„Alpy” Giorgosa Lanthimosa to kolejny goszczący na ekranach polskich kin reprezentant greckiej nowej fali. Nie wywołuje tak mocnego szoku jak poprzedni film reżysera, nominowany do Oscara „Kieł” ani nie zachwyca przemyślaną konstrukcją jak „Attenberg” Athiny Rachel Tsangari. Pomimo niedostatków, trudno uznać go jednak za pozycję niewartą uwagi.
Lanthimos w „Alpach” przygląda się grupie czterech osób parających się dość nietypowym zajęciem. Kilka razy w tygodniu pomagają w przejściu procesu żałoby ludziom, którzy stracili kogoś bliskiego. Ich metoda polega na naśladowaniu zachowań zmarłych, ale aktorami są dość kiepskimi: powtarzają pewne słowa, gesty, zwyczaje, wywołując jednak efekt sztuczności czy wręcz groteski. Chociaż sami członkowie butnie przybierają nazwę Alpy, tłumacząc, że „Alpy mogą zastąpić każde pasmo górskie, ale nic nie zastąpi Alp”, to ich wysiłki są naskórkowe. Grecki reżyser nie poświęca zbyt wiele miejsca postaciom, które korzystają z usług oferowanych przez organizację – bardziej interesuje się faktem, jak odgrywanie innych wpływa na członków Alp.
Zwłaszcza Monte Rosa, grana przez znaną z „Kła” Aggelikę Papoulię, wydaje się mieć problem ze znalezieniem granicy między obowiązkami a własnym życiem. Kobieta próbuje przejąć po trosze osobowości wszystkich zmarłych, które ma naśladować, jakby rekompensując sobie tym jałowość własnej egzystencji. W czasie wolnym od pracy Monte Rosa wchodzi w relacje (głównie erotyczne) z klientami, co jest niezgodne z regulaminem grupy. Jej postępowanie prowokuje pytania: czy praca w Alpach to terapia dla rodzin zmarłych, czy też (a może przede wszystkim) forma autoterapii dla członków grupy? Gdzie leży (i czy w ogóle istnieje) granica między byciem sobą a wcielaniem się w różne role? Czy tożsamość konstruowana jest świadomie przez nas samych? Lanthimos wychodząc od tego nieco surrealistycznego tematu, nie wykorzystuje całej jego intelektualnej złożoności. Porusza wiele ciekawych zagadnień, w które jednak zanadto się nie zagłębia. Niezrozumiałe jest na przykład dlaczego klientów Alp satysfakcjonuje mechaniczna gra członków grupy? Czy na pewno szukają substytutów zmarłych bliskich, czy tylko obecności drugiego człowieka? Niestety Lanthimos nie próbuje dać odpowiedzi na te pytania.
Reżyser wiernie trzyma się estetyki, którą wypracował w „Kle”, ale robi to na sposób bardziej przyswajalny dla masowego odbiorcy. Oczywiście, prześcignięcie poprzedniego dzieła pod względem kontrowersyjności w pokazywania seksu i przemocy było zadaniem karkołomnym i świetnie, że twórca na siłę nie próbował zrobić mocniejszego filmu, bo mógłby przeszarżować. Szkoda jednak, że w „Alpach” trochę brakuje świeżych pomysłów.
Ciekawym zabiegiem jest natomiast chaotyczny montaż scen przez kilkanaście pierwszych minut filmu, przez który widz nie potrafi określić czym tak naprawdę zajmują się członkowie grupy. Gorzej ma się sprawa ze scenariuszem, który miejscami wydaje się niedopracowany. Zdarzają się wprawdzie sceny znakomite, jak ta, w której Mont Blanc udając zmarłą żonę jednego z klientów, mówi, że „czuje się jak w raju”, co natychmiast spotyka się z oburzeniem mężczyzny, żądającego, by mówiła, że „czuje się jak w niebie”. Jednak obok świetnych rozwiązań zdarzają się po prostu nieudolnie zrealizowane, a na niekorzyść filmu działa jego wielowątkowość. Brak tu kondensacji i precyzji znanej z poprzedniego obrazu reżysera, zdarzają się też niewiele wnoszące epizody.
Lanthimos niewątpliwie jeszcze długo będzie musiał mierzyć się z sukcesem „Kła”. Oczekiwania wobec „Alp” były ogromne, i niestety, nie zostały do końca spełnione. Nie oznacza to oczywiście, że powstał film nieudany, a jedynie nieco wtórny i regresywny w stosunku do wcześniejszej twórczości Greka.
„Alpy”
reż. Giorgos Lanthimos
premiera: 24.08.2012
dystrybucja: Against Gravity