówek w tej krótkiej opowieści oraz na mistrzowskie operowanie kolorem, by stwierdzić, że mamy do czynienia z robotą wysokiej klasy. Ilustracje wprowadzają do książki zaskakująco beztroski nastrój i zmuszają do wzięcia całej opowieści w nawias. Będę się upierał, że Keret i Modan ukazują mimo wszystko optymistyczną wizję życia rodzinnego, które nie musi dla nikogo wiązać się z odrzuceniem marzeń i fantazji, a te ostatnie umiejętnie włączone w codzienność mogą ją wzbogacić. Tu nie chodzi o odejście od rodziny, tak samo jak nie chodzi dosłownie o cyrk.

Inna sprawa, czy nie są to utopijne rojenia i myślenie życzeniowe o tym, że fantazja wcale nie umiera w dorosłym człowieku i zarazem nie przeszkadza mu w odgrywaniu społecznych ról. Czy pod tym względem autorów właśnie nie poniosła fantazja? Nawet jeśli tak, to dobrze.

Etgar Keret, Rutu Modan, „Tata ucieka z cyrkiem”
przeł. zespół redakcyjny
Wydawnictwo Nisza
Warszawa 2011

alt