Do udziału w dokumentalno-partycypacyjnym projekcie „Nothing Is Missing” z 2006 roku Mieke Bal zaprosiła matki, których dzieci zdecydowały się na emigrację. O rozłące, niekiedy na zawsze, o samotności, kompleksach i marzeniach opowiedziały w intymnych rozmowach nagranych przez ich bliskich. Przed wizytami w różnych zakątkach świata artystka zastanawiała się, w jaki sposób może podziękować kobietom za chęć podzielenia się swoimi historiami. Za każdym razem okazywało się, że uczestniczki nie chcą żadnego prezentu, bo największym darem jest dla nich sama rozmowa, możliwość publicznego zaistnienia i zabrania głosu – nawet jeśli ta wypowiedź nie zmieni sytuacji rozłąki z dzieckiem.
Taka performatywna moc pozwolenia na snucie własnej narracji objawiła się także w wielkopolskiej gminie Dopiewo. Jolanta Janiczak, Wiktor Rubin i Cezary Tomaszewski podczas rezydencji w ramach programu „Wielkopolska: Rewolucje”, zrealizowali wraz z mieszkańcami Domu Pomocy Społecznej w Lisówkach projekt z pogranicza spektaklu, wystawy i spotkania, w którym pensjonariusze opowiedzieli swoje historie – czasami świadomie sfikcjonalizowane, zmanipulowane przez niedoskonałą pamięć i upływający czas, siłą sprawczą aktu wyznania przemienione w teatr, muzykę czy inny rodzaj indywidualnej ekspresji. Wydobyli artystyczny potencjał z osób, które być może przeczuwały jego obecność, ale nie miały okazji się o tym przekonać. Udział w projekcie umożliwił im połączenie talentów z najważniejszymi problemami i ich przekład na język sztuki.
DPS w Lisówkach okazał się inspirującym site-specific: miejscem, z którego w sposób naturalny zostały wyprowadzona narracja i dramaturgia. Francuski artysta eksperymentujący ze sztuką partycypacyjną i dokumentalną, Armand Gatti, komentując swój projekt z udziałem pracowników fabryki chemicznej, powiedział, że tworząc tego typu prace, należy albo pozwolić miejscu przemówić, użyć jego języka, albo nie mówić nic. Janiczak, Rubin i Tomaszewski uruchomili język, który nieoczekiwanie okazał się najbardziej naturalny – język baśni.
W ich nastrój wprowadza nie tylko będąca pretekstem do rozmowy z seniorami „Świtezianka”. Baśnie opowiada nie tylko Dobra Wróżka, odczytująca swe wstrząsające wspomnienia. Robi to każdy z uczestników, prowadzący widzów-zwiedzających szlakiem historii wpisanych w przestrzeń domu i wykraczających daleko poza nią, dotyczących spraw codziennych (od wizyty u fryzjera, przez pasje artystyczne, aż po wszechobecność choroby i śmierci) i jednocześnie sięgających wspomnień z młodości oraz planów na najbliższą przyszłość.
Pensjonariusze zawstydzają gości radością życia, pogodą ducha i brakiem skrępowania bez względu na to, czy rozmowa dotyczy najświeższych plotek z życia ośrodka, miłosnych zawirowań, czy przygotowań do ostatniej podróży. To, co szokuje gości, wpędza w zakłopotanie i porusza sferę stabuizowaną (np. „Pusty pokój” pozostawiony po mieszkańcu zmarłym w pierwszych dniach pracy z artystami czy „Pokój pożegnań”, niezmiennie gotowy do spełnienia pożegnalnej funkcji i systematycznie wypełniany czekającymi na swą kolej ubraniami i różańcami), dla gospodarzy jest oswojoną codziennością, zachęcającą do pełnego wykorzystywania każdego momentu życia. Bo „co będzie, pokaże czas”.
Dramaturgia sprawnie konstruowana jest także na napięciu między pogodą ducha seniorów, swobodą i świadomością, z jaką mówią o tym, co przed nimi i dookoła nich, a pewnym skrępowaniem po stronie widzów-słuchaczy. Nie bez znaczenia wydaje się w tym kontekście motyw witalności i sprawności fizycznej, powracający między innymi w „Jeziorze łabędzim”, gdy tancerzem okazuje się mężczyzna na wózku inwalidzkim, prezentujący baletową etiudę w sali gimnastycznej, czy „Ćwiczeniach korekcyjnych” wykonywanych nerwowo przez Jolantę Janiczak na rowerku stacjonarnym w siłowni wyścielonej pieluchami (noszącymi na sobie znamię wszystkich czasów gramatycznych różnych języków). Performatywność narracji polega odtąd także na uruchomieniu platformy konfrontacji każdego z odwiedzających z własnymi lękami, obawami i uprzedzeniami – na zderzeniu zbliżonym do tego, jakie powoduje spotkanie z baśnią, oswajającą to, co nieoswojone i ciemne.
Na trasie spotkań z mieszkańcami znajdują się także przystanki-instalacje, w których seniorzy nie uczestniczą bezpośrednio, ale które tylko pozornie zostały wszczepione przez rezydujących artystów w tkankę ośrodka jak ciało obce, rozsadzające tamtą rzeczywistość czymś zewnętrznym względem niej. Mimo że aranżacje przestrzeni, takich jak „Salon gier”, gdzie piłki i bile zostały zastąpione delikatnymi jajkami, „Pralnia” ze stertą splątanych jednakowych wieszaków na ubrania czy znak „No exit” umieszczony przy jednym z wyjść, mają konceptualny charakter, to wszystkie elementy są spójne z narracjami gospodarzy i razem z nimi budują tematykę pokazu: przemijanie, radość życia, pamięć, nieuchronność śmierci i kwestia zaakceptowania jej jako naturalnej konsekwencji każdego istnienia. Choć praca (podobnie jak jej odbiór) jest wymagająca emocjonalnie i utrudnia wytworzenie intelektualnego dystansu, to artystom-rezydentom udało się nie wpaść w pułapkę aktywizacji lokalnej społeczności jako celu nadrzędnego i jedynego: oprócz tego powołali także do życia wymagający i konsekwentny projekt artystyczny.
Dramaturgia całej wędrówki prowadzi do finałowej sceny weselnej po ślubie, do którego nie doszło z powodu przedwczesnej śmierci narzeczonego. Epizod nieprzypadkowo nosi tytuł „Weselmy się”, ale zamiast toastów na cześć pary młodej, każdy z kilkunastu uczestników rewolucyjnego projektu przypieczętowuje występ krótką wypowiedzią na swój temat – wznosi przy tym radosny toast, afirmujący spokojne i wygodne życie w zaciszu. Nie tylko słodko-gorzki temat przewodni całego pokazu i nostalgiczne piosenki na jego zakończenie nie pozwalają początkowo bezkrytycznie i bez powątpiewania zaakceptować tej wesołości. Jak często w projektach partycypacyjnych, zwłaszcza z udziałem grup w jakikolwiek sposób wykluczonych, niepokój budzą pojawiające się siłą rzeczy pytania o etyczne nadużycie uczestników, a także o tajemnice drzwi, które nie zostały otwarte dla gości. Tym razem jednak chwila rozmowy z mieszkańcami Lisówek, wdzięcznymi za niezwykłą przygodę i szansę zabrania głosu w sprawach dla nich fundamentalnych, odsuwa nieco te obawy. To ich baśń i ich spektakl. To oni są odpowiedzialni za jego performatywną moc.
Jolanta Janiczak, Wiktor Rubin, Cezary Tomaszewski
z udziałem mieszkańców Domu Pomocy Społecznej w Lisówkach
„Jakiż to chłopiec piękny i młody”
w ramach projektu „Wielkopolska: Rewolucje”, którego organizatorem jest Samorząd Województwa Wielkopolskiego
kuratorka: Agata Siwiak
Lisówki, 27–28.06.2014
fot. Urszula Tarasiewicz