Osią „Klasyka na luzie”, jej głównym tematem, wydaje się zmienność, ewolucja, która dokonała się w twórczości Bohdana Zadury.
Tym, którzy cenią twórczość Bohdana Zadury, jak i tym, którzy choć raz uczestniczyli w spotkaniu z autorem „Życia nocnego”, trudno wymarzyć sobie ciekawszego bohatera zbioru wywiadów. Hipnotyzujące gawędziarstwo poety w wersji „na żywo”, dalekie od nudnego gadulstwa, znajduje swoje odbicie również po przełożeniu na papier i druk – w zredagowanej przez Jarosława Borowca książce „Klasyk na luzie”. Opowieści Zadury nie tracą swojego głębokiego humoru (humorystycznej głębi), poeta sypie anegdotami, cierpliwie odpowiada na pytania dotyczące swoich wierszy. Kuszący dla czytelnika musi być również panteon pytających (Darek Foks, Andrzej Sosnowski, Paweł Marcinkiewicz, Jacek Podsiadło i Adam Wiedemann, by poprzestać tylko na wymienieniu kolegów po piórze autora „Ciszy”). Największym atutem książki jest jednak nie dobór interlokutorów, lecz zgrabne wydobycie i „uwiecznienie” wielobarwności głównego bohatera. Dzięki temu poeta nie zastyga w jednej pozie i intryguje po odłożeniu książki jeszcze bardziej, niż przed rozpoczęciem lektury: zamiast przesytu książka pobudza jeszcze większy apetyt na Zadurę.
Cykl 14 wywiadów tworzących książkę, układa się w przewodnik po życiu i twórczości Bohdana Zadury. Chronologiczny układ rozmów krzyżuje się z płaszczyzną opowieści, tworząc interesujący splot czasów, osób i miejsc: poznajemy dziecięce plany dotyczące dorosłego, zawodowego życia (dylemat: czy zostać świętym, czy artystą), przygody na studiach (egzamin z „Wielości rzeczywistości” Chwistka), obowiązki związane z pracą w Muzeum Kazimierza Dolnego. Klasyk na luzie jawi się jako postać o wielu różnych korespondujących ze sobą wcieleniach. Dotyczy to w pierwszej kolejności jego literackich ról. Przepytywany przez kolejnych rozmówców, opisuje zależności między swoją poezją a działalnością translatorską, ewolucję od neoklasyka do poety o uchu wyczulonym na współczesne brzmienie języka. Zadura-dziecko, Zadura-debiutant, Zadura-patron-młodszych-poetów – każdy z nich ma w książce równe prawo głosu i coś ciekawego do opowiedzenia.
Na rysujący się w trakcie rozmowy obraz poety wpływ ma również osoba pytającego. Zadura Sosnowskiego skoncentrowany jest na różnicy między poezją zbudowaną ze słów a poezją pisaną zdaniami. Zadura Borowczyka i Larka zastanawia się nad wrodzoną kłamliwością języka i wpływem, jaki na twórczość ma fakt skończenia studiów filozoficznych. Zadura Podsiadły i Marcinkiewicza wspomina dzieciństwo i Puławy, źródło poetyckiego światoodczucia. Zadura Artura Burszty, „środowiskowy”, podaje przepis na naleśniki, które piekł w Legnicy w czasie swojego festiwalowego wieczoru autorskiego w Forcie („banalne proporcje: szklanka mleka, jedno jajko, łyżka oleju, pół szklanki mąki, trochę soli, zmiksować, wsypać szklankę mąki, zmiksować, zapomnieć na pół godziny. Ten olej to po to, żeby po każdym naleśniku nie smarować patelni kawałkiem słoniny. Coś za coś, bo kiedyś z całych naleśników najlepsza była właśnie ta słonina, która zostawała po smażeniu. Sekret powodzenia to pewnie wprawa i serce, które się w to wkłada. No i drobiazgi, od których coś jednak zależy. Mąka mące nierówna […]. I patelnia patelni […]. Na teflonowych nie wychodzą, mam jedną blaszaną, starą, z wypaczonym dnem, które czasem wyklepuję młotkiem”).
Dobór umieszczonych w książce wywiadów nie jest jednak pozbawiony pewnych wad. Problemem jest powtarzalność pewnych opowieści: motywy powracają i zaczynają nużyć lub lekko irytować, na czym traci Bogu ducha winny poeta. Dotyczy to na przykład wspomnianej już historii egzaminu z estetyki, która pojawia się w książce kilkakrotnie. „Klasyk na luzie” zyskałby, gdyby dokonać w nim kilku cięć, choć może repetycja jest nieodłączną konsekwencją wielobarwności…
Ciekawym zabiegiem redaktorskim jest natomiast uzupełnienie każdego wywiadu o krótki opis sytuacji, w której rozmowa została przeprowadzona. Dzięki temu abstrakcyjne wymiany pytań i odpowiedzi zakorzeniają się w konkretnym, pozwalają wyobrazić sobie kontekst rozmowy (wymiana maili, spotkanie w Puławach lub Krzemieńcu na Ukrainie, wywiad popołudniowy w przytulnej pracowni poety lub późnonocny przy pigwówce). Trafna wydaje się również decyzja dotycząca tytułu książki, który choć nie zaskakuje, jednak oddaje dystans i bezpretensjonalność autora „Ptasiej grypy”.
We wstępie do jednego z wywiadów Jacek Podsiadło pisze: „Dla mnie szczególnie fascynująca była gotowość do przemian językowych u poety, który miałby już prawo zastygnąć w raz wypracowanej pozie. Gotowość i zdolność! Zdolność tę najwyraźniej widzę, porównując jego wcześniejsze poematy z «Nocą poetów (Warszawą pisarzy)», gdzie język Zadury wyraźnie «młodnieje», uwalnia się. I chciałoby się tę zdolność nazwać mimikrą, ale ta zanadto kojarzy się z mechanizmem obronnym i upodabnianiem się, a Bohdan używa języka jako broni zaczepnej i staje się, w moim mniemaniu, coraz bardziej niepodobny i osobny”.
Zadura zmienia się. Początkowo przeświadczony o tym, że w poezji nie powinno być miejsca na sprawy społeczne, zaczyna pisać wiersze „z reklam” i „z gazet”. Porzuca neoklasyzm i z biegiem lat poetycko zbliża się do młodych (choć możliwe, że to raczej oni zbliżają się do niego). Staje się nowofalowy w momencie, gdy nowofalowcy zaczynają odchodzić od swojej poetyki. Zmienia pole swojej działalności, z powodzeniem przekładając literaturę węgierską, ukraińską, rosyjską i anglosaską, pisząc wiersze, powieści, opowiadania i książki krytycznoliterackie.
Wielobarwność Zadury znalazła swój wyraz w ciekawym, momentami bardzo zabawnym, niejednorodnym charakterze książki. „Klasyka na luzie” można traktować jako wartościowe z literaturoznawczego punktu widzenia wprowadzenie do twórczości autora „Zejścia na ląd”, a także jako komentarz do polskiego (lub szerzej: środkowoeuropejskiego) życia literackiego. Książka kończy się w trybie poradnikowym:
„Artur Burszta: […] Jakim trunkiem goszczący Zadurę może mu sprawić przyjemność?
Bohdan Zadura: To zabrzmi śmiesznie, ale to trochę zależy od tego, czym w danej chwili się zajmuję – jak dłubię w Węgrach, to gruszkową palinką – to wyjątkowo szlachetny trunek, niemal jak grappa; jak w Ukraińcach, to kieliszek czarnego nemiroffa […]. Hiszpańskie veterano lub soberano. Dżin z tonikiem i limonką – czemu nie? Albo to samo plus białe wytrawne martini, specjalność Bogusława Wróblewskiego”.
„Klasyk na luzie. Rozmowy z Bohdanem Zadurą”
pod redakcją Jarosława Borowca
Biuro Literackie
Wrocław 2011
Fot. Marek Zadura