„Dziś zajmiemy się zjawiskiem déjà vu. Czasem ogarnia nas poczucie, że coś przeżyliśmy wcześniej, że to, co się dzieje, kiedyś już się wydarzyło”. Śledzenie doniesień medialnych dotyczących negocjacji okołobrexitowych – czy to brytyjsko-unijnych, czy to brytyjsko-brytyjskich – od pewnego czasu przypomina oglądanie Montypythonowskiego skeczu „Tajemnice umysłu. Tygodniowy magazyn psychiatryczny” (skąd pochodzi powyższy cytat). Właśnie mija dzień pierwotnie ustalonej daty brexitu, a powtarzające się z kompulsywną regularnością i fatalistycznym rezultatem głosowania w Izbie Gmin nie przyniosły jak dotąd rozstrzygnięcia. Zapędzona do narożnika przez Brukselę – nie tak znów słabą, jak ją malowano (watch and learn, prawico) – brytyjska klasa polityczna hamletyzuje, co nieszczególnie dziwi w świetle równie regularnych, jak same głosowania, publikacji o zakulisowych machinacjach, poprzedzających plebiscyt: od afery Cambridge Analytica, po najnowsze rewelacje o „brexitowym big shorcie”, to jest domniemanej zmowie UKIP-owskiej wierchuszki, brytyjskich sondażowni i londyńskiego City wokół transakcji hedgingowych zawieranych w trakcie poreferendalnego wieczoru wyborczego.
Choć od referendum minęły bez mała trzy lata, wiele pytań dotyczących bezprecedensowego wystąpienia jednego z państw członkowskich ze wspólnoty pozostaje bez odpowiedzi. Wszystkie opcje nadal leżą na stole, w tym najmniej prawdopodobny (i najbardziej dla samych zainteresowanych zawstydzający) scenariusz, w którym do brexitu nie dojdzie. Wyjdą? Nie wyjdą? Kiedy, jak i co dalej? W oczekiwaniu na odpowiedzi na te i inne pytania warto, oprócz przyprawiającego o neurozę śledzenia westminsterskiej telenoweli, sięgnąć po lektury, które Br(ex)itannię ukazują w nieco szerszej perspektywie. Na przykład po wydane w kwartale poprzedzającym dopięty w ostatniej chwili / ponownie odroczony (niepotrzebne skreślić) brexodus reportaże Dariusza Rosiaka („Oblicza Wielkiej Brytanii. Skąd wziął się brexit i inne opowieści o wyspiarzach”) oraz Ewy Winnickiej i Dionisa Sturisa („Głosy. Co się wydarzyło na wyspie Jersey”).
Warta polecenia jest szczególnie pierwsza z wyżej wymienionych pozycji. Jej podtytuł jest wprawdzie nieco mylący, bowiem więcej tu rzeczonych „innych opowieści” niż bezpośrednich rozważań nad genezą niesławnego referendum (należy też wspomnieć, że mamy w „Obliczach…” do czynienia z odświeżeniem książki już wcześniej wydanej, o czym zresztą sam autor uczciwie informuje). Jednak przeredagowane, poprzedzone nowym wstępem i wzbogacone o rozdziały poświęcone poplebiscytowej Brytanii wznowienie książki z powodzeniem broni się przed zarzutami o doraźny recykling. Autor udanie zestawia ze sobą dwa bieguny wyspiarskości. Krytycznej refleksji nad postideologiczną (na poziomie deklaratywnym) i niepoprawnie optymistyczną „cool Britannią” Tony’ego Blaira towarzyszą teksty poświęcone Farage’owskiej „Brexitanii”. Być może to właśnie trafny opis metamorfozy ugrzecznionego Jekylla ery milenijnej w nieokrzesanego Hyde’a czasu pokryzysowego decyduje o atrakcyjności „Oblicz…” dla polskiego czytelnika, szczególnie w kontekście antyunijnego „dziel-i-rządź”, uprawianego przez rząd i jego medialnych stronników.
Najnowsza książka Rosiaka przypomina przyspieszony kurs z ćwierćwiecza historii kulturowej Wielkiej Brytanii, przy czym jest to crash course nietypowy, bo zdecydowanie więcej w nim pytań niż odpowiedzi. Jeśli ktoś liczy na jednoznaczną replikę na tytułowe pytanie, mocno się zawiedzie. I słusznie, bowiem, w przeciwieństwie do medialnych ekspertów, autor na wstępie przyznaje, że nie da się takowej odnaleźć. Zamiast tego otrzymujemy mozaikowy obraz kraju w stanie coraz słabiej kontrolowanego dryfu – niezdecydowanego co do swojej politycznej tożsamości, paranoidalnie nieufnego w stosunku do kontynentu (przy jednoczesnej fascynacji jego kulturą), instrumentalnego wobec eurointegracji i naiwnie utopijnego względem własnej insularności. Oprócz tego odnajdziemy w „Obliczach…” analizę mentalności wypływającej z tego rozchwiania, opartej na sprzężeniu pragmatyzmu i odrealnienia, merytokracji i hierarchiczności, kosmopolityzmu i hermetyczności.
Książce dobrze służy fakt, że powyższą mozaikę Rosiak układa niespiesznie – zamiast okolicznościowego tekstu „zadaniowego”, mamy w „Obliczach…” do czynienia z tyleż rzetelnym, co wysmakowanym reportażem korespondenckim: wypadkową wieloletniej praktyki dziennikarskiej autora na Wyspach oraz podszytej subtelnym poczuciem humoru anglofilii. Kagańcem dla sympatii wobec przedmiotu reporterskich dociekań jest idiosynkratyczny na tle polskiej szkoły reportażu styl. Rosiak pisze o Brytyjczykach głosem dostrojonym do tematu, wprawnie posługując się ironią i niedopowiedzeniem – życzliwość względem opisywanej rzeczywistości nie jest równoznaczna z immunitetem na kpiarski przytyk czy złośliwą puentę. Podobnie jak w „Ziarnie i krwi” czy „Biało-czerwonym”, serdeczność autora względem rozmówcy i kontekstu nie hamuje jego satyrycznego zacięcia (z pożytkiem i przyjemnością dla czytelnika) czy to wobec nieudolnej mimikry klasy wyższej przez brytyjskie błękitne kołnierzyki, czy to w przypadku tabunów turystów buszujących po potiomkinowskiej wiosce Notting Hill. Splot trzeźwej ironii i autentycznej fascynacji Wyspami przydaje „Obliczom…” „angielskiego” sznytu, a jednocześnie pozwala autorowi trafnie rozpoznać bolączki trawiące Wielką Brytanię na przestrzeni ostatnich dwudziestu pięciu lat.
Książka podzielona jest na dwie części, które zawierają odpowiednio: reportaże z okresu Blairowskiego oraz teksty analizujące zmiany na tle politycznym i społeczno-kulturowym w Wielkiej Brytanii po kryzysie finansowym z 2008 roku z naciskiem na okres okołobrexitowy. Kolejne rozdziały – skonstruowane zgodnie z (brytyjską, a jakże) empiryczną zasadą indukcji, zgodnie z którą indywidualna historia krok po kroku prowadzi w stronę rozważań natury ogólnej – poświęcone są szeregowi rozmaitej wagi zagadnień: od społecznych kodów grzeczności, przez brytyjską kulturę popularną, aktywizm społeczny, po konflikty klasowe, wzloty i upadki myślenia izolacjonistycznego, zadyszkę państwa opiekuńczego, dwubiegunową relację Albionu z Europą, manipulowanie preferencjami wyborczymi za pomocą big data, marazm brytyjskich elit politycznych, wreszcie migracje, migrantów, politykę migracyjną i kluczowy dla wyniku niesławnego referendum sposób, w jaki zarządzano lękiem przed migrantami w angielskich mediach.
O ile zagadnienia poruszane w pierwszej części „Oblicz…” zaciekawią przede wszystkim osoby zainteresowane kulturową historią Brytanii z czasów New Labour, o tyle najmocniejszą stroną książki w świetle nieprzyjemnej perspektywy twardego brexitu będą rozdziały poświęcone ostatnim z wyżej wymienionych kwestii, składające się na drugą część reportażu. Zakładając za licznymi analitykami, że sukces kampanii „Leave!” nieodłącznie wiązał się z kwestiami okołomigracyjnymi, autor „Oblicz…” chłodno i wszechstronnie roztrząsa zmieniający się na przestrzeni lat charakter migracji do Wielkiej Brytanii oraz wpływ medialnych reprezentacji tego fenomenu na brytyjskie życie polityczne. Od powojennego kontrataku byłego Imperium, po unijne migracje postakcesyjne z Europy Wschodniej; od niedoskonałości polityki integracyjnej, po paranoidalne wizje Anglii jako „Londonistanu” (do zapowiadanej półżartem w „Szatańskich wersetach” „tropikalizacji” Londynu, wbrew obawom angielskiego interioru, dojdzie prędzej dosłownie niż w przenośni). Lektura „Oblicz…” świetnie uzmysławia, dlaczego możliwy jest bashing Rumunów i Bułgarów (wcześniej Polaków i Litwinów) oraz skąd się bierze tak irytująca dla Wschodnioeuropejczyków wstrzemięźliwość w krytyce radykalizmu islamskiego na Wyspach, w kraju, który bądź co bądź wydał przecież ostatnimi czasy tak żarliwych krytyków religii, jak Christopher Hitchens, Richard Dawkins czy Stephen Fry.
Podpowiedź: political correctness, przy czym, biorąc pod lupę brytyjski wariant poprawności politycznej, Rosiak unika dydaktycznego moralizatorstwa – interesuje go przede wszystkim sam mechanizm oraz określające go przesłanki, choć nie stroni od nasuwających się z tych obserwacji wniosków (obudowanych żywopłotem uszczypliwości). Analiza poprawności politycznej na różnych poziomach brytyjskiej sfery publicznej obnaża jej przeciwskuteczność. Sublimacja debaty społecznej okazuje się z perspektywy czasu pozorna, a jej efekty uboczne – poprawnościowy appeasement i kumulacja resentymentu, który swoje ujście znajduje w postaci zastępczych kozłów ofiarnych oraz paradoksalnie namnaża tendencje radykalne – trwałe i trudne do wyrugowania. Procesy te odbijają się negatywnie zarówno na stosunkach między społecznymi aktorami (coraz głębiej okopanymi na swoich pozycjach i coraz mniej skorymi do ich opuszczenia), jak i na jakości samych przekazów medialnych, w których rzetelne doniesienia ustąpiły miejsca chwytliwym soundbite’om.
Wiadomości jako samospełniające się proroctwo i codzienna iteracja polityki tożsamościowej? Jako były pracownik polskiej sekcji BBC i brytyjski korespondent polskich tygodników, Rosiak przenikliwie opisuje redukcjonizm wyspiarskich mediów zarówno w skali mikro (świetna analiza tożsamościowych relacji z pożaru wieżowca Grenfell Tower), jak i makro (przegląd rozlicznych porażek polityki zarządzania strachem: przed recesją, dzieciobójcami, Brukselą, niekontrolowaną migracją). Z tej analizy wyłania się obraz społeczeństwa pogrążonego w głębokiej (n)eurozie, zarządzanego przez równie niekonsekwentne elity, które o losach kraju decydują w atmosferze paniki moralnej i nierzadko wbrew swoim przekonaniom (casus Camerona i May).
„Dlaczego – trafnie pyta Rosiak – konserwatyści przeszli ewolucję, której kulminacją stała się programowa niechęć do integracji europejskiej, a laburzyści, mimo przygniatającej przewagi w Izbie Gmin na przełomie wieków, bali się przyspieszyć brytyjski marsz ku Europie?”. Między innymi dlatego, że jak pokazuje autor „Oblicz…”, polityczny establishment zastąpił ogląd rzeczywistości jej zaklinaniem, politykę wizji – polityką sondaży, postulaty ekonomiczne – wolnościowymi, a idealizm – spin doctoringiem w służbie kapitału. Dopisane przez Rosiaka po latach post scriptum do historii Blairowskiej „cool Britannii” dojmująco obnaża podatność postpolityki na wrogie przejęcie, a także wyłaniającą się z niego perspektywę Brytanii à rebours – małostkowej, pozbawionej poczucia humoru, za to z silnym genem autodestrukcji.
O ile książka Dariusza Rosiaka celnie diagnozuje farsowność brexitu jako nowego otwarcia w brytyjskiej polityce, o tyle „Głosy” Winnickiej i Sturisa – z zachowaniem wszelkich proporcji – opisują fiasko działań zainspirowanych morderstwem, w którym wielu upatrywało potencjału założycielskiego na poziomie społeczności lokalnej. Mowa oczywiście o głośnej zbrodni popełnionej w 2011 roku przez polskiego imigranta na wyspie Jersey – największej spośród Wysp Normandzkich – czy też Channel Islands, bo tak nazywają je Brytyjczycy, eufemistycznie podkreślając status archipelagu jako dependencji Korony.
Chociaż nominalnie „Głosy” są reportażem kryminalnym, autorom udało się, pomimo ograniczeń wynikających z wybranej konwencji gatunkowej, nakreślić przekonujący szkic społeczeństwa wyspy, które tworzą z jednej strony hermetyczne elity – złożone z zatrudnionych w prestiżowych sektorach gospodarki lokalsów oraz co wytrwalszych migrantów, którzy do wspólnoty wybranych dołączyli po wytrwałej walce ze zniechęcającą do stałego pobytu legislacją imigracyjną – z drugiej zaś odizolowani od nich migranci zatrudnieni w sektorze prac sezonowych. Z tej perspektywy, „Głosy” można czytać jako uzupełnienie tryptyku o polskiej emigracji na Wyspy (po „Londyńczykach” i „Angolach” Winnickiej) bądź kolejny epizod reportażu o mikrospołecznościach insularnych satelitów Wielkiej Brytanii („Gdziekolwiek mnie rzucisz” Sturisa). Poszerzenie stanowiącej główny wątek „Głosów” kryminalnej wiwisekcji o obecną we wcześniejszych książkach agendę polityczno-społeczną wzmacnia wydźwięk reporterskiego debiutu Winnicka–Sturis – zamiast tabloidowego whodunnit-and-why otrzymujemy Polish tragedy: historia Damiana Rzeszowskiego jest przyczynkiem do opowieści o rewersie emigracyjnego sukcesu, uzupełnionej o studium przypadku przemocowej męskości z majaczącym w tle sztafażem neofeudalnego kapitalizmu.
Neofeudalnego, bo z reportażu Winnickiej i Sturisa wyłania się obraz Jersey jako endemicznego systemu społecznego, który bezpośrednio z etapu społeczeństwa agrarnego wkroczył w kapitalizm ery postindustrialnej, swoją gospodarkę opierając na usługach finansowych, turystyce i rolnictwie. Fasada sielskiego krajobrazu – wiejskie landszafty z ponadnormatywnie mlecznymi krowami i chronionymi znakiem handlowym ziemniakami, spektakularna linia brzegowa i uganiający się za wysokimi falami surferzy – skrywa ciemne strony wyspy. Jersey to nie tylko przydrożne honesty boxes wypełnione lokalnymi ziemniakami, ale także wykopujący je za minimalną stawkę migranci, którzy mieszkają w wieloosobowych barakach, często bez odpowiedniej jakości zaplecza sanitarnego. To wyposażony w coraz bardziej wymyślne instrumenty finansowe raj podatkowy, ochoczo rozdający rezydentury bogatym i utrudniający ich otrzymanie mniej zamożnym. Marginalny status wyspy – usytuowanej na politycznym i geograficznym uboczu – przynosi wiele korzyści i pozwala zamiatać niewygodne kwestie pod dywan (od współpracy z nazistami podczas II wojny światowej, przez pedofilię w sierocińcach, po nieprzejrzysty system polityczny i nieadekwatne służby społeczne). Fuzja polityki, finansów i prasy gwarantuje wielopoziomową hermetyczność wyspy: wobec świata zewnętrznego, instytucji nadzoru finansowego, wreszcie przybywających na Jersey migrantów ekonomicznych z Europy Południowej i Wschodniej (którzy w większości szybko dostosowują się do reguł gry).
Bariera językowa, przeszkody prawne, mozół pracy i jej niestabilność (na Jersey nie ma związków zawodowych), drożyzna, poczucie izolacji społecznej – oprócz podziałów na swoich i obcych, wynikających z wsobnej mentalności wyspy, tak zwanej Jersey way, autorzy odmalowują pęknięcie polskiej diaspory, podzielonej na mniej liczną grupę zintegrowanych z lokalną społecznością białych i błękitnych kołnierzyków oraz zatrudnionych w rolnictwie, niezintegrowanych pracowników sezonowych – wszystko to, w połączeniu z niedostatkiem instytucji pomocowych i ciśnieniem na emigracyjny sukces, oznacza podwyższony poziom niepewności zawodowej i frustracji życiowej wśród jerseyańskich migrantów. Ich sytuację pogarsza brak odpowiedniego wsparcia psychologicznego, które pozwoliłaby w porę zaadresować kumulujące się napięcia. W rezultacie, piszą Winnicka i Sturis, „dla wielu polskich obywateli przebywanie na tej wyspie to siedzenie na beczce prochu”.
Beczka wybuchła w 2011 roku, kiedy Damian Rzeszowski zabił sześć osób, w tym swoją żonę i dzieci. Autorzy „Głosów” próbują wyjaśnić motywy, którymi kierował się zabójca, jednocześnie zaś opisują społeczną i medialną recepcję zbrodni na przestrzeni czasu. Zbrodni o tyle nietypowej, że popełnił ją przedstawiciel grupy „zintegrowanej” ze społecznością Jersey – dobrze opłacany pracownik budowlany, który dopiero co wrócił z rodziną z wakacji w Polsce.
Co ciekawe, Rzeszowski nie był typowym przedstawicielem sezonowej emigracji „ziemniaczanej”, nie nadużywał alkoholu i nie wykazywał skłonności do przemocy. Przeprowadzona przez autorów szczegółowa rekonstrukcja zabójstwa i postępowania sądowego pokazuje jednak, że społeczny wizerunek Rzeszowskiego był równie fasadowy, co wizerunek wyspy, na której zamieszkał. Z analizy blisko siedemdziesięciu godzin nagrań sądowych, rozmów ze świadkami, rodziną żony zabójcy oraz biegłymi psychiatrami, powołanymi na świadków w procesie, wyłania się obraz człowieka zawieszonego między dwoma krajami, nieprzystosowanego do emigracyjnej rzeczywistości oraz wymogów kastowego społeczeństwa wielokulturowego; mężczyzny zaborczego, o skłonnościach depresyjnych, nie potrafiącego sprostać wygórowanym oczekiwaniom rodziny i systemu, który pozostawił go samemu sobie. (Nie przepracowawszy na wyspie wymaganych pięciu lat, Rzeszowski nie posiadał statusu rezydenta i nie kwalifikował się do pomocy społecznej – inna sprawa, czy próbowałby z takowej skorzystać.)
Najciekawsza w „Głosach” wydaje się jednak nie tyle sama rekonstrukcja zbrodni i zaburzeń, na jakie miał cierpieć Rzeszowski – autorzy w oparciu o sądowe ekspertyzy roztrząsają, czy był on raczej niepoczytalnym typem depresyjnym z objawami psychozy, czy też sfrustrowanym, nadwrażliwym mężem-przemocowcem, obsesyjnie kontrolującym najbliższe otoczenie – ile to, co proces Rzeszowskiego mówi nam o umowie społecznej na Jersey oraz na ile skuteczny okazał się spodziewany wpływ rozprawy na ułomną legislację i system pomocy społecznej na wyspie.
Zastrzeżenia autorów budzą zarówno same kompetencje sądowych decydentów (wyrok wydany zostaje na podstawie głosowania ławników bez właściwych kwalifikacji prawniczych czy medycznych), jak i stanowiące ich podstawę ekspertyzy. Zamiast prezentacji medycznych faktów, tabun psychiatrów robi wszystko, by uwiarygodnić najbardziej choćby nieprawdopodobne diagnozy, przez co ekspertyzy biegłych przypominają karykaturalną kłótnię nieznoszących sprzeciwu samców alfa. „Wchodzimy w rolę bardziej zaangażowaną, antagonistyczną, przeciwną do tej, która jest nam przypisana. Zależy nam, by przekonać do swoich racji, by wpłynąć na rozstrzygnięcia” – przyznaje jeden z biegłych.
Podobnie wątpliwa okazuje się próba instrumentalizacji zbrodni przez jerseyańską i brytyjską prasę, która potraktowała wydarzenie w kategorii clickbaitu, preparując doniesienia o tragedii zgodnie z linią ideologiczną danego tytułu. Zamiast rzetelnej relacji – ograne figury wsteczniackiego imigranta i puszczalskiej żony, podszyte eksternalizacją i suprematyzmem kulturowym. Autorzy analizują też doraźne starania miejscowych decydentów, którzy przyciśnięci do muru przez straumatyzowaną społeczność, podjęli poniewczasie niewygodny temat przemocy domowej, powołując departament pomagający ofiarom, przy czym ze względu na brak szerokiej reformy prawa pobytowego pomoc świadczona imigrantom pozostaje mocno ograniczona. Powierzchowny charakter zmian i naskórkowość debaty publicznej, która przycichła równie szybko, jak się rozpoczęła, sprawiły, że głównymi beneficjentami pokłosia sprawy Rzeszowskiego okazali się biegli sądowi oraz prokurator i obrońca, dla których proces był trampoliną do dalszej kariery. Bez wyjątku mężczyźni. Jeśli chodzi o imigrantki – jak pokazują statystyki przytoczone przez Winnicką i Sturisa, nadal giną. A więc „Jersey way” all the way. Innymi słowy, déjà vu…
Dariusz Rosiak, „Oblicza Wielkiej Brytanii. Skąd się wziął brexit i inne historie o wyspiarzach”
Czarne
Wołowiec 2018
Ewa Winnicka, Dionis Sturis, „Głosy. Co się zdarzyło na wyspie Jersey”
Czarne
Wołowiec 2019