Ubrania vintage, wnętrza w stylu shabby chic, muzyczne remiksy, filmowe kontynuacje oraz obsesyjne pragnienie archiwizowania rzeczy – to kondycja naszej teraźniejszości, która nie umie się rozstać z przeszłością. „Żyjemy w słabym momencie dziejowym, w którym nie chcemy niczego radykalnie zakończyć i tym samym przezwyciężyć, dlatego właśnie przeszłość jest w stanie swobodnie powracać w rozmaitych wersjach. Jednocześnie nie chcemy – a być może nie potrafimy – niczego uobecniać, zaczynać całkiem na nowo” – pisze Andrzej Marzec w książce „Widmontologia. Teoria filozoficzna i praktyka artystyczna ponowoczesności”, która jest swoistym przewodnikiem po tej nawiedzonej współczesności i dostarcza narzędzi pozwalających rozpoznawać jej konstrukcję i uwarunkowania.
Potrzeba wypracowania takich narzędzi jest niezwykle istotna, bowiem otaczająca rzeczywistość wymusza zmianę pojęć, ontologicznych podstaw oraz relacji pomiędzy kluczowymi elementami konstytuującymi dzisiejszą kulturę. I tak na przykład opozycja nowe–stare okazuje się bezużyteczna, gdy przychodzi do odczytywania współczesnej sztuki, jej miejsce zajmują pojęcia bardziej płynne, niestawiające ostrych cięć pomiędzy porządkami czasowymi, lecz pozwalające dostrzec nieredukowalne zależności w pozornie odległych zjawiskach i kulturowych fenomenach. Takie rozpoznanie brzmi jednak znajomo dla wszystkich czytelników Jacques’a Derridy, to przecież w końcu zadanie dekonstrukcji, rozmontowującej najbardziej podstawowe narracje o rzeczywistości. Marzec świetnie tematyzuje oswojenie dekonstrukcji w dzisiejszym języku i badaniach nad kulturą – do tego stopnia, że pyta o dalszy potencjał tej metody w świecie, który być może pogrzebał już na zawsze dekonstrukcyjne myślenie, by przejść do kolejnych stadiów refleksji teoretycznej. Status myślenia dekonstrukcyjnego przeczy jednak logice postępu, nigdy bowiem nie było ono czymś jednoznacznie istniejącym żywym, a jako takie nie może zostać uśmiercone.
Dekonstrukcja nigdy nie rościła sobie pretensji do bycia samodzielnym systemem filozoficznym, podobnie jak nie jest nim widmontologia, która ma tylko dostarczyć pewnych pojęć i strategii orientowania się w osobliwej ontologicznie rzeczywistości. „Widma kpią sobie z tożsamości, gdyż mogą ją swobodnie przybierać oraz dowolnie zmieniać, podszywając się pod każdy podmiot, dzięki czemu rozwarstwiają jego granice oraz rozmywają, podważają stabilne do tej pory poczucie własnego istnienia”. W miejsce jednoznacznych podziałów na obecność i to, co nieobecne, widma podstawiają dwuznaczność i niepewność; eksponują fakt, że każda pozorna autonomia podszyta jest zależnością, a zatem ustanowienie precyzyjnych i jasnych granic pomiędzy porządkami czasowymi czy właściwościami podmiotów jest niemożliwe, jak niemożliwe jest jednoznaczne zdefiniowanie samego widma.
„Widmo”, „krypta”, „sekret” – to tylko niektóre z figur zaludniających problematyczną obecnością „Widmontologię”. W książce Marca znajdziemy ich więcej, dzięki czemu po lekturze możemy wypracować pewien kontrsłownik, który pozwala przezwyciężyć dyktat obecności, panujący w zachodniej metafizyce. Każda z tych figur daje możliwość namysłu nad pojęciem podmiotu, który w tym kontekście okazuje się czymś niesamodzielnym, rozwarstwionym i zamieszkałym przez wielość różnych głosów przeszłości, „które posługują się nim, by kontynuować swoje przerwane, niezakończone sprawy”. Taki podmiot występuje wówczas przeciwko wszelkim formom ostateczności, przeczy nastrojom końca i perspektywom ostatecznej zagłady. Sugeruje bowiem, że każdy koniec ma charakter umowny, możliwy do odwrócenia z chwilą, gdy widmo przeszłości znów powróci, by naruszyć pozornie domknięty czas.
Czy to wszystko nie brzmi jednak zbyt teoretycznie? I czy widmowy słownik nie jest wyłącznie kwestią zmiany pewnych pojęć, służących do rozpoznawania rzeczywistości? „Widmontologia” dostarcza wielu przykładów z kultury sugerujących, że nawet jeśli to tylko zmiana pojęć, to jednak bardzo potrzebna. To przykłady z różnych rejestrów kultury – obok mikroanaliz prozy Sebalda pojawiają się tu komentarze do filmów Hanekego, by już po chwili ustąpić miejsca refleksjom o muzyce. Nawet takiej, jaką reprezentuje Boards of Canada. I są to przykłady dyskusyjne, świadomie heterogeniczne, jak heterogeniczny jest sam status widma. Dyskusja z nimi jest konieczna i założona przez autora książki. „Zakończenie jest zatem szczególnym miejscem oczekiwania na innego, który nie pochodzi i nie przychodzi z przyszłości (future), a skrywa się wewnątrz tekstu, gdzieś pomiędzy wierszami, czekając na wywołanie”. Takie podsumowanie jest niezwykle ryzykowne z perspektywy autora, ale to ryzyko jest niezbędne, by propozycja, którą podsuwa czytelnikom Andrzej Marzec, mogła wybrzmieć w wielości innych głosów, skonfrontować się z nimi i zacząć je podszywać. Widmo jest niesamodzielne, a w rzeczywistości, która ostentacyjnie eksponuje zależności pomiędzy najbardziej nawet odległymi rejestrami języków czy poziomów kultury, to właśnie ono pozwala wykształcić taki rodzaj wrażliwości, który zdolny jest uchronić nas przed tak często zgubnym językiem sądów i prawd ostatecznych.
Andrzej Marzec, „Widmontologia. Teoria filozoficzna i praktyka artystyczna ponowoczesności”
Fundacja Bęc Zmiana
Warszawa 2015