Archiwum
03.06.2019

W formie?

Maciej Duda
Literatura

Sorge, tytułowe miasteczko z nowej powieści Aleksandry Zielińskiej, to przestrzeń wielokrotna i nieciągła. To miejsce pograniczne, w którym spotykają się przeciwstawne żywioły miasta i wsi, opisywane przez autorkę w jej poprzednich narracjach. To mieścina nawleczona na krajówkę albo melancholijne miejsce przylegające do starego dworku, obrastające go niczym huba. To przestrzeń z czworakami i z bezszelestnymi salonami sterylnych domów odlanych z betonu i szkła. To przestrzeń, w której nie tyle spotykają, ile nakładają się na siebie realności kolejnych dekad XX wieku. Jakby minione nigdy nie odchodziło w przeszłość, tylko uparcie trwało i przebijało na zgięciach wysłużonej mapy Sorge/Bożej Woli. Palimpsestowość tego miejsca organizuje pamięć kolejnych bohaterek, którymi mówi do nas Zielińska: Adeli, Tuli i dziewczyny. Opisując ściślej, należałoby Sorge zakwalifikować jako przestrzeń pamięci, nie jako realną, fizyczną topografię, ponieważ podobnie jak pamięć, ma ono strukturę momentalną, nieuchwytną, jest reakcyjne, znika i wyskakuje zgodnie z działaniem obron i popędów wspomnianych bohaterek.

Wektor pamięci zawsze skierowany jest w przeszłość. Zapętla to, co teraz, z tym, co było. Podobnie zbudowana jest retardacyjna narracja Zielińskiej. Schemat pętli stał się jej podstawową figurą. Organizuje przestrzeń, czas oraz akcję. W ten sposób „Sorge” może być powidokiem Schulzowskiego Drohobycza. Obie przestrzenie/narracje można czytać psychoanalitycznie, wykorzystując tropy melancholii lub studiów nad traumą. Choć zaznaczyć należy, że powyższe porównanie czy raczej paralela to tylko wynik czytelniczej zbieżności, literaturoznawczego skojarzenia, w którym zaakcentować należy genderową różnicę między wskazanymi narracjami. „Sorge” to historia pamięci matek, córek i sióstr, nie syna i ojca. Mężczyźni są tu zmarginalizowani, co nie oznacza, że stają się manekinami. Oni także mierzą się z własnymi traumami, ich głos również zabrzmi w Bożej Woli, ale w drugim planie i bez wsparcia protoplastów.

Jądrem przestrzeni oraz nakładających się na siebie narracji jest tutaj wspomniany dworek Czyżewskich. Otoczona parkiem ruina pełni funkcję prześcieradła/ekranu, na którym wyświetlają się lęki i pragnienia bohaterek. Jednocześnie jest też czymś na kształt inkubatora chroniącego przed realnością albo jaskini, w której zaznać mogą spokoju. Skradające się tam bohaterki, każda indywidualnie, nie współdzielą tej przestrzeni, raczej ją wsobnie zajmują, obok siebie, ale osobno. Mimo podobieństw, wspólnoty krwi, uczuć i wątków, zabliźnione we własnych traumach, muszą się mijać. Każda z nich musi się zmierzyć z własnymi utratami. Adela ze stratą dzieci, wnuczki i pamięci, Tula ze śmiercią Marianki, bezimienna dziewczyna z odejściem siostry, matki i dwanaściorga podopiecznych. Wszystkie trzy tracą też same siebie. Sorge staje się dla nich jedynym gwarantem przetrwania. Tylko tam istnieć może to, czego już nie ma. Tylko tam mogą cały czas trwać w utracie i tęsknocie, które wypełniają każdą z bohaterek. Wyjazd z miasta czy zgoda na remont dworu są dla nich niemożliwe. Żadna z nich nie chce i nie umie wyjść z pajęczyny traumatycznych wspomnień. Wirują między domami, zrujnowanym dworem i cmentarzem z dziecięcymi nagrobkami.

Każde z bieżących zdarzeń widzimy wielokrotnie, z różnych perspektyw. Głosy bohaterek prowadzone są osobno. Poznajemy je w pierwszoosobowych narracjach, by po krótkim prologu czytać je w mowie pozornie zależnej, tak jakby jednocześnie mówiły i nie mówiły własnym głosem; jakby ta forma podawcza symbolizowała ich uwięzienie, zatrzymanie w połowie drogi. Ten autorski wybór dokładnie oddaje emocjonalne uwięzienie bohaterek, cechującą ich niemożliwość oswobodzenia z utraty, przymus odgrywania tego, co bolesne.

Trudno napisać o „Sorge” wyraźniej. Klimat tej opowieści przytłacza. Czytelnik czuje się, jakby wkładał palce w niezabliźnione rany. Z jednej strony wie, że to niehigieniczne i niegrzeczne, z drugiej ciekawi go źródło ropni i strupów okalających kolejne cięcia na udach jednej z bohaterek. Nie bez przyczyny abiektalność tej prozy ilustruję cielesną metaforą. Sama Zielińska ucieka się do wyraźnej somatyzacji psychicznych stanów powołanych do życia bohaterek. Ich cierpienie jest również fizyczne, bliskie ciału, związane z jego strukturą i mechaniką, z zachodzącymi w nim procesami i z jego wydzielinami.

Palimpsestowość tych historii sprawia, że nie wiemy, co traktować należy jako symptom, a co jako przyczynę. Czy zwornikiem nieszczęść jest właśnie tytułowe miejsce – po polsku zwane Bożą Wolą, czy jednak psychiczne struktury bohaterek, które symbolizować może niemiecka nazwa miasteczka Sorge – martwić się? Powyższe pytanie wydaje się fałszywym dylematem. Unieważnia go już samą autorka, która wprowadza i nie rezygnuje z podwójnej onomastyki. Boża Wola prześwituje przez Sorge. Choć zwracając uwagę na częstotliwość występowania obu nazw oraz na wybór tytułu powieści, sądzić można, że ważniejsza pozostaje tu (nie)moc bohaterek, a nie okoliczności od nich niezależne, losowe, boskie. To działania Adeli, Tuli i dziewczyny mają być w pierwszym planie. To one kształtować mają przestrzeń.

„Sorge” powtarza to, co pojawiło się w poprzednich książkach Zielińskiej. W każdej z nich z bliska przyglądamy się bohaterkom, które mierzą się z trudnymi dla nich emocjami, przeżyciami, traumami. Podobnie jak we wcześniejszych powieściach i opowiadaniach, ważną funkcję pełnią tu wspomniana retardacja, umiejętność budowania napięcia, niepisania wprost, słowna oszczędność, umieszczanie znaczeń między wierszami. Kodowania emocji w postaci powtarzających się fraz, słowach kluczach, wyliczeniach. Na tej podstawie można by napisać, że Zielińska wypracowała już rozpoznawalny styl i jednocześnie cały czas mierzy się z literacką formą. Wciąż sprawdza, jak słowo oddać może to, co noszą w sobie jej bohaterki. Jak wyraz przylegać może do tego, co czują. Jak język jest w stanie zbudować ich historie i je same. I chyba to wydaje mi się najciekawsze w prozie, która zorganizowana jest w taki sposób, że pauza i przemilczenie stają się tu równoznaczne słowu.

 

Aleksandra Zielińska, „Sorge”
W.A.B.
Warszawa 2019