1939 – to kombinacja czterech cyfr, która z miejsca uruchamia w polskiej świadomości umieszczane w niej od wczesnych lat szkolnych ujęcia, sceny, fragmenty wierszy oraz przemówień; znana niemal przez wszystkich, związana z tożsamościową, patriotyczną narracją być może w większym stopniu niż daty chrztu Polski, bitwy pod Grunwaldem, pierwszego rozbioru czy odzyskania niepodległości. Gdy Hańba! zdecydowała się zatytułować płytę „1939”, zagwarantowała sobie oczekiwania. Takiego albumu nie da się słuchać niewinnie, neutralnie, bez kontekstu. Możemy spróbować uwolnić się od ikonicznych obrazów, ale nie mamy na to najmniejszych szans. One przecież staną i nocą kolbami w drzwi załomocą.
Hańba!, czyli zbuntowana orkiestra podwórkowa to zespół, który można nazwać grupą rekonstrukcyjną. Poprzez konsekwentną stylizację – obejmującą rodzaj instrumentów, image ulicznych muzykantów, koncertową konferansjerkę, stworzenie fikcyjnej biografii krakowscy muzycy wracali do przeszłości. Przywołując bądź parafrazując teksty między innymi Juliana Tuwima, Władysława Broniewskiego czy Henryka Zbierzchowskiego, wcielali się w bohaterów dwudziestolecia i pokazywali tę epokę jako czas rosnących napięć, niesprawiedliwości społecznej, coraz bardziej agresywnego nacjonalizmu i coraz poważniejszych zewnętrznych zagrożeń. Jednocześnie tak dobierali teksty, by poza historycznym miały one także publicystyczny, współczesny wydźwięk. Choć patrząc z czysto muzycznej perspektywy, ich mieszanka folku z punkiem nie była czymś szczególnie nowatorskim, to w szerszym kontekście przyniosła naprawdę wyjątkową artystyczną jakość. Chyba nikt z wcześniejszych twórców muzycznej popkultury nie zaktualizował w tak swobodny, niekoturnowy sposób słynnego zdania Norwida: „Przeszłość jest to dziś, tylko cokolwiek dalej”.
Gdy Jarosław Szurbrycht uzasadniał przyznanie zespołowi w zeszłym roku Paszportu Polityki, słusznie zauważył, że w przypadku Hańby! rzeczywistość stopniowo doganiała artystyczną wizję. Projekt powstały osiem lat temu z każdym kolejnym rokiem zyskiwał na aktualności – dynamicznie zmieniająca się sytuacja międzynarodowa i krajowa obudziła zapomniane lęki i uprzedzenia, a spory polityczne uległy rekordowemu zaostrzeniu. Nic nie wskazuje na to, żeby ten trend miał się odwrócić. Od 14 stycznia tego roku z narastającym lękiem i poczuciem bezsilności słucha się utworów Hańby! dotyczących zabójstwa prezydenta Narutowicza.
Na „1939” wszystkie wykorzystane wiersze dotyczą wydarzeń jeszcze sprzed wybuchu II wojny światowej. Hańba! postanowiła ułożyć z sześciu utworów skromną antologię ukazującą atmosferę miesięcy poprzedzających wrześniowy wstrząs. Znów udało im się wybrać teksty, którą brzmią niezwykle aktualnie, a jednocześnie przypominają o wydarzeniach często nieobecnych w najpopularniejszych wariantach opowieści o zbliżającej się katastrofie.
Album otwiera piosenka „Płyną okręty” napisana w oparciu o wiersz Władysława Szlengela o sytuacji błąkających się po morzach statków z uchodźcami, którzy wszędzie słyszą hasło: „nie ma miejsc”. Utwór ten zdaje się komentarzem do głośnej w 1939 roku historii transatlantyku „St. Louis”, okrętu, na którym 900 żydowskich emigrantów wydostało się z Niemiec, a następnie nie mogąc (ze względu na zmianę prawa i restrykcyjne kwoty dopuszczalnych azylantów) dobić do portu na Kubie ani w Stanach Zjednoczonych, musiało wrócić do miejsca, z którego wypływało, świętując zakończenie koszmaru. Wkrótce większość pasażerów trafiła do obozów koncentracyjnych.
Co ciekawe, wiersz „Płyną okręty… (Quasi una Fantasia)” został opublikowany w styczniu, pięć miesięcy przed historią „St. Louis”. Był on reakcją na opis świata, który „się zamknął, zaryglował”. Szlengel niewątpliwie odnosił się do politycznych decyzji wpływających na to zaryglowanie. W maju 1938 roku podczas konferencji w Évian większość z biorących w niej udział państw odmówiła przyjęcia żydowskich emigrantów, którym Hitler – jak sam wówczas zapowiadał – pozwoliłby wyjechać. Ich kwestia pozostała nierozwiązana.
„Płyną okręty” – wyróżnione pierwszą pozycją na trackliście oraz znakomitą okładką zaprojektowaną przez Ygrekowskiego – to utwór naprawdę niezwykły, gdy spojrzeć na niego w szerszym kontekście. Gdy tworzony przez Hańbę!, inspirowany przeszłością obraz coraz agresywniejszej teraźniejszości zaczyna się niepokojąco spełniać, zespół sięga po tekst z 1939 roku, w którym wizja uchodźców niemogących dobić do brzegu była jeszcze tylko i aż przejmującym wyobrażeniem poetyckim. Po chwili stało się ono rzeczywistością prześladującą nas po dziś dzień. Artur Domosławski w wydanych trzy lata temu „Wykluczonych” opisywał dramat Rohingjów uciekających z Birmy przed czystkami etnicznymi, a następnie na statkach – nazywanych pływającymi trumnami – dryfujących między Malezją a Tajlandią bez zgody na przybicie do jakiegokolwiek portu.
Hańba! osiąga wstrząsający efekt, zestawiając obok siebie dwa pierwsze utwory: „Płyną okręty” i „Polskie kolonie”. Kontrast sytuacji ludzi-odpadów błąkających się po morzach bez nadziei na ratunek oraz opowieści o mocarstwowych ambicjach polskiej polityki kolonialnej odmalowany w wierszu Tadeusza Hollendera jest bardzo wymowny. Połączenie tych tekstów to doskonały sposób na zobrazowanie ignorancji, która często wyraża się poprzez tworzenie monumentalnych, epickich scenariuszy w żaden sposób nie związanych z rzeczywistymi możliwościami, a jednocześnie najpilniejszymi problemami otaczającego nas świata.
Wśród poetów przywołanych na „1939” szczególne miejsce zajmuje Zuzanna Ginczanka. Do jej słów powstały dwa z sześciu utworów: „Łowy” oraz „Praczki”. Od kilku lat możemy obserwować proces stopniowego przywracania pamięci o rozstrzelanej w 1944 roku przez nazistów autorce tomu „O centaurach”, jednej z najbarwniejszych postaci drugiej połowy literackiego międzywojnia. Po wystawie „Tylko szczęście jest prawdziwym życiem” zorganizowanej w 2016 roku przez Muzeum Literatury im. Adama Mickiewicza w Warszawie, wmurowaniu rok później tablicy pamiątkowej przy ulicy Mikołajskiej w Krakowie (gdzie w latach 1943–1944 ukrywała się poetka), wydaniu książki Marii Stauber „Musisz tam wrócić” poświęconej przyjaźni Lusi Germont i Zuzanny Ginczanki utwory Hańby! są kolejnym bodźcem do wprowadzenia jej wierszy tam, gdzie od początku było ich miejsce – do świata kultury popularnej.
„Łowy” i „Praczki” wydają się gotowym materiałem dla twórców piosenek. Teksty autorki publikującej w satyrycznych „Szpilkach” łączą w sobie oryginalność tematów, ostrość publicystycznych spostrzeżeń z lekkością formy i subtelnym humorem. Żyjąc w atmosferze coraz większego zaszczucia, narażona na antysemickie ataki, Ginczanka na pogardę odpowiadała groteską, dostrzegała w polityce nazistowskiej zarówno grozę, jak i śmieszność. „Łowy” przedstawiają przeszukiwania akt rodzinnych w celu odnalezienia niearyjskich korzeni – „niebieskooki blondyn myśliwy” stara się odkryć w archiwach, a więc upolować, babkę Żydówkę. To obraz z jednej strony satyrycznie karykaturalny, a z drugiej – zwracający uwagę na proces stopniowej dehumanizacji ofiar i determinację oprawców. Podobnie przewrotne są „Praczki”. Nawiązują one do z pozoru błahego wydarzenia: gdy przygotowujące się do wojny Niemcy, wprowadzając politykę tak zwanej walki z marnotrawstwem, wydały pralniom polecenie jak najbardziej starannego obchodzenia się z bielizną. Jej uszkodzenie lub zniszczenie mogło być traktowane jako działanie sabotażowe. Ukazane w tekście kobiety wykonują swoje obowiązki bardzo skrupulatnie, „by nie podrzeć koroneczki i oszczędzić na bombeczki”. Ginczanka obraca politykę hitlerowską w mroczny żart, jednocześnie podkreślając – w obu wierszach – drobiazgowość i skrupulatność działań nazistów. Tworzy także przerażający obraz gigantycznej machiny, w której setki tysięcy osób, wykonując – za biurkiem, nad balią – rutynowe, z pozoru niewinne działania, kładły fundamenty pod budowę obozów zagłady.
Trzeba przyznać, że Hańba! znalazła dla tych niezwykłych wierszy odpowiednią formę. Dzięki udziałowi Basi Songin, Kasi Kapeli, Zosi Zembrzuskiej, czyli wokalistek z folkowej grupy Sutari, punkowa siermiężność zostaje przełamana delikatnością wywołującą skojarzenia z piosenkami Kabaretu Starszych Panów. Dzięki temu fragmenty „1939” mają w sobie coś niepokojąco kojącego – przypominają o tym, jak łatwo można uśpić sumienie, wyprzeć świadomość nadciągającej katastrofy. Efektowny pomysł na odzwierciedlenie przesłania tekstu muzyczną ekspresją przynosi również „Milczę” (utwór powstały do wiersza „Litania” Józefa Wittlina). To swego rodzaju rachunek sumienia, polegający na wymienianiu tego, co nie zostaje zwerbalizowane: bomby spadające na Madryt, Bereza Kartuska, głód głodnych, sytość sytych, szczucie ludzi przeciw ludziom… Wszystko to, co w tekście Wittlina układa się w wyciszoną, przejmującą modlitwę, Hańba! zmienia w chyba najagresywniejszy utwór w swojej historii – już nawet nie wykrzyczany, tylko wywrzeszczany manifest przeciwko obojętności.
„Chcemy, żeby początkiem i końcem ludobójstwa był nazizm. Tak jest najwygodniej” – zdanie Svena Lindqvista, autora książki „Wytępić całe to bydło”, dobrze podsumowuje bardzo niewygodny minialbum Hańby!. W kontekście wstrząsających doświadczeń II wojny światowej wielokrotnie powtarzano hasło „Nigdy więcej”. Niestety coraz częściej brzmi ono jak pobożne życzenie bądź naiwny frazes.
Hańba!, „1939”
Antena Krzyku / Opensources
2019