Archiwum
06.09.2018

Wystawa podszyta złem

Anna Bartosiewicz
Sztuka

Tori Wrånes to norweska artystka, performerka i wokalistka, której akcje, rzeźby oraz instalacje można zobaczyć na całym świecie. Pracuje z tradycyjnymi i nowymi mediami, głosem, ciałem oraz przestrzenią, tworząc multidyscyplinarne prace z pogranicza teatru eksperymentalnego, performansu, koncertu i sztuk plastycznych. Podczas performansów często występuje w charakterystycznych dla siebie, niejednoznacznych płciowo przebraniach trolla. Nosi maski i rękawiczki, które sprawiają, że jej skóra na dłoniach i twarzy wygląda na starą oraz pomarszczoną. Wizerunku dopełniają długie, potargane włosy.

Równie intrygująca co Pipilotti Rist, Wrånes porusza problematykę przekraczania własnych granic oraz ciemnej strony ludzkiego „ja”. W wywiadzie z Wendy Vogel dla „Mousse Magazine” (2017) mówiła:

Czy wiesz, że trolle pokazują się tylko, kiedy jest ciemno? Tak samo jest z nami. Odkrywamy tylko pozytywną stronę. Ukrywamy sekrety, to, co jest mroczne i to, co wydaje nam się złe. Interesuję się trollami, bo reprezentują całe spektrum ludzkiej natury.

Prezentowane na wystawie „Handmade Acoustics” w U-jazdowskim prace: rzeźby (również kinetyczne), kostiumy, rekwizyty z performansów, fotografie oraz instalacje wideo składają się na niepokojącą opowieść o ludzkiej skłonności do czynienia zła. Trzeba poświęcić im trochę więcej uwagi, aby poczuć ich oddziaływanie. Niektóre obiekty można dotknąć czy obejść dookoła. Jeżeli zdecydujemy się to zrobić, mamy szansę doświadczyć wręcz namacalnie, jak to jest mieć skłonności czy tendencje odbiegające od normy. Tak jest chociażby w przypadku „Młotka” – rzeźby, która przypomina narzędzie zbrodni rodem z filmów Hitchcocka.

Warszawska ekspozycja ma charakter site-specific – wykorzystano na niej strukturę zabytkowego zamku. Klamry spinające stanowią dwie rzeźby wyeksponowane w basztach. Rozmieszczone w pozostałych salach prace Wrånes korespondują z dźwiękami instalacji i latarni morskiej, w której sąsiedztwie artystka mieszkała przez wiele lat. Wielkoformatowe, pluszowe rzeźby w kształcie i kolorze kości, ręcznie nakładane na płótno farby czy emitowane nagrania tworzą spójną, a zarazem trudną w odbiorze całość.

Jedna z rzeźb umieszczonych w basztach – „Śpiewaczka” (2014–2015), powstała na podstawie performansu z 2014 roku pod tytułem „Kamień i śpiewaczka”. Artystka była wówczas przebrana za trolla śpiewającego do własnego ogona. Rysy twarzy postaci w baszcie są na tyle realistyczne, że na pierwszy rzut oka trudno powiedzieć, czy mamy do czynienia ze sztuczną figurą, czy z autentyczną osobą. Wielkie, wybałuszone oczy kobiety, która wpatruje się przed siebie, nadają jej groteskowego charakteru. Zwierzęcość i dwoistość postaci nasuwają na myśl miotanie się między wewnętrznymi sprzecznościami.

W korytarzu prowadzącym do baszty z rzeźbą umieszczono fotografie, które powstały podczas innych performansów Wrånes. Zobaczymy na nich między innymi artystkę dyndającą na sznurze z helikoptera, nad klifem w norweskim Lofoten czy stojącą w masce trolla, w białym kitlu, obok białego wieszaka na płaszcze z końcówkami w kształcie mikrofonów. Wędrówce po tym specyficznym gabinecie osobliwości towarzyszy instalacja dźwiękowa.

Na przeciwnym biegunie wystawy znajduje się „Solo” (2011) – rekwizyt wykorzystany podczas performansu „YES NIX”. Przedmiot przypomina mikrofon na statywie, jednak zamiast urządzenia wykorzystywanego na scenie artystka wystawiła autentyczny rewolwer. Widz może podejść do zawieszonej na wysokości twarzy broni, dotknąć jej, a nawet wziąć do ręki. Zbliżanie ust do „zabójczego” mikrofonu wpisuje przedmiot w nowy kontekst. Igranie ze śmiercią czy mierzenie z pistoletu do drugiego człowieka nabiera charakteru działania paraartystycznego.

Podczas występów performerka bada niekiedy granice własnego bólu. Tak było w trakcie serii działań „Może być też na odwrót”, uchwyconych na fotografiach przez Mikkela McAlindena. Wrånes wyjaśnia na swojej stronie internetowej, że w tej pracy wszystko jest na opak i do góry nogami, „jak w piosence Diany Ross”. W trakcie przeprowadzonych przez nią akcji można było zobaczyć ją wiszącą głową w dół, ze związanymi nogami. Nogi były ukryte w kurtce, podczas gdy na tułów i ręce artystka założyła spodnie. Jej postać wyglądała z daleka jak wisielec.

Wrånes wchodzi w dialog z norweskim, nieco zdystansowanym społeczeństwem, które dużą część swojego życia spędza w domu. Artystka często nawiązuje do skrywanych przez nas, destrukcyjnych skłonności. W przypadku wspomnianego „Młotka” (2018) błyszczące, wypolerowane narzędzie z daleka przypomina jeden ze świeczników, jakie Norwegowie chętnie wystawiają w oknach dla ozdoby. Jego biały trzon stylizowany jest jednak na rączkę rakiety do badmintona i przywodzi na myśl płynne ruchy graczy na korcie. Przyrząd został ładnie wykończony, a po dłuższej chwili może przyjść ochota, aby zdjąć go ze ściany, na której został zawieszony i wziąć do ręki. Istnieje ryzyko, że wyglądający jak błyskotka młotek zamieni się w narzędzie do zadawania ciosów. Wrånes dotyka w tej pracy kwestii afektu i przyjemności ze sprawiania komuś bólu, opowiada o ukrytej agresji i przemocy, byciu na granicy.

W podobnym klimacie jest utrzymana „Lina”, rzeźba kinetyczna z 2017 roku. Zwisający z sufitu biały przedmiot kręci się wokół własnej osi. Wyeksponowany na tle pustej, białej ściany, nawiązuje do oszczędnych wnętrz norweskich mieszkań. Jego kolor symbolizuje niewinność, ale to także barwa, po którą często sięgają właściciele domów jednorodzinnych w Norwegii. Ruchomy przedmiot prowokuje do zabawy, a zarazem może kojarzyć się z samobójstwem. Jednocześnie przypomina zaklęty sznur – aż chciałoby się rozejrzeć za grajkiem, który wprawia go w ruch. Po raz kolejny Wrånes gra na emocjach widza.

Na wystawie w U-Jazdowskim zobaczymy także kostiumy z performansu „The future is open”, wykonane na Prototype Festival w Nowym Jorku (2018). To charakterystyczne dla artystki kostiumy – szerokie kurtki typu unisex. Te modele mają naszywki „Gender adventure”. Wzory na ubraniach nawiązują do symboliki męskości i kobiecości. Z tyłu każdego nakrycia znajduje się motyw koła, z którego rozchodzą się promieniście krzyżyki i strzałki. Przypominający słońce znak stworzony przez artystkę odwołuje się do płynności płci kulturowej. Osoby, które nie utożsamiają się z żadną płcią, odmawiają określania siebie mianem kobiety czy mężczyzny – definiują siebie jako osoby niebinarne. W celu zachowania neutralności płciowej proszą, aby zwracać się do nich w trzeciej osobie liczby mnogiej („oni”). Pracę Norweżki można odebrać jako wyraz solidarności z takimi osobami.

Ekspozycji towarzyszy program edukacyjny. Dodatkowo, w ramach wydarzeń towarzyszących odbył się performans „SIRKLING” z udziałem Laury Marie Rueslåtten w sali z wielokanałową instalacją wideo „Ancient Baby”. Na tę ostatnią składają się filmy z lewitującą w powietrzu Wrånes. Wyświetlane na ciemnym tle, sprawiają, że można przenieść się wyobraźnią do świata trolli. Na środku pomieszczenia z wideoinstalacją wyeksponowano ciemną rzeźbę kinetyczną w kształcie okrągłej piramidy ze stopniami, po których można się wspinać. Praca kręci się wolno wokół własnej osi. Ponieważ znajduje się w ciągłym ruchu, pozwala nieustannie zmieniać perspektywę patrzenia. W trakcie performansu obiekt pełnił funkcję obrotowej widowni.

Twórczość Wrånes jest ściśle związana z Norwegią. Zrozumie ją każdy, kto podróżował autem po tamtejszych serpentynach, wśród skalistych zboczy, odludnych gór i jezior. Można zgadywać, że wrażliwość artystki ukształtowały tego typu krajobrazy. Performerka chętnie podejmuje działania na otwartych, górskich terenach. Integralną część jej występów stanowią śpiew oraz gra na fletach. Inspirująca się folkiem oraz wierzeniami ludowymi Wrånes ingeruje w zastaną przestrzeń, zamieniając się we włóczęgę, który rozsadza od środka norweskie uporządkowanie.

 

Tori Wrånes, „Handmade Acoustics”
współpraca: Laura Marie Rueslåtten
kuratorka: Joanna Zielińska
koordynacja: Joanna Manecka
Warszawa, U-jazdowski
8.06–30.09.2018

Performans Tori Wranes/Laura Marie Rueslatten SIRKLING, Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, Fot. Pat Mic