Nad rzeczką (Odrą) opodal krzaczka (może obok Parku Szczytnickiego) mieszkała pisarka-dziwaczka. Wzbudzała zazdrość wśród innych, po sukcesie „Drwala” zainkasowała od wydawnictwa 500 tysięcy polskich złotych zaliczki na nową powieść, po czym oddała się jedzeniu i tyciu. Czasem też pisaniu. Tym raczyła się w przerwach między spotkaniami z trenerem personalnym a kaczką – jedzoną we włoskiej knajpie. Podczas tych śniadań, brunchów, lunchów, obiadów, podwieczorków i kolacji wpadała pisarka wciąż, niby że przypadkiem, na tego samego gościa. Studencik, choć wyglądał młodo – włosy zaczesane do tyłu, rower – ostre koło (nie, nie miał na imię Mieszko), plecak, latte, papierosy i sprzęt elektroniczny modny i drogi – w rzeczywistości był mężczyzną w wieku zbliżonym do wieku Witkowskiej. Wkręcona w urojony romans Michaśka nie zdawała sobie sprawy, że stary-maleńki jest tajniakiem – policjantem działającym pod przykrywką, a ona sama główną podejrzaną w sprawie Przedwojennego Mordercy.
Tak zaczyna się nowa powieść Michała Witkowskiego „Zbrodniarz i dziewczyna”. Autor, zwiedziony powodzeniem „Drwala”, powraca w znane sobie i czytelnikom rejony kryminalnej historii. Witkowski-autor tka zmyśloną biografię, zręcznie wplątując swojego Witkowskiego-bohatera w sensacyjną opowieść o mordercy, który zabija młodych mężczyzn, potem przebiera ich w stroje z przedwojennej epoki i wystawia na pokaz w miejscach cieszących się pedalską sławą (blaszaki, szalety, pikiety, parki). Zbrodniarz w przesadzonym stylu, rozbuchanej teatralizacji i umiłowania do przedwojennych dekoracji aż nadto przypomina policji Witkowskiego. Michaśka, wprowadzana powoli w śledztwo, wie, że szansa na romans ze Studencikiem jest znikoma, ale cała sytuacja jak nic przyda się do prozy.
Witkowski-autor wraca w „Zbrodniarzu i dziewczynie” do Wrocławia, miasta występku ukrywającego przed oczami przechodniów miejsca zbrodni, tych dawnych z pogranicza obyczajówki (cioteria wrocławska i jej nocne eskapady) oraz tych całkiem nowych spod znaku seryjnych morderstw i kryminałów, pisanych równie masowo (ten Breslau). Wrocławska architektura kryje między blokowiskami stare wille i z pozoru opuszczone kamienice, zamieszkiwane przez element oraz osobliwe persony, które już tylko krok dzieli od każdej z możliwych i karalnych parafilii. Witkowski-bohater nasiąka tym klimatem; jak to w zimie, brnie przez śniegi i w głąb sensacyjnej zagadki. Dołącza jako ekspert do policyjnej dochodzeniówki i rozpoczyna detektywistyczną przygodę… Prawdziwe CSI Michaśka! Bo i o to właściwie w „Zbrodniarzu i dziewczynie” się rozchodzi – o przynależność, jak zauważył profesor Czapliński w swojej recenzji, o przynależność manifestowaną wyglądowo/zewnętrznie – poprzez dopasowywanie się do rytuału otoczenia.
Zbrodnie Przedwojennego Mordercy prezentują się odrażająco, to nie porzucone w lesie ciała, ale cały teatr, który niebezpiecznie zbliżony jest do gustów Michaśki Literatki, jednocześnie odstając od tradycyjnych wyobrażeń zabójstwa. Witkowski-autor po raz kolejny majstruje w kryminalnych mechanizmach. Nie ucieka od wpływów, wręcz przeciwnie – eksponuje je. Czytanie „Zbrodniarza i dziewczyny” przypomina oglądanie modnych seriali, które przyniosły światu nową formę uczestnictwa w sensacyjnej kulturze. Morderstwa Przedwojennego są wyszukane i wystudiowane. Mają w sobie ciężką estetycznie finezję rodem z serialu „Hannibal”, a sama opowieść o zbrodniarzu przypomina północne historie o zwyrodniałych i ukrywających się gdzieś w Szwecji faszystach. Trauma i eskalacja przemocy, niby „Mężczyźni, którzy nienawidzą mężczyzn”, nazbyt przypominają wątki z powieści Stiega Larssona. A sam Witkowski-bohater pławi się w tych odniesieniach; w windzie stroi ważne miny do innych policjantów, „tak, tak, odznakę zostawiłem w domu, to nie portfel, a kabura na paralizator odbija mi się pod kurtką”. Wszystko to jest jednak jak żart i nie-żart – zabawne i brutalne. Pisanie Witkowskiego jest bardzo sugestywne. Zbrodnie opisywane są z wielkim okrucieństwem, za każdym razem odsłaniają coś bardziej przerażającego. Styl Witkowskiego tylko potęguje te wrażenia. Łatwość, z jaką przechodzi autor od scen brutalnych do frywolnego słowotoku Anny Jantar i innych bohaterek, poraża czytelnika.
Przemysław Czapliński wskazywał w swojej recenzji na wyczerpanie stylu Witkowskiego-autora. Jego zdaniem pisarz przedstawia polski krajobraz po emancypacji, w której kwestie seksualności i zarządzania cielesnością są obojętne. W ten sposób pedał, ciota, homo i gej asymilują się społecznie, zaczynają wrastać w heteronormę. Jest w tym wiele prawdy, wymaga jednak ona drobnego doprecyzowania. Witkowski-autor wciąż operuje światem homo, podobnie jak w „Lubiewie” przeprowadzając charakterystyczny dla siebie podział na cioty i gejów. W „Zbrodniarzu i dziewczynie” powoli jednak żegna ten dawny, przegięty paradygmat, robiąc to delikatnie słowami Anny Jantar: „Villas nie żyje, nikt nie żyje, odchodzą nasze czasy!” (s. 319).
Powstała w ten sposób luka wymaga wypełnienia. I tu w dwóch drobnych sugestiach Witkowski-autor wskazuje miejsce represji, której społeczeństwo wciąż się dopomina. Gdy brakuje przegiętej cioty, bagaż agresji przerzucony zostaje na Innego Obcego – w „Zbrodniarzu i dziewczynie” jest nim mniejszość romska, której schronienie dewastuje jeden z pobocznych bohaterów powieści. Może jest to zapowiedź wyczekiwanej nowości i wyraźnej zmiany w pisarstwie Michała Witkowskiego?
Po lekturze „Zbrodniarza i dziewczyny” Nie mogę pozbyć się wrażenia, że mam do czynienia z literaturą przejedzenia – tak jakby wszystkiego tu było za dużo. Sama historia kryminalna spięta zostaje w finale bardzo sprawnie, jednak poboczne wątki i opowieści męczą. Uczucie to wynika zapewne z wtórności „Zbrodniarza” względem wcześniejszego „Drwala”. Podróż w te same rejony, tym samym „środkiem transportu” jest zwyczajnie nużąca. Tu oczywiście odzywa się we mnie rządny innowacji recenzent, który na Witkowskiego-autora nakłada wyobrażoną pozę artysty bardzo trafnego w krytycznym czytaniu rzeczywistości. Mój wewnętrzny czytelnik jest jednak zadowolony, literatura Witkowskiego-autora jest, było nie było, zawsze przyjemnością – zwłaszcza gdy ma się możliwość obcowania z audiobookiem.
Innowacje, których tak bardzo jestem rządny, Witkowski-autor przenosi ze świata prozy do obszaru działań marketingowych. „Zbrodniarz i dziewczyna” zestawia ze sobą pisarkę z krawcem; dwa światy kreacji – literackiej i modowej. Witkowski-autor, by uwiarygodnić te kreacje, wciela się w postać szafiarki – blogerki modowej Miss Gizzi, która przebojem wdziera się do światka polskiej fashion. I to właśnie w tej przestrzeni (i także na kartach powieści) Witkowski poddaje sądom Polską Szafę. Jest bezlitosny wobec sztuczności i bufonerii blogosfery, która powoli staje się najbardziej opiniotwórczą i wpływową strefą. W jednym z powieściowych słowotoków mówi wprost o tym, że szafiarki stają się dziś celebrytkami. Widać to wyraźnie – każdy ich krok śledzony jest nie tylko przez użytkowników i facebookowych fanów, blogerki są dziś obiektem zainteresowania paparazzich i portali plotkarskich. A dla Michaśki to przecież raj na ziemi, takie towarzystwo i socjeta! W postawie Witkowskiego jest wiele z bezkompromisowej, ironicznej buty. Siada on w roli Miss Gizzi podczas pokazu mody naprzeciw topowych nicków, loginów i nazwisk: Jess Hot Mess, MajFashion i Charlize Misery – i rozpoczyna Gombrowiczowski pojedynek na miny. Dziewczęta nie mają oczywiście szans na wygraną. Dystans, który dzieli Witowskiego od Real Desperate Fashion Bloggers of Poland, jest długi jak wybieg, po którym kroczą modelki. Ubrany w przegięte nakrycie głowy, autor „Zbrodniarza” spaceruje podczas łódzkiego Fashion Philosophy Fashion Week Poland z uśmiechem, staje na ściance, wystawia się do fotografii i puszcza do mnie oko. Mało kto z zaproszonych gości wie, że jego blog nazywa się Fashion Pathology.
Michał Witkowski, „Zbrodniarz i dziewczyna”
Świat Książki
Warszawa 2014