Archiwum
08.06.2015

Własne skrzydła

Maciej Bogdański
Film

Wielki wygrany ostatnich Nowych Horyzontów w końcu pojawił się w polskich kinach. Mimo długiego oczekiwania na premierę, jakie zaserwowali nam dystrybutorzy, „Biały cień” nadal ma w sobie potencjał, aby zaskoczyć widownię przyzwyczajoną do schematycznej budowy filmów, które podejmują ważne, aktualne tematy. Noaz Deshe ucieka jak może od skostniałych konwencji opowiadania o społecznych problemach – jego fabularny debiut pełen jest przestrzeni, wizyjności, nieskrępowanej pasji tworzenia, a przy tym nie traci kontaktu z rzeczywistością.

Artystyczna wirtuozeria i eksperymentalny charakter całości mimo wszystko zbudowane są na mocnej podstawie współczesnej problematyki, która chociaż pozostaje egzotyczna dla europejskiego odbiorcy, mocno przemawia do wyobraźni i nie pozwala na obojętność. Wciąż powszechny w krajach wschodnioafrykańskich szamanizm zakłada, że niektóre części ciała albinosów posiadają magiczne właściwości. Znachorzy skłonni są płacić za nie ogromne kwoty, często wielokrotnie przekraczające średnie roczne zarobki przeciętnego obywatela. Mimo coraz większej świadomości występowania tego zjawiska i ingerencji rządów zagranicznych państw, każdego roku wciąż dokonuje się wielu morderstw na dotkniętych albinizmem członkach afrykańskich społeczeństw.

Wątek ten pozostaje głównym nośnikiem dramaturgii i politycznego wydźwięku całości. Reżyser jednak w pełni korzysta z możliwości oferowanych przez film fabularny i próbuje się odciąć od typowo dokumentalistycznego podejścia (reportaże na ten temat powstawały już zresztą wcześniej; najbardziej znany, stworzony przez stację BBC, posłużył za inspirację „Białego cienia”). Deshe stawia przede wszystkim na subiektywizację perspektywy i stworzenie wyrazistych postaci, unikając za to suchych faktów, chociażby podania nazwy państwa, w którym rozgrywa się akcja. Główny bohater, albinos Alias, to nasz przewodnik po dzikim i nieokiełznanym kontynencie, pełnym przemocy i rasizmu, ale także niewysłowionego piękna natury. Razem z nim będziemy czuli izolację, niemoc ucieczki od nieludzkich zasad społecznych, klaustrofobię gęsto zaludnionych, brudnych miast, w których odbijają się echa zachodniej cywilizacji. Wpływy amerykańskiej kultury, które Deshe specjalnie akcentuje w swoim filmie, dobrze wyrażają dwoistość afrykańskiego społeczeństwa, zawieszonego pomiędzy plemiennymi tradycjami a pogonią za nowoczesnością; powracające nazwisko Baracka Obamy brzmi ironicznie w kontekście wydarzeń rozgrywających się na ulicach. Sama fabuła wydaje się prosta, ale sposób jej przedstawienia z sukcesem ucieka od filmowych konwencji. Można znaleźć tutaj elementy kina sensacyjnego, kina drogi, a także filmowego surrealizmu, jednak reżyser rezygnuje z oczywistych rozwiązań i gatunkowości, tworząc dzieło, które na poziomie odbioru bliższe jest awangardowym dokonaniom Carlosa Reygadasa niż większości reprezentantów kina społecznego zaangażowania.

Z zamierzoną dwoistością idealnie współgra nietypowa forma. Sceny w wioskach i miastach kręcone są kamerą z ręki, z przewagą długich i dynamicznych ujęć. Rozedrgane kadry wzmagają poczucie autentyczności, zbliżając nas także do bohaterów, pokazywanych często w ekstremalnie bliskich planach. Co ciekawe, nieuniknione z uwagi na temat sceny przemocy nie epatują przesadną brutalnością; zamiast skupiać się na fizjologii twórcy akcentują sam akt przemocy, zwracając większą uwagę na jej psychologiczny wymiar. W kontraście do tych surowych elementów, „Biały cień” rozlegle wykorzystuje oniryczność, wyrażającą się najczęściej w spotkaniach Aliasa z jego najlepszym przyjacielem Salumem. Zawieszone gdzieś pomiędzy jawą a snem sekwencje, którymi przetykana jest fabuła, to operatorskie popisy pełne starannie skomponowanych kadrów i nietypowych ruchów kamery z powracającym niczym refren motywem lotu. Przez brak rozgraniczenia realizmu od wizji widz zaczyna mieć wrażenie uczestnictwa w swoistym marzeniu sennym, przeradzającym się często w koszmar, podróży rządzącej się własnymi prawami.

Wątki polityczne i artyzm nie wystarczałyby jednak, by film odpowiednio oddziaływał na emocje. Dla Deshego są więc one jedynie podstawą, na której zbudowana została poruszająca historia inicjacyjna. Alias, wrzucony na siłę w świat dorosłych i dysponujący jedynie naprędce sformułowanymi radami życiowymi od matki, musi się nauczyć funkcjonowania w nieprzyjaznym dla niego świecie. Pierwsza miłość, pierwsza prawdziwa przyjaźń, bunt wobec zastanych reguł – wszystkie te etapy tutaj następują, jednak pod naporem zewnętrznych zagrożeń są spychane na drugi plan. Trudny i bez tego proces dorastania musi zostać przyspieszony, a główny bohater z chłopca bojącego się wyjść nocą z domu z powodu hien musi się przeistoczyć w mężczyznę w pełni odpowiedzialnego za własny los i zdolnego do podejmowania trudnych decyzji moralnych. Wymowny staje się tutaj dialog z początku filmu i opowieść Saluma o lataniu, możliwym nie dzięki zdobyczom technologicznym, ale samopoznaniu i wyobraźni. Aby wznieść się ponad szarą codzienność, należy użyć własnych skrzydeł.

Konfrontacja dziecięcych marzeń z rzeczywistością nie może się skończyć jednoznacznym sukcesem – wszechogarniająca przemoc afrykańskiego kontynentu skutecznie to uniemożliwia. Reżyser mimo wszystko pozostawia swojej widowni nieco nadziei, jednostka bowiem posiada w sobie ogromną siłę, a moc przeciwstawienia się ogółowi i podążania własną drogą pozwala na chociażby krótkotrwałe wzniesienie się ponad ziemię.

„Biały cień”
reż. Noaz Deshe
premiera: 24.04.2015

alt