Archiwum
22.11.2013

Wszyscy jesteśmy mamą Madzi?

Maria Magdalena Beszterda
Teatr

„A Polska Matka, wiadomo, nie umiera ot, tak sobie, tylko wstępuje do nieba. Normalnie bez biletu, na cwaniaka, siada na odkurzacz okrakiem i pędzi na samą górę. Tam przybija piątkę z Maryją i leci zmywać naczynia po ostatniej wieczerzy”
S. Chutnik, Kieszonkowy atlas kobiet”

1.
Historia banalna, historia, jakich wiele. Ot, niechciana ciąża osiemnastolatki. W zasadzie tu moglibyśmy zakończyć opowieść. Szok matczyny, wstyd i konieczność sprostania sytuacji. Właściwie banał. Kwaśne mleko nie nakarmi. Kwaśne winogrona to przedwczesne owoce sytuacji. Kwaśne mleko, mleko chybione z definicji.

2.
Alina, Alicja, Amelka – imiona kolejnych kobiecych pokoleń to wyliczanka dziedzicznej niezdolności do mądrego kochania. Babka, matka, córka. Gotowanie, prasowanie, całe to machinalne krzątactwo, wpajane dziewczynkom od dziecka, nie zastąpi dialogu. A system w postaci państwa i straumatyzowanych doradzających krewnych nie jest w stanie zastąpić mądrego macierzyństwa. Kotlety schabowe wybawiają od chwili refleksji, można się osadzić w konkrecie, wystukać rytm banalności.

3.
System uosabia Podstawowa Komórka Społeczna, mężczyzna pół na pół hybrydyczny. Z jednej strony, kobieta, z drugiej – mężczyzna, z tyłu niemowlę (wybitna rola Andrzeja Szubskiego!). Mieszanina niejednorodna. Oprócz hierarchii ufundowanej przez Państwo, której jest przedstawicielem, istnieje także jako katolicki przesąd. Co ciekawe, i co zostaje ukazane w spektaklu, w momencie zajścia w ciążę brzuch staje się przywłaszczoną częścią przestrzeni publicznej. Można go dotykać, pytać, kiedy rozwiązanie, bratać się przy piaskownicy. Z jakiś przyczyn brzuch jest wspólną sprawą. W spektaklu Maliny Prześlugi fizjologiczna macierzyństwo ma tylko jedną odsłonę: dziecko to smarki, kał i śluz – żadna tam metafizyka. To nieuchronnie czujące mięso. Biologia jest bliżej człowieka niż idee – „wodniste substytuty krwi” (jak swego czasu pisał Marcin Świetlicki). Ani społeczeństwo, ani religia nie są w stanie dostarczyć języka do opisu tej sytuacji. Przemysł ufundowany na kompulsywnym nabywaniu macierzyńskich gadżetów: śpioszków, zasypek, odżywek osacza. I węzeł tragiczny zacieśnia się nieuchronnie.

4.
Młoda dziewczyna nie odnajduje w sobie „genu Matki Polki”. Czuje, że przez swój odmienny stan traci tożsamość. Wykrzykuje boleśnie: „Matki nie są ludźmi. Nie są kobietami. Jestem w połowie procesu przeobrażania. Za chwilę nie będę miała piersi, tylko beczki z kwaśnym mlekiem. Za chwilę nie będę miała brzucha, tylko wór po dziecku. Ani snu. Ani radości”. Zostaje pozostawiana sama sobie. Wymóg sprostania bogoojczyźnianej koncepcji polskiego macierzyństwa jest (o)presją. Ojciec dziecka to wielki nieobecny. Nie pojawia się w sztuce, jest pustym pojęciem, podczas ślubu jego kwestie wypowiada Alina. Matka Amelki zostaje wtrącona w poczucie winy, bo ośmiela się upomnieć o swoją jednostkowość. W przejmującej rozmowie z Podstawową Komórką Społeczną zadaje pytanie: „Czy moje dziecko będzie szczęśliwe?”, jedyną odpowiedzią jest fraza: „A czy odkurzyłaś wszędzie, dokładnie, za szafą i łóżkiem?”.

5.
Zabicie swojego dziecka staje się tu próbą uśmiercenia siebie, cofnięcia czasu, oszukania konsekwencji, odzyskania niewinności. Zostaje to pokazane bez nachalności i epatowania grozą. Punkt ciężkości zostaje przeniesiony z morderstwa na konieczność życia post factum. Inaczej, niż gdy po słynnym morderstwie Madzi żądna krwi gawiedź skupiła się na piętnowaniu zwyrodniałej matki, a nie na przyczynach i skutkach tego wydarzenia. Ufundowany na taniej sensacji przemysł medialny wyeksploatował wątek do cna. Vox populi słyszalny na forach internetowych był radykalny. Trzeba pozbyć się niewygodnej prawdy o realiach naszego kraju. Trzeba osądzić kobietę, która nie sprostała swojemu zadaniu. Oczyścić się za sprawą eliminacji, wykluczenia kozła ofiarnego.

6.
Sztuka Maliny Prześlugi nie miała być mową obrończą w procesie Katarzyny W. (której, nawiasem mówiąc, największym aktorem był Wybawca – okazjonalny mąż stanu, detektyw Rutkowski). To luźne nawiązanie do historii, którą żyła swego czasu cała Polska. Historii, w której każdy czuł się nagle moralistą i etykiem. Nieświadomy tego, że bluzgając i retorycznie stawiając tę kobietę pod pręgierzem, tak naprawdę dalej szerzy zło. „Kwaśne mleko” pod koniec traci nieco na swej dynamice. Ale pytanie: „Unde malum?” pobrzmiewa jeszcze długo w myślach widzów. Nie bądźcie bezpieczni – zdaje się mówić Prześluga – to warunki i sytuacja są odpowiedzialne za nasze postępowanie. Wszyscy mogliśmy być mamą Madzi. Albo po prostu wystarczy rozejrzeć się wokół siebie. „Gdzie wyście, kurwa, byli?” krzyczy Alina. No właśnie, gdzie?

Malina Prześluga, „Kwaśne mleko”
reżyseria: Ula Kijak
scenografia i kostiumy:  Dominika Skaza
muzyka:  Maria Rumińska
prapremiera: 10.11.2013

alt
Fot.Joanna Siercha