Archiwum
20.06.2016

Wszystko będzie dobrze

Maciej Bogdański
Film

Pomarańczowe światło pustynnych pejzaży Afganistanu i błękitna poświata nowoczesnego duńskiego miasta. Pozornie niezwiązane ze sobą przestrzenie – pierwsza owładnięta niekończącym się konfliktem zbrojnym, druga ciesząca się spokojnym, powolnym życiem w dobrobycie. Między tymi dwoma sprzecznościami zbudowany jest nowy obraz Tobiasa Lindholma – „Wojna”. Tytuł to niejednoznaczny i świetnie oddający główne założenie produkcji: zbudowanie pozornie prostej, nie raz przedstawianej już w kinie sytuacji i zaburzenia jej niejednoznacznymi kontekstami. Zdystansowana, surowa skandynawska estetyka idzie tu w parze z charakterystycznymi dla amerykańskiej kinematografii motywami i znajomym konfliktem centralnym. Film wojenny bez wszechogarniającego patosu, nadmiernego politykowania i pustych, pseudobohaterskich wyczynów? Zdecydowanie tak. „Wojnę” najłatwiej porównać do „Ścieżek chwały” Stanleya Kubricka – cierpliwej, powolnej historii osadzonej w kontekście konfrontacji zbrojnej, zawierającej również elementy dramatu sądowego. Tak poruszającego reprezentanta gatunku filmów wojennych nie widzieliśmy w kinach od bardzo dawna.

Lindholm, tak samo jak przy poprzednim filmie, wpasowuje się w tematykę bliską hollywoodzkim produkcjom. Tak jak świetne „Porwanie” stanowiło europejską odpowiedź na porządnego, ale mocno uproszczonego „Kapitana Phillipsa” Paula Greengrassa, tak „Wojna” zdaje się przeobrażoną wersją „Snajpera” Clinta Eastwooda, pozbawioną scen przypominających gry komputerowe. Claus Pedersen to duński sierżant, stacjonujący przy niewielkim, afgańskim miasteczku. Głównym zadaniem jego oddziału jest obrona ludności cywilnej przed talibami. Po niefortunnej śmierci jednego ze swoich żołnierzy decyduje się bardziej zaangażować w pracę oddziału i coraz częściej wybiera się z nimi na piesze patrole. W domu na sierżanta czeka żona, Maria, opiekująca się trójką ich dzieci. I tak trudna do utrzymania równowaga między obowiązkami wobec państwa a obowiązkami wobec własnej rodziny skomplikuje się jeszcze bardziej, gdy Claus podczas jednej z potyczek będzie musiał w ferworze bitwy podjąć decyzję wpływającą na życie wielu postronnych osób.

„Wojna” to film wykonany z przykładną starannością, której często brakuje nawet w posiadających znacznie większy budżet produkcjach. Lindholm zaczyna od precyzyjnego scenariusza; świetnie zestawia pozornie niezwiązane, ale zadziwiająco podobne sceny afgańskie i duńskie, długo i cierpliwie buduje portrety psychologiczne postaci, wstrzymuje się, jeśli chodzi o przesadnie emocjonalne sceny i nachalny symbolizm, a przede wszystkim przez prawie połowę seansu ukrywa przed widzem główny konflikt, pozwalając historii rozwijać się własnym tempem. Scenariusz znajduje świetny balans pomiędzy męczącą, linijkową precyzją a utrudniającym odczyt myśli przewodniej chaosem, przez co pomimo niespiesznego tempa, trudno się na „Wojnie” nudzić. Na równie wysokim poziomie stoi wykonanie techniczne – statyczne kadry nietypowo wykorzystują drugi plan, często stosuje się dualistyczny podział przestrzeni, a zmieniająca się kolorystyka stanowi równie ważne źródło informacji o postaciach, co same dialogi. Dodając do tego stonowane, unikające szarży aktorstwo i charakterystyczne, pozbawione efekciarstwa sceny batalistyczne, trudno filmowi Lindholma cokolwiek zarzucić pod względem samej formy. Dopracowując ją do perfekcji, reżyser umożliwia sobie dalsze poszukiwania w rejonie treści, naturalnym rytmem wysuwającej się na pierwszy plan.

Chociaż dla polskiego odbiorcy może być to pojęcie problematyczne, trudno nazwać uczucie towarzyszące odbiorowi „Wojny” inaczej niż „moralnym niepokojem”. Reżyser zestawia ze sobą pozornie oczywiste tezy, by chwilę później skonfrontować je z rzeczywistością i zaburzyć opinię widza niepewnością. Polityczny kontekst wydaje się niemożliwy do ominięcia, ale odwołania do niego są sporadyczne i subtelne, a twórcy wolą pozostawać przy personalnych, ludzkich problemach i wątpliwościach. Nie ma tutaj jednoznacznie negatywnych postaci czy odgórnie złych postaw i przekonań, a koniec końców wszyscy muszą spojrzeć na swoje czyny z innej perspektywy. Moralna ambiwalencja potęgowana jest przez wszechogarniającą skandynawską przyzwoitość – wszyscy, nawet kiedy reprezentują odmienne strony konfliktu, są dla siebie nieznośnie mili. Dzięki temu dobitność sytuacji, paradoksalnie, staje się jeszcze bardziej dotkliwa; dobre obyczaje zachodniej cywilizacji, jej tolerancja i sprawiedliwość wcale nie bronią przed ciemną stroną ludzkiej natury, a kultura pozostaje bezsilna wobec najbardziej palących problemów etycznych. Przez to problemy po duńskiej stronie filmu nie wydają się wcale odcięte od wojennych potyczek w Afganistanie – w obu wypadkach wymagana jest przede wszystkim umiejętność wzięcia odpowiedzialności za własne czyny i zdolność działania pod presją ekstremalnej sytuacji. Gdy te dwa wątki łączą się w jeden, dzieje się to zupełnie naturalnie. W końcu po obu stronach znajdują się ludzie, którzy próbują po prostu postępować w zgodzie z własnymi zasadami.

Ten, kto będzie próbował znaleźć w „Wojnie” pocieszającą refleksję na temat odpowiedzialności w obliczu ekstremalnej sytuacji czy dowód wiary w ludzką godność jako wartość ponad wszelkimi podziałami, wyjdzie z kina zawiedziony. Na niektóre pytania nigdy nie znajduje się odpowiedzi, a pewnych błędów, bez względu na okoliczności ich popełnienia, nie da się naprawić. Bohaterowie pozostają niemal boleśnie ludzcy – nie wpadają w żadne filmowe stereotypy, które zapewne uratowałyby ich przed koniecznością zmierzenia się z traumatycznymi przeżyciami; nie czeka na nich konkretne, jednoznaczne zakończenie, sygnalizujące sukces lub porażkę. Życie toczy się dalej, a z niektórymi wydarzeniami trzeba po prostu nauczyć się żyć. Podczas jednej ze scen wojennych widzimy żołnierza podchodzącego do skulonego pod ścianą kolegi, przeżywającego atak paniki. Mężczyzna schyla się i ze spokojem mówi, podczas gdy naokoło słychać jedynie huk eksplozji i świst przelatujących pocisków: „Nie martw się. Wszystko będzie dobrze”. Lindholm nie oszukuje w ten sposób widza – nie próbuje udowadniać, że to stwierdzenie jest czymś więcej niż tylko pustym pocieszeniem, które nie ma żadnego prawa funkcjonować w tak skomplikowanym świecie. Podkreśla za to znaczenie ludzkiego współczucia; prostego wyciągnięcia ręki do kogoś w potrzebie. Naszej rzeczywistości najpewniej nie da się naprawić, ale w obliczu klęski może to jedyne, co możemy zrobić. Nieważne, w jakiej wojnie bierzemy akurat udział.

„Wojna”
reż. Tobias Lindholm
premiera: 10.06.2016

alt